Reklama

Wiara

Między rozpaczą a nadzieją

Na wiosnę słyszało się pytania: jaka epidemia?! Znacie kogoś zakażonego albo chorego? Teraz wystarczy się tylko dobrze rozejrzeć, żeby zobaczyć jej skutki. I nawet jeśli macie dosyć covidowych historii, to pandemia reżyseruje nam życie na niespotykaną dotąd skalę. Rani, odbiera ukochanych ludzi, skazuje na lęk i niepewność jutra, ale bywa – o dziwo – że daje też nadzieję.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Nieszczęście zawsze się skrada, zauważyłaś? Jest ciche, podstępne, a jak zaatakuje, człowiek nawet nie zdąży się zdziwić – mówi Marta, której Covid zabrał mamę. – Złamała nogę na przejściu dla pieszych. Na tyle źle, że konieczna była operacja. Wszystko odbyło się szybko. Karetka, szpital... Rozmawiałam z nią codziennie przez telefon. Któregoś dnia usłyszałam: „Sąsiadka obok jest plusowa, przewożą mnie na oddział buforowy. To takie miejsce między normalnym oddziałem a covidowym. Ale to nic takiego, bo dobrze się czuję. Nie martwcie się o mnie...”.

Dwa dni później pierwsze objawy. Temperatura, rozsadzający czaszkę ból głowy, dreszcze. Przenieśli ją na oddział covidowy. Wtedy zerwał się kontakt, ale na szczęście trafił się nam naprawdę współczujący lekarz. Doktor Marek, nazwiska nie pamiętam, był spokojny, profesjonalny, pełen współczucia. Gdy stan mamy się pogorszył, zrobił coś naprawdę wspaniałego. Kazał nam włączyć w telefonie funkcję głośnomówiącą, nagrywanie rozmów i zwołać całą rodzinę. Powiedział: „Starajcie się nie płakać, to ważne”. Usłyszeliśmy głos mamy, ale już jakby nie jej... Brzmiała cichutko, łapała oddech, robiła długie przerwy. Powiedziała: „Jesteście wszyscy? Kochani, może być różnie, bo czuję się coraz słabsza. Wszystko, jak zwykle, jest w rękach Boga, więc dużo się teraz módlcie. Ja się modlę... Chcę, żebyście wiedzieli, że miałam dobre życie, że kocham was i macie się nawzajem pilnować i szanować”.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Odeszła 3 dni późnej. Rozwala mnie myśl, że była wtedy zupełnie sama. Nie mogę przestać o tym myśleć. Zmarła w maju, a mnie do dziś zdarza się ryczeć. Płaczę w aucie albo pod prysznicem, żeby nie martwić bliskich. Płaczę nie nad mamą, bo ona jest już u Boga, ale nad sobą, nad swoim osieroceniem, że ta cholerna pandemia odebrała nam ostatnie wspólne chwile...

Ludzie, pomyślcie

Patryk, jego tata wygrał z COVID-em: – Ciągle wraca do mnie dramat tej staruszki Kanadyjki, mieszkanki domu seniora, która poprosiła o eutanazję, bo nie była w stanie znieść cierpienia spowodowanego lockdownem. Pomyślałem o polskich domach seniorów, wszystkich DPS-ach, ośrodkach opiekuńczych, które od marca 2020 r. są w kwarantannie, co oznacza zakaz wszelkich odwiedzin. Nie wiem, ile tysięcy, najczęściej starych, chorych, niepełnosprawnych, samotnych, nie widziało od 10 miesięcy bliskich sobie ludzi! To okrucieństwo, o którym nikt nie mówi. U nas na pozór normalne życie, jakoś ogarniamy tę covidową rzeczywistość, a oni są pozamykani od miesięcy w czterech ścianach. Z jednej strony porażająca samotność, a z drugiej – nasza bezradność. Pamiętam, jak latem nosiłem tacie paczki do szpitala. Stałem przed tym gmaszyskiem jak bezpański pies i zastanawiałem się, które jest jego okno. Gdybym wiedział, to może udałoby się nam jakoś zobaczyć. A w środku kąsający ból, bo nasze ostatnie spotkanie przebiegło tak... byle jak. Wsadzili go do karetki, widziałem tylko plecy, powiedział coś, ale tego nie dosłyszałem. Potem ta wojna na telefony – ile sygnałów wytrzymam, ile razy powita nas nieustannie zajęty numer w pokoju lekarzy, to łaszenie się do pań na portierni szpitala, żeby wzięły reklamówkę dla taty... Na szczęście mój ojciec to wojownik, wygrał z chorobą i mamy go w domu, ale cała ta sytuacja nauczyła nas... szukam dobrego słowa... – czujności, a może lepiej powiedzieć – uważności. Bo każde spotkanie z dziadkami, z ulubionym wujkiem czy ciotką może być tym ostatnim. Ludzie, pomyślcie o tym...

Reklama

Śmierci nie oswoisz

Barbara, lekarka: – Mam w domu wielką, wielopokoleniową rodzinę na czele z 90-letnią babcią, więc bardzo się bałam, że przyniosę ze szpitala covid. Bliscy łagodzili mój strach, przekonywali, że lekarz, szczególnie w takiej sytuacji, nie ma wyboru. Skupiłam się na procedurach sanitarnych, wmawiałam sobie, że tylko one mogą mnie uratować. Babcia powtarzała: „Dziecko, niczego nie zaniedbaj! Myj, odkażaj, dezynfekuj, a ja w tym czasie odmówię za ciebie Różaniec, Koronkę, poproszę o opiekę św. Antoniego i św. Ojca Pio. A ty obiecaj, że zanim wejdziesz na oddział, powiesz: Pod Twoją obronę”. Obiecałam, ale wiedziałam, że skoro mam taki fach, to zakażenia nie uniknę. Latem i jesienią poległ cały nasz oddział. Nie zachorowałam tylko ja i najstarsza wiekiem pielęgniarka. Teraz babcia żartuje, że odkąd wzięłam pierwszą dawkę szczepionki, to trochę odciążyłam świętych patronów (śmiech).

Reklama

Czy do oglądania cierpienia i śmierci można się przyzwyczaić? Żeby nie zwariować, żeby skupić się na pracy, każdy z nas musi znaleźć własny sposób radzenia sobie w takich sytuacjach. Tylko że teraz umiera tak wielu, tak wielu... Pracujesz bez wytchnienia, padasz z nóg ze zmęczenia, nie masz już życia rodzinnego, prywatnego, a pacjenci odchodzą, gasną, cichną. Nie da się śmierci oswoić...

Oddelegowano mnie do kontaktów z rodzinami. Nie umiem ulżyć ich rozpaczy i cierpieniu, staram się więc krótko i treściwie raportować o stanie chorego, ale mięknę, gdy płaczą, a zawsze płaczą i zadają masę dodatkowych pytań. Po miesiącach te głosy zlewają się w jeden wielki lament, ale jedną rozmowę pamiętam szczególnie. W słuchawce starszy męski głos. Mówię, co mam powiedzieć, a tam cisza... Dopytuję więc: „Halo, halo, zrozumiał pan?”. Wreszcie słyszę zdumiony dziadeczkowy głos: „Pani doktor, ale jak Halinka umrze, to mnie już nikt na świecie nie zostanie...”. Tak mi szkoda, że to nie ja przekazałam dziadeczkowi dobrą nowinę, że jego żona wyzdrowiała... Rzadko zdarzają się nam w tej pracy dobre chwile. Nasz szef mówi, że zawsze, gdy na jego dyżurze nikt nie umrze, chce mu się skakać z radości.

Myślałem: to koniec

Wojtek – ozdrowieniec: Gdy okazało się, że szef ma koronawirusa, wszystkim w firmie kazano zrobić wymaz. Byłem dodatni. Pierwsza trudność – dla mnie porażająca – całkowita izolacja. W trosce o rodzinę zdecydowałem, że przeczekam w pustym mieszkaniu przyjaciela. W ciągu kilku dni stan zdrowia pogorszył się na tyle, że lekarz skierował mnie do szpitala. Mam 48 lat i nigdy wcześniej nie chorowałem poważnie. Zabrali mnie tak, jak stałem. Potem ten koszmarny oddział. Nie w sensie ludzi, bo tu akurat nie mogę narzekać, ale sytuacji. Jestem silny, wysportowany, a raczej byłem, a tu nagle słabość jak u panienki. Wstydziłem się, że lecę pielęgniarkom przez ręce, nie rozumiałem, co się ze mną dzieje. Ból całego ciała, łapanie oddechu jak ryba wyciągnięta na brzeg. Bałem się usnąć, bo wydawało mi się, że wtedy przestanę oddychać. A wokoło scenografia jak z filmu grozy. Najgorsza była cisza, żadnego ludzkiego odgłosu, zero kichania, kaszlu, smarkania, szeptów, tylko te dyszące, buczące maszyny. Przy łóżku pojawiali się ludzie zapakowani szczelnie w te skafandry, jak kiełbasa w folię, gogle na pół twarzy, niżej maska. Dotykali mnie „plastikowymi rękami”, nie widziałem ich twarzy, więc nie wiedziałem, czy się do mnie uśmiechają, a może są zmęczeni, źli, wkurzeni. Nawet to, co mówili, brzmiało niewyraźnie.

Reklama

Teraz już wiem, jak to jest czuć, że życie z człowieka uchodzi. I jaką ulgę przynosi dotyk dłoni, jak dobrze jest usłyszeć czyjś głos. Dlatego gdy poczułem się lepiej, pomagałem słabszym, karmiłem ich, poiłem, trzymałem przy uchu telefon, żeby mogli choć przez chwilę porozmawiać. To może dziwnie zabrzmieć, ale ta trauma sprawiła, że kilka spraw przemyślałem – np. widziałem moc sakramentu chorych i to jak ważna była dla ludzi wizyta kapelana.

***

Do końca stycznia 2021 r. zaraziło się COVID-em 1,5 miliona Polaków. Zmarło ponad 35 tys. Blisko 50% wszystkich covidowych łóżek jest ciągle zajętych.

2021-02-03 10:04

Ocena: +3 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Hiszpania/ Zakażenia koronawirusem w ponad 50 szkołach

W ponad 50 szkołach w Hiszpanii potwierdzono zakażenia koronawirusem. W grupie zainfekowanych są zarówno uczniowie, jak i pracownicy tych placówek - poinformowała w czwartek hiszpańska minister oświaty Isabel Celaa.

Sprecyzowała, że do czwartku rano w 53 szkołach w kraju służby medyczne potwierdziły “zdarzenia” związane z infekcjami SARS-CoV-2.

CZYTAJ DALEJ

Święty oracz

Niedziela przemyska 20/2012

W miesiącu maju częściej niż w innych miesiącach zwracamy uwagę „na łąki umajone” i całe piękno przyrody. Gromadzimy się także przy przydrożnych kapliczkach, aby czcić Maryję i śpiewać majówki. W tym pięknym miesiącu wspominamy również bardzo ważną postać w historii Kościoła, jaką niewątpliwie jest św. Izydor zwany Oraczem, patron rolników.
Ten Hiszpan z dwunastego stulecia (zmarł 15 maja w 1130 r.) dał przykład świętości życia już od najmłodszych lat. Wychowywany został w pobożnej atmosferze swojego rodzinnego domu, w którym panowało ubóstwo. Jako spadek po swoich rodzicach otrzymać miał jedynie pług. Zapamiętał również słowa, które powtarzano w domu: „Módl się i pracuj, a dopomoże ci Bóg”. Przekazy o życiu Świętego wspominają, iż dom rodzinny świętego Oracza padł ofiarą najazdu Maurów i Izydor zmuszony był przenieść się na wieś. Tu, aby zarobić na chleb, pracował u sąsiada. Ktoś „życzliwy” doniósł, że nie wypełnia on należycie swoich obowiązków, oddając się za to „nadmiernym” modlitwom i „próżnej” medytacji. Jakież było zdumienie chlebodawcy Izydora, gdy ujrzał go pogrążonego w modlitwie, podczas gdy pracę wykonywały za niego tajemnicze postaci - mówiono, iż były to anioły. Po zakończonej modlitwie Izydor pracowicie orał i w tajemniczy sposób zawsze wykonywał zaplanowane na dzień prace polowe. Pobożna postawa świętego rolnika i jego gorliwa praca powodowały zawiść u innych pracowników. Jednak z czasem, będąc świadkami jego świętego życia, zmienili nastawienie i obdarzyli go szacunkiem. Ta postawa świętości wzbudziła również u Juana Vargasa (gospodarza, u którego Izydor pracował) podziw. Przyszły święty ożenił się ze świątobliwą Marią Torribą, która po śmierci (ok. 1175 r.) cieszyła się wielkim kultem u Hiszpanów. Po śmierci męża Maria oddawała się praktykom ascetycznym jako pustelnica; miała wielkie nabożeństwo do Najświętszej Marii Panny. W 1615 r. jej doczesne szczątki przeniesiono do Torrelaguna. Św. Izydor po swojej śmierci ukazać się miał hiszpańskiemu władcy Alfonsowi Kastylijskiemu, który dzięki jego pomocy zwyciężył Maurów w 1212 r. pod Las Navas de Tolosa. Kiedy król, wracając z wojennej wyprawy, zapragnął oddać cześć relikwiom Świętego, otworzono przed nim sarkofag Izydora, a król zdumiony oznajmił, że właśnie tego ubogiego rolnika widział, jak wskazuje jego wojskom drogę...
Izydor znany był z wielu różnych cudów, których dokonywać miał mocą swojej modlitwy. Po śmierci Izydora, po upływie czterdziestu lat, kiedy otwarto jego grób, okazało się, że jego zwłoki są w stanie nienaruszonym. Przeniesiono je wówczas do madryckiego kościoła. W siedemnastym stuleciu jezuici wybudowali w Madrycie barokową bazylikę pod jego wezwaniem, mieszczącą jego relikwie. Wśród licznych legend pojawiają się przekazy mówiące o uratowaniu barana porwanego przez wilka, oraz o powstrzymaniu suszy. Izydor miał niezwykły dar godzenia zwaśnionych sąsiadów; z ubogimi dzielił się nawet najskromniejszym posiłkiem. Dzięki modlitwom Izydora i jego żony uratował się ich syn, który nieszczęśliwie wpadł do studni, a którego nadzwyczajny strumień wody wyrzucił ponownie na powierzchnię. Piękna i nostalgiczna legenda, mówiąca o tragedii Vargasa, któremu umarła córeczka, wspomina, iż dzięki modlitwie wzruszonego tragedią Izydora, dziewczyna odzyskała życie, a świadkami tego niezwykłego wydarzenia było wielu ludzi. Za sprawą św. Izydora zdrowie odzyskać miał król hiszpański Filip III, który w dowód wdzięczności ufundował nowy relikwiarz na szczątki Świętego.
W Polsce kult św. Izydora rozprzestrzenił się na dobre w siedemnastym stuleciu. Szerzyli go głównie jezuici, mający przecież hiszpańskie korzenie. Izydor został obrany patronem rolników. W Polsce powstawały również liczne bractwa - konfraternie, którym patronował, np. w Kłobucku - obdarzone w siedemnastym stuleciu przez papieża Urbana VIII szeregiem odpustów. To właśnie dzięki jezuitom do Łańcuta dotarł kult Izydora, czego materialnym śladem jest dzisiaj piękny, zabytkowy witraż z dziewiętnastego stulecia z Wiednia, przedstawiający modlącego się podczas prac polowych Izydora. Do łańcuckiego kościoła farnego przychodzili więc przed wojną rolnicy z okolicznych miejscowości (które nie miały wówczas swoich kościołów parafialnych), modląc się do św. Izydora o pomyślność podczas prac polowych i o obfite plony. Ciekawą figurę św. Izydora wspierającego się na łopacie znajdziemy w Bazylice Kolegiackiej w Przeworsku w jednym z bocznych ołtarzy (narzędzia rolnicze to najczęstsze atrybuty św. Izydora, przedstawianego również podczas modlitwy do krucyfiksu i z orzącymi aniołami). W 1848 r. w Wielkopolsce o wolność z pruskim zaborcą walczyli chłopi, niosąc jego podobiznę na sztandarach. W 1622 r. papież Grzegorz XV wyniósł go na ołtarze jako świętego.

CZYTAJ DALEJ

Jasna Góra: dziękczynienie za dar przyjęcia I Komunii Świętej

2024-05-15 17:34

[ TEMATY ]

Jasna Góra

Pierwsza Komunia św.

Karol Porwich/Niedziela

Przyjeżdżają, aby podziękować za dar przyjęcia I Komunii Świętej. To czas dziękczynienia dzieci, ale i rodziców, katechetów, duszpasterzy - docierają na Jasną Górę ze wszystkich stron Polski.

- Tworzymy piękną rodzinę, bo jesteśmy tu wspólnie z dziećmi, ich rodzicami, opiekunami, nauczycielami - zauważył proboszcz parafii św. Jana Chrzciciela z Chełma z diec. tarnowskiej ks. Jerzy Bulsa.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję