Reklama

W wolnej chwili

Zepsuty telewizor

Niedziela Ogólnopolska 33/2023, str. 38-39

[ TEMATY ]

Opowiadania

Grafika: Adobe Stock/Grażyna Kołek

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Popsuł się telewizor na dole, u proboszcza. Wezwany do naprawy spec rozkłada bezradnie ręce, nie ma takiej lampy, sprowadzi, ale to potrwa. Dramat. Obok wieczornego udoju i kolacji adoracja telewizora jest punktem stałym, niezmiennym i nie do zastąpienia. Proboszcz pociesza gospodynię.

– Pójdziemy na te parę wieczorów do wikarego. Mały ma ten telewizor, ale siądziesz bliżej, jakoś będzie.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Mnie nikt nie pyta, bo i po co. Po kolacji zaczyna się wyprawa. Ja idę przodem włączyć i przygotować, za mną gospodyni i proboszcz. Kolejność nie jest obojętna. Wejście do mnie to bardzo wąskie schody i dosyć strome. Pani gospodyni jest korpulentną osobą, ze słabymi nogami. Proboszcz idzie więc za nią, oparty barkiem o jej pupę, i popycha ją do góry, zachęcając jednocześnie.

– No, Mania, szybciej, bo się zacznie. No, bokiem, bokiem, Mania, jeszcze parę stopni. Żwawiej.

Usapani dochodzą wreszcie na miejsce. Okazuje się, że ja dysponuję tylko krzesłami. Proboszcz dla pełnego komfortu potrzebuje jednak czegoś do leżenia. Wierci się na tym krześle niemiłosiernie i obmyśliwuje jakieś wyjście z sytuacji. Łóżko stoi w innym kącie, przesunąć nie bardzo się da. Wpada nagle na jakiś pomysł, każe zapalać światło, przesuwać stół, robić na coś miejsce. Obrywa mu się od gospodyni, bo to środek kobry, w takim razie musiał to być czwartek.

– Chodź za mną. Nie marudź. A ty uważnie oglądaj, potem nam opowiesz.

Okazuje się, że na strychu ma starą kozetkę, która będzie pasować jak ulał. Taszczymy ją do środka, obijając o drzwi. Gospodyni syka co raz, żebyśmy byli cicho, bo to teraz najważniejszy moment. Nieruchomiejemy na chwilę, ale ten moment trwa i trwa. Z awanturą udaje nam się ustawić wszystko jak trzeba i proboszcz szczęśliwy lega, nieciekawy już wcale, kto i kogo zabił i czy go złapali. Za niedługi moment rozlega się ciche pochrapywanie, znaczy się wszystko jest, jak powinno być. Co jakiś czas budzi się nagle i pyta o szczegół programu, który już minął, i nie czekając na odpowiedź, zasypia na powrót.

Reklama

Około 22 z minutami budzi się na dobre i marudzi. Nie ma już oglądania ani rozmowy, proboszcz jest coraz bardziej niecierpliwy.

– No, Mania, chodź już do domu. Oczu szkoda.

Nie ma rady, gospodyni, acz niechętnie, burcząc i wyrzekając, zbiera się do wyjścia. Te wieczorne seanse trwają znacznie dłużej niż kilka dni, bo lampa jakaś niezwykła, niedostępna w okolicy. W takim razie mój telewizor trafia na dół. Szczęśliwe rozwiązanie dla wszystkich. Proboszcz wysypia się na tych wieczornych seansach, choć się do tego absolutnie nie przyznaje, rano skarży się, że ze zgryzoty nie może spać. Miewa też lepsze pomysły, np., żebyśmy o piątej odmawiali Jutrznię. Całe szczęście pozostaje to w sferze projektów i propozycji.

– Dzisiaj wieczorem idziemy do doktora – informuje mnie z nagła proboszcz.

– Po co? – Pytam, nie bardzo rozumiejąc.

– Z wizytą, a po co się chodzi?

– Proboszcz ma się źle?

– A gdzie tam, na kolację idziemy.

Zażyłość ich ma swoją historię i trwa od lat. Sięga czasów, kiedy proboszcz pomagał doktorowi i mobilizował ludzi do budowy. Nasz ośrodek zdrowia, chluba okolicy, to również placówka położnicza. Prowadzi ją dwoje lekarzy, małżeństwo z dwójką uroczych dzieci. Chłopiec, starszy, jest już w szkole, jego młodsza siostra w przedszkolu. Informuje mnie natychmiast, że wymawia już wszystkie literki, ma tylko kłopot z dwiema: z „szy” i z „szy”. Cokolwiek się pod tym kryje, mówię jej, że to przejściowe. Zaskarbiam sobie natychmiast jej względy. Wracamy późno w dobrych nastrojach, bo pani doktor świetnie gotuje, on zaś jest koneserem win i pochodnych od wina. Tylko gospodyni nie podziela naszego entuzjazmu. Sama przesiedziała cały wieczór. Nieciekawa też jest naszych wrażeń i denerwuje ją, kiedy proboszcz koniecznie chce jej opowiedzieć, ze szczegółami, co jadł i jak mu smakowało.

Reklama

– Nie wiesz, co ją ugryzło? Odgraża się, że wyjedzie. Przecież kolacji nie musiała robić. Kto to pojmie, o co idzie babie. – Proboszcz się dziwi, ale za chwilę dodaje: – Mogliśmy ją wziąć. Nie podpowiesz człowiekowi. Co z ciebie za facet?

No cóż, proboszcz nie może być winny.

Łapie mnie kiedyś doktor z nietypową prośbą. Ma na oddziale dziewczynę z dzieckiem, po którą się nikt nie zgłasza, sama zaś boi się jechać, bo jej nie przyjmą; pyta mnie, czy nie pojechałbym z nim, żeby pomóc biedaczce. Doktor w kitlu, ja w sutannie, bo sprawa poważna, i na tylnym siedzeniu dziewczyna z dzieckiem. Płacze, bo boi się reakcji rodziny. Jedzie się długo, to odległa wioska już nie w naszej parafii, w sąsiedniej, pod lasem parę chałup. Wchodzimy najpierw my. Doktor mówi „dzień dobry”, ja chwalę Boga, u mieszkańców totalne zaskoczenie. Zaczynamy, z czym przyjechaliśmy, i kończy się uprzejmość, a kobieta wpada w niesamowity jazgot. Nie przyjmie latawicy, kto nie słucha ojca matki i tym podobne. Zacietrzewienie i zaciekłość niesamowite. Nie pomagają żadne nasze argumenty, zaklinania, namowy. Nikt ich nie słucha, jesteśmy bezradni. Kobieta nieustannie krzyczy, macha rękami, płacze, przeklina, jakby dostała jakiejś histerii. Wychodzimy, może się uspokoją, może z ciekawości wyjdą za nami. Nic takiego nie następuje. Doktor dla ukojenia nerwów pali zachłannie papierosa. Próbujemy ustalić, co można zrobić w takiej sytuacji. Pytamy dziewczynę o innych krewnych, żeby przeczekać, pozwolić im się przyzwyczaić. Nikogo tu w okolicy nie ma, do kogo mogłaby pójść. Próbujemy jeszcze raz w środku, z tym samym skutkiem. Ani pobożne, ani zdroworozsądkowe argumenty nie trafiają. Doktor próbuje straszyć milicją, odpowiedzialnością karną. Na nic. Wychodzimy bezradni. Musimy wracać.

Reklama

– Nie mam wolnego łóżka. Co za ludzie.

Kiedy podchodzimy do samochodu, z domu wychodzi ojciec.

– Nie chce pan nawet zobaczyć swojego wnuka? Niech pan podejdzie.

Podchodzi nieśmiało, każemy dziewczynie wyjść z samochodu i pokazać dziecko. Rozchyla kocyk, mężczyzna pochyla się nad dzieckiem. Chłopczyk jest śliczny, z kędzierzawą czuprynką, patrzy ciekawie, robi grymas, jakby się uśmiechał.

– Matka, chodź, zobacz, do nas podobne.

Wybiega kobieta, fartuchem ociera oczy, staje ostrożnie za plecami męża, zagląda przez ramię, przygląda się. Całkiem niespodziewanie dla nas pyta córkę:

– Jak mu dałaś na imię?

Córka niepewnym głosem odpowiada, że nie wie, czekała, żeby się z nimi naradzić.

– O mój Boże – mówi łagodnym głosem – miałeś rację, do nas podobny. Jaki fajny. No to chodź, nie stój na dworze.

Bierze dziecko z rąk córki i idą do domu w najlepszej zgodzie. Ciumka do dziecka po drodze jak najszczęśliwsza babcia na świecie. Na nas nawet nie spojrzą. Zamykają furtkę i drzwi i po wszystkim.

– Pojmie to kto? – mówi do mnie rozbawiony doktor. Wracamy uszczęśliwieni.

– Za jakiś czas przyjadę do kontroli, to powiem księdzu, jak im się układa. Żegna mnie doktor przy furtce plebanii. To nie koniec wrażeń tego dnia. Jest już późno, proboszcz czeka na mnie w kuchni.

– Co tak długo? Wszystko już sprzątnięte, Mania poszła do siebie. Coś ci zostało na kolację.

Patrzę żałośnie na połówkę jajka. Smaruję chleb, proboszcz robi mi herbatę. Pojawia się gospodyni zwabiona głosami i opowieścią. Rzuca okiem na stół.

– Zjadłeś mu wszystko? – pyta z niedowierzaniem.

– O, zaraz wszystko. Zostało przecież. Miałem jakiś taki apetyt, zresztą co było robić, jego nie było, ty poszłaś. Tak jakoś bezwiednie. Smakowało mi, wiesz?

Reklama

Macha tylko ręką. Patrzy na to, co mi zostało na tę kolację.

– I co ja mu teraz dam?

– Ugotuj mu jedno jajko, niech pęknie.

Śmiejemy się już wszyscy, nawet gospodyni. Wracam do opowieści. Stół w kuchni jest olbrzymi, zajmuje całą długość ściany. U jednego końca siedzę ja, bliżej drzwi, po drugiej stronie proboszcz; słuchając, przygotowuje się do snu. Jest wprawdzie łazienka, ale on z przyzwyczajenia myje się w kuchni, w miednicy. Właśnie nalał sobie ciepłej wody, rozsiadł się wygodnie i ma zamiar myć nogi. Ja jem i ciągle im opowiadam o tej naszej wyprawie z doktorem. Proboszcz zdejmuje skarpety, ogląda i w zasłuchaniu kładzie na brzegu stołu. Gospodyni spod pieca wychwytuje moje spojrzenie, patrzy w tę stronę i zgorszona woła do brata:

– Zgłupiałeś, gdzie to kładziesz, przecież chłopak je!

Zdziwiony proboszcz patrzy na nas i z rozbrajającą pogodą ducha mówi:

– No, przecież to apostolskie stopy.

Wybuchamy śmiechem. Co za dzień. Aha, telewizor wreszcie naprawiony. Swój mam zabrać, natychmiast, bo zawadza.

2023-08-08 12:53

Oceń: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Nawet na popiół pazerni

Ante cinerum et quadragesimae... – Proboszcz mówi, a gospodyni tłumaczy. Znam pojęcia, ale nie znam zwyczajów... – Mamy posiedzenie sztabu duszpasterskiego. Brzmi bojowo, nie bardzo wiem, z czym się to je. Gospodyni:

CZYTAJ DALEJ

Św. Joanna d´Arc

[ TEMATY ]

Joanna d'Arc

pl.wikipedia.org

Drodzy bracia i siostry,
Chciałbym wam dzisiaj opowiedzieć o Joannie d´Arc, młodej świętej, żyjącej u schyłku Średniowiecza, która zmarła w wieku 19 lat w 1431 roku. Ta młoda francuska święta, cytowana wielokrotnie przez Katechizm Kościoła Katolickiego, jest szczególnie bliska św. Katarzynie ze Sieny, patronce Włoch i Europy, o której mówiłem w jednej z niedawnych katechez. Są to bowiem dwie młode kobiety pochodzące z ludu, świeckie i dziewice konsekrowane; dwie mistyczki zaangażowane nie w klasztorze, lecz pośród najbardziej dramatycznych wydarzeń Kościoła i świata swoich czasów. Są to być może najbardziej charakterystyczne postacie owych „kobiet mężnych”, które pod koniec średniowiecza niosły nieustraszenie wielkie światło Ewangelii w złożonych wydarzeniach dziejów. Moglibyśmy je porównać do świętych kobiet, które pozostały na Kalwarii, blisko ukrzyżowanego Jezusa i Maryi, Jego Matki, podczas gdy apostołowie uciekli, a sam Piotr trzykrotnie się Go zaparł. Kościół w owym czasie przeżywał głęboki, niemal 40-letni kryzys Wielkiej Schizmy Zachodniej. Kiedy w 1380 roku umierała Katarzyna ze Sieny, mamy papieża i jednego antypapieża. Natomiast kiedy w 1412 urodziła się Joanna, byli jeden papież i dwaj antypapieże. Obok tego rozdarcia w łonie Kościoła toczyły się też ciągłe bratobójcze wojny między chrześcijańskimi narodami Europy, z których najbardziej dramatyczną była niekończąca się Wojna Stulenia między Francją a Anglią.
Joanna d´Arc nie umiała czytań ani pisać. Można jednak poznać głębiej jej duszę dzięki dwóm źródłom o niezwykłej wartości historycznej: protokołom z dwóch dotyczących jej Procesów. Pierwszy zbiór „Proces potępiający” (PCon) zawiera opis długich i licznych przesłuchań Joanny z ostatnich miesięcy jej życia ( luty-marzec 1431) i przytacza słowa świętej. Drugi - Proces Unieważnienia Potępienia, czyli "rehabilitacji" (PNul) zawiera zeznania około 120 naocznych świadków wszystkich okresów jej życia (por. Procès de Condamnation de Jeanne d´Arc, 3 vol. i Procès en Nullité de la Condamnation de Jeanne d´Arc, 5 vol., wyd. Klincksieck, Paris l960-1989).
Joanna urodziła się w Domremy - małej wiosce na pograniczu Francji i Lotaryngii. Jej rodzice byli zamożnymi chłopami. Wszyscy znali ich jako wspaniałych chrześcijan. Otrzymała od nich dobre wychowanie religijne, z wyraźnym wpływem duchowości Imienia Jezus, nauczanej przez św. Bernardyna ze Sieny i szerzonej w Europie przez franciszkanów. Z Imieniem Jezus zawsze łączone jest Imię Maryi i w ten sposób na podłożu pobożności ludowej duchowość Joanny stała się głęboko chrystocentryczna i maryjna. Od dzieciństwa, w dramatycznym kontekście wojny okazuje ona wielką miłość i współczucie dla najuboższych, chorych i wszystkich cierpiących.
Z jej własnych słów dowiadujemy się, że życie religijne Joanny dojrzewa jako doświadczenie mistyczne, począwszy od 13. roku życia (PCon, I, p. 47-48). Dzięki "głosowi" św. Michała Archanioła Joanna czuje się wezwana przez Boga, by wzmóc swe życie chrześcijańskie i aby zaangażować się osobiście w wyzwolenie swojego ludu. Jej natychmiastową odpowiedzią, jej „tak” jest ślub dziewictwa wraz z nowym zaangażowaniem w życie sakramentalne i modlitwę: codzienny udział we Mszy św., częsta spowiedź i Komunia św., długie chwile cichej modlitwy prze Krucyfiksem lub obrazem Matki Bożej. Współczucie i zaangażowanie młodej francuskiej wieśniaczki w obliczu cierpienia jej ludu stały się jeszcze intensywniejsze ze względu na jej mistyczny związek z Bogiem. Jednym z najbardziej oryginalnych aspektów świętości tej młodej dziewczyny jest właśnie owa więź między doświadczeniem mistycznym a misją polityczną. Po latach życia ukrytego i dojrzewania wewnętrznego nastąpiły krótkie, lecz intensywne dwulecie jej życia publicznego: rok działania i rok męki.
Na początku roku 1429 Joanna rozpoczęła swoje dzieło wyzwolenia. Liczne świadectwa ukazują nam tę młodą, zaledwie 17-letnią kobietę jako osobę bardzo mocną i zdecydowaną, zdolną do przekonania ludzi niepewnych i zniechęconych. Przezwyciężywszy wszystkie przeszkody spotyka następcę tronu francuskiego, przyszłego króla Karola VII, który w Poitiers poddaje ją badaniom przeprowadzanym przez niektórych teologów Uniwersytetu. Ich ocena jest pozytywna: nie dostrzegają w niej nic złego, lecz jedynie dobrą chrześcijankę.
22 marca 1429 Joanna dyktuje ważny list do króla Anglii i jego ludzi, oblegających Orlean (tamże, s. 221-22). Proponuje w nim prawdziwy, sprawiedliwy pokój między dwoma narodami chrześcijańskimi, w świetle imion Jezusa i Maryi, ale jej propozycja zostaje odrzucona i Joanna musi angażować się w walkę o wyzwolenie miasta, co nastąpiło 8 maja. Innym kulminacyjnym momentem jej działań politycznych jest koronacja Karola VII w Reims 17 lipca 1429 r. Przez cały rok Joanna żyje między żołnierzami, pełniąc wśród nich prawdziwą misję ewangelizacyjną. Istnieje wiele ich świadectw o jej dobroci, męstwie i niezwykłej czystości. Wszyscy, łącznie z nią samą, mówią o niej „la pulzella” - czyli dziewica.

Męka Joanny zaczęła się 23 maja 1430, gdy jako jeniec wpada w ręce swych wrogów. 23 grudnia zostaje przewieziona pod strażą do miasta Rouen. To tam odbywa się długi i dramatyczny Proces Potępienia, rozpoczęty w lutym 1431 r. a zakończony 30 maja skazaniem na stos. Był to proces wielki i uroczysty, któremu przewodniczyli dwaj sędziowie kościelni: biskup Pierre Cauchon i inkwizytor Jean le Maistre. W rzeczywistości kierowała nim całkowicie duża grupa teologów słynnego Uniwersytetu w Paryżu, którzy uczestniczyli w nim jako asesorzy.

Podziel się cytatem

CZYTAJ DALEJ

Zaproszenie na Koncert Uwielbienia

2024-05-29 22:18

plakat organizatorów

    Już jutro, w Boże Ciało odbędzie się kolejny Koncert Uwielbienia w Zakliczynie!

    Koncert odbędzie się po raz 9! W czwartek 30 maja na terenach rekreacyjnych Klasztoru OO. Franciszkanów w Zakliczynie (ul. Klasztorna 2) o godz. 18. 30 rozpocznie się wydarzenie, w ramach którego zebrani będą uwielbiać Pana modlitwą, muzyką, śpiewem i tańcem.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję