Reklama

Niedziela Świdnicka

Już tak nie kolędujemy – o tradycjach kolędowania naszych i naszych dziadków

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ponad 90 polskich miast przeszło 6 stycznia ulicami w barwnym korowodzie Orszaku Trzech Króli. Rodzi się nowa niepowtarzalna tradycja, która zachęca wiernych do wspólnego kolędowania. Największe uliczne jasełka przyciągają coraz więcej uczestników. Wierni chcą w nich brać czynny udział. Pomimo tego już nie kolęduje się tak samo jak dawniej. Nie odwiedzamy się w swoich domach ze śpiewem na ustach.

Najbardziej ubolewają ludzie starsi, którzy w czasach swojej młodości jeszcze przed przybyciem na tzw. Ziemie Odzyskane w Polsce Centralnej i na Wschodzie kultywowali tradycję, a na święta Bożego Narodzenia czekało się cały rok, by poczuć nie tylko smak wigilijnych potraw, ale by cieszyć się niepowtarzalną atmosferą radości z narodzin Pana.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Pani Helena mieszkała w okolicach Tarnopola, dziś z rozrzewnieniem wraca pamięcią do czasów swego dzieciństwa.

- Już nie ma takich mroźnych zim i nie obchodzi się tak Bożego Narodzenia. W moim domu było biednie, ale potrafiliśmy się cieszyć. Nie czekało się na prezenty, a przygotowania do Świąt trwały niemalże cały miesiąc - wspomina.

Reklama

W domu pani Heleny Święta czuło się już od pierwszej niedzieli Adwentu. Pracy w polu nie było, bo ziemia była zamarznięta, a dzień był krótszy i słońce nie grzało już tak mocno. Kobiety w tym czasie spotykały się w jednym z domów i skubały pierze. Śpiewały, rozmawiały, śmiały się. W izbie było gwarno i wesoło. Dzieci w tym czasie robiły ozdoby na choinkę, głównie łańcuchy z bibuły i słomy. Czas oczekiwania na Wigilię był czasem nie tylko uprzątania obejścia i chałupy, ale i czasem przygotowania się na przyjście Pana Jezusa. Wszyscy byli spokojni. Nie było nerwowości, biegu, jak dziś. Każdą potrawę, ciasto kobiety szykowały same. Zbierały jajka, orzechy, miód, od miesiąca uwędzona kiełbasa suszyła się w spiżarce.

Takie przygotowania nastrajały ludzi, sprawiały, że bardziej cieszyli się z Bożego Narodzenia. Po kolacji wigilijnej w domu pani Heleny śpiewało się głośno kolędy.

- Ach, kiedyś to kolędy śpiewano, nie to co dzisiaj - ubolewa. - W tamtych czasach w ogóle dużo się wspólnie śpiewało i to głośno, dzisiaj już tego nie ma, a szkoda. Ojciec obsypywał izbę owsem i mówił: „Na szczęście, na zdrowie, na to Boże Narodzenie, żeby się darzyło, wszędzie pełno było. W oborze, w komorze, na polu, daj Boże”.

Najmilszym dniem dla pani Heleny był pierwszy dzień Świąt.

- Był to poważny dzień, lubiłam go, ponieważ śpiewano kolędy i słuchano opowieści starszych. Drugi dzień Świąt był bardziej zwariowany. Już nie siedziało się w domu, tylko biegało się po wsi i wyczyniano różne psoty.

Wieczorem chodzili kolędnicy. Był Król Herod, Anioł, Śmierć z kosą, Żydek z kozą, Dziad z workiem na dary, Żołnierz i Diabeł. W zamian za kolędowanie dostawali szczodraki nadziewane kapustą, serem albo melasą. A przez następne dni aż do Nowego Roku odwiedzano rodzinę i sąsiadów i zapraszano na poczęstunek.

- Wszyscy się radowali z narodzenia Pana Jezusa. Teraz takich Świąt już nie ma - podsumowuje krótko pani Helena.

Reklama

Pan Jan pochodzi z okolic Wołynia. W okresie świąt Bożego Narodzenia najbardziej tęskni za swoimi rodzinnymi stronami i za latami swojego dzieciństwa, które były beztroskie i wesołe, zwłaszcza Święta na jego wsi były zupełnie inne niż te, jakie przeżywają jego wnuki.

- W pierwszy dzień Świąt w naszej wiosce istniał zwyczaj chodzenia Ukraińców do Polaków. Sąsiedzi obdarowywali się słodkimi makowcami i piernikami. Makowce mojej mamusi były najlepsze w całej okolicy. W domu było pełno ludzi - domowników i gości. Do późnego wieczora śpiewali kolędy, raczyli się wypiekami i smakowitymi wędlinami. Starsi chłopcy chodzili z kolędą. Już od początku Adwentu przygotowywali gwiazdę z błyszczących papierków i kolorowej bibuły, i szopkę zrobioną w kształcie domku, w którym był żłóbek z Jezuskiem, Maryją, Józefem, zwierzętami, pastuszkami i aniołkami. Za kolędę dostawali orzechy i ciasto. Dziewczynkom rodzice nie pozwalali na kolędowanie, więc moje siostry pozostawały w domu. Dawniej Święta, chociaż skromniejsze, były weselsze. Chciałbym, żeby tamte czasy powróciły na nowo…

Dlaczego dziś już się tak nie kolęduje?

Pani Anna bardzo ubolewa nad tym, że już tak się nie śpiewa po kolacji wigilijnej, a w Święta sąsiedzi, znajomi i rodzina nie chodzą od domu do domu z kolędą.

Reklama

- Dziś święta Bożego Narodzenia traktuje się jak kolejny długi weekend, jak jakieś normalne odpoczywanie. Ludzie zamykają się w swoich domach i oglądają telewizję. W czasie kolacji wigilijnej nie rozmawia się, bo pomiędzy nałożeniem karpia w galarecie a kutii spogląda się na ekran - mówi zbulwersowana. - Gdzie te czasy, kiedy dzieci i młodzież chodziły po domach i przedstawiały jasełka? W tym roku żadna grupa kolędników nie chodziła w naszej miejscowości - kończy.

Do podobnych wniosków dochodzi mama malutkiego Adasia.

- Wszystko zależy od nas samych i wartości, jakie wynosimy z domu, ale i one w pewnym momencie ulegają przemianom i zupełnemu zeświecczeniu. Pewnie jak mój synek podrośnie, nie będzie chciał śpiewać kolęd po kolacji wigilijnej, bo nie będzie znał ich słów. Wstyd się przyznać, a i ja nie znam wszystkich zwrotek, jedynie te najbardziej popularne. Dla moich rodziców to oczywistość, a dziadkowie znają cały śpiewnik…

Grupy kolędnicze to także rzadkość.

- Ostatnich kolędników przyjęliśmy w domu pięć, może siedem lat temu i nie wspominam tej wizyty zbyt dobrze. To bezczelne, młodzi ludzie, jak już się decydują na kolędowanie, powinni znać słowa kolędy, powinni się przygotować, poprzebierać, a nie chodzić po domach tylko w celu zebrania pieniędzy na alkohol, który od nich było czuć - mówi zbulwersowana młoda matka.

Z uśmiechem na twarzy z kolei wspomina kolędników z lat swojego dzieciństwa.

- Dom zawsze był pełen ludzi. Odwiedzali nas znajomi rodziców i rodzeństwo z dziećmi. Jak za bardzo dokuczałam, tato straszył mnie diabłem. Pewnego razu kazał diabełkowi przemówić mi do rozsądku. Niewiele myśląc, rzuciłam w tego chłopca samochodem. Uciekł, a ja dalej grandziłam - śmieje się.

Reklama

Kasia - studentka pierwszego roku, choć nie śpiewa kolęd i nie grała nigdy w jasełkach, chciałaby, żeby czasy młodości jej rodziców czy dziadków powróciły.

- Nie śpiewam kolęd i nie raduję się tak bardzo ze świąt Bożego Narodzenia jak moi dziadkowie czy rodzice, ale to znak czasu i moda - tłumaczy. - Moi znajomi przerwę świąteczną w szkole traktują jak ferie, to czas na zregenerowanie sił, spotkanie z kolegami. Nie ma w tym żadnego wyższego celu. A na Boże Narodzenie czekają, bo można znaleźć pod choinką prezenty. To znak czasu, w jakim żyjemy. Wszystkiego mamy pod dostatkiem, a i tak jesteśmy nastawieni na konsumpcjonizm.

Tylko od nas zależy, czy opowieści rodziców i dziadków przetrwają w świadomości, czy także zostaną wprowadzone przez nas do naszych rodzin. Smutny jest fakt, że tęsknimy do tamtych mroźnych zim i wesołych świąt Bożego Narodzenia bez telewizji i kolęd z płyty. To cena, jaką płacimy za wygodne i szybkie życie, które wcześniej znane nam było z amerykańskich filmów. Dziś zachodnia rzeczywistość wtargnęła w życie Polaków i zadomowiła się. Miejmy nadzieję, że nie na stałe. Kultura i tradycje wyniesione z domu rodzinnego przetrwają ten ciężki czas. Kolędnicy powrócą, a kolędowanie nie będzie zapomnianą czynnością, ale w dalszym ciągu będzie sprawiać wielką radość.

2013-01-28 10:21

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Idźcie i głoście

[ TEMATY ]

kolędowanie

Zofia Białas

W niedzielę 1 stycznia wieluńscy niepełnosprawni, zrzeszeni we wspólnocie Betel im. Św. Franciszka z Asyżu, spotkali się na swojej comiesięcznej Mszy świętej. Eucharystię, pierwszą w Nowym Roku 2017, poprzedziło wspólne kolędowanie. Kolędowali członkowie Zespołu ds. Nowej Ewangelizacji, ks. Mariusz Sztaba, kapelan niepełnosprawnych i niepełnosprawni ze swoimi opiekunami.

W homilii ks. kapelan przybliżył obecnym postać Bożej Rodzicielki, która wtedy, gdy nadeszła pełnia czasu, powiła Syna, przez którego otrzymaliśmy przybrane synostwo Boże, św. Józefa oraz pojęcia bliźniego, solidarności, pokoju. Mówił też o pasterzach, którzy jako jedni z pierwszych przywitali i adorowali Nowonarodzonego i jako pierwsi nowinę o narodzeniu ponieśli w świat. Ksiądz celebrans próbował wspólnie z uczestnikami Eucharystii znaleźć odpowiedź na pytania, – dlaczego Chrystus przyszedł na świat, jako człowiek i dlaczego chciał urodzić się w normalnej, pełnej rodzinie ( tu wspomnienie piątkowej uroczystości Świętej Rodziny i przypomnienie Credo). Popatrzcie na stajenkę, mówił, a zobaczycie opisane w Ewangelii sceny z betlejemskiej nocy Bożego Narodzenia – brak miejsca w gospodzie, osła, na którym brzemienna Maryja przybyła do Betlejem; posłuchajcie kolęd, które też są zapisem tamtych wydarzeń… Zwracając uwagę na słowa widniejące na planszy „Idźcie i głoście”, mówił, bądźcie jak pasterze, idźcie i głoście nowinę o narodzeniu Chrystusa swoim bliskim, znajomym, by zechcieli przychodzić na spotkanie z Chrystusem. Módlcie się także o pokój na świecie.
CZYTAJ DALEJ

USA/ Pierwszego dnia prezydentury Trump zniósł szereg decyzji swojego poprzednika

2025-01-21 06:29

[ TEMATY ]

Donald Trump

PAP/EPA/MAASNI SRIVASTAVA

Prezydent USA Donald Trump po objęciu urzędu unieważnił szereg decyzji swojego poprzednika Joe Bidena. Nowy przywódca podpisał m.in. rozporządzenie znoszące działania Bidena ws. imigracji. Trump ułaskawił też ok. 1,5 tys. skazanych za udział w szturmie na Kapitol i ogłosił stan wyjątkowy na południowej granicy.

Trump, który został zaprzysiężony na 47. prezydenta USA, przemawiał w poniedziałek dwukrotnie: wygłosił mowę inauguracyjną, podczas której zapowiedział m.in. wysłanie wojsk na południową granicę czy przejęcie kontroli nad Kanałem Panamskim, oraz zwrócił się do tłumu zwolenników, zgromadzonego w waszyngtońskiej hali sportowej Capital One Arena, dokąd z powodu zimna przeniesiono prezydencką paradę.
CZYTAJ DALEJ

Ogromny pożar hotelu w Turcji. Tragiczny bilans ofiar

2025-01-21 14:28

[ TEMATY ]

pożar

tragedia

Turcja

PAP/EPA

Pożar hotelu w Turcji

Pożar hotelu w Turcji

Co najmniej 66 osób zginęło, a 51 zostało rannych w pożarze hotelu w ośrodku narciarskim Kartalkaya w prowincji Bolu na północnym zachodzie Turcji; do tragedii doszło we wtorek nad ranem - poinformowały tureckie władze. Według źródeł PAP w hotelu nie było obcokrajowców.

Pożar w 11-kondygnacyjnym budynku wybuchł w restauracji, po czym szybko rozprzestrzenił się na inne części hotelu - przekazał gubernator prowincji Bolu Abdulaziz Aydin. W hotelu przebywało wówczas 234 gości - podał serwis Daily Sabah. Przyczyna pojawienia się ognia nie jest jeszcze znana.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję