Bożena Kazanowska, choć nie miała żadnych tradycji rodzinnych, niemal od razu wybrała niezwykle ciężki zawód tyflopedagoga, czyli nauczycielki niewidomych dzieci. Od zawsze była przekonana, że każdemu dziecku należy pomagać w indywidualnym rozwoju, a szczególnie tym wyjątkowym, bo niewidomym. Zwłaszcza zaś z małych ośrodków, gdzie nie mają znikąd pomocy. Jednak tuż po studiach na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, które ukończyła w połowie lat 80. ubiegłego wieku, zaskoczył ją brak pracy w zawodzie tyflopedagoga. Przez rok więc pracowała w szpitalu psychiatrycznym, czekając na wymarzone zajęcie: pracę z niewidomymi maluchami. Po roku pragnienie serca pani Bożeny ziściło się - znalazła specjalizację zgodną ze swoim wykształceniem.
Reklama
Ciężka praca, ale i nabywane przez lata doświadczenie nauczyło Bożenę Kazanowską, że niewidome dzieci nie mogą liczyć na producentów książek dotykowych. - O ile czasem można jeszcze znaleźć jakieś pozycje książkowe dla starszych dzieci czy młodzieży, o tyle maluchy były i są ich pozbawione - mówi Bożena Kazanowska, tyflopedagog, terapeutka wczesnego wspomagania rozwoju dziecka w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Dzieci i Młodzieży Niepełnosprawnych im. prof. Zofii Sękowskiej w Lublinie, również wykładowczyni na Uniwersytecie im. Marii Curie-Skłodowskiej. - Podczas różnorodnych zajęć przygotowywałam pomoce dydaktyczne umożliwiające uczenie niewidomych dzieci rozróżniania np. kształtów czy faktury. Wśród nich te potrzebne do elementarza. Każde dziecko od maleńkiego potrzebuje książek, a zwłaszcza niewidome, które dzięki nim może poszerzać swoją wyobraźnię, potęgować przeżycia. Dzieci niewidome chłoną bajki od razu, jakby całym sobą. Choć przyjęto, że są one szczególnie uwrażliwione muzycznie, to jest w tym tylko część prawdy. Tę wrażliwość trzeba z nich wydobyć i uaktywnić. Podobnie jest z kształtowaniem i rozwojem ich wyobraźni przez stałą lekturę książek dotykowych. Dziecko widzące na początku swojej nauki potrzebuje dużo obrazków, ale dzieci niewidome szczególnie. Dotychczas jednak było to poza ich zasięgiem. Teraz, dzięki dotykowym książeczkom zdecydowanie łatwiej im postrzegać otaczający je świat. Dzieci widzące, gdy już znają alfabet, mają coraz mniej obrazków. Samo czytanie pobudza ich wyobraźnię. Podobnie jest w przypadku dziecka niewidzącego, które już od najmłodszych lat poznaje alfabet Braille’a. Ale kropki niewiele znaczą. Przecież świat nie składa się tylko z kropek! Poznają więc w moich, naszych książeczkach nie tylko kształty, ale np. ciepło zwierzęcego futerka czy szorstkość tynku.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Świat, który nie składa się tylko z kropek
Kot z czarnego futerka, uśmiechnięty miś, drewniany dom z czerwoną dachówką, płot z chropowatych patyczków, okno z płatkami śniegu, drzewo, liście, żółte słońce z ciepłego materiału rzucające wokół promienie, koszyk z owocami, warzywami, wysoka i krótko przystrzyżona trawa. To tylko kilka stron wypukłych obrazków z książeczek dla niewidomych dzieci. Wśród autorów dotykowych książeczek są zarówno współcześni, jak i klasycy gatunku, m.in.: Andersen, Brzechwa, Chotomska, Kern, Kulmowa, Kubiak, Milne, Sztaudynger, Tuwim.
Reklama
Pani Kazanowska przez lata zbierała kolejne materiały do zajęć z maluchami, nieświadoma, że w przyszłości staną się zalążkiem książeczek dotykowych, a później - biblioteki. W „zbieractwie” pomagała jej rodzina: mąż i córka. Dziś już studentka iberystyki. W pasji swojej mamy uczestniczyła od dziecka - to jej zabawy, ciekawość przedmiotów, zabawki były częstą inspiracją dla pracy z niewidomymi dziećmi. Do dziś jednak zdarza się, że „rumieni się za mamę”, która co rusz sprawdza w sklepach, na ile dane tworzywo może być przydatne w przygotowywaniu przedmiotów potrzebnych do nauki niewidomych dzieci. - Nie każdy bowiem materiał może działać na wyobraźnię dziecka - wyjaśnia Bożena Kazanowska. - Niektóre mogą je zniechęcić, przestraszyć. A przecież faktura ma prowadzić do rozbudzenia zainteresowania dziecka otaczającym go światem. Książeczki mają wpływać na jego rozwój intelektualny, psychikę, wrażliwość.
Bożena Kazanowska w 2008 r. postanowiła założyć bibliotekę z ręcznie wykonanych przez siebie książeczek dla niewidomych dzieci. Autorką niektórych z nich była również jej koleżanka z pracy, polonistka, Renata Łęczyńska. Pomysł szybko chwycił. Rodzice chętnie skorzystali i nadal korzystają z biblioteki. Wypożyczyć można tylko jedną z książeczek i nie na dłużej niż miesiąc. W tej chwili dotykowa biblioteka ma już około stu stałych czytelników. Poszerzył się też, do kilkunastu osób, krąg wolontariuszy pomagających pani Kazanowskiej w tworzeniu książeczek. Należą do nich m.in.: pani Beata Wróblewska i uczennice z IV Ogólnokształcącego Liceum im. Marii Skłodowskiej-Curie w Chorzowie, pani Anna Świerbutowicz-Kawalec i gimnazjaliści z Zespołu Szkół Plastycznych im. Cypriana Kamila Norwida w Lublinie, a także kilku więźniów z Zakładu Karnego nr 1 we Wrocławiu. Jest również kilkoro wolontariuszy pomagających w wysyłaniu książeczek. Są to zarówno koleżanki z pracy, jak też uczniowie szkół średnich i studenci. A darmowy kolportaż jest możliwy dzięki zwolnieniom z opłat przez Pocztę Polską druków dla niewidomych zrzeszonych w Polskim Związku Niewidomych.
Zainteresowanie bez konsekwencji
Przed dwoma laty pani Kazanowska zdecydowała się zaprezentować swoje książeczki na poznańskich targach książki. Organizatorzy zapewnili jej dotykowym pracom bezpłatne stoisko. Książeczki wzbudziły ogromne zainteresowanie. Jak do tej pory bowiem żadne polskie wydawnictwo nie podjęło się publikacji takich książeczek. Niekiedy tylko zdarzają się pozycje z jednym czy dwoma wypukłymi elementami. Natomiast produkowane za granicą książki dla niewidomych dzieci kosztują kilkadziesiąt euro. Na targach znalazło się wiele osób, które chciały kupić książeczki Bożeny Kazanowskiej. Niestety, żadna z nich nie była do sprzedania. Zainspirowało to terapeutkę do poszukiwania sponsorów dla jej pomysłu, produkcji książeczek na większą skalę. Marzeniem bowiem Bożeny Kazanowskiej jest, aby każde niewidome dziecko miało własną biblioteczkę z takimi książeczkami - bajkami - wierszykami. Do tego potrzebne są jednak pieniądze, bowiem wyprodukowanie jednej dotykowej książeczki jest dość drogie. Wydanie natomiast kilkudziesięciu książeczek jednego tytułu już całkowicie przekracza finansowe możliwości nauczycielki czy kilku sprzyjających przyjaciół i znajomych.
Przed rokiem Bożena Kazanowska z bratem Arkadiuszem Orłowskim, córką Weroniką i Renatą Łęczyńską, główną autorką tekstów do dotykowych książeczek, oraz Marek Skórski wraz z kilkoma jeszcze osobami założyli Fundację „Jasne Strony”. Fundacja jako zasadniczy cel stawia sobie wydawanie darmowych książeczek dla niewidomych dzieci i rozsyłanie ich do kilkuset czy nawet ok. tysiąca małych czytelników. Bo tyle jest niewidomych dzieci w wieku przedszkolnym zarejestrowanych w Polskim Związku Niewidomych. Pomysłodawczyni oraz dotykowe książeczki zdobyły już wiele nagród i wyróżnień, m.in. Nagrodę Polskiej Rady Biznesu. Żadna jednak z nich nie przyniosła jakichkolwiek funduszy umożliwiających zrealizowanie projektu. O Bożenie Kazanowskiej zaczęła też pisać miejscowa i krajowa prasa. To również wzbudziło zainteresowanie u rodziców kolejnych niewidomych dzieci. Jednak nikt, kto mógłby wesprzeć finansowo inicjatywę pomysłodawczyni i jej Fundacji „Jasne Strony”, nie odezwał się. - Dzieje się tak być może dlatego, że tych dzieci w Polsce jest nie więcej niż około tysiąca. Ludzie więc pewnie uważają, że jest to mały problem. Owszem, nie jest ich dużo, ale problem jest olbrzymi. Bo to stanowi o intelektualnej i emocjonalnej przyszłości tych dzieci. Wiedzą o tym najlepiej ich rodzice - dodaje Bożena Kazanowska.