Bóg jest istotą absolutnie samodzielną pisał przed laty ks. Józef Tischner. Stwarza człowieka jako istotę absolutnie samodzielną. Człowiek może się obejść bez Boga i Bóg może się obejść bez człowieka. I między nimi pojawia się miłość. Miłość polega na tym, że istoty absolutnie samoistne nie mogą bez siebie żyć dopowiadał Tischner.
Osoba św. Jana Chrzciciela, który zapowiadał przyjście Jezusa, często jest dziś przedstawiana w taki sposób, jakby był to człowiek, któremu Bóg nie pozostawił żadnej możliwości wyboru swojej życiowej drogi. Podarowany rodzicom po wielu latach bezowocnych oczekiwań na poczęcie, z góry został przeznaczony do pełnienia misji prorockiej i niewolniczo za nią podążył. Sprawia nawet wrażenie smutnego, rozgoryczonego rzeczywistością, która go otacza: napomina siejących zgorszenie, odsuwa się na pustkowie i prowadzi ascetyczne życie, umiera wydany przez kaprys młodej tancerki. Krótkie, intensywne życie, z góry zaplanowana kariera. Ale czy rzeczywiście? Bóg naprawdę mógł się obejść bez Jana Chrzciciela. Jan wcale nie potrzebował Boga. Jednak stało się tak, że pojawiła się miłość i Jan był jej po prostu wierny.
„W dialogu Boga i człowieka jest tylko tyle światła, ile wymaga wybór pisał w innym miejscu Tischner. Poza tym jest ciemność. Ona nawet musi być, bo inaczej nie byłoby wolności. A wolność być musi. Jeżeli ma powstać wierność, to musi być wolność”. Św. Jan Chrzciciel był wierny od pierwszego do ostatniego akordu serca, musiał więc być również wolny w wyborze swojej drogi. Św. Beda, mnich z IX wieku, pisał, że „św. Jan za Chrystusa oddał swoje życie, choć nie kazano mu wyprzeć się Jezusa Chrystusa, kazano mu tylko przemilczeć prawdę”. Nie przemilczał prawdy i umarł za Chrystusa, który jest Prawdą. Jan wierzył, że ON JEST SYNEM BOŻYM (J 1, 34).
Timişoara. W prawosławnej katedrze, która była świadkiem rewolucji prowadzącej do obalenia rządów reżimu, trwa udzielanie sakramentu namaszczenia chorych. Kilkadziesiąt osób tłoczy się do siedmiu kapłanów ustawionych w różnych miejscach świątyni. Każdy z nich ma przed sobą ewangeliarz. Praktyka ta z zewnątrz wygląda nieco dziwnie. Duchowny otwiera księgę na chybił trafił i czyta fragment, na który natrafia. W momencie czytania dotyka głowy chorego świętą księgą. Za chorym tłoczą się inni, kładą mu ręce na ramionach, a na ich ramionach kładą dłonie inne osoby. Tworzy się w ten sposób sznur ludzi wzajemnie się dotykających, którzy jakby czekali, by tajemnicza uzdrawiająca moc wyszła z wypełnionej natchnionymi słowami Ewangelii i przeniknęła wszystkich. Ale w końcu chodzi o wiarę tych ludzi.
Imię Maryi czcimy w Kościele w sposób szczególny, ponieważ należy ono do Matki Boga, Królowej nieba i ziemi, Matki miłosierdzia. Dzisiejsze wspomnienie - "imieniny" Matki Bożej - przypominają nam o przywilejach nadanych Maryi przez Boga i wszystkich łaskach, jakie otrzymaliśmy od Boga za Jej pośrednictwem i wstawiennictwem, wzywając Jej Imienia.
Zgodnie z wymogami Prawa mojżeszowego, w piętnaście dni po urodzeniu dziecięcia płci żeńskiej odbywał się obrzęd nadania mu imienia (Kpł 12, 5). Według podania Joachim i Anna wybrali dla swojej córki za wyraźnym wskazaniem Bożym imię Maryja. Jego brzmienie i znaczenie zmieniało się w różnych czasach. Po raz pierwszy spotykamy je w Księdze Wyjścia. Nosiła je siostra Mojżesza (Wj 6, 20; Lb 26, 59 itp.). W czasach Jezusa imię to było wśród niewiast bardzo popularne. Ewangelie i pisma apostolskie przytaczają oprócz Matki Chrystusa cztery Marie: Marię Kleofasową (Mt 27, 55-56; Mk 15, 40; J 19, 25), Marię Magdalenę (Łk 8, 2-3; 23, 49. 50), Marię, matkę św. Marka Ewangelisty (Dz 12, 12; 12, 25) i Marię, siostrę Łazarza (J 11, 1-2; Łk 10, 38). Imię to wymawiano różnie: Miriam, Mariam, Maria, Mariamme, Mariame itp. Imię to posiada również kilkadziesiąt znaczeń. Najczęściej wymienia się m.in. "Mój Pan jest wielki", "Pani" i "Gwiazda morza".
Uważam, że wymiar synodalny należy pogłębić i wyjaśnić - stwierdza w wywiadzie dla włoskiego dziennika katolickiego „Avvenire” emerytowany prefekt Kongregacji do spraw Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, kard. Robert Sarah, z którym rozmawiał Giacomo Gambassi.
Na wstępie kard. Sarah zaznacza, iż Leon XIV przywraca nieodzowną centralną rolę Chrystusa, ewangeliczną świadomość, że „bez Niego nic nie możemy uczynić”: ani budować pokoju, ani budować Kościoła, ani zbawić naszej duszy. „Ponadto wydaje mi się, że zwraca on inteligentną uwagę na świat, w duchu słuchania i dialogu, zawsze z rozważnym uwzględnieniem Tradycji. Tradycja jest bowiem jakby napędem dziejów: zarówno historii ogólnej, jak i historii Kościoła. Bez żywej Tradycji, która pozwala na przekazywanie Boskiego Objawienia, sam Kościół nie mógłby istnieć. Wszystko to jest w doskonałej zgodzie z nauczaniem Soboru Watykańskiego II” - zwraca uwagę kard. Robert Sarah.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.