Reklama

Niedziela Sosnowiecka

Za żadne skarby świata...

Wspomnienia z tych spotkań pozostają w sercu na całe życie. Teraz, gdy zbliża się data kanonizacji Papieża Polaka odżywają jakoś szczególnie. Osobiście kilkakrotnie doznałam łaski bycia w pobliżu błogosławionego, a wkrótce świętego Jana Pawła II. Takie szczęście miało wielu naszych diecezjan. Na kilka tygodni przed ogłoszeniem Papieża Polaka świętym dzielą się swoimi refleksjami

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Różne były ludzkie reakcje na spotkanie z Janem Pawłem II: jedni płakali nie mogąc ukryć wzruszenia, twarze innych nabierały niecodziennego blasku, promieniały szczęśliwym uśmiechem. Osobiście przed każdym spotkaniem z Papieżem przeżywałam jakąś tremę, o wiele inną i o wiele większą niż przed najważniejszym egzaminem. Ale gdy już się go zobaczyło wszystko zamieniało się w ogromną radość i szczęście. Chyba mało jest w życiu chwil, których nie oddało by się nikomu za żadne skarby świata. Te z Nim z pewnością do takich należały... Można obejrzeć tysiące fotografii, filmów z Papieżem i nie doznać tego przenikającego uczucia, gdy uda się zajrzeć mu w oczy albo z kilku czy kilkunastu metrów dostrzec jego postać.

Być blisko

W 1991 r. w Częstochowie podczas Światowych Dni Młodzieży pierwszy raz znalazłam się w pobliżu Papieża. Może było to 20, może 30 m. Nieważne, najważniejsze, że widziałam jego świetlaną postać. Jan Paweł II święcił wówczas gmach nowego Wyższego Seminarium Duchownego. Uroczystość odbywała się w kameralnym gronie, dlatego nie zaznałam przeciskania się przez tłumy ani nerwowej atmosfery. W spokoju obserwowałam każdy jego gest, słuchałam słów i myślałam, że chyba już nigdy nie będę mogła być bliżej. Dziś, z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że myślałam tak za każdym kolejnym razem. Moje drugie spotkanie z Ojcem Świętym było krótkie – w częstochowskich alejach, kiedy błogosławił młodzieży całego świata z papamobilu. Wielki ścisk, morze głów, las rąk. Ludzie tworzyli wysokie piramidy, wchodząc jedni na drugich, by chociaż przez ułamek sekundy zobaczyć Papieża.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Zatrzymać jego kroki

Trzecie spotkanie do chwili ostatniego wydawało mi się najbardziej przejmujące, niezwykle osobiste, najcudowniejsze. Tym razem w Watykanie. 29 czerwca 1996 r. Ojciec Święty spotkał się na audiencji prywatnej z pracownikami „Niedzieli” z okazji 70. rocznicy istnienia naszego Tygodnika. Do końca nie było wiadomo, czy audiencja dojdzie do skutku. Ważyły się losy spotkania, ale tak naprawdę wszyscy czuliśmy, że jednak dostaniemy się na wysokie piętra Pałacu Papieskiego. I tak się stało. Niespokojnie oczekiwaliśmy, aż pojawi się w progach Sali Klementyńskiej. Trzymałam w ręku kamerę wideo i gdy tylko zobaczyłam Ojca Świętego, włączyłam nagrywanie. Trudno teraz na ekranie telewizora odtworzyć zwłaszcza te pierwsze chwile, bo moja ręka drżała. I ten moment, którego nigdy nie zapomnę. Gdy Ojciec Święty spojrzał w moim kierunku, prosto w oko kamery, swoim badawczym, przenikliwym, góralskim wzrokiem, moje ręce odmówiły posłuszeństwa, nie wytrzymałam, sytuacja przerosła mnie, zrezygnowałam z filmowania. Byłam bezsilna wobec tego spojrzenia. Trudno to zrozumieć... Później krótki dialog z każdym pracownikiem. Ksiądz redaktor Ireneusz Skubiś przedstawiał swoich podopiecznych. Byłam na samym końcu długiego szeregu. Dzięki Bogu, bo Papież zatrzymał się na dłuższą chwilę. Pytał o studia, o pracę, o wiek, a gdy dowiedział się, że w tym właśnie dniu urodziłam się, pochylił się nade mną, ucałował w czoło, dotknął mojego policzka i skwitował: – Chciałbym mieć tyle lat. Gdy odchodził, zaśpiewaliśmy jakąś rzewną pieśń. Chciałam zatrzymać jego kroki, długo patrzyłam, aż w końcu w długim, watykańskim korytarzu zniknął. Nie mogłam dojść do siebie, przez łzy wspominałam te niezwykłe chwile. Byłam przeszczęśliwa, że doznałam tej łaski i myślałam, że chyba już nigdy nie spojrzę mu w oczy z takiej bliskości. I tym razem się myliłam. Trzy lata później na Jasnej Górze znalazłam się w gronie osób, które wręczały Ojcu Świętemu dar od „Niedzieli”. Wówczas prosiłam o błogosławieństwo na obronę pracy magisterskiej i dla mojej rodziny. Zapytał, co studiuję, odpowiedziałam, że polonistykę. Papież wyraźnie się ożywił i powiedział: – Coś pięknego, ucz się, ucz.

Reklama

A potem na krakowskich Błoniach w 2002 r. Wśród 2,5-milionowego tłumu – ja, maleńka jego cząstka, w bocznym sektorze D1, w jednym z pierwszych rzędów. Gdy pojawił się papamobil, wyraźnie widziałam strudzoną, pochyloną sylwetkę Papieża. Podczas Mszy św. nie można było oderwać wzroku od jego postaci. Na koniec błogosławił ludzi w poszczególnych sektorach. Gdy odchodził, to tak jak na Watykanie chciałam zatrzymać jego kroki, krzyczeć: nie odchodź, zostań z nami. Przez łzy jednak trudno było już mi dostrzec oddalającego się Papieża. Zmęczenie, wyczerpanie, nieprzespana noc, koczowanie od wczesnego ranka na najsłynniejszej łące w Polsce były niczym wobec cudownych przeżyć, niesamowitych emocji, bogactwa wzruszeń. Wówczas Ojciec Święty był w słabej kondycji, z lękiem obserwowałam jego kolejne dni pielgrzymiego trudu po polskiej ziemi.

Reklama

Spotkanie życia

Nie chciałam nawet myśleć, że już nigdy nie zobaczę go tak blisko, dlatego pełna ufności i nadziei oczekiwałam na wrzesień 2003 r., kiedy wyruszyliśmy na pielgrzymkę „Niedzieli” do Rzymu. Zamieszkaliśmy w Domu Polskim i to właśnie tam oczekiwaliśmy z napięciem odpowiedzi na pytanie: będzie audiencja czy nie? Ojciec Święty wówczas mocno podupadł na zdrowiu. Wstaliśmy wcześnie rano, by odwiedzić San Giovanni Rotondo. Nagle przyszła nieoczekiwana wieść. Zmiana decyzji. Jedziemy na prywatną audiencję z Janem Pawłem II. Ojciec Święty słabiutki, nie wyrzekł ani słowa, pobłogosławił wszystkim i każdemu z osobna. I teraz poprosiłam o błogosławieństwo. Papież dotknął mnie swoim charakterystycznym gestem po policzku. To wystarczyło za wszystko. Trochę oniemieliśmy, bo był smutny, ale oczy wciąż przenikliwe, mówiące więcej niż tysiąc słów.

Dwa miesiące później raz jeszcze byłam przez kilka dni w Wiecznym Mieście, tym razem z racji zakończenia peregrynacji obrazu Jezusa Miłosiernego w archidiecezji częstochowskiej. Spotkanie z przedstawicielami Kościoła częstochowskiego odbywało się w Auli Pawła VI. Cudem znalazłam się w gronie tych osób. Wtedy już bardzo wyraźnie ograniczano kontakty Papieża z pielgrzymami. Teraz już wiem, że było to spotkanie mojego życia. Byłam trzecią osobą z rzędu stojącą, a właściwie klęczącą przy Papieżu, ustawialiśmy się do grupowego zdjęcia, kiedy Ojciec Święty przeniósł swoje spojrzenie z lewej strony na prawą i swoimi bystrymi oczyma spojrzał na mnie, wyciągając w moją stronę swoją dłoń, lekko skinął głową, delikatnie się uśmiechnął, jakby chciał powiedzieć: Znowu tu jesteś… Podobno Papież miał niesamowitą pamięć do twarzy, chcę wierzyć, że to prawda. Przywołanie do siebie mogło wywołać tylko jedną spontaniczną reakcję – nie bacząc na zakazy papieskich ochroniarzy, przylgnęłam do Ojca Świętego… Ostatnie prywatne błogosławieństwo, ostatnie spojrzenie, ostatni uścisk dłoni i ucałowanie świętych rąk, ostanie spotkanie w tym życiu.

Reklama

Wielki, święty papież

Z kolei senator RP, Czesław Ryszka wyznaje: – Kiedy pisałem pierwszą na świecie książkę o „pomnikowym” tytule: „Jan Paweł II Wielki”, byłem nie tylko pod wrażeniem wielkiego pontyfikatu Papieża Polaka, ale także przeżywałem Kościół powszechny ze stolicą w Rzymie jako instytucję kierowaną przez Bożą Opatrzność. Dzisiaj jestem przekonany, że „otarliśmy się” nie tylko o Papieża Wielkiego, ale i Świętego.

– Z Janem Pawłem II spotykaliśmy się wielokrotnie, ale przyjęcie nas w Sali Klementyńskiej pozostanie nam na zawsze w pamięci. Odnieśliśmy wtedy wrażenie, jakbyśmy ucałowali rękę świętej osoby, żywej relikwii. Nie krył bowiem Ojciec Święty swojego cierpienia, co więcej, sprawiał wrażenie, jakby przyjął na siebie cierpienia wielu. Tak po ludzku mówiąc, miałby już prawo odpocząć, spokojnie chorować, on tymczasem swoim cierpieniem dał nam świadectwo o sensie ofiary z życia do końca. Kiedy powiedzieliśmy do niego: „Ojcze Święty, bronimy każdego poczętego życia”, on wówczas ogarnął nas swoim bystrym spojrzeniem i wyciągnął rękę do błogosławieństwa. Widać było, że dotknęliśmy najbardziej czułej strony jego posługi: obrony prawa do życia nienarodzonych. Patrząc może ostatni raz z tak bliska na jego kruchość fizyczną doświadczyliśmy również prawdy o eschatologicznej wizji chrześcijaństwa, o tym, że nie żyjemy dla tego świata, że ten świat ma być jedynie drogą do Ziemi Obiecanej – wyznaje Elżbieta Ryszka.

Swoim wspomnieniem dzieli się także ks. kan. Andrzej Domagała, proboszcz parafii pw. św. Tomasza Apostoła w Sosnowcu-Pogoni: – Po raz pierwszy spotkałem się z ówczesnym kardynałem krakowskim Karolem Wojtyłą w 1974 r., na studiach seminaryjnych. Już wtedy zauważyłem, że jest to osobowość nieprzeciętna, wyjątkowa, odróżniał się od innych sposobem bycia, stylem mówienia. Pamiętam, jak po jednej z seminaryjnych uroczystości jako jedyny z gości przyszedł do kuchni, by podziękować nam – klerykom za posługę przy stole. Później całe moje kapłaństwo upływało pod znakiem jego wielkiego pontyfikatu. Kilka razy miałem szczęście być blisko Ojca Świętego, zarówno podczas moich pielgrzymek do Wiecznego Miasta, jak i jego podróży apostolskich do ojczyzny. Pamiętam, jak Papież Polak zbliżał się do wnętrza Bazyliki św. Piotra, to jakby jakieś nieziemskie prądy przebiegały po tej gigantycznej, wielowiekowej budowli. Jak zwykle czekały na niego tłumy, wówczas miałem możliwość dotknięcia, przywitania się z nim. Biło od tego człowieka niezwykłe ciepło, nie odczuwało się lęku, stresu, a on pytał skąd jestem, rozmawiał ze mną jak z dobrym znajomym. Ten fenomen Ojca Świętego jest do dzisiaj dla mnie wielką tajemnicą. Rozmawiało się z nim i przebywało obok niego jak z mamą, jak z kimś bardzo bliskim. Było bezpiecznie… Dla mnie jako księdza był i jest inspiracją, natchnieniem, często „mówię Ojcem Świętym”, starając się choć trochę stosować jego styl w rozważaniach, przemówieniach, słowie Bożym. Nie wstydzę się przyznać, ze gdy odchodził od nas – płakałem… Odwiedziłem Rzym, gdy go już tam nie było, z drżącym sercem uklęknąłem przy skromnym grobie wielkiego Papieża. Pomyślałem wówczas, że jestem szczęściarzem żyjąc w czasach Jana Pawła II.

2014-03-20 13:24

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Z ziemi polskiej do włoskiej

Włoska margaryna do papieskich kremówek się nie nadaje. Gdy zamawiał je w rzymskiej restauracji arcybiskup Konrad Krajewski, to 30 kg margaryny musiało na pokładzie samolotu dotrzeć tam z Polski – wspomina Jolanta Sanetra, która podarowała przepis na wadowickie specjały właścicielce rzymskiego lokalu „Il Gardino”

Po nuroczystościach beatyfikacyjnych Jana Pawła II, arcybiskup Konrad Krajewski podejmował przedstawicieli polskiego rządu i parlamentu obiadem. Jako deser zaserwowano wtedy kremówki. Ciasta przyjechały specjalnie z „Il Gardino”. Dzień wcześniej odbyła się ich premierowa degustacja w restauracji. Zaproszono na nią międzynarodowe towarzystwo. W tym gronie nie zabrakło ani Jolanty Sanetry, ani Telewizji Polskiej. Materiał z tego wydarzenia został wyemitowany 2 kwietnia wieczorem. – Właścicielka „Il Gardino” to dobra znajoma mojej siostry Ani. Wystarczył więc jej telefon i przepis na kremówki trafił do Rzymu. Po degustacji, w której uczestniczyłam, muszę powiedzieć, że nie żałuję. Produkt końcowy był całkiem niezły. Krem był wyśmienity, a małe zastrzeżenia miałam jedynie do ciasta – twierdzi mieszkająca w Bielsku-Białej Jolanta Sanetra. Zanim jednak zadowalający wszystkich efekt został osiągnięty, we włoskiej restauracji dwojono się i trojono. Z początku ciasto stanowiące, obok budyniowej masy, esencję kremówki, kompletnie się nie udawało. Było za twarde, przez co łyżeczka nie mogła się przez nie przebić. Rozwiązaniem okazało się zastąpienie włoskiej margaryny jej bielskim zamiennikiem. Włosi nie byliby jednak sobą, gdyby nie dodali coś od siebie. Tym, co wprowadzili do receptury był cytrynowy likier Limoncello podkreślający aromat masy. – Rzym poznał kremówki dzięki restauracji „Il Gardino”. Podczas ich oficjalnej degustacji spotkałam się z wieloma komplementami. Za przepis osobiście dziękowała mi właścicielka lokalu. Przy okazji przyjmowania gratulacji, poznałam Dandola i Linę, małżonków, których uzdrowił Jan Paweł II – mówi Jolanta Sanetra.

CZYTAJ DALEJ

Obchody Triduum Paschalnego w diecezji

2024-03-27 17:00

[ TEMATY ]

Zielona Góra

Gorzów Wielkopolski

Głogów

sulechów

Nowa Sól

Karolina Krasowska

bp Tadeusz Lityński

bp Tadeusz Lityński

Najważniejsze dni w ciągu roku liturgicznego są poświęcone obchodom męki, śmierci i zmartwychwstania Pańskiego. W wybranych parafiach diecezji posługę będą sprawowali biskupi.

Triduum Paschalne rozpoczyna się w Wielki Czwartek wieczorem od celebracji Mszy Wieczerzy Pańskiej, kończy się zaś wieczorem w uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego. Uroczyste celebracje Triduum Paschalnego odbędą się we wszystkich kościołach parafialnych.

CZYTAJ DALEJ

Wasza kapłańska posługa jest bezcenna

2024-03-28 14:59

Magdalena Lewandowska

Abp Józef Kupny poświęcił oleje chorych i katechumenów oraz poświęcił krzyżmo.

Abp Józef Kupny poświęcił oleje chorych i katechumenów oraz poświęcił krzyżmo.

– W życiu kapłańskim nie chodzi o samorealizację i sukces – mówił do księży abp Józef Kupny. – Wierni potrzebują takich kapłanów, którzy jednoczą ich z Bogiem i między sobą.

W katedrze wrocławskiej abp Józef Kupny przewodniczył Mszy Krzyżma, jedynej takiej Mszy w roku. Podczas Eucharystii księża z różnych stron archidiecezji wrocławskiej odnowili przyrzeczenia kapłańskie, a arcybiskup pobłogosławił oleje chorych i katechumenów oraz poświęcił krzyżmo.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję