Reklama

Wywiady

Służby głęboko zresetowane

O konsekwencjach ocieplania stosunków polsko-rosyjskich w sferze bezpieczeństwa z Piotrem Bączkiem rozmawia Wiesława Lewandowska

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Wydarzenia na Ukrainie odsunęły w cień temat katastrofy smoleńskiej, choć można też uważać, że dopiero teraz zyskuje on pełniejsze naświetlenie, bowiem ujawniająca się właśnie rosyjska agresja rzuca jakieś nowe światło przynajmniej na psychologiczno-polityczny aspekt „smoleńskiego problemu”.

PIOTR BĄCZEK: – Nowością jest przede wszystkim to, że cały świat, polskie społeczeństwo, a zwłaszcza elity rządzące Polską, przekonały się wreszcie, jakie są w istocie dążenia władz Kremla, jak bezwzględne metody i narzędzia są one skłonne wykorzystać, by osiągnąć swe mocarstwowe cele. To jest nowa informacja dla rządu Donalda Tuska, że reżim Władimira Putina nie cofa się przed użyciem siły i przemocy wobec drugiego państwa.

– To chyba nie tyle nowa, ile nagle odkryta informacja, której do niedawna w Polsce po prostu nie przyjmowano do wiadomości.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Nie wszyscy jednak byli ślepi i głusi. Rząd Jarosława Kaczyńskiego i prezydent Lech Kaczyński często o tym mówili, przestrzegali. Warto przypomnieć choćby to słynne przemówienie prezydenta Kaczyńskiego w Gruzji w 2008 r., w którym zarysował spełniający się właśnie dziś scenariusz: „teraz Gruzja, potem Ukraina, następnie kraje nadbałtyckie, a później może nawet Polska...”. Zarówno rząd PO, jak i administracja prezydenta Komorowskiego dziwnie wierzyły w przyjaźń i czyste intencje Kremla, w możliwość rozmów dyplomatycznych, cudowne działanie wymiany kulturalnej... Te złudzenia prysły dopiero po aneksji Krymu przez Rosję.

– Dlaczego w ostatnim „Raporcie smoleńskim” szczególnej analizie poddawany jest tzw. reset polskiej polityki wschodniej?

– Właśnie dlatego, aby naświetlić wszystkie uwarunkowania i politykę rządu Tuska do 10 kwietnia 2010 r. oraz konsekwencje tej tragedii. Reset z Moskwą zaczął się po wygraniu przez PO wyborów w 2007 r. Ogłosił go premier Tusk w pierwszym exposé – było to wyraźnie odejście od realistycznego kursu rządu Jarosława Kaczyńskiego. Jednocześnie nowa ekipa zaczęła tak przesadnie i drobiazgowo analizować umowę z Amerykanami w sprawie tarczy antyrakietowej, że nie udało się jej efektywnie sfinalizować za prezydentury dobrze rozumiejącego sytuację Europy Środkowej George’a W. Busha, a prezydent Barack Obama w ramach swojego resetu stosunków z Rosją odłożył ją ad acta.

– Sugeruje Pan, że to polskie spowolnienie zadecydowało o biegu spraw w naszym regionie?

– Mówię tylko, że spodziewając się wygranej Demokratów w USA i zmian w amerykańskiej polityce zagranicznej, należało się spieszyć ze zrealizowaniem tej umowy. Zwłaszcza że państwa UE – przede wszystkim Niemcy – podchodziły bardzo sceptycznie do współpracy Polski ze Stanami Zjednoczonymi. Gabinet PO okazał się dziwnie spolegliwy, jak się dziś okazuje, zupełnie bez wyczucia polskiej racji stanu. Wraz z państwami UE i Ameryką prezydenta Obamy zaczął usilnie ocieplać stosunki z Rosją. Jedynym ośrodkiem, który wtedy realistycznie podchodził do tej koncepcji unijno-amerykańsko-polskiego resetu stosunków z Rosją było środowisko prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

– Czy było to denerwującą przeszkodą?

– Niewątpliwie dla rządu PO. Stąd to dążenie do ograniczenia wpływów prezydenta Kaczyńskiego w sferze dyplomatycznej, co wyraziło się m.in. utrudnieniami w organizacji jego udziału w uroczystościach katyńskich. Nie miejmy złudzeń, że tę walkę PO z własnym prezydentem – odmawianie mu samolotu, dążenie do zmniejszenia kompetencji prezydenta – obserwowano za granicą, a później politycznie rozgrywano na niekorzyść Polski. Wstyd dziś powiedzieć, ale to z Polski wychodziła kampania wyszydzająca inicjatywy prezydenta Kaczyńskiego na arenie międzynarodowej. Szeroko i złośliwie komentowano np. jego gruzińską podróż, która zapobiegła eskalacji konfliktu w tamtym rejonie, a którą później perfidnie wykorzystywano jako „wytłumaczenie” katastrofy smoleńskiej desperacją i ryzykanctwem samego Prezydenta. Zarówno Rosja, jak i niektóre kraje UE chętnie wykorzystywały tę dwutorowość polskiej polityki, zawsze przeciwko niezależnemu prezydentowi Kaczyńskiemu.

– A za złe brano zwłaszcza jego zbyt jednoznacznie nieprzychylny stosunek do Rosji?

– I dlatego można nawet powiedzieć, że rząd Tuska w chórze z Rosją zwalczał prezydenta Kaczyńskiego wszelkimi możliwymi sposobami. W grudniu 2009 r. prezydencki minister Mariusz Handzlik po rozmowach z ambasadorem Władimirem Grininem wystosował ostrzeżenie do rządu, że Rosja w 2010 r. może prowadzić grę dyplomatyczną w celu wewnętrznego skłócenia polskich władz. Ostrzeżenie oczywiście zignorowano, choć ten scenariusz się sprawdzał.

– W jaki konkretnie sposób?

– Gdy tylko Prezydent zawiadomił rząd o tym, że wybiera się na uroczystości w Katyniu, natychmiast premier Putin zaprosił samego premiera Tuska. Polski rząd przystał ochoczo na rosyjski scenariusz. Formułowano sugestie o innym terminie prezydenckiej wizyty w Katyniu... Było mnóstwo zniechęcających i utrudniających działań, szczegóły zostały przedstawione w 2011 r. w „Białej Księdze”. Wszystkie te działania i zaniechania doprowadziły do tego, że wizyta polskiego prezydenta w Katyniu była bardzo źle przygotowana i karygodnie źle zabezpieczona.

– Przede wszystkim źle spisały się polskie służby. W raporcie pisze Pan też o dziwnym „resecie polskich służb specjalnych”. Na czym on polegał?

– Na ociepleniu stosunków polsko-rosyjskich w sferze bezpieczeństwa.

– Przyjazna współpraca „bratnich” służb?

– Tak, ale tylko jednostronna... Bo gdy udowodniono działalność szpiegowską dwóm pracownikom rosyjskiego attachatu wojskowego, nie nastąpiło ich wydalenie z Polski, lecz po cichu uzgodniono ich ewakuację do Rosji, by nie robić skandalu i nie psuć stosunków dyplomatycznych. Polskie służby musiały siedzieć cicho, niczym kot bez pazurów, który nie potrafi złapać grasujących myszy. W owym czasie próbowano nawiązać konkretną współpracę wojskową – np. wymianę kadr. Katastrofa smoleńska nieco zburzyła ten sielankowy scenariusz, choć był on kontynuowany, czego dowodem jest zarządzenie Putina z 2013 r. dotyczące współpracy Federalnej Służby Bezpieczeństwa z polskim kontrwywiadem wojskowym. Z pewnością ta współpraca była efektywna przede wszystkim dla strony rosyjskiej, która nawet się z nią nie kryła.

– Jakie korzyści miała mieć strona polska?

– Wystarczy porównać potencjały Polski i Rosji, by pozbyć się wszelkich złudzeń. Z jednej strony potężna, bardzo doświadczona kadra o korzeniach sięgających KGB, z potężnymi archiwami i finansami, z drugiej – mała i młoda służba polskiego kontrwywiadu wojskowego... Można powiedzieć, że w ramach proklamowanego przez rząd dyplomatycznego resetu polskie służby zostały podane na patelni do skonsumowania przez służby rosyjskie. Dodajmy, że wszystko to dzieje się w czasie przygotowywania uroczystości w Katyniu, a także później, już po katastrofie...

– Uważa Pan, że gdyby polskie służby były wtedy mniej zresetowane, mniej beztroskie, mogłoby nie dojść do najgorszego?

– Tak sądzę. To bardzo prawdopodobne, że gdyby służby były sprawniejsze i lepiej kierowane, mogłoby nie dojść do katastrofy – służby mogłyby chociaż wzmocnić ochronę Prezydenta w drodze do Smoleńska. Pamiętajmy, że rząd PO zlikwidował stanowisko koordynatora ds. służb specjalnych, osobą nadzorującą był sam premier. Tak więc to premier Tusk nadawał ton i charakter służbom specjalnym.

– Tymczasem potem to sam premier wielokrotnie, przy okazji innych spraw, narzekał na brak odpowiedniej informacji ze strony służb...

– Tak wygląda zarządzanie przez chaos, w którym zawsze trudno znaleźć winnych i odpowiedzialnych. To bardzo wygodna sytuacja dla rządzącej ekipy politycznej. Jednocześnie nie ma w ekipie rządzącej osoby, która poprzez swą zbyt dużą wiedzę mogłaby zagrażać pozycji rządzących (a taką profesjonalną wiedzę siłą rzeczy musiałby mieć sprawny koordynator ds. służb specjalnych). Nieszczęśliwie zresetowano więc także nowe służby specjalne, których żmudną odbudowę podjęto w 2006 r. Trzeba powiedzieć, że był to dość głęboki i niszczący Polskę reset...

– W najnowszym „Raporcie smoleńskim” bardzo dużo uwagi poświęca Pan tajemniczej postaci „człowieka służb” Tomasza Turowskiego. Dlaczego?

– Dlatego, że był on jednym z ważniejszych organizatorów wizyty premiera i prezydenta w Katyniu. Powrócił do pracy w MSZ w lutym 2010 r. i natychmiast wyleciał do Moskwy, by organizować tam wizyty w Katyniu. A poza tym właśnie jego historia znakomicie ilustruje stan dzisiejszych służb specjalnych Polski. W 2001 r. Turowski został ambasadorem Polski na Kubie, przedtem pracował w Ambasadzie III RP w Moskwie, a jeszcze wcześniej... był wieloletnim funkcjonariuszem wywiadu komunistycznego w Watykanie, inwigilował otoczenie Jana Pawła II. W 2010 r., przed katastrofą smoleńską, służby z pewnością znały już tę wczesną przeszłość pana Turowskiego. Czyżby zatem jego nowe zadania były przejawem prowadzonego przez rząd resetu służb?

– To właśnie Tomasz Turowski po katastrofie smoleńskiej wzmocnił reset dyplomatyczny stosunków polsko-rosyjskich, wyrażając w rosyjskim radiu nadzieję, że z krwi ofiar wyrosną nowe stosunki polsko-rosyjskie...

Reklama

– Tę myśl podchwycił rząd, wyrażając nadzieję na ocieplenie stosunków z Rosją. Moim zdaniem, zaangażowanie tak niejednoznacznej osoby w prowadzenie ważnych spraw zagranicznych było co najmniej dziwne... Niewątpliwie realizował pilnie scenariusz nakreślony przez rząd Donalda Tuska. A zatem można powiedzieć, że był to wtedy właściwy człowiek na właściwym miejscu. I z pewnością nie działał w tej sprawie samodzielnie. Pytanie, jakie zadania MSZ zlecał mu na bieżąco.

– Czy dziś, gdy reset i ocieplanie stosunków polsko-rosyjskich okazały się daremnym trudem, jeśli nie polityczną naiwnością, można mieć nadzieję, że wyjaśnianie przyczyn katastrofy smoleńskiej nabierze innego tempa i znaczenia?

– Bez względu na te nowe okoliczności, niestety, nadal pozostaje ogromna blokada propagandowa w wielu mediach, która ucina wszelkie dyskusje na temat przyczyn tej katastrofy. Blokowana jest każda dyskusja dotycząca np. katastrofalnej organizacji wizyty lub rozegrania państwa polskiego przez Rosję, zarówno przed, jak i po 10 kwietnia. Dogłębne wyjaśnienie przyczyn katastrofy zawsze będzie blokowane przez obecną ekipę rządzącą, bo to ona dopuściła się w tej sprawie karygodnych zaniechań. Właśnie w imię utopijnego, naiwnego resetu stosunków z Rosją.

* * *

Piotr Bączek – politolog, publicysta. W latach 1999 – 2004 redaktor naczelny tygodnika „Głos”. Od 2006 r. członek Komisji Weryfikacyjnej ds. WSI. W latach 2006-07 kierował biurem analiz Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Pracował w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego Prezydenta L. Kaczyńskiego. Współautor „Raportów smoleńskich”.

2014-05-27 15:51

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Kard. Capovilla: Niech kanonizacja dwóch papieży uczyni nasze narody mądrymi, wielkodusznymi, otwartymi

"Pragnąłbym, żeby uroczystości kanonizacyjne służyły nie tylko oddaniu hołdu dwóm papieżom, którzy już otoczeni są chwałą w niebie, ale by uczyniły nasze narody mądrymi, wielkodusznymi, otwartymi" - powiedział abp Loris Francesco Capovilla. Kardynał-nominat, wieloletni sekretarz i najbliższy współpracownik najpierw patriarchy Angelo Giuseppe Roncallego, a następnie papieża Jana XXIII mówi w rozmowie z KAI m. in. o świętości papieża Jana, jego umiłowaniu Polaków, bliskich relacjach z kard. Stefanem Wyszyńskim, podobieństwach i różnicach osobowości i pontyfikatu papieża-Włocha i papieża-Polaka. Mówiąc m. in. o bł. Janie Pawle II stwierdził: "Był heroiczny i święty. To jego świadectwo wystarcza, by zgiąć przed nim nasze kolana i dziękować krajowi, który go wydał, wychował, umiłował, kocha i będzie kochał".

Publikujemy tekst rozmowy:

KAI: Eminencja, 22 lutego zostanie włączony do Kolegium Kardynalskiego. Jakie myśli towarzyszą w tej historycznej chwili byłemu osobistemu sekretarzowi najpierw patriarchy Angelo Giuseppe Roncallego, a następnie od 28 października 1958 r. papieża Jana XXIII?

Abp Loris Francesco Capovilla: Kiedy Ojciec Święty 12 stycznia w południe ogłaszał nazwiska nowych kardynałów byłem tutaj, w swoim pokoju w Sotto il Monte, śledząc jak zwykle z radością papieskie rozważanie poprzedzające modlitwę „Anioł Pański”. Tak z wielkim wzruszeniem czynię każdej niedzieli. Kiedy na zakończenie ogłosił nazwiska nowych kardynałów, słuchałem ich w spokoju. Wreszcie na zakończenie Papież powiedział, że do grona tego włączy także trzech biskupów emerytowanych, ale kiedy wypowiedział moje: Loris Francesco Capovilla pomyślałem o moim ojcu i mamie, o moich wychowawcach w seminarium, wszystkich osobach, jakie spotkałem, wszystkich dobrodziejach mojej duszy i rzecz jasna. Pomyślałem też, iż jest to gest uznania dla milczącej, pokornej, naznaczonej pokorą służby u boku Jana XXIII. Posłuszeństwa papieżowi i Kościołowi powszechnemu, posłuszeństwa Kościołowi i Chrystusowi. Nie odczułem nic innego, poza wzruszeniem, żadnej satysfakcji osobistej. Poczułem się też w jedności z wszystkimi ludźmi dobrej woli, szukającymi Boga, jeśli są chrześcijanami - starającymi się żyć radami ewangelicznymi. Wyznam bowiem szczerze, że w moim długim życiu spotkałem więcej osób dobrych, niż złych. Przyznam, że Kościół w którym się urodziłem, w którym żyłem jako dziecko był Świętym Kościołem Rzymskim, Katolickim ale ten w którym jestem dziś wydaje mi się wspanialszy. Również moja ojczyzna przeszła przez wiele trudności. Nadal nie jest łatwo, ale jestem przekonany, że dokonaliśmy kilku kroków na drodze ku sprawiedliwości, zarówno we Włoszech, w Europie jak i na całym świecie.

KAI: Czy współpracując z Janem XXIII miał Ksiądz Kardynał wrażenie, że jest to osoba święta?

- Tak, bo był on jakby otwartą księgą. Opowiedział mi całe swoje życie: dzieciństwo, młodość . Mówił mi o swojej posłudze kapłańskiej. Wszystkim radzę, by przeczytali w jego "Dzienniku duszy", który jest odzwierciedleniem jego duszy kursu rekolekcji prywatnych, jakie odbył ze swym spowiednikiem przygotowując się do osiemdziesiątych urodzin. Rozpoczyna od rachunku sumienia. Mówi o pokorze, czystości, ubóstwie, posłuszeństwie, i dla każdego z tych paragrafów powiada - nic nie znajduję niczego w mym życiu przeciw tym cnotom. To dotyczy każdego z nas, także ludzi świeckich, a nie tylko duchowieństwa, kiedy słyszymy jak papież Jan powiada, że jego długim życiu - nigdy, nic nie było takiego, co byłoby sprzeczne z czystością, do której został powołany. Kiedy spojrzymy na to wyznanie, to wydaje mnie się jakby cudem światła rzucanym na nasz wiek.

KAI: Co zdaniem Eminencji było najbardziej godne podziwu w osobowości Jana XXIII?

- Najlepiej to chyba wyraził wielki francuski pisarz Georges Bernanos, gdy postawiono mu pytanie: kim jest święty? Czy też w kategoriach świeckich: kto jest bohaterem nauki, patriotyzmu czy kultury? "Świętym jest ten, który nigdy nie przestał być dzieckiem". Ale to dziecięctwo jest stopniowym dojrzewaniem do swego powołania i misji. Papież Jan myślał jednie o tym, żeby być księdzem, myślał tylko o tym by sprawować Bożą służbę przy ołtarzu, na którym znajduje się mszał - zawierający Słowo Boże, Boże objawienie i kielich - służący do sprawowania najwznioślejszego z sakramentów. Dla niego przewodnikiem były słowa św. Jana Chryzostoma: być prostym i roztropnym - to szczyt życia chrześcijańskiego. I dodawał - i to jest życie anielskie, to oznacza żyć tak, jak aniołowie.

KAI: 27 kwietnia w niedzielę Miłosierdzia Bożego Jan XXIII zostanie ogłoszony świętym razem z naszym rodakiem, Janem Pawłem II. Czy są jakieś elementy łączące tych dwóch wielkich ludzi Kościoła?

- Muszę powiedzieć, że poznałem biskupa Karola Wojtyłę, wraz z kard. Stefanem Wyszyńskim podczas II Soboru Watykańskiego. W sierpniu 1979 roku zostałem przyjęty na audiencji w Castel Gandolfo. Jan Paweł II określił wówczas Jana XXIII prorokiem. I dodał, że prorocy cierpią, ale on miał rację i żyjemy dziś w nowych, zainaugurowanych przezeń czasach.
Chciałbym też zaznaczyć, że obydwaj żyli w innej epoce, że chodzi o inne środowisko wychowawcze, pochodzenie, doświadczenia życiowe. Ale z pewnością podziwiamy dwóch ludzi Kościoła, którzy oddali się bez reszty Bogu i ludzkości. Papież Jan, będąc dobrym Włochem kochał swoją ojczyznę i z nakazu papieża Benedykta XV po I wojnie światowej dokonał wizytacji wszystkich diecezji włoskich, by rozbudzić ducha misyjnego, który zawsze był pośród naszego narodu żywy. Później, w 1925 roku Pius XI wysłał go do Bułgarii. Jak mawiam, miał kapelusz w dłoni, zawsze podchodził z wielkim szacunkiem dla chrześcijan wschodnich. Nigdy nie nazywał ich "prawosławnymi", ale mówił "moi bracia". Kiedy pewien prawosławny powiedział do niego: "Panie przedstawicielu papieża, chciałbym pojechać na studia do Rzymu, jeśli uzyska Pan dla mnie stypendium, to jestem gotów stać się nawet katolikiem". Będąc wówczas młodym papieskim przedstawicielem abp Roncalli wyraźnie stwierdził, że nie chce, aby ktokolwiek odniósł wrażenie, że przybył do Bułgarii, aby uprawiać prozelityzm. Zwracając się do tego młodego, 22- letniego alumna prawosławnego seminarium w Sofii powiedział: "Niech pan nauczy się miłować Jezusa, swój naród i jemu służyć. A skoro stwarza mi pan okazję, to chciałbym jasno powiedzieć, że my katolicy i prawosławni nie jesteśmy nieprzyjaciółmi, lecz braćmi. Łączy nas Księga Bożego Objawienia, chrzest, sakramenty, a zwłaszcza Msza św., nabożeństwo do Matki Bożej. Rzeczywiście istnieje kwestia jedności, prymatu Piotra, ale to rozdarcie nastąpiło tysiąc lat temu. Ci którzy do niego doprowadzili, już nie żyją, minęły wieki. Dzisiaj naszym zadaniem - pana prawosławnego i mnie katolika jest czynienie siebie Chrystusem, mamy upodobnić się do Chrystusa wraz z naszą wspólnotą. Kiedy upodobnimy się do Chrystusa, jedność będzie faktem". Jest to cud, którego obecnie oczekujemy, za naszych dni pod przewodnictwem naszego papieża Franciszka. Chciałbym dodać, że pontyfikat Jana XXIII trwał mniej niż 5 lat, zaś Jana Pawła II niemal 27 lat. Łatwiej jawić się jako osoba wybitna w krótkim okresie, niż w tak długim, jak papież Polak. Jan Paweł II bardzo ukochał ludzkość i w swoich pielgrzymkach dotarł do najbardziej odległych zakątków ziemi, aby zanieść Jezusa, Jego nauczanie - miłości i pokoju. Wszyscy pamiętamy to tragiczne wydarzenie na placu św. Piotra z 13 maja 1981 roku - zamach na papieża. Działo się to w czasie audiencji - spotkania z ludźmi, którzy go kochali. Natychmiast przebaczył zamachowcowi. Pewnie ktoś powie - to przecież obowiązek chrześcijanina, ale w przebaczeniu Jana Pawła II było coś więcej: bo po wielu latach, w roku 2002 powiedział to w Bułgarii, że nigdy nie sądził, aby ktoś z Bułgarów mógł spiskować przeciw niemu. Był w tym heroiczny i święty. To jego świadectwo wystarcza, by zgiąć przed nim nasze kolana i dziękować krajowi, który go wydał, wychował, umiłował, kocha i będzie kochał.

KAI: Dla Polaków niezmiernie ważnym jest niesłychanie życzliwy stosunek Jana XXIII do Polski. To on w październiku 1962 r., przyjmując delegację naszego episkopatu, przybyłą na Sobór, powiedział o ziemiach zachodnich jako "po wiekach odzyskanych" - na długo przed oficjalnym uznaniem tego faktu przez wspólnotę międzynarodową. Powszechnie znany był jego bardziej niż życzliwy stosunek do kard. Wyszyńskiego, który był ostatnim hierarchą spoza Kurii Rzymskiej, którego przyjął umierający papież - 20 maja 1963 r. Skąd brała się u niego ta życzliwość i sympatia?

- Po pierwsze: Jan XXIII znał historię. Kto ją zna, zdaje sobie sprawę z perturbacji, słabości i grzechów, ale potrafi także docenić dobro, męstwo i cnotę. Ostatnim jego sekretarzem w Paryżu był ks. Bolesław Szkiłądź. Ówczesny substytut w sekretariacie stanu, ks. prałat Montini (późniejszy Paweł VI) bardzo go cenił, jego znajomość języków, jego męstwo i dobroć. Polecił go abp Roncallemu, aby zorientował się, czy mógłby on pracować w dyplomacji watykańskiej. Poznałem, go, był naprawdę wielkim świętym. Niestety zmarł wkrótce po wyborze Jana XXIII, 8 listopada 1958 roku w Paryżu, na skutek wypadku drogowego. Nie wiem, czy panowie wiedzą, że w 1929 roku, kiedy abp Roncalli obchodził 25-lecie święceń kapłańskich to udał się na Jasną Górę i do Krakowa. Ale już wcześniej w 1912 roku gdy przebywał w Wiedniu to ks. Roncalli pojechał stamtąd na Węgry a następnie do Krakowa, gdzie w katedrze wawelskiej odprawił Mszę św. Po latach upamiętniono to wydarzenie.
Trzeba też pamiętać, że jako patriarcha Wenecji kard. Roncalii w 1957 roku gościł prymasa Polski, kard. Stefana Wyszyńskiego. Są zdjęcia ukazujące ich wspólną przejażdżkę gondolą po Canale Grande. Nie wiem, czy panowie wiedzą, że 28 października 1958 roku, kiedy został wybrany papieżem o 5.30 w kaplicy św. Matyldy w Watykanie sprawował Mszę św. kard. Roncalli, któremu służyłem, następnie o 6.00 odprawiał kard. Stefan Wyszyński, a o 6.30 ja. Byłem świadkiem wielu ich rozmów. Po zakończeniu konklawe Jan XXIII ofiarował kard. Wyszyńskiemu monstrancję odziedziczoną po Piusie XII, aby zawiózł ją na Jasną Górę. Prymas zapewnił, że każdego dnia na Jasnej Górze sprawowana będzie Msza św. w intencji Ojca Świętego i cały świat katolicki. Takich rzeczy się nie zapomina.

KAI: Co chciałby Eminencja przekazać Polakom w przeddzień kanonizacji Jana XXIII i Jana Pawła II?

- Pragnąłbym, żeby uroczystości kanonizacyjne służyły nie tylko oddaniu hołdu dwóm papieżom, którzy już otoczeni są chwałą w niebie, ale by uczyniły nasze narody mądrymi, wielkodusznymi, otwartymi. Polakom, podobnie jak i Włochom życzę, aby przyjęli zachętę papieża Jana, który mawiał, że aby być księdzem, ale także katolikiem świeckim trzeba być wspaniałomyślnym i spoglądać na to co wyniosłe i przekraczające nasze ograniczenia, także poza Europę, zapatrzoną w chwałę przeszłości, swych zasług, ale potrzebującą spojrzenia, ku temu, za czym wszyscy tęsknimy, by biec, nie tylko podążać, ku ciągle odległym celom cywilizacji miłości.

CZYTAJ DALEJ

Bóg daje nam miłość, wolność i nieskończenie więcej

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Adobe Stock

Rozważania do Ewangelii J 14, 1-6.

Piątek, 26 kwietnia

CZYTAJ DALEJ

„Z bł. Prymasem Czuwamy w Domu Matki”

„Cokolwiek bym powiedział o moim życiu, jakkolwiek bym zestawił moje pomyłki, to na jednym odcinku się nie pomyliłem: na drodze duchowej na Jasną Górę” - mówił bł. kard. Stefan Wyszyński.

Modlitwa o jego kanonizację, nowe powołania kapłańskie i zakonne, a także za Ojczyznę zanoszona jest podczas comiesięcznych czuwań „Z bł. Prymasem w Domu Matki”. W sobotę, 27 kwietnia, wieczorną modlitwę poprowadzą członkowie wspólnoty Jasnogórskiej Rodziny Różańcowej. Rozpocznie ją Apel Jasnogórski o godz. 21.00.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję