Reklama

Wiadomości

„Ślady aktywności”

Miało być nowe święto. Półtora roku temu „Rzeczpospolita” informowała o planach uhonorowania specjalnego dnia, upamiętniającego wybory z 15 października. Taki pomysł sondowała Agnieszka Buczyńska, ówczesna minister (bez teki) do spraw społeczeństwa obywatelskiego. Dziś o tym pomyśle nikt nawet nie wspomina, pani Buczyńska ministrem być przestała, a od czerwca br. nie jest już nawet w zarządzie swojej partii Polski 2050.

2025-10-17 18:36

[ TEMATY ]

Moim zdaniem

Samuel Pereira

Materiały własne autora

Samuel Pereira

Samuel Pereira

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Dwa lata temu głosowała za kandydaturą współkoalicjanta, Włodzimierza Czarzastego na stanowisko marszałka Sejmu, teraz już zapowiada, że w nadchodzącym głosowaniu (umowa koalicyjna zakłada, że 13 listopada Szymona Hołownię zastąpi w tej funkcji lider Lewicy) nie poprze tego polityka. - Mam bardzo duży problem z przeszłością pana Czarzastego, w związku z jego członkostwem w PZPR – tłumaczy i można by się zastanawiać dlaczego jesienią 2023 roku jakoś to jej nie przeszkadzało.

Nie chodzi mi jednak w tym wstępie o jakąś złośliwość, ale o uświadomienie sobie i czytelnikom jak wiele się zmieniło. Entuzjazm wyborców partii tworzących koalicję 13 grudnia opadł i wielu z nich zastanawia się dlaczego w sumie dwa lata temu oddali tak, a nie inaczej swój głos. Na tę polityczną apatię nakłada się kilka czynników. Brak wizji polityków władzy, buzujące konflikty wewnątrz obozu rządzącego, lenistwo i ciężar niespełnionych obietnic, a po stronie wyborców poczucie zawiedzenia, by nie powiedzieć wyborczego oszustwa. W końcu opadają emocje i zostaje świadomość, że tak naprawdę były tylko one.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Czy to oznacza, że dla opozycji, a konkretnie największej partii opozycyjnej, Prawa i Sprawiedliwości rozpościera się kwiecista droga do powrotu do władzy? Niekoniecznie. To jak w życiu. W relacji duże emocje mogą wpłynąć na podjęcie decyzji, której później się żałuje, ale bez zrozumienia przez stronę odrzuconą co do niej doprowadziło oraz nie tylko chęci, ale realności zmiany – sama niechęć do podjętego w gorących emocjach wyboru, nie wystarczy. Czy dziś opozycja ma realną, mam na myśli nową ofertę dla tych zawiedzionych wyborców koalicji 13 grudnia? Czy próbuje przekonać ich nie tylko do tego, że tamci są źli, szkodzą, czy są zagrożeniem, ale też my się zmieniliśmy? To są pytania kluczowe, które dziś pretendenci do tego, by do władzy wrócić nie tylko powinni sobie zadać, bo to należało zrobić już dawno, ale swoim działaniem dawać pozytywną na to odpowiedź.

Polityczny impas

Na razie władza jest słaba, ale nie widać też, by w sondażach rysowała się wizja stabilnej większości obozie opozycji. Konfederacja stoi trochę po środku i się ogląda, a Prawo i Sprawiedliwość wciąż ma za niskie notowania, by liczyć na samodzielną większość jak w 2015 i 2019 roku. Największą siłą partii Jarosława Kaczyńskiego jest dziś wzrost samoświadomości wyborców jeśli chodzi o ocenę tego co było w Polsce przed i po 15 października, ale to, co dziś przechodzi statystyczny wyborca obozu władzy to jeszcze „tylko” zawód, a nie nienaruszalna, czy choćby stabilna zmiana zdania.

Czy rządzący mają narzędzia do politycznej regeneracji? Oprócz emocji, nic takiego na horyzoncie nie widać, stąd upór w polityce „rozliczeń”, które realnie nie są niczym poważnym (dla najbardziej zatwardziałych sympatyków władzy sprawa miała być prosta: liderów opozycji mieli oglądać za kratkami, nie w Sejmie, czy w mediach), a każda inna aktywność, czy to na polu gospodarczym, czy sferze wymiaru sprawiedliwości wygląda jak taniec w błocie, które wciąga coraz bardziej, a wyjście nie widać. Do tego wszystkiego ciąży największy kamień u nogi, czyli własne obietnice i zobowiązania, które nie zostały dotrzymane.

Reklama

Ten chaos, czy też mówiąc brutalnie polityczne miotanie się widać na każdym kroku. I tak w Piotrkowie Trybunalskim, podczas spotkania z premierem Donaldem Tuskiem, padło pytanie proste, niemal banalne: dlaczego od lat nie było go w Wieluniu – mieście-symbolu niemieckiego terroru, gdzie 1 września 1939 roku spadły pierwsze bomby II wojny światowej? I choć można było odpowiedzieć po ludzku – z empatią, refleksją, nawet skruchą – premier wybrał ścieżkę wykładu o historycznych sporach i różnicach między poszczególnymi miastami o to, kto „był pierwszy”. Ani słowa o Niemcach, ani o ofiarach, a na końcu żarcik, że za rok spróbuje zdążyć, „pani marszałek [to było do Moniki Wielichowskiej] proszę zapisać”. Brzmiało to tak, jakby chciał rozbroić emocje, a wyszło – szczególnie biorąc pod uwagę poruszaną tematykę – co najmniej żałośnie.

Odbijanie

Nieobecność Tuska w Wieluniu jawi się tu jako symboliczny brak – wrażliwości, odpowiedzialności i odwagi, by nazwać rzeczy po imieniu. Tym bardziej, że tego samego dnia, czyli w dniu obchodów rocznicy 1 września prezydent Karol Nawrocki potrafił być i na Westerplatte, i w Wieluniu. Zdołał, bo – jak się wydaje – chciał. A w polityce, jak w życiu, „kto chce – szuka sposobu, kto nie chce – powodu”.

Zresztą, cała ta historia mówi więcej o kondycji rządu niż niejeden sondaż. Im słabszy staje się premier, tym silniej wyrasta prezydent. Nie tylko na polu symboli, lecz także realnej inicjatywy. Nawrocki nie ogranicza się do komentowania – zapowiada projekty ustaw, które z jednej strony są realizacją jego obietnic, a z drugiej mają spełnić obietnice Tuska. To sytuacja paradoksalna: głowa państwa staje się wykonawcą niespełnionych zapowiedzi szefa rządu. A ten w tym czasie lansuje coraz bardziej efemeryczne slogany w rodzaju „śladów aktywności” (to o „przyrzeczeniu”, że w Polsce będzie szybsza kolej).

Reklama

Tyle że ślad aktywności to nie to samo co jej rezultat. Bo jeśli Tusk faktycznie realizowałby swoje „100 ustaw deregulacyjnych”, nie trzeba by tłumaczyć się przed posłami z opóźnień i półprawd. Tymczasem interpelacja Macieja Małeckiego z PiS odsłoniła dość kompromitującą prawdę. W odpowiedzi rządowego sekretarza Jakuba Stefaniaka nie ma ani jednego konkretu, tylko mydlenie oczu o „125 propozycjach” i „68 rządowych projektach”. Tyle że wyborcza obietnica dotyczyła ustaw, nie „propozycji”. A różnica między nimi to mniej więcej tyle, co między szkicem a domem, czy chociażby fundamentami.

To właśnie w takich momentach wychodzi cała bezradność wizerunkowej polityki. Bo można próbować przykrywać brak efektów nowymi hasłami – „nowy początek”, „restart”, „przyspieszenie” – ale bez treści to tylko słowa. Minister Kotula mówi o „nowym otwarciu”, a obywatele mają wrażenie, że wciąż siedzą w tym samym zamkniętym kręgu. Zamiast pracy dla ludzi – kłótnie między ministrami a wiceministrami, zamiast troski o Polskę – obsesyjne spoglądanie na Brukselę i Berlin. Gdy polityka sprowadza się do PR-u, rzeczywistość nie stanie się słodsza – jak herbata, w której ktoś miesza łyżeczką bez cukru.

Niezdany egzamin

Ale najbardziej bolesny test wiarygodności dotyczy spraw zasadniczych: bezpieczeństwa. Premier mówi dziś o „jedności wokół granic” i „pojednaniu”, zapominając, że jeszcze niedawno jego partia głosowała przeciwko wprowadzeniu stanu wyjątkowego i budowie zapory na wschodniej granicy. Wtedy twierdzono, że mur to „pisowski teatr”, a stan wyjątkowy to „przykrywka dla wyprowadzania Polski z Unii”. Dziś ci sami politycy mówią o obronie granic jak o swojej zasłudze. Może to i dobrze, że zrozumieli, ale bez przeprosin – choćby wobec Straży Granicznej i jej byłej rzeczniczki kpt. Anny Michalskiej – taka zmiana brzmi fałszywie.

Bo jak pogodzić hasło „pojednania Polaków” z pamięcią o dzieleniu ich w czasie kryzysu migracyjnego? Jak uwierzyć w szczerość, gdy wczoraj podważano wysiłek obrońców granicy, a dziś stawia się ich w pierwszym szeregu? Kiedyś politycy Platformy i celebryci jechali na granicę walczyć z „bezdusznym rządem”, dziś o tamtej gorączce nikt nie pamięta, a prawo, które im tak przeszkadzało w podejściu do nielegalnego przekraczania granicy – nie zmieniło się ani o milimetr. Ale tę histerię pamięta społeczeństwo, a przynajmniej jego spora część – i coraz trudniej je nabrać. I jakiekolwiek zaklęcia o „śladach aktywności” nic tu nie pomogą.

Oceń: +7 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

150 minut do potęgi

[ TEMATY ]

Samuel Pereira

Materiały własne autora

Samuel Pereira

Samuel Pereira

Centralny Port Komunikacyjny to nie tylko projekt infrastrukturalny, lecz także manifestacja polskiej determinacji i ambicji. W kraju, gdzie przez lata samo mówienie o potrzebie rozwoju i byciu na równi z zachodem było kwestionowane. Gaszenie polskich ambicji pustymi hasłami o „megalomanii”, „mocarstwowości” i „machaniu szabelką” to zmora ostatnich 35 lat. Dziś sama idea CPK stanowi punkt zwrotny, jako symbol odrzucenia kompleksów na rzecz przyszłościowych inwestycji.

Zacznijmy od faktu, że projekt CPK to nie tylko lotnisko, ale cała, rozległa sieć kolei, którą może zobrazować jedna liczba: 2,5 godziny, czyli 150 minut. Tyle zajmowałby dojazd do Centralnego Portu Komunikacyjnego (CPK) i Warszawy z każdej aglomeracji w Polsce.
CZYTAJ DALEJ

Na Górze Oliwnej, gdzie modlił się Jezus, mnisi i mniszki nadal zbierają oliwki

2025-10-28 10:05

[ TEMATY ]

Góra Oliwna

Ogród Oliwny

Vatican Media

Bazylika Agonii przylegająca bezpośrednio do Ogrodu Oliwnego

Bazylika Agonii przylegająca bezpośrednio do Ogrodu Oliwnego

W Jerozolimie na Górze Oliwnej i w ogrodzie Getsemani, gdzie zgodnie z Ewangelią Jezus spędził ostatnią noc przed pojmaniem, mnisi i mniszki każdego października zbierają oliwki, traktując pracę jako modlitwę i formę czci dla świętych miejsc. Tegoroczne zbiory odbywają się w cieniu dwuletniej wojny Izraela z Hamasem, ale także w atmosferze krucho zarysowującego się rozejmu, który rozbudził nadzieję na pokój – od wieków symbolizowany gałązką oliwną.

Historię opisuje National Catholic Reporter. Franciszkanin o. Diego Dalla Gassa, odpowiedzialny za zbiory w klasztorze obok Getsemani, podkreśla, że opieka nad sanktuariami oznacza ich „przeżywanie – fizycznie i duchowo”. Zakonnicy i wolontariusze – od izraelskich Żydów po włoskich funkcjonariuszy przybyłych z pomocą – strącają czarne i zielone owoce ręcznie i małymi grzebieniami na rozpostarte pod drzewami siatki. Zebrane oliwki trafiają do nowoczesnej prasy. Sama nazwa Getsemani wywodzi się od „tłoczni”. Na litr oliwy potrzeba do 10 kilogramów owoców.
CZYTAJ DALEJ

Zaślepieni na własne życzenie

2025-10-28 23:35

[ TEMATY ]

felieton

zaślepieni

własne życzenie

konformizm

Materiały własne autora

Samuel Pereira

Samuel Pereira

Historia Europy ostatnich dwóch dekad to opowieść o politycznej ślepocie i moralnym konformizmie. Książka „Zaślepieni. Jak Berlin i Paryż dały Rosji wolną rękę” Sylvii Kauffmann to nie tylko reporterski zapis błędów elit Zachodu, ale także lustro, w którym przeglądać się powinni politycy z Warszawy. Francuska dziennikarka pokazuje, jak wiara w „ugodowego Putina” zamieniła się w samobójczą strategię – od przemowy w Bundestagu w 2001 roku po monachijską konferencję w 2007. Niemcy kupowały gaz, Francja marzyła o wspólnym bezpieczeństwie z Moskwą, a Anglia prała rosyjskie pieniądze w londyńskim City. Europa udawała, że wierzy, że kupując gaz, kupuje pokój. A kupiła wojnę.

I gdy z Europy Środkowo-Wschodniej płynęły ostrzeżenia – z Polski, z krajów bałtyckich, z Ukrainy – Berlin i Paryż reagowały z pobłażliwym uśmiechem. „Alarmiści z Wschodu” mieli kompleksy, a nie rację. Dziś to oni mają groby, a tamci – rozdziały w książkach o błędach. Kauffmann pisze o „operacji uwiedzenie”, w której Putin zagrał Zachodem jak orkiestrą. Po trzech dekadach od upadku muru berlińskiego Europa zbudowała nowy mur – z pychy, złudzeń i gazowych rur.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję