Reklama

Miłosierdzie 24 godziny na dobę

Co to byłby za misjonarz, gdyby głosił Ewangelię tylko słowem? Jeśliby przeprowadzić plebiscyt, która grupa w Kościele kojarzy się najbardziej z miłosierdziem, misjonarze byliby w czołówce

Niedziela Ogólnopolska 15/2015, str. 24-26

Archiwum Biura Pomocy Ad Gentes

Jednym z powołań misjonarek jest czuła opieka nad dziećmi

Jednym z powołań misjonarek jest czuła opieka nad dziećmi

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

O ile tzw. przeciętny chrześcijanin praktykuje miłosierdzie od czasu do czasu, misjonarz nie może sobie na to pozwolić, bo jego sytuacja wymaga, aby świadczył je 24 godziny na dobę. Co więcej – musi być ono „kompletne”, obejmujące wszystkie wymienione w katechizmie uczynki miłosierdzia względem ciała. Misjonarz, aby dotarł skutecznie z przesłaniem Ewangelii do ubogiego mieszkańca Afryki czy Ameryki Południowej, musi go najpierw – bardzo często – nakarmić (nie da się mówić do człowieka o pustym żołądku), napoić, a nieraz i ubrać. A przecież są jeszcze inne wielkie sfery, w których miłosierdzie stanowi motyw działania – potrzebne są: edukacja, służba zdrowia, prace na rzecz społeczności lokalnej.

Głodnych nakarmić

Głód to największa z plag, z jakimi stykają się misjonarze. Dlatego konieczna jest systematyczna akcja, w oparciu o struktury. Oczywiście, każdy głodny, który zapuka do misji, zostanie nakarmiony. Nie tak dawno głośno było o polskim misjonarzu, który dokarmiał swoje „owieczki” własnoręcznie robioną kaszanką.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Jednym z najbardziej znanych przykładów systematycznej działalności dla zwalczania głodu, choć nie tylko, jest prowadzona przez pallotynów w Afryce akcja „Adopcja Serca”. Za 16 euro miesięcznie, wpłacane na konto Sekretariatu Misyjnego w Warszawie, każdy, kto zadeklaruje pomoc, może uratować życie jednego dziecka. Pallotyni przekazują każdemu z objętych akcją dzieci tygodniową porcję żywności (fasola, mąka), kupują leki i łożą na edukację.

Misjonarze coraz częściej zwracają jednak uwagę na to, żeby nie dawać za darmo, by człowiek obdarowany miał świadomość, że na to zapracował. „Chodzi o proste czynności: koszenie trawy, prace porządkowe. Żeby obdarowany wiedział, że to, co dostaje w formie pożywienia czy pieniędzy, zostało przez niego wypracowane. Chodzi o wychowywanie ludzi, ale i danie im satysfakcji, że są do czegoś zdolni, że na coś zapracowali. To niewielka praca, ale ich kosztuje: mały ból pleców, poświęcony czas” – tłumaczy były misjonarz w Demokratycznej Republice Konga ks. Kazimierz Szymczycha SVD.

Reklama

Spragnionych napoić

Jak ważny jest to uczynek, wiedzą doskonale mieszkańcy dotkniętych suszą krajów Sahelu. W jednym z nich, w Górnej Wolcie (dzisiejsze Burkina Faso), gościł w maju 1980 r. Jan Paweł II. Wstrząśnięty skutkami suszy wystosował dramatyczny apel do świata o pomoc dla potrzebujących. Następnie założył fundację na rzecz Sahelu, która do dziś realizuje powyżej 200 projektów rocznie o wartości ponad 2 mln dolarów. Mimo to sytuacja w tym kraju pod względem zaopatrzenia w wodę jest nadal bardzo trudna. Ludzie piją wodę brudną, w której jest pełno bakterii. Gdy widzimy w telewizji albo na zdjęciu murzyńskie dziecko z wydętym brzuszkiem, to wiadomo, że jest on wypełniony pasożytami wskutek picia wody pochodzącej z wygrzebanego w ziemi miejsca.

Misjonarze zdobywają środki na budowę studni głębinowych oraz instalowanie pomp. Dzielą trudy z Afrykańczykami. Ks. Jan Fecko, były misjonarz w Burkina Faso, obecnie dyrektor Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie, wspomina:

„W porze suchej racjonowano wodę dzielnicami. W mojej dzielnicy woda była od 4 rano do 5.30. Wieczorem odkręcałem kran i stawiałem wiadro. Jak woda zaczynała lecieć, to mnie to budziło. Czekałem, by się wiadro napełniło, i zakręcałem wodę. To wiadro wody musiało mi starczyć na moje potrzeby. Trzeba się było umyć, czasami kilka razy dziennie. I jeszcze trzeba było zaoszczędzić wodę na pranie bielizny”.

Nagich przyodziać

Afrykańczycy, a zwłaszcza kobiety, aby okryć nagość, wykazują się dużą przedsiębiorczością. Kiedy na Czarny Ląd wkroczyła cywilizacja, dla Afrykańczyków „strój Adama i Ewy” zaczął być przeżytkiem. Stało się to w dużej mierze wskutek działalności misjonarzy z różnych sekt chrześcijańskich, którzy wmawiali tubylcom, że grzechem jest chodzić bez ubrania, bo nagość budzi pożądanie. Na siłę ubierali Afrykańczyków w garderobę nieprzystosowaną do klimatu, co skutkowało nieznanymi dotąd chorobami, jak świerzb, grzybica, łuszczyca czy rak piersi u kobiet. Dzisiaj nagość występuje coraz rzadziej, dlatego wzrasta popyt na odzież. Można się w nią zaopatrzyć za darmo w wielu placówkach misyjnych, a jednym ze źródeł są dary z zagranicy.

Reklama

Misjonarze, a zwłaszcza misjonarki, starają się zaradzić tym potrzebom w inny sposób: organizują kobietom afrykańskim kursy szycia.

Podróżnych w dom przyjąć

Z tego zalecenia korzystają sami misjonarze, zwłaszcza ci, którzy mają rozległe parafie i podróżują nieraz kilka albo kilkanaście godzin, aby dotrzeć do wiernych. Trzeba jednak dodać, że gościnność nie jest cnotą wyłącznie chrześcijańską – występuje w każdej kulturze i pod każdą szerokością geograficzną.

We wspomnieniach misjonarzy ten motyw podkreślany jest bardzo często. Piękne świadectwo Indianom z Boliwii wystawił o. dr Tomasz Szyszka, były misjonarz w tym kraju:

„Ci ludzie żyją bardzo prosto. Nie mają wiele, ale pragną się dzielić tym, co mają. A mają przede wszystkim czas i mają wielkie pokłady dobroci. My, Europejczycy, zazwyczaj jesteśmy nastawieni na to, że winniśmy się dzielić rzeczami materialnymi, natomiast ci prości Indianie patrzą na to zupełnie inaczej. Mają czas, by poświęcić go drugiej osobie, misjonarzowi, żeby z nim posiedzieć. Ciekawe, że Indianie nie są gadułami. Warto posiedzieć obok siebie, być razem, zamienić kilka zdań. Kilkanaście zdań może być potraktowanych jako poważna rozmowa. Potem jest wspólny posiłek, gdzie się smakuje rarytasów andyjskich”.

Więźniów pocieszać

Wiele krajów afrykańskich i południowoamerykańskich targanych jest wewnętrznymi konfliktami, co stwarza pole do działalności partyzanckiej i terrorystycznej. Ofiarami padają misjonarze, którzy są zastraszani, więzieni, bici, a nawet zabijani, tak jak dwaj polscy franciszkanie: o. Zbigniew Strzałkowski i o. Michał Tomaszek, którzy będą beatyfikowani 5 grudnia br.

Reklama

Misjonarze, choć sami są zagrożeni, nie tylko odwiedzają uwięzionych, ale robią coś o wiele ważniejszego: starają się ich uwolnić. Wspomina ks. Jerzy Kotwa, pallotyn, pracujący w Demokratycznej Republice Konga: „Został porwany inżynier, który zajmuje się elektrownią, dyrektor szkoły, który był odpowiedzialny również za szkoły w naszej parafii, i nasz sekretarz z parafii. Każdy z tych przypadków jest inny, ale trzeba było się zaangażować na tyle, na ile możemy, żeby pomóc tym ludziom wyjść z opresji. Kontaktowaliśmy się z rodziną, także z ludźmi, którzy mogli pomóc w uwolnieniu uwięzionych”.

Chorych nawiedzać

Misjonarz nie poprzestaje na tym nakazie: on chorym organizuje leczenie. Często nie jest to pomoc doraźna, lecz przybiera formę profesjonalnego centrum medycznego, w którego finansowanie misjonarz angażuje wielu ludzi dobrej woli, a nawet władze państwowe. Mamy wspaniałe przykłady polskich misjonarzy opiekunów trędowatych: werbistę o. Mariana Żelazka, pracującego w Indiach, i niedawno zmarłą dr Wandę Błeńską, misjonarkę świecką w Ugandzie.

Mniej znaną osobą jest s. Rafaela Nałęcz, franciszkanka służebnica Krzyża, która założyła ośrodek dla niewidomych dzieci w Rwandzie, nazwany „afrykańskimi Laskami”. Zwróćmy uwagę, że wszyscy ci misjonarze działali, bądź działają, wśród ludzi wykluczonych przez społeczeństwo, którego to pojęcia chrześcijaństwo nie akceptuje.

Ale i inni misjonarze radzą sobie dobrze, co widać zwłaszcza w Afryce, gdzie bardzo często przychodnia misyjna jest jedynym „ośrodkiem zdrowia” w promieniu 100 km. Problemem jest nie tylko dostęp do lekarza, ale także zdobycie medykamentów. Nie wszystkich stać na ich wykupienie, dlatego działają małe apteki, gdzie potrzebujący mogą za darmo otrzymać leki. Siostry prowadzące przychodnie lub szpitaliki na misjach z trudem zdobywają pieniądze na zakup lekarstw, środków opatrunkowych, a także odczynników, które są potrzebne do badań laboratoryjnych. Cieszą się każdym opakowaniem antybiotyków lub witamin. Starają się przede wszystkim zapewnić dzieciom w wieku przedszkolnym konieczne suplementy do prawidłowego rozwoju. Powszechne są wśród dzieci niedożywienie i brak nawyków higienicznych. Stąd liczne choroby „brudnych rąk”. Walka misjonarzy z tymi zjawiskami przynosi coraz lepsze efekty.

Reklama

Umarłych pogrzebać

W Afryce, Azji, Ameryce Południowej podczas chrześcijańskiego pogrzebu misjonarz musi zachować rozwagę, aby uszanować miejscowe tradycje, o ile nie pozostają w jaskrawej sprzeczności z chrześcijaństwem. W byłych republikach sowieckich to okazja do nawiązania kontaktów z ludźmi, którzy stracili kontakt z Kościołem. To także znakomita sposobność do ewangelizacji, o czym świadczy wspomnienie pracującego w Rosji werbisty – o. Kazimierza Mariana Grabowskiego. Prowadził on pogrzeb katolika pochodzącego z Białorusi, człowieka zasłużonego, którego żegnali oficjalnymi przemówieniami urzędnicy z kancelarii prezydenta. Przy trumnie widniały poduszki pełne orderów. Ksiądz nie wiedział, co powiedzieć. Kiedy zobaczył złożone ręce nieboszczyka, bez różańca i obrazka, przypomniał sobie, że miał przy sobie krzyżyk Jana Pawła II. „I wtedy przyszło mi do głowy, by mu go podarować. Ten krzyżyk podniosłem do góry i mówię: to jest klucz. To jest jedyny klucz, który mu otworzy tam, u góry, drzwi królestwa Bożego. Mówiłem o krzyżu w jego życiu: został ochrzczony, niósł dzielnie ten krzyż, ciężko chorował i bardzo cierpiał. Właśnie ten krzyż doprowadzi go do nieba. Dlatego ja mu ten krzyż wkładam w ręce. Kwiaty mu nie pomogą. Tylko modlitwa i ten krzyż. Zapanowała cisza. Poważni ludzie patrzyli na ten krzyż” – wspominał o. Grabowski.

Reklama

Więcej niż tysiące kazań

Jak widać, misjonarze głoszą ewangeliczne orędzie miłości na różne sposoby. Nie tylko przepowiadają Ewangelię, ale dają konkretny wyraz miłości bliźniego poprzez czyny miłosierdzia: prowadzą dzieła edukacyjne, medyczne i charytatywne. W wielu krajach afrykańskich czy w Ameryce Południowej i Środkowej misje katolickie są często jedynymi miejscami, gdzie uboga ludność może otrzymać pomoc materialną. Podobnie jest i w Azji, gdzie występują silne kontrasty między ludnością. Jedni żyją w luksusie i cieszą się zdobyczami nauki i techniki, a inni – pochodzący z niższej kasty – cierpią niedostatek. W wielu kulturach azjatyckich nie ma rozwiniętej kultury miłosierdzia. W Indiach pokutuje przekonanie, że to, iż ktoś urodził się ubogi i cierpi, jest karą za grzechy w poprzednim wcieleniu. Co więcej: uważa się tam, że takiej osobie nie należy pomagać.

„Chrześcijanie łamią takie schematy myślenia. Pomagają umierającym, trędowatym, bezdomnym i niepełnosprawnym. Pomoc ta jest najwspanialszym świadectwem wierności Ewangelii. Ona mówi więcej niż tysiące kazań” – podkreśla bp Jerzy Mazur, przewodniczący Komisji Episkopatu Polski ds. Misji i wieloletni misjonarz.

„Kiedy pracowałem na Syberii – powiedział „Niedzieli” bp Mazur – również spotykałem się z sytuacjami wielkiego ubóstwa. Trzeba było pomagać tym, którzy nie mieli środków do życia. Poważnym problemem był alkoholizm i nieszczęścia, jakie on sprowadzał na tych ludzi. Kościół był jedynym miejscem, gdzie mogli liczyć na pomoc”.

I tak jest na wszystkich kontynentach, nawet w bogatej Europie. Ale o tej pięknej działalności misjonarzy, obejmującej ludzi niezależnie od religii i poglądów, media mainstreamowe raczej nie poinformują. A przecież to jest prawdziwa twarz Kościoła.

2015-04-07 15:37

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Dziś jest tylko jeden plan: krzyż

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Didgeman/pixabay.com

Rozważania do Ewangelii J 18, 1 – 19, 42.

Wielki Piątek, 29 marca

CZYTAJ DALEJ

Tajemnica Wielkiego Czwartku wciąga nas w przepastną ciszę Ciemnicy

[ TEMATY ]

Wielki Czwartek

Karol Porwich/Niedziela

Święte Triduum – dni, których nie można przegapić. Dni, które trzeba nasączyć modlitwą i trwaniem przy Jezusie.

Święte Triduum to dni wielkiej Obecności i... Nieobecności Jezusa. Tajemnica Wielkiego Czwartku – z ustanowieniem Eucharystii i kapłaństwa – wciąga nas w przepastną ciszę Ciemnicy.

CZYTAJ DALEJ

Abp Galbas: mnie nieraz trudno jest wierzyć w Boga

2024-03-29 07:59

[ TEMATY ]

Abp Adrian Galbas

flickr.com/episkopatnews

Bp Adrian Galbas

Bp Adrian Galbas

Mnie nieraz trudno jest wierzyć w Boga. Wiara bywa ciężka i męcząca, ale gdy słyszę o czyjejś śmierci, wówczas właśnie wiara jest pociechą - powiedział PAP metropolita katowicki abp Adrian Galbas.

W rozmowie z PAP metropolita katowicki abp Adrian Galbas wyjaśnił, że cierpienie samo w sobie nie jest człowiekowi potrzebne, ponieważ niszczy i degraduje. Jednak w momentach, gdy przeżywamy cierpienie, męka Chrystusa może być pociechą i wzmocnieniem.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję