MAŁGORZATA CICHOŃ: – Chorująca na schizofrenię Katarzyna (której świadectwo publikujemy na s. VII) słyszała „głosy”, które deprecjonowały jej wartość życia, zachęcały do dramatycznych czynów. Skąd takie zjawiska?
DR PIOTR BŁĄDZIŃSKI: – Schizofrenia to choroba psychiczna, w której występuje pewne zaburzenie rozpoznawania rzeczywistości, tego, co jest realne, a co nie. Jeżeli ktoś mówi, że słyszy głos, który mu coś nakazuje, to on to odbiera tak realnie, jak my fakt prowadzonej właśnie rozmowy.
– Czy te „głosy” mogą mieć jakiś związek ze światem duchowym? „Namawiają” do czegoś złego, atakują wartość człowieka...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Psychiatria to trochę rozróżnia. Głosy, o których wspomina w swoim świadectwie Katarzyna, są objawami psychopatologicznymi, i one z duchowością mogą mieć coś wspólnego, szczególnie w treści, ale nie muszą. U części osób są to tak zwane głosy imperatywne, które coś nakazują, często np. popełnić samobójstwo. Nierzadko osoba słyszy, że jakiś głos jej ubliża, w bardzo wulgarnych słowach.
– Jak oddzielić świat psychiczny od duchowego? Wydaje się, że nieraz ta granica jest bardzo płynna: może się nam zdawać, że takie zjawiska to pewnego rodzaju walka duchowa...
Reklama
– Trudno to rozdzielić. Sami psychiatrzy mają z tym kłopot. Potocznie zresztą sądzi się, że człowiek dzieli się na dwie sfery: jest to, co cielesne, i to, co psychiczne. Zresztą takie podejście przez długi czas kształtowało psychiatrię. Z tego powodu, że zjawiska psychiczne były łączone z duchowymi – psychiatria jeszcze w XIX wieku nie była traktowana jako pełnoprawna gałąź medycyny. W połowie XX wieku Viktor Frankl, psychiatra, neurolog z Austrii, który przeżył kilka obozów koncentracyjnych, stwierdził, że człowiek nie może się składać tylko z tego, co cielesne i co psychiczne, jest jeszcze trzecia sfera: duchowa. Dowodził, że zaburzenia w tej sferze mogą czasem dawać takie same objawy jak zaburzenia w dwóch pozostałych. Po samych objawach trudno rozpoznać, z czego wynika zaburzenie czy problem z funkcjonowaniem w życiu. Początkowo może się on przedstawiać jako medyczny, ale jeżeli poszuka się przyczyn, okazuje się, że jest bardziej duchowy, wynika np. z konfliktu dotyczącego światopoglądu, religii, pytań egzystencjalnych, grzechu... Frankl niejako pomógł psychiatrom oddzielić się, nie wchodzić w kompetencje osób duchownych.
– Gdy więc do psychiatry przychodzi pacjent, który mówi, że słyszy np. głos demona, lekarz nie może z automatu uznać, że jest to problem natury psychicznej?
– Najczęściej tak jest, natomiast może to być przejawem jednak czegoś, co się dzieje w życiu duchowym, np. opętania. Jeżeli psychiatra po zrobieniu rzetelnych badań ma wątpliwości, czy to rzeczywiście jest objaw choroby, może tego człowieka skierować na rozmowę np. z egzorcystą. W Polsce częściej odbywa się to w drugim kierunku: osoby, które mają tego rodzaju halucynacje, trafiają najpierw do egzorcystów. W większości przypadków to egzorcyści proszą o konsultację psychiatrów, ale i psychiatrzy nie mogą wykluczyć rzeczywistości duchowej i uważać, że wszystko, co nie jest cielesne, należy do ich dziedziny.
– Czy często jest Pan świadkiem takich przemian, jak ta opisana w świadectwie? Z ataków przeciw życiu następuje przejście do jego afirmacji. Katarzynie pomogli bliscy, terapia, ale też daje przykład oparcia w Bogu.
Reklama
– Zwykle, jeżeli ktoś wcześniej był osobą religijną, to w wierze znajduje poważny punkt oparcia, który pomaga opanowywać, ustabilizować chorobę i jest istotnym sprzymierzeńcem dla lekarza psychiatry czy w ogóle w procesie leczenia. Ale to coś, z czym pacjent już do nas przychodzi. W Krakowie działa stowarzyszenie „Otwórzcie drzwi”, skupiające osoby chorujące psychicznie, zwłaszcza z doświadczeniem schizofrenii. Wiele z nich podkreśla znaczenie wiary, religii, sfery duchowej. Mówią wprost, że to pomaga im zdrowieć. Obserwuje się, zwłaszcza wśród osób, które podejmują terapię, że choroba psychiczna staje się impulsem, by spojrzeć na życie szerzej. Pacjenci chcą wyciągnąć wniosek z trudnego doświadczenia. Prof. Antoni Kępiński uznawał, że osoby chorujące psychicznie po prostu inaczej czują, inaczej widzą, a inaczej, to zwykle znaczy: szerzej. U nich ta amplituda – nie tylko odbierania różnych doznań zmysłowych, ale odczuwania, patrzenia na świat – jest szersza. Z tego powodu mają większy lęk, większe natężenie emocji, których nie mogą pomieścić. Być może dlatego rodzą się u nich pytania egzystencjalne, które bez doświadczenia psychozy by się nie zrodziły...
– To jednak doświadczenie ekstremalne...
– Ze sposobu, w jaki opisują je pacjenci, wynika, że jest to przeżycie związane najczęściej z bardzo silnym lękiem przed dezintegracją: „że się rozpadnę”, „nie będzie mnie”... Schizofrenia to zresztą, etymologicznie, rozszczepienie osobowości. U każdego człowieka przebiega trochę inaczej, ale lęk jest doświadczeniem wspólnym i niezwykle głębokim. Podobnie jak powrót do pozycji zależnej od bliskich osób. W ostrej psychozie człowiek o sobie nie decyduje, często nie wie, co się z nim dzieje. Doznaje uciążliwych halucynacji, ma przeświadczenie, że cały świat go śledzi, wszyscy go kontrolują, patrzą, czytają w myślach. To przeżycie, które wstrząsa.
– Co „zdrowym” mają do przekazania osoby chorujące psychicznie?
– Dają nam bardzo ciekawe i bogate opowieści swojego życia. Dzielą się takim doświadczeniem, do którego „zdrowi” nie mają w ogóle dostępu. Mówią o tym, że życie może być i jest całkiem inne, niż to w masce, jak my nieraz funkcjonujemy. Warto ich słuchać, żeby uczyć się żyć bez fasady.
* * *
Dr Piotr Błądziński, lekarz psychiatra z Zakładu Psychiatrii Środowiskowej UJ CM w Krakowie