Reklama

Wiadomości

Polska może stać się niepokonana

O warunkach skutecznej obrony terytorium kraju z prof. Romualdem Szeremietiewem rozmawia Wiesława Lewandowska

Niedziela Ogólnopolska 38/2015, str. 36-37

[ TEMATY ]

wywiad

społeczeństwo

Dominik Różański

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Minister obrony narodowej wyraził niedawno nadzieję, że nowy zwierzchnik Sił Zbrojnych po rozpoznaniu sytuacji na pewno doceni skuteczne starania jego rządu o dobry stan armii. Jaki jest dziś, według Pana oceny, stan polskiej armii?

PROF. ROMUALD SZEREMIETIEW: – Rzeczywiście, bardzo wiele w tej dziedzinie zdziałano, ponieważ od wielu już lat z wielkim zaparciem buduje się armię, która może wykonywać misje zagraniczne. Minister może być zadowolony z tego, że mamy dziś przeszkolonych żołnierzy, którzy już uczestniczyli w różnego rodzaju operacjach zbrojnych poza granicami kraju. Mamy też odpowiednie uzbrojenie i do dziś jego zakupy są dokonywane właśnie pod kątem tej „misyjnej” zdolności polskiej armii.

– Z lekceważeniem potrzeb – coraz bardziej przecież realnych – obronności terytorium własnego kraju?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Faktycznie tych potrzeb nie dostrzegano. W stabilnej Europie miało po prostu nie być wojen. Sygnałem skłaniającym do myślenia o potrzebach polskiej obronności powinna być wojna Rosji z Gruzją w 2008 r. Trudno mi zrozumieć, dlaczego tamto ostrzeżenie przed możliwością rosyjskiej agresji w Warszawie zbagatelizowano. Dopiero wojna na Ukrainie doprowadziła do pewnego otrzeźwienia.

– Pewnego? Nie do końca uwierzono w możliwość zagrożenia?

Reklama

– W mediach mamy obecnie mniej informacji o walkach na Ukrainie, więc strach zmalał. Można tak wnioskować, sądząc po rodzaju podejmowanych działań w sferze przygotowań do obrony kraju. Wciąż mamy instrument militarny, który nie może spełnić funkcji, do których Siły Zbrojne RP zobowiązuje konstytucja, czyli obrony niepodległości. To zaniedbanie obrony własnego kraju widać najwyraźniej, gdy chodzi o obronę przestrzeni powietrznej i morskiej.

– W tej sprawie liczymy głównie na pomoc sojuszników?

– Nie mamy na terytorium Polski żadnego sojuszniczego rakietowego systemu obrony przed atakiem z powietrza, jedynym naszym zabezpieczeniem ma być kilkadziesiąt samolotów
F-16...

– Mogło być lepiej?

– Z pewnością, tyle że w ostatnich latach, gdy podejmowano decyzje, w jakim kierunku powinna iść modernizacja armii, ignorowano problem zagrożenia kraju. Wyposażano armię w transportery kołowe, przydatne na pustynnych misjach, rozbudowywano lotnictwo transportowe itd., itp. Nawet przy niedawnym zakupie śmigłowca, który wzbudził tyle kontrowersji, decydowało to, ilu żołnierzy może zabrać na pokład. A przecież już od dość dawna wiadomo, że bardziej potrzebny byłby śmigłowiec uderzeniowy do zwalczania celów pancernych. Można więc powiedzieć, że program modernizacji armii jest wciąż podporządkowany kryteriom jej sprawności ekspedycyjnej.

– Wydaje się, że wobec rosyjskiej agresji na Ukrainę w Polsce powinno już dojść do bardzo radykalnego przeformatowania celów i zadań Sił Zbrojnych. Nie doszło?

Reklama

– Doszło, ale głównie w formie słownych deklaracji. Konkretne i sensowne działania trudno dostrzec. Mówi się np. dużo o potrzebie zorganizowania Obrony Terytorialnej z prawdziwego zdarzenia, ale tylko mówi, i to głównie w mediach. Trudno natomiast zrozumieć, co w tej sprawie zamierza robić MON. Zakłada się tam, że w ramach Narodowych Sił Rezerwowych – a takie „zwierzę” wciąż nie istnieje – w ciągu najbliższych 8 lat powstanie jakaś formacja Obrony Terytorialnej, licząca 2,5 tys. etatów. To nieporozumienie...

– Dlaczego?

– Sąsiednia Białoruś, kraj o czterokrotnie mniejszej liczbie obywateli, zaczyna tworzyć Obronę Terytorialną, która w czasie pokoju będzie liczyła 120 tys. żołnierzy. Podjęto bardzo konkretne działania; odpowiedzialność za tworzenie jednostek OT przejmują gubernatorzy (odpowiednik naszych wojewodów), którym nawet nadano stopnie generalskie.

– W Polsce taki model OT jest chyba raczej mało możliwy?

– Gdybyśmy chcieli stworzyć podobną strukturę wojskową, to potrzebowalibyśmy w czasie pokoju 490 tys. przeszkolonych żołnierzy OT, tymczasem, jak wspomniałem, ma być 2,5 tys., w tym 500 żołnierzy zawodowych.

– Narodowe Siły Rezerwowe narzekają na brak ochotników. Czy możliwe byłoby zebranie pół miliona chętnych do służby w OT?

– Na pewno byłoby możliwe, ale nie zapominajmy, że to na obywatelach ciąży obowiązek obrony Ojczyzny. Może należałoby przywrócić pobór do wojska. Paradoksem jest, że patriotyczny obowiązek obrony Ojczyzny, zapisany w art. 85. Konstytucji RP, został przekształcony w przekonanie, iż obywatel tego obowiązku wykonywać nie musi. Wystarczy, że płaci podatki, z których państwo utrzymuje „agencję ochrony” pod nazwą Siły Zbrojne RP, której „pracownicy” (zawodowi żołnierze) z wysokimi kwalifikacjami nas obronią...

Reklama

–... a to dziś nie wystarczy?

– Wiadomo, że nie wystarczy. Powinniśmy zbudować powszechny system wojskowy zdolny do obrony całego kraju. Trzeba odwołać się do rozwiązań zastosowanych w innych krajach, nie tylko na Białorusi, ale też np. w Szwajcarii, Danii, Norwegii czy Finlandii. Te kraje dysponują odpowiednią liczbą przeszkolonych wojskowo obywateli, którzy są prawdziwymi żołnierzami, doskonalącymi się w czasie cyklicznych szkoleń i zdolnymi do obrony kraju. Są gotowi bronić swych domów mimo braku tak konkretnego zagrożenia jak w przypadku Polski.

– Na jakim etapie formowania OT jesteśmy dziś w poważnie zagrożonej Polsce?

– Na etapie dyskusji. Przy czym, w moim przekonaniu, ludzie, którzy dziś na ten temat rozmawiają, tak naprawdę nie wiedzą, o czym dyskutują.

– Jak to?!

– Wielu wydaje się, że OT to formacja pomocnicza dla armii zawodowej, wykonująca raczej funkcje obrony cywilnej, działająca w sytuacjach kryzysowych. Inni z kolei sądzą, że to ma być jakieś przedłużenie partyzantki w rodzaju współczesnej Armii Krajowej. Ten chaos myślenia przekłada się, niestety, także na dość chaotyczne kroki MON w tej sprawie.

– Czy w MON zostały już podjęte jakieś konkretne kroki?

Reklama

– Zdaje się – niezbyt fortunne. Już na wstępie zaprzepaszczono potencjał tkwiący w ruchach proobronnych, cieszących się dziś w Polsce sporą popularnością. Zawsze byłem zwolennikiem włączenia tych organizacji w zadania obronne poprzez wspieranie ich rozwoju. Przestrzegałem jednak przed próbami uczynienia z tych organizacji jakiejś namiastki OT. Tymczasem MON ruszył w tym kierunku i postanowiono stworzyć federację; w kongresie ruchów proobronnych uczestniczyło ponad 140 grup, a tylko 7 z nich wyraziło ochotę podporządkowania się MON.

– Dlaczego większość odmówiła?

– Jeden z liderów wyraził obawę, że MON ma koncepcję, by „karabin zastąpić łopatą” – to nawiązanie do istniejących w latach PRL jednostek Obrony Terytorium Kraju, nazywanych z racji tego, co robiły, „wojskami łopata-ziemia-powietrze”.

– A MON nie chce tego zrobić?

– Pewnie nie chce, ale działa tak, jakby nie rozumiano, czym powinna być współczesna OT. Wciąż w świadomości urzędników MON funkcjonuje obraz wojsk OT, które nie mają wiele wspólnego z prawdziwym wojskiem, uzbrojonym w rakiety, czołgi, samoloty. Zresztą właściwe dla OT działania nieregularne też kojarzą się z wojną partyzancką, prowadzoną w warunkach okupacji, w której najbardziej cierpi ludność cywilna. Zapewne stąd bierze się ten dzisiejszy – także odgórny – opór i brak przekonania do formowania tego rodzaju wojska. Wśród decydentów dominuje pogląd, że bezpieczeństwo może zapewnić tylko NATO z ograniczonym udziałem naszej armii.

– Pan Profesor kwituje obecną sytuację stwierdzeniem, że za PRL wojsko przynajmniej wiedziało, co ma robić, a teraz nie wie...

Reklama

– Tak. W PRL rozkazy w tym zakresie wydawano w Moskwie. Sytuacja była jasna – należało te rozkazy wykonać. Teraz wojsko już wie, że powinno bronić kraju, tylko nie bardzo wiadomo jak i czym. I chodzi nie tylko o mgławicowe podejście do OT. Wystarczy spojrzeć na rozlokowanie jednostek wojskowych – dwie z trzech naszych dywizji znajdują się przy zachodniej granicy, czyli w odległości 400-500 km od miejsca najbardziej prawdopodobnego zagrożenia lądowego.

– To taka sobie beztroska?

– Może po prostu nie przewiduje się obrony w rejonie wschodniej Polski, a zamierza stawić opór na linii Odry. Pamiętam wypowiedź Donalda Tuska o tym, jak wiele się zmieniło, bo zrozumiano wreszcie, że siły NATO powinny się bronić na linii Wisły. Nie wiem, czy to rzeczywiście nastąpiło, skoro dyslokacja naszych wojsk nie uległa zmianie.

– W obecnej zapalnej sytuacji powinno już do tego dojść?

– To, w jaki sposób i kiedy zostaną użyte siły NATO, w tym Wojsko Polskie, określają tzw. plany ewentualnościowe. Nie znam ich, więc trudno mi powiedzieć, na ile są realne i jakie siły w jakim czasie są przeznaczone do działań w obronie Polski; mówi się o dziewięciu dywizjach. W każdym razie już dziś prezydenckie Biuro Bezpieczeństwa Narodowego powinno sprawdzić, jakie są wojskowe gwarancje NATO zapisane w tych planach. Obecny zwierzchnik Sił Zbrojnych RP powinien to wiedzieć.

– A co tak naprawdę wiemy o stanie naszej obronności?

Reklama

– Oficjalnie wiemy tyle, ile wynika z rządowych przekazów służących budowaniu korzystnego wizerunku dokonań rządu. Paradoksalnie jedynym pozytywem jest świadomość, że obecnymi siłami nie obronimy granic. I stąd wyciągnięto wniosek: trzeba zrobić wszystko, aby NATO mocniej się w Polsce zakorzeniło. To dziś rzeczywiście jedyna gwarancja naszego bezpieczeństwa, co jednak nie unieważnia potrzeby zbudowania Obrony Terytorialnej. Niedawno amerykański strateg – prof. Edward Luttwak w wywiadzie dla polskiej gazety powiedział: „Po raz pierwszy w historii Polska może stać się niepokonana, jeśli wprowadzi powszechną obronę terytorialną i uzbroi zdolnych do tego obywateli”. Profesor twierdzi też, że nie warto wydawać pieniędzy na supernowoczesne ofensywne uzbrojenie, które nigdy nie będzie miało takiego znaczenia dla naszego bezpieczeństwa narodowego, jak dobra OT.

– Dobra, czyli jaka?

– OT powinna być normalnym wojskiem. Wojska OT należy sformować jako piąty rodzaj sił zbrojnych – obok Wojsk Lądowych, Sił Powietrznych, Marynarki Wojennej oraz Wojsk Specjalnych. Wojska OT należy przygotować do obrony kraju, także przy pomocy działań nieregularnych. Taka siła odstraszy nieprzyjaciela i wojny, także partyzanckiej, nie będziemy musieli prowadzić. „Si vis pacem para bellum” – Jeśli chcesz pokoju, przygotuj się do wojny.

– Szacuje Pan, że na przebudowę i modernizację polskiej armii trzeba co najmniej 9 lat. Ile czasu potrzeba, by stworzyć dobrą formację OT?

– Pytanie, ile czasu mamy, skoro zmarnowano ponad 20 lat... W każdym razie, gdy chodzi o OT, sądzę, że w ciągu 2-3 lat można już zorganizować taki wojskowy komponent, który mógłby poważnie stanowić o naszym bezpieczeństwie.

– Wiąże Pan Profesor duże nadzieje z nowym Zwierzchnikiem Sił Zbrojnych, wierzy, że uporządkuje on myślenie o polskiej armii i obronności, że może np. zarządzić stworzenie OT?

Reklama

– Obawiam się, że dziś niewiele będzie mógł zdziałać, ponieważ jego poprzednik, jak się zdaje, dość skutecznie zablokował mu możliwość wymiany kadr w podległych urzędach. Mam jednak nadzieję, że w przyszłym roku zostanie opracowana sensowna strategia obrony narodowej, prawidłowo definiująca zagrożenia i sposób przeciwstawienia się im. Liczę też na audyt sił zbrojnych, który powinien odpowiedzieć, jakimi siłami można będzie strategię wykonać. Dopiero wtedy będzie wiadomo, jakie uzbrojenie będzie nam potrzebne. A jeśli zapadnie decyzja o zbudowaniu OT, będzie wiadome, że uzbrojenie dla niej wyprodukują polskie fabryki.

– Czy nie prostsze jest jednak zainstalowanie stałych baz sojuszniczych? Wtedy odpadłoby wiele kłopotów.

– Pozostaje jednak kłopot podstawowy: nasze bezpieczeństwo nie zależy od nas. Ale, oczywiście, trzeba robić wszystko, aby te stałe bazy w Polsce się pojawiły. Są one nie tylko garnizonami, magazynami uzbrojenia, ale przede wszystkim elementami infrastruktury systemu obronnego całego Sojuszu. Na nich opiera się konstrukcja obrony, co wymusza konieczność odpowiedniego ich zabezpieczenia. Jeżeli baz na jakimś terytorium nie ma, to oznacza, że NATO nie widzi tam zagrożenia albo nie przewiduje obrony danego terytorium. A to dla nas dziś kiepska wiadomość. Musimy więc zbudować Obronę Terytorialną!

* * *

Romuald Szeremietiew
Publicysta, więzień polityczny PRL, poseł na Sejm III kadencji, były wiceminister i p.o. ministra obrony narodowej, dr hab. nauk wojskowych, prof. Akademii Obrony Narodowej.

2015-09-15 13:13

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Terapeutyczna jadłodajnia

Niedziela Ogólnopolska 48/2015, str. 46-47

[ TEMATY ]

społeczeństwo

życie

Mateusz Wyrwich

W jadłodajni „Kuchnia Czerwony Rower” menu jest codziennie zmieniane

W jadłodajni „Kuchnia Czerwony Rower” menu jest codziennie zmieniane

Na co dzień w jadłodajni pracuje kilka osób. Serwują znakomite i bardzo tanie, jak na warszawskie warunki, obiady – po 9 zł. I uczą się przy tym zawodu. Ich początki nie były łatwe, wszyscy bowiem pogubili się gdzieś po drodze. Zintegrowały ich dopiero praca i poczucie obowiązku

Na niewielkiej przestrzeni podwórka na warszawskiej Pradze, pamiętającego lata 20. ubiegłego wieku, znajduje się siedziba Stowarzyszenia Otwarte Drzwi. Otwarte dla ludzi, którzy nie mają prostej drogi w życiu. Jedni dlatego, że są niepełnosprawni fizycznie bądź psychicznie, inni – gdyż pobłądzili w życiu bardziej niż statystyczny Polak. Pokończyli ledwie podstawówki czy zawodówki. Niektórzy nawet studia, lecz nie zostali przygotowani do samodzielnego życia. Przez lata nie mieli pracy ani domu. Pochodzą zazwyczaj z domów dziecka. Z domów biednych, nierzadko z rodzin rozbitych małżeństw alkoholików. I równie często z takich domów, które nie potrafiły przekazać dzieciom miłości. Wielu z nich nie potrafi więc kochać i ma skłonność do agresji, pretensje do świata i roszczenia wobec innych. Sami niewiele proponują. Często mają na koncie odsiedziane wyroki albo zawieszone kary. Są przyzwyczajeni do tego, że ktoś ich zaraz uderzy, więc uprzedzają cios – atakując innych. – Niegdyś w tym miejscu była noclegownia, również swego rodzaju agencja zatrudnienia dla ludzi bezdomnych – mówi Katarzyna Wilczyńska ze Stowarzyszenia Otwarte Drzwi. – Okazało się, że wśród klientów agencji zatrudnienia są osoby niepełnosprawne, które mają ogromne trudności ze znalezieniem pracy. Stąd pojawiły się nasze placówki dla osób niepełnosprawnych. Pierwszą z nich był Warsztat Terapii Zajęciowej. W sumie zorganizowaliśmy 5 placówek, które tworzą system modelowy. Wszystkie znajdują się w Warszawie. Kiedy bezdomny szuka pracy, cały czas pilotujemy to poszukiwanie. I to się sprawdza. Powoduje, że efektywność jest dużo większa niż przeciętna w kraju. Najczęściej nasi podopieczni znajdują pracę typowo porządkową, ale ją mają. Stowarzyszenie Otwarte Drzwi zajmuje się głównie osobami wykluczonymi społecznie. – Ale nie jest to typowe schronisko, do którego ktoś się zgłasza i ma zapewniony dach, jedzenie – opowiada Katarzyna Wilczyńska. – Tu jest realizowany program wychodzenia z bezdomności. Często trafiają do nas alkoholicy, jeśli jednak nasz podopieczny będzie pił, musi odejść. Wspólnie więc z pracownikiem socjalnym zastanawiają się, jak rozwiązać jego problemy. Kogoś ściga komornik, bo wziął pożyczkę i nie spłacił. Inny ucieka przed alimentami. I te kwestie musimy wspólnie rozwiązać, bo są one częstą przeszkodą w wychodzeniu z bezdomności.
CZYTAJ DALEJ

Co mamy czynić?

2024-12-14 20:50

[ TEMATY ]

adwent

rozważania

św. Ojciec Pio

Adwent z o. Pio

Red.

„Radujcie się zawsze w Panu!” – wzywa nas dzisiaj Apostoł Paweł. Skąd jednak zaczerpnąć tej radości? Gdzie znaleźć do niej motywację? Tak bardzo nam jej brakuje w naszym codziennym życiu. Święty Paweł odpowiada: „Pan jest blisko!”

Już za tydzień i parę dni zasiądziemy do wigilijnego stołu, zaśpiewamy kolędy, powitamy wśród nas nowonarodzonego Jezusa. Już tak blisko do świąt! Czuć już tę atmosferę, zapachy, podniosłość… Lecz drugiej strony możemy czuć również podenerwowanie, napięcie, pośpiech… Już tak blisko… Czy zdążę ze wszystkim? Tyle jest jeszcze do zrobienia! Tyle do przygotowania! Ileż pracy mnie czeka!
CZYTAJ DALEJ

Świadectwo: Dziękujemy Bogu za jedno z najlepszych lekarstw na pychę naszych serc

2024-12-15 21:25

[ TEMATY ]

świadectwo

Adobe Stock

Kiedy postanowiliśmy wziąć ślub, zdawaliśmy sobie sprawę, że małżeństwo domaga się rezygnacji z własnych ambicji na rzecz dobra wspólnego i uznania, że małżonek może mieć rację. Wiedzieliśmy, jak ważną rolę odgrywa gotowość do przebaczenia i zapominania urazów. Staraliśmy się zatem kształtować w sobie zdolność do współczucia i empatii, co jest niezbędne w budowaniu głębokiej i trwałej więzi z małżonkiem.

TEKST POCHODZI Z NAJNOWSZEGO "GŁOSU OJCA PIO", ZOBACZ WIĘCEJ: glosojcapio.pl/nowy-numer
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję