Odbywającemu się w Rzymie synodowi biskupów o rodzinie towarzyszą sensacyjne, a nierzadko i wrogie Kościołowi publikacje niektórych mediów. Ich autorzy, niekiedy nawet osoby duchowne, lansują w nich zwodniczą wizję „Kościoła wolności” przeciwstawianego „Kościołowi tradycyjnemu”. „Kościół wolności” jawi się jako twórcze rozwinięcie i ukoronowanie wspaniałych wynalazków różnych reformatorów i kontestatorów, którzy od lat swoimi działaniami dążą do pozbawienia Kościoła jego istoty.
Reformatorzy i kontestatorzy „oczyszczają” więc chrześcijaństwo z „naleciałości tomizmu i przywracają mu zgodny z duchem czasów sens”, „żenią” je z liberalizmem. Podważają, a nawet niekiedy atakują Eucharystię, Najświętszą Maryję Pannę i papiestwo. Proponują zeświecczenie przestrzeni społecznej, racjonalizm, oświeceniowość, demokratyzm; zamiast teologii – socjologię, zamiast zdrowej doktryny – ideologię, zamiast spowiedzi – psychoanalizę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Moderniści ci bardzo często domagają się zniesienia celibatu, a także dopuszczenia do kapłaństwa kobiet, wolności dla antykoncepcji, przyzwolenia na zabijanie nienarodzonych, zachwytu dla homoseksualizmu, wybieralności przez wszystkich proboszczów, biskupów, papieży. Czynią to na swój nowy sposób: nie buntując się, żeby ich nie wygnano, i nie podporządkowując się, żeby nie wyrzec się swoich przekonań (por. Pius X, encyklika „Pascendi dominici gregis”, 2-3). Swoje koncepcje narzucają jednak przy pomocy terroru „teologicznej poprawności”.
Coraz częściej używa się argumentacji o powszechnym wśród wiernych odłożeniu nauczania Kościoła, które jest nieżyciowe i sprzeczne z ideałami człowieka nowoczesnego. Podejmuje się więc próby zasugerowania rewizji niewygodnych i „niedostosowanych” do współczesności doktryn moralnych Kościoła i niektórych dogmatów w oparciu o przeprowadzony na zasadzie referendum consensus wszystkich wiernych. Dotyczy to zwłaszcza etyki seksualnej.
Warto w tym kontekście odwołać się do wydarzeń sprzed 47 lat. Ogłoszenie przez papieża Pawła VI 25 lipca 1968 r., a więc 3 lata po zakończeniu Soboru Watykańskiego II, encykliki „Humanae vitae” – o zasadach moralnych w dziedzinie przekazywania życia ludzkiego, w której jasno zostało zarysowane nauczanie Kościoła w dziedzinie etyki seksualnej – podziałało jak wybuch bomby. Wielu reformatorów bowiem uważało, że na fali posoborowej „odnowy” uda się skruszyć niezmienną w tej materii doktrynę Kościoła i uzyskać choć cień akceptacji dla antykoncepcji, która stanowi podstawę rewolucji seksualnej. Liczono, że wtedy o wiele łatwiej będzie można podważać i kwestionować inne elementy Magisterium Kościoła, by traktować chrześcijaństwo jako dzieło wyłącznie ludzkie, w którym Objawienie zostaje „sprowadzone do elementu czysto dekoracyjnego”.
Zdaniem prof. Janet E. Smith z Uniwersytetu w Dallas (USA): „Był to przełomowy moment w historii Kościoła – oto bowiem ujawniła się opozycja wewnętrzna. Do tej pory było inaczej. Opozycyjni teologowie nigdy nie występowali tak otwarcie. Sprzeciw wobec «Humanae vitae» stał się istotną cezurą w historii Kościoła. Można ten moment interpretować albo jako krystalizację czegoś, co już od pewnego czasu dało się odczuć, albo jako katalizator późniejszych procesów. Wkrótce teologowie, a za nimi zwykli świeccy mieli zająć opozycyjne stanowisko w sprawie nie tylko antykoncepcji, lecz również homoseksualizmu, masturbacji, cudzołóstwa, rozwodu i wielu innych”.
„Nihil novi sub sole”. Od początku chrześcijaństwa błędy powstawały w wyniku dążenia do dostosowania wymogów Objawienia do intelektualnych i moralnych słabości ludzkich, z próby dostosowywania chrześcijaństwa do oczekiwań świata. Lecz Chrystus naucza: „Miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16, 33).