To wyrażenie coraz częściej pojawia się na ustach polityków, ale i duchownych, obserwujących to, co dzieje się w Ziemi Świętej. Zdaniem wikariusza Patriarchatu Jerozolimskiego bp. Williama Shomaliego, z którym rozmawiał portal „Vatican Insider”, nikt jej nie chce, a wszyscy się jej boją. Nie chcą intifady przywódcy strony palestyńskiej, nie chcą jej też przywódcy Izraela, boją się również chrześcijanie, bo spowoduje najprawdopodobniej kolejną falę emigracji tej resztki, „historycznego minimum” – jak określił populację wyznawców Chrystusa bp Shomali.
Akty przemocy nasiliły się w październiku i zostały wywołane planami podziału Wzgórza Świątynnego, co rozjuszyło młodych Palestyńczyków, mających silne sentymenty religijne.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Przyczyna jednak jest głębsza. Prawdziwym powodem rozgoryczenia jest brak postępów procesu pokojowego między Żydami i Palestyńczykami. Tu znajduje się fundament dzisiejszych niepokojów. Jedyne rozwiązanie to silna, międzynarodowa presja na Państwo Izrael, która zmusiłaby polityków do przyspieszenia rozmów i znalezienia politycznego rozwiązania, czego tak naprawdę chcą obydwie strony.
Napięta sytuacja w Izraelu przełożyła się natychmiast na zmniejszenie liczby pielgrzymów odwiedzających Ziemię Świętą. W październiku przybyło ich nad Jordan tylko 100 tys. To znacznie mniej niż w analogicznych okresach poprzednich lat.