Reklama

Polska

Bóg u twoich drzwi

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Przychodzą do kościoła czasem po latach niewiary, wątpliwości, szukania swojego duchowego miejsca. Czasem przybywają jakby z zupełnie innej planety. Uczą się znaku krzyża i oblizują palce po święconej wodzie, ciekawi, czy smakuje inaczej. Smakuje inaczej, bo chrzest czyni ich innymi ludźmi.

Musieli sporo się natrudzić, czasem przez kilka lat, nim w Wielką Sobotę biskup polał im głowy wodą. Opowiadają, że po chrzcie wreszcie czują się jak u siebie, jakby wrócili do domu z długiej podróży.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Neofici, to znaczy...

Kim są?

S. Ewa, jadwiżanka wawelska, koordynatorka krakowskiego Ośrodka Katechumenalnego, mówi: – Mamy sporo cudzoziemców, którzy dopiero w Polsce stanęli w progu Kościoła. Wśród polskich katolików narodziła się ich ciekawość. Tak, najpierw była ciekawość, czym jest chrześcijaństwo. Poznawali je, przyglądając się swoim katolickim przyjaciołom. W nich neofici dostrzegali Jezusa.

Inni przychodzą z powodu miłości. Ateiści zakochani w katolikach – dla przykładu. Najpierw jest małżeństwo zawierane w kościele, potem pojawia się pytanie o jego znaczenie przed Bogiem. Sporo jest takich historii. To miłość odmienia serca. Pojawia się myśl, następnie przekonanie, że wiara jest dopełnieniem ich małżeństwa, scalaczem rodziny. Jezus staje się wewnętrzną potrzebą, która przez wiele lat była nieuświadomiona, uśpiona albo zwyczajnie zagłuszona.

Reklama

Jeszcze innym wiara nie dawała spokoju. Wychowani byli w ateistycznych rodzinach, w świecie, który Boga nie znał lub traktował jedynie jako część narodowej tradycji. Szukali, pytali, błądzili... Latami czuli się niepełni. Bez tożsamości, bez korzeni, nomadzi bez ziemi, bez punktu odniesienia. Oczywiście, można tak żyć, wielu przecież tak żyje. Ale nie oni. Ból duszy i tęsknota za Kimś, kogo nawet nie ośmielili się nazwać. S. Ewa nazywa to pięknie, że Jezus ich złamał. Oczywiście, nie dosłownie. Chodzi o taki moment, gdy już się wie. Przypomina chwilę, gdy człowiek sobie uświadamia, że kocha drugiego człowieka. Teraz tylko trzeba tej masie uczuć, emocji, tęsknot, nadziei, niewiedzy i stereotypów, które wypełniają nawróconego po brzegi, nadać kształt. A do tego potrzeba innych – przewodników, opiekunów, nauczycieli, mentorów – bo po tej drodze nie chadza się samotnie. Wytrwałych istot, gotowych odpowiadać na każde pytanie, nawet najgłupsze, by zaspokoić głód wiedzy. Tacy właśnie pracują w ośrodkach katechumenalnych w całej Polsce.

Po co ci ten chrzest?

Arkadiusz: – Tyle osób pytało mnie, dlaczego chrzest. Co mnie do tego skłoniło? Dlaczego akurat teraz? Spodziewali się pewnie aktów na miarę co najmniej nawrócenia Szawła, a ja nie miałem i nie mam na to żadnej spektakularnej odpowiedzi. A to była długa droga, zbieranie kamyczków i znaków, które ułożyły się w potrzebę pełnego uczestnictwa w Kościele.

Zofia: – „Po co? Po co ci to?!” – pytanie to zadał mi mąż. I dopowiedział: „Przecież wszyscy i tak pójdziemy do piachu!”. Ale na szczęście byłam już katechumenką, otoczoną ludźmi niosącymi wiadomości na temat wiary, i mogłam odpowiedzieć z najgłębszym przekonaniem i pragnieniem serca: „Ale ja chcę cię zabrać ze sobą do nieba!”– wspomina. Przez całe życie była przekonana, że jest ochrzczona. Prawda wyszła na jaw w rozmowie z jej proboszczem. Postanowiła przygotować się do chrztu nie w swojej małej parafii, ale w ośrodku katechumenalnym dużego miasta. Mężowi nie powiedziała, co oznaczają cotygodniowe wyjazdy. Sądził, że chodzi o szkolenie podnoszące zawodowe kwalifikacje. Obawiała się, że nie zdoła uzasadnić i obronić swej wiary. Kłopot polegał na tym, że mąż Zofii był niewierzący.

Reklama

Anna: – Bóg cię znajdzie wszędzie, jeśli Mu na to pozwolisz. Potrzebna jest tylko nasza zgoda, chęć, potrzeba, cokolwiek. Ludzie są istotami religijnymi. Większość z nas wierzy w siłę wyższą, kosmiczną energię, jakkolwiek ową siłę nazwie. To zresztą żadna sztuka, bo nawet diabeł wie o istnieniu Boga. Sztuką jest pójść dalej. Moja wiara zrodziła się na polu marchwi, w deszczową noc. W błocie. Byłam na życiowym zakręcie, z którego wydawało mi się, że już nie wyjdę. Poszłam przed siebie, szukając sposobu, żeby z sobą skończyć. I po kilku godzinach dobry Bóg zesłał mi deszcz akurat na środku tego ciemnego pustkowia. Nie chciałam już żyć, a tu wyraźnie i mocno poczułam, że nie jestem sama. Owładnęło mną dobro. Wiem, że to niewiarygodne, ale ja naprawdę nigdy wcześniej nawet nie pomyślałam, żeby się pomodlić albo pójść do kościoła. Jestem wychowanką domu dziecka, i to w czasach PRL-u, więc chyba nie muszę więcej tłumaczyć. Ta chwila na polu była dla mnie jak silne uderzenie w splot słoneczny. Takich doznań się nie lekceważy, nie umniejsza, o nie! Byłam zdeterminowana. Poszłam najprostszą drogą – do pierwszego kościoła, do pierwszego spotkanego tam księdza. Siedział w konfesjonale i tak bardzo się ucieszył, gdy mu powiedziałam, z czym przychodzę. To on wskazał mi miejsce, gdzie mogą mnie doprowadzić do chrztu. A przedtem objaśnić, w Kogo wierzę.

Zofia: – Moja wiara przed chrztem? To wewnętrzny dialog z Panem Bogiem, westchnienia i wielka niemoc. Jesteś w kościele i kiedy wierzący idą do Komunii św., ty pozostajesz w ławce i nie możesz przyjąć Pana Jezusa do serca, chociaż bardzo byś chciała. Możesz być w porządku wobec Boga, ludzi, wobec siebie, otoczenia. Nie możesz jednak przyjąć do serca Tego, którego darzysz miłością i zaufaniem. Pan, który ci pomagał tyle lat, Pan, który otaczał miłością wszystkie twoje dni. Nic. Wychodzisz z kościoła. Nic. Nie masz jak podziękować, nie masz jak okazać miłości, nie masz nic!

Magda: – Z mężem ochrzciliśmy dziecko jako osoby niewierzące, żeby nie zawieść rodziców Jacka, ludzi bardzo pobożnych. Nie chcieliśmy, by znów cierpieli, bo z trudem znosili fakt, że syn wybrał na żonę ateistkę. Będę szczera – nie wychowywaliśmy dziecka w wierze, robili to dziadkowie. Nawet Jacek, nazywający siebie „wierzącym niepraktykującym”, zostawił tę kwestię swoim rodzicom. Dopiero gdy Mateusz zaczął chodzić na katechezę, niejako wróciliśmy w promieniowanie Kościoła. Mogę to tak nazwać... Promieniowanie. Uczyliśmy się z synkiem katechizmu dla dzieci, chodziliśmy na Msze św. Mały uwielbiał swojego katechetę. Mąż jakby wcześniej „załapał”. Wiedziałam, że kilka razy rozmawiał z katechetą synka. Potem ks. Andrzej „wprosił się” do nas na kawę. Zaczęło się od rozmów. Chyba tak zazwyczaj się zaczyna – od słowa (śmiech). Te rozmowy przerodziły się w nocne maratony. Gadaliśmy godzinami o Bogu, o życiu, wreszcie o życiu w wierze. Czy otworzyły nam się nowe światy? Chyba tak. Przez wiele lat byliśmy duchowymi poganami. To nie była jakaś zawiść, antyklerykalizm czy ateizm. To było raczej poczucie wyższości – że niby jesteśmy bardziej nowocześni, lepiej zorientowani. Nazywam to lenistwem duchowym. Ks. Andrzej dał nam namiary na grupę neokatechumenalną. Dla mnie było to jak wejście w kompletnie nową rzeczywistość. Dla Jacka – odświeżające jak morska bryza nowe otwarcie się na wiarę.

2016-01-05 08:30

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Chrzest Polski darem i zadaniem

W trosce o patriotyczne wychowanie młodego pokolenia Polaków społeczność Szkoły Podstawowej nr 1 w Brzozowie zaangażowała się we współpracy z samorządem gminnym i parafią kolegiacką w uroczyste obchody 1050. rocznicy Chrztu Polski. Uczniowie zaprezentowali na scenie Brzozowskiego Domu Kultury widowisko artystyczne pt. „Chrzest Polski darem i zadaniem dla nas”. Kluczem wiodącym stały się słowa „Tryptyku rzymskiego” Jana Pawła II. Pojawiło się pytanie o poszukiwanie źródła, z którego bierze swój początek nasza wiara. W realizacji widowiska wzięło udział ok. 100 uczniów i wielu nauczycieli: Historyczną prezentację wydarzeń u zarania polskiej państwowości ukazał wykład ks. prof. dr. hab. Stanisława Nabywańca.
CZYTAJ DALEJ

XX Dni Muzyki Kościelnej

2025-11-15 22:44

plakat organizatorów

W sobotę 15 listopada po raz kolejny w Archidiecezji Krakowskiej rozpoczęły się Dni Muzyki Kościelnej.

Cykliczne wydarzenie potrwa do 23 listopada. Organizują je:
CZYTAJ DALEJ

Statki-szpitale służące potrzebującym w Amazonii

2025-11-16 13:36

[ TEMATY ]

świadectwo

lekarz

Vatican Media

Trzy jednostki pływające są zacumowane wzdłuż rzeki Guajará w Brazylii i oferują pomoc medyczną tym, którzy jej najbardziej potrzebują. Inicjatywa powstała z inspiracji tematem zintegrowanej ekologii papieża Franciszka i przez niego statki były ofiarowane. Przemierzają Amazonkę, docierając do społeczności rdzennych nawet w głębi lasu deszczowego. Dla Vatican News, na marginesie szczytu klimatycznego COP30 w Belém, swoje świadectwo złożył Felipe – lekarz wolontariusz.

Ludzie ustawiają się w kolejce, aby wejść na pokład statku-szpitala San Giovanni XXIII (Święty Jan XXIII). Nie jest to zwykła jednostka przewożąca pasażerów na pobliskie wyspy; to statek-szpital, który przemierza Amazonkę aż do najbardziej odległych zakątków lasu deszczowego – „płuc świata” – miejsc dostępnych wyłącznie drogą wodną, by nieść pomoc medyczną tam, gdzie nie ma ani szpitali, ani przychodni.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję