Znowu kłopot z jurysdykcją wśród prawosławnych. W Estonii, podobnie jak np. na Ukrainie, istnieją dwie prawosławne wspólnoty. Jedna jest związana z Konstantynopolem, a druga – z Moskwą. Ta pierwsza wystąpiła z inicjatywą, by parafie tej drugiej uznały jurysdykcję patriarchatu konstantynopolitańskiego. Metropolita Korneliusz, zwierzchnik wspólnoty związanej z Moskwą, w wywiadzie dla estońskiej gazety „Postimees” odpowiedział jednoznacznie: – Nie ma o czym mówić. My nie mamy nic wspólnego z Konstantynopolem. Nasz Kościół, w przeciwieństwie do Estońskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Konstantynopolitańskiego, jest Kościołem żywym. Jakie to życie kościelne, gdy ma się jednego księdza na kilkanaście parafii? – pytał drwiąco, odnosząc się do sytuacji bratniej skądinąd wspólnoty.
Przedstawiciele estońskich prawosławnych uznających zwierzchnictwo patriarchy ekumenicznego Bartłomieja I powołują się na ustalenia czerwcowego soboru wszechprawosławnego na Krecie. Ustalono tam, że w jednym kraju nie mogą istnieć dwa prawosławne Kościoły. Problem w tym, że patriarchat moskiewski nie uczestniczył w spotkaniu. W ostatniej chwili zdecydował o tym patriarcha Cyryl.
Spór ten należy odczytywać w kontekście politycznym. Estonia, należąca do struktur zachodnich, czuje zagrożenie ze strony Rosji, które jest potęgowane przez zależność kościelną pewnej części mieszkańców od centrum decyzyjnego wspólnoty religijnej znajdującego się w Moskwie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu