Reklama

W siedemnaście dni śladami św. Pawła Apostoła (3)

Niedziela legnicka 10/2003

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wczesnym rankiem w poniedziałek 14 października przypływamy do wybrzeży Grecji. Obszar Grecji składa się z kilku części o odmiennej geografii. Wznoszące się pasma górskie przedzielają malownicze doliny, jeziora i morze, które tworzy niezliczone zatoki i półwyspy. Istnieje tutaj ogromna ilość wysp. Niemalże 50 000 mil kwadratowych lądu otaczają piękne i klarownie czyste wody. Prawie stale świecące słońce nadaje blask wszystkiemu. Klimat jest typowo śródziemnomorski, który jest równie ciepły i cudowny w kwietniu i październiku, jak w czerwcu i lipcu.
Nasz prom cumuje w miejscowości Igumenica. Jest to miejscowość, która sąsiaduje poprzez zatokę z wyspą Korfu. Tędy wiedzie główna droga turystyczna do Grecji. Wita nas cudowna pogoda. Temperatura wynosi ok. 24 stopni Celsjusza. Trudno nam uwierzyć, że jest to 14 października, tym bardziej, że z rozmów telefonicznych niektórych pielgrzymów dowiadujemy się, że w Polsce spadł pierwszy śnieg i jest bardzo niska temperatura.
Dzisiejsza trasa wiedzie nas z Igumenicy do Kalambaki. Trudna trasa dla tych, którzy mają tzw. "lęk przestrzeni", ponieważ jedziemy przez teren bardzo górzysty, między innymi przez potężne pasmo Pindus. Po przejechaniu około stu kilometrów docieramy do miejscowości Janina. Jest to stolica Epiru, regionu rozciągającego się w północno-zachodniej części greckiego lądu stałego. Miasto to jest ważnym centrum handlowym i kulturalnym. Cesarz Justynian założył je w VI w. Pod turecką okupacją w XVIII w. służyło jako forteca i siedziba Ali Paszy z Tepelini. Jezioro, nad którym leży Janina, niemalże je otacza, natomiast na jego wyspach ulokowało się sześć bizantyńskich klasztorów. Najciekawszym z nich jest XI-wieczny Aghios Nikolaos Dilios z wyraźnie zachowanymi freskami - "Judasz oddający 30 srebrników" i "Sąd Ostateczny".
Z Janiny podążamy w kierunku Meteorów. Wszyscy jesteśmy pod wrażeniem przepięknych widoków roztaczających się z okien naszego autokaru. Wdrapujemy się na przełęcz Kamara, gdzie dosłownie jedziemy przez pewien czas w chmurach. Wreszcie, po kilku godzinach podróży, jesteśmy u stóp Meteorów. To miejsce przedziwne, wspaniałe państwo klasztorne osadzone na gigantycznych stromych skałach, które wznoszą się dumnie na północno-zachodnim krańcu Równiny Tesalijskiej; wywołuje u nas mieszaninę wrażeń trudnych do określenia. Jest wśród nich zdziwienie, przestrach i podziw. Tutaj czuje się, jak niewiele znaczy ludzka egzystencja wobec nieskończoności i pochyla się czoło w pokornym uwielbieniu. Tutaj człowiek jest blisko Stwórcy.
Skały osiągają wysokość od 100 do 150 metrów. Z dawnych 24 kwitnących klasztorów do dziś czynnych jest tylko sześć: Przemienienia Pańskiego, Warlaam, Świętego Mikołaja Anapafsa, Russanu, Świętej Trójcy i Świętego Stefana. Pierwszy z nich wznieśli w XIV w. mnisi poszukujący odosobnienia i miejsca dla duchowego rozwoju. Atanasios, później błogosławiony Atanasios Meteoryta, postawił sobie za jedyny cel stworzenie klasztoru dobrze zorganizowanego. W roku 1344 zebrał czternastu mnichów z okolicy i wdrapał się na "Platy Lito" (Szeroką Skałę); ogromny blok o wysokości 613 m npm i 413 m nad poziomem miasta Kalambaki. Tutaj rozpoczął naprawdę tytaniczną jak na te czasy pracę: wzniesienie pierwszych zabudowań słynnego później klasztoru Wielkiego Meteora. To właśnie ten bogobojny mnich ułożył zasady i kanony życia zakonnego w Meteorach.
Uwielbianie Boga jest głównym zajęciem mnichów. Jest ono nieodłącznie przynależne do chrześcijaństwa ortodoksyjnego, jest komunią z Bogiem, a Święta Eucharystia ma tu centralne miejsce. "Katolikon", czyli centralny kościół zespołu budynków klasztornych, jest głównym miejscem życia mnichów. Modlitwa - komunia z Bogiem - jest głównym zadaniem w życiu klasztornym. Mnisi spędzają w kościele na duchowych rozważaniach sześć do siedmiu godzin w dni powszednie, a w niedziele i święta do jedenastu godzin w pobożnej skrusze i oddaniu, poszcząc i modląc się w duchu, odrzucając wszystko co materialne. Zadaniem najwyższej wagi dla mnicha jest uwielbienie Boga.
Równie cenione jak modlitwa jest zajmowanie się różnymi rzemiosłami. Są to: rzeźbienie w drewnie, różne prace ręczne, malowanie przenośnych ikon, prace rolne i wiele innych. W dawniejszych latach mnisi byli też: szewcami, cieślami, ogrodnikami, krawcami czy młynarzami. Jedyną drogę do klasztoru zapewniały drabiny i specjalne sieci. Obecnie służą temu ścieżki wyrąbane w skale lub asfaltowe drogi.
Społeczność klasztorna powstała w tym imponującym skalnym pejzażu jest jedyną na całym świecie. Ci, którzy potępili światowe życie, zostawszy pustelnikami na tych dziwacznych ogromnych skałach, znaleźli spokój duchowy w modlitwie, znosząc krańcowe niedostatki pustelniczego życia. Skąpa roślinność i promienie słońca próbują ujarzmić dziką naturę wielkich skał. Pejzaż i atmosfera tego miejsca napełniają pokornych pielgrzymów lękiem i szacunkiem.
Na zachodnim krańcu Równiny Tesalijskiej, tu gdzie zaczynają się pierwsze szczyty wielkiego łańcucha Pindos, u stóp rozległych skał Meteorów leży Kalambaka - miasteczko, do którego trochę zmęczeni, ale pełni przeżyć i wrażeń podążamy na nocleg.
Oto jak opisuje starą Kalambakę Szwed J. J. Bjornstahl, który odwiedził ją w 1779 r.: "Po trzech i pół godzinach konnej jazdy dotarliśmy do greckiej wioski Stagi, którą Turcy nazywają Kalambak i gdzie jest dziesięć kościołów chrześcijańskich i ani jednego meczetu. (...) Jako że wioska znajduje się dokładnie pod najbardziej pionowymi wysokimi skałami, wspinanie się z jednego bloku skalnego na drugi jest niewyobrażalnie męczące i niebezpieczne. Skały są pionowe i zadziwiająco wysokie. Niekiedy okrągłe bloki piętrzą się jeden na drugim na podobieństwo kolumny".
Niemalże u stóp tych wysokich skał znajdował się nasz hotel. Z każdego balkonu można było jeszcze raz podziwiać te cuda naszego Stwórcy. Jednak jeszcze przed udaniem się do hotelu, korzystając z uprzejmości Michała - Polaka rodem z Polkowic - zwiedzamy Galerię Ikon, w której pracuje. Tutaj przez kilka chwil możemy podglądnąć, jak powstają od początku do końca piękne ikony. Oczywiście, nie obyło się bez ich zakupu i innych pamiątek.
Po zakwaterowaniu w hotelu późnym wieczorem udajemy się do jednej z wielu przytulnych restauracji na kolację (z tradycyjnymi greckimi potrawami). Dostrzegam ogromną serdeczność i gościnność ze strony mieszkańców. Po kolacji wieczorny spacer do hotelu wąskimi, miejscami jeszcze gwarnymi uliczkami. Minął kolejny cudowny dzień - czas odpocząć.
(cdn.)

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Florian - patron strażaków

Św. Florianie, miej ten dom w obronie, niechaj płomieniem od ognia nie chłonie! - modlili się niegdyś mieszkańcy Krakowa, których św. Florian jest patronem. W 1700. rocznicę Jego męczeńskiej śmierci, właśnie z Krakowa katedra diecezji warszawsko-praskiej otrzyma relikwie swojego Patrona. Kim był ten Święty, którego za patrona obrali także strażacy, a od którego imienia zapożyczyło swą nazwę ponad 40 miejscowości w Polsce?

Zachowane do dziś źródła zgodnie podają, że był on chrześcijaninem żyjącym podczas prześladowań w czasach cesarza Dioklecjana. Ten wysoki urzędnik rzymski, a według większości źródeł oficer wojsk cesarskich, był dowódcą w naddunajskiej prowincji Norikum. Kiedy rozpoczęło się prześladowanie chrześcijan, udał się do swoich braci w wierze, aby ich pokrzepić i wspomóc. Kiedy dowiedział się o tym Akwilinus, wierny urzędnik Dioklecjana, nakazał aresztowanie Floriana. Nakazano mu wtedy, aby zapalił kadzidło przed bóstwem pogańskim. Kiedy odmówił, groźbami i obietnicami próbowano zmienić jego decyzję. Florian nie zaparł się wiary. Wówczas ubiczowano go, szarpano jego ciało żelaznymi hakami, a następnie umieszczono mu kamień u szyi i zatopiono w rzece Enns. Za jego przykładem śmierć miało ponieść 40 innych chrześcijan.
Ciało męczennika Floriana odnalazła pobożna Waleria i ze czcią pochowała. Według tradycji miał się on jej ukazać we śnie i wskazać gdzie, strzeżone przez orła, spoczywały jego zwłoki. Z czasem w miejscu pochówku powstała kaplica, potem kościół i klasztor najpierw benedyktynów, a potem kanoników laterańskich. Sama zaś miejscowość - położona na terenie dzisiejszej górnej Austrii - otrzymała nazwę St. Florian i stała się jednym z ważniejszych ośrodków życia religijnego. Z czasem relikwie zabrano do Rzymu, by za jego pośrednictwem wyjednać Wiecznemu Miastu pokój w czasach ciągłych napadów Greków.
Do Polski relikwie św. Floriana sprowadził w 1184 książę Kazimierz Sprawiedliwy, syn Bolesława Krzywoustego. Najwybitniejszy polski historyk ks. Jan Długosz, zanotował: „Papież Lucjusz III chcąc się przychylić do ciągłych próśb monarchy polskiego Kazimierza, postanawia dać rzeczonemu księciu i katedrze krakowskiej ciało niezwykłego męczennika św. Floriana. Na większą cześć zarówno świętego, jak i Polaków, posłał kości świętego ciała księciu polskiemu Kazimierzowi i katedrze krakowskiej przez biskupa Modeny Idziego. Ten, przybywszy ze świętymi szczątkami do Krakowa dwudziestego siódmego października, został przyjęty z wielkimi honorami, wśród oznak powszechnej radości i wesela przez księcia Kazimierza, biskupa krakowskiego Gedko, wszystkie bez wyjątku stany i klasztory, które wyszły naprzeciw niego siedem mil. Wszyscy cieszyli się, że Polakom, za zmiłowaniem Bożym, przybył nowy orędownik i opiekun i że katedra krakowska nabrała nowego blasku przez złożenie w niej ciała sławnego męczennika. Tam też złożono wniesione w tłumnej procesji ludu rzeczone ciało, a przez ten zaszczytny depozyt rozeszła się daleko i szeroko jego chwała. Na cześć św. Męczennika biskup krakowski Gedko zbudował poza murami Krakowa, z wielkim nakładem kosztów, kościół kunsztownej roboty, który dzięki łaskawości Bożej przetrwał dotąd. Biskupa zaś Modeny Idziego, obdarowanego hojnie przez księcia Kazimierza i biskupa krakowskiego Gedko, odprawiono do Rzymu. Od tego czasu zaczęli Polacy, zarówno rycerze, jak i mieszczanie i wieśniacy, na cześć i pamiątkę św. Floriana nadawać na chrzcie to imię”.
W delegacji odbierającej relikwie znajdował się bł. Wincenty Kadłubek, późniejszy biskup krakowski, a następnie mnich cysterski.
Relikwie trafiły do katedry na Wawelu; cześć z nich zachowano dla wspomnianego kościoła „poza murami Krakowa”, czyli dla wzniesionej w 1185 r. świątyni na Kleparzu, obecnej bazyliki mniejszej, w której w l. 1949-1951 jako wikariusz służył posługą kapłańską obecny Ojciec Święty.
W 1436 r. św. Florian został ogłoszony przez kard. Zbigniewa Oleśnickiego współpatronem Królestwa Polskiego (obok świętych Wojciecha, Stanisława i Wacława) oraz patronem katedry i diecezji krakowskiej (wraz ze św. Stanisławem). W XVI w. wprowadzono w Krakowie 4 maja, w dniu wspomnienia św. Floriana, doroczną procesję z kolegiaty na Kleparzu do katedry wawelskiej. Natomiast w poniedziałki każdego tygodnia, na Wawelu wystawiano relikwie Świętego. Jego kult wzmógł się po 1528 r., kiedy to wielki pożar strawił Kleparz. Ocalał wtedy jedynie kościół św. Floriana. To właśnie odtąd zaczęto czcić św. Floriana jako patrona od pożogi ognia i opiekuna strażaków. Z biegiem lat zaczęli go czcić nie tylko strażacy, ale wszyscy mający kontakt z ogniem: hutnicy, metalowcy, kominiarze, piekarze. Za swojego patrona obrali go nie tylko mieszkańcy Krakowa, ale także Chorzowa (od 1993 r.).
Ojciec Święty z okazji 800-lecia bliskiej mu parafii na Kleparzu pisał: „Święty Florian stał się dla nas wymownym znakiem (...) szczególnej więzi Kościoła i narodu polskiego z Namiestnikiem Chrystusa i stolicą chrześcijaństwa. (...) Ten, który poniósł męczeństwo, gdy spieszył ze swoim świadectwem wiary, pomocą i pociechą prześladowanym chrześcijanom w Lauriacum, stał się zwycięzcą i obrońcą w wielorakich niebezpieczeństwach, jakie zagrażają materialnemu i duchowemu dobru człowieka. Trzeba także podkreślić, że święty Florian jest od wieków czczony w Polsce i poza nią jako patron strażaków, a więc tych, którzy wierni przykazaniu miłości i chrześcijańskiej tradycji, niosą pomoc bliźniemu w obliczu zagrożenia klęskami żywiołowymi”.

CZYTAJ DALEJ

#PodcastUmajony (odcinek 4.): Oddaj długopis

2024-05-03 20:00

[ TEMATY ]

Ks. Tomasz Podlewski

#PodcastUmajony

Mat. prasowy

Czy w oczach Maryi istnieją lepsze i gorsze życiorysy? Dlaczego warto Ją zaprosić we własny rodowód? I do jakiej właściwie rodziny Maryja wprowadza Jezusa? Zapraszamy na czwarty odcinek „Podcastu umajonego” ks. Tomasza Podlewskiego o tym, że przy Maryi każda historia może zakończyć się świętością.

CZYTAJ DALEJ

#PodcastUmajony (odcinek 5.): Ile słodzisz?

2024-05-04 22:24

[ TEMATY ]

Ks. Tomasz Podlewski

#PodcastUmajony

Mat. prasowy

W czym właściwie Maryja pomogła Jezusowi, skoro i tak nie mogła zmienić Jego losu? Dlaczego warto się Jej trzymać, mimo że trudności wcale nie ustępują? Zapraszamy na piąty odcinek „Podcastu umajonego”, w którym ks. Tomasz Podlewski opowiada o tym, że czasem Maryja przynosi po prostu coś innego niż zmianę losu.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję