Wszyscy się strasznie dziwią, że utworzony z hukiem kilka miesięcy temu tzw. gabinet cieni Platformy Obywatelskiej, mający być opozycyjną propozycją programową dla Polski, nic nie robi i nic o nim nie słychać. Ale ja się specjalnie nie dziwię. Skoro prawdziwy rząd PO-PSL niczego poza podążaniem za Brukselą i Berlinem oraz wyprzedawaniem majątku narodowego nie robił, i to przez osiem lat, to dlaczego miałby to czynić ten utworzony przez Schetynę? W końcu nie o to, by w Polsce i dla Polaków coś zrobić, by coś zmienić dla dobra wspólnego, tym paniom i panom chodzi. A o co?
Reklama
Ujawniła to niedawno sama PO, zapowiadając zgłoszenie wniosku o wotum nieufności dla rządu, z Grzegorzem Schetyną jako premierem. Wrażenie było piorunujące. Oto po kilkunastu miesiącach ogłuszającej propagandy o tym, jak to szeroki front stanął przeciw Prawu i Sprawiedliwości, jak zerwał się do marszu lud miejski i dostarczył politycznemu establishmentowi świeżych kadr, jak doskonałe pomysły się tam wykuwają, wyszło szydło z worka. To Grzegorz Schetyna, dobrze wszystkim znany działacz partyjny Platformy Obywatelskiej, jak by nie było prominentny członek ekipy Donalda Tuska i Ewy Kopacz, ma być alternatywną propozycją dla Polski. I jest w tym korzyść, bo wybór stał się jaśniejszy. Nie pan z kolczykiem z problemami alimentacyjnymi, nie jakaś organizacja o nazwie Komitet Obrony Demokracji, zajmująca nas sobą na okrągło, nie upolityczniony do bólu sędzia Andrzej Rzepliński, a właśnie wieloletni kolega od piłki pana Tuska ma być przyszłością naszej ojczyzny.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Jedna z pań reżyserek związanych z opozycją szczerze powiedziała jakiś czas temu: chodzi o to, by było, jak było. A znana dziennikarka przepytana ostatnio, przeciwko czemu protestuje, nie potrafiła wskazać jednego merytorycznego punktu. W końcu przyznała, że po prostu jest przeciw obecnemu rządowi i nic więcej nie ma do powiedzenia.
Reklama
To prawda, oni nie mają nic więcej do powiedzenia. To dlatego właśnie opozycja wydaje się całkowicie niezdolna do sformułowania jakiejkolwiek alternatywy programowej. Nawet jak próbuje, organizuje jakieś kluby dyskusyjne, wypada to żałośnie. Czyż może być jednak inaczej? Ta ekipa przez ostatnie osiem lat, a w szerszym sensie przez ostatnie ćwierćwiecze, tak się wyćwiczyła w lawirowaniu, że jej działacze nie umieją już wyobrazić sobie marszu prostą ścieżką. Czy są za niskimi podatkami, czy wysokimi? A to zależy, co im się bardziej opłaci. Szli pod hasłami niskich, ale potem podnosili bez litości. Czy strach przed Rosją ma być głównym czynnikiem polskiej polityki i motywem zgody na wszystko, czego zażąda Berlin, jak twierdzą teraz, czy też ten strach jest irracjonalny, paranoidalny i wymagający odczarowania w postaci palenia świeczek na cmentarzach sowieckich, jak twierdzili po Smoleńsku? To zależy, co im się bardziej opłaci. Czy przed Kościołem nie należy klękać, jak to zapowiadał Tusk, czy jednak prosić Kościół o wejście w politykę po swojej stronie, czego teraz żądają media III RP? To zależy... I tak dalej, i tym podobnie.
Ta postmodernistyczna elastyczność, ćwiczona na Polakach przez całe dekady, uniemożliwia zbudowanie komplementarnego programu. A konieczność realizowania interesów rozmaitych lobbystów i zwykłych złodziei uniemożliwia nawet próbne wystawienie jakiejś nowej twarzy. Przypomnę, że w czasie opozycji PiS trzykrotnie przedstawiał obszerny, zaktualizowany program, że zdobył się na wystawienie kandydata na premiera spoza ścisłego kierownictwa partyjnego, czyli prof. Piotra Glińskiego, a po wyborach stanowisko to objęła Beata Szydło, również osoba nowa w polityce.
No, ale celem PiS było odzyskanie dla budżetu wypływających, jak to się elegancko mówi, a w rzeczywistości po prostu kradzionych dziesiątków miliardów złotych i sfinansowanie programów w rodzaju „Rodzina 500+”. Co się udało. I dlatego można być pewnym, że ci, co te pieniądze utracili, wiele zrobią, by to cofnąć, by było, jak było. Na poważne programy i szukanie świeżych twarzy zwyczajnie nie ma tam miejsca.