Jeśli powszechnie uznaje się, że dwa totalitaryzmy: faszyzm i komunizm były na równi zbrodnicze, to wydaje się oczywiste, że ich przywódców powinno się oceniać jednakową – krytyczną – miarą. Tymczasem w Polsce ciągle mamy do czynienia z sytuacją, że wiernopoddańczych wobec komunistycznej Rosji liderów PRL-owskich władz, a często także sprawców okrutnych zbrodni na narodzie polskim, nie tylko nie osądzono i nie ukarano, ale wręcz podaje się w wątpliwość próby nawet symbolicznego ich napiętnowania.
Takim napiętnowaniem byłyby np. pozbawienie stopni generalskich przywódców stanu wojennego czy likwidacja „mauzoleów” komunistycznych satrapów (oczywiście, z poszanowaniem ich szczątków) na Powązkach w Warszawie i w innych miejscach narodowej pamięci.
Czasami słyszy się kontrargumenty, by tym, którzy pomarli, dać już spokój, a poza tym niektórzy się przecież przed śmiercią nawrócili. Nikt rozsądny jednak nie pragnie i nie oczekuje owego napiętnowania w imię zemsty, tylko raczej nazywania rzeczy po imieniu i nierelatywizowania prawdy o komunizmie. Nawrócenie to żadne bohaterstwo czy powód do chwały. To minimum działania – jeśli było świadome i szczere – które w obliczu śmierci może podjąć człowiek w trosce o własną duszę. Reszta rzeczywiście pozostaje w gestii Pana Boga – sprawiedliwego, ale i miłosiernego.
Pomóż w rozwoju naszego portalu