A jednocześnie jest w człowieku naturalna tęsknota za tym, aby spowiedź święta była owocna. Nawet niektórzy zniecierpliwieni nieskutecznością spowiedzi w ogóle z niej rezygnują. Tymczasem trzeba by było
zacząć od zupełnie innej strony.
Warto na początek przypomnieć sobie prawdę, że Pan Bóg świat stworzył i od Niego pochodzi "instrukcja obsługi świata". Pytając o Boży zamiar jaśniej widzimy przeznaczenie każdego stworzenia. Starając
się odkryć prawa nadane światu, być może unikniemy bezmyślnego nadużywania rzeczy stworzonych, niszczenia piękna ukrytego we wszystkim, co nas otacza. Grzechem jest każde przekroczenie Bożego planu, każda
własna "poprawka" do Jego dzieła. Ostatecznie grzech jest zawsze krzywdą dla świata, nawet, jeśli nie od razu widzimy tragiczne skutki danej myśli, słowa albo czynu. Co gorsza, grzech jest zawsze krzywdą,
którą człowiek sam sobie wyrządza. Jeszcze raz powtórzmy: Pan Bóg chce nas obdarować miłością i zaprasza każdego do wiecznego przebywania w Jego domu. Zatem grzech, czyli sprzeciwienie się woli Bożej,
jest co najmniej zatrzymaniem w drodze do zbawienia, a niekiedy nawet skierowaniem się w zupełnie innym kierunku.
Nie bez powodu w aktualnym nauczaniu kładzie się nacisk na takie rozumienie grzechu, wielu bowiem ludzi, którzy uważają się za wierzących nazywa grzechem jedynie spektakularne złamanie przykazań,
niektórzy jeszcze bardziej to zawężają twierdząc, że grzechem jest jedynie to, co szkodzi konkretnemu bliźniemu.
Użyjmy tu porównania: pierwszym zadaniem lekarza, do którego zgłasza się chory, jest diagnoza: odróżnienie rodzaju choroby, nazwanie jej i potem opracowanie planu leczenia. Lekarz nie ma prawa stwierdzić,
nawet poparty wieloma autorytetami medycznymi, ekonomicznymi czy politycznymi, że np. od dziś gruźlica nie jest chorobą. Chorobą ciała jest to, co szkodzi ciału, chorobą ducha - to, co degraduje godność
człowieka jako dziecka Bożego.
Człowiekowi nie wolno samemu określać, co jest grzechem, a co nim nie jest - byłoby to przypisywanie sobie praw Pana Boga. Orędzie Ewangelii i nauczanie Kościoła dość przejrzyście określają zło i
dobro, a zadaniem człowieka jest przykładanie swoich zachowań do tych kryteriów.
Gdy już mamy za sobą uporządkowanie nauki o grzechu to łatwiej zrozumieć dwa warunki ważności sakramentu pokuty i pojednania: żal za grzechy i postanowienie poprawy.
Jeśli przez akceptowanie złych myśli i spojrzeń, nieopanowane zniecierpliwienie, pożądliwe marzenia, bezmyślnie wypowiedziane słowa i tym podobne zachowania poniżam swoją godność, to łatwiej mi żałować
i z większą gorliwością opracuję konkretne kroki prowadzące do zmiany postaw.
Warto też zauważyć, że większość grzechów, jakie dostrzegamy w swoim życiu zaczyna się w głębi serca ludzkiego.
Nie wystarczy zatem stwierdzić, że przekleństwo pojawiło się na moich ustach, trzeba zadać pytanie - dlaczego, czy jestem zbyt zmęczony, bo nie umiem odpoczywać, czy nie mam odwagi zwrócić uwagi komuś,
kto źle postępuje i ogarnia mnie bezsilność, czy po prostu nie ćwiczę opanowania.
Nie wystarczy zauważyć, że zaniedbałem modlitwę, trzeba zastanowić się nad pytaniem czy źle organizuję czas, mam niewłaściwą hierarchię wartości czy wręcz lekceważę Pana Boga - a to już dużo poważniejsza
sprawa.
Po takich odkryciach moim zadaniem jest ułożenie konkretnego planu pracy. Gdy podczas spowiedzi świętej zadaję pytanie "jak będziesz walczył z tym grzechem?" - zwykle spotykam się ze zdziwieniem.
A przecież wszyscy wiemy, że praca nad postawami człowieka wobec innych ludzi i wobec wydarzeń jest zwykle długa i wymaga cierpliwości. Niech to będzie chociaż, na początek przepraszanie Pana Boga w sercu
za każde niewłaściwe słowo, za każdą próbę ominięcia prawdy.
Na zakończenie przytoczę zdanie pewnego grabarza, który w najostrzejszy mróz miał wykopać grób i w wybranym miejscu rozpalił ognisko: "z tą ziemią jest jak z duszą ludzką: wiele godzin musi się na
niej palić ogień Bożej Łaski, aby się dało kopać głębiej".
Pomóż w rozwoju naszego portalu