Reklama

Niedziela Łódzka

Fotografując, widzę piękno Pana Boga

O tym, co łączy zimorodka i wędkarzy, a co garncarstwo i fotografię, o pięknie, które ocala i pokorze, której uczy podglądanie przyrody, z ks. Mariuszem Turczyńskim – wikariuszem parafii Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski w Tomaszowie Mazowieckim – rozmawia Dominika Szymańska

Niedziela łódzka 13/2019, str. VI

[ TEMATY ]

wywiad

fotografia

Archiwum ks. Mariusza Turczyńskiego

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Dominika Szymańska: – Jakie były najtrudniejsze warunki, w których zdarzyło się Księdzu robić zdjęcie?

Ks. Mariusz Turczyński: – Najtrudniejsze było chyba fotografowanie zimorodka w grudniu. Przez cały miesiąc robiłem rozpoznanie terenu. Gdy znalazłem fajne miejsce – to już był grudzień. Bardzo zależało mi na tym, żeby go „ustrzelić”, więc pojechałem. Mimo że temperatura była równa 0°C. Dodatkowo, żeby sfotografować zimorodka, trzeba być dobrze zamaskowanym i siedzieć bez ruchu, bo on jest bardzo wrażliwy na ruch. Z moich pierwszych bezkrwawych łowów nic nie wyszło, bo tak gwałtownie poderwałem ręce do aparatu, że on się po prostu wystraszył i odleciał.

Archiwum ks. Mariusza Turczyńskiego

Zimorodek zwyczajny

Zimorodek zwyczajny

Teraz już nie muszę być aż tak ostrożny, bo mam przenośny namiot czatownię, z którego wystaje tylko obiektyw. Ja sobie w nim siedzę, więc mnie nie widać i mogę swobodnie ruszać rękami. W środku mogę nawet napić się herbaty. Ale po trzech godzinach siedzenia w namiocie czatowni przy zerowej temperaturze – cóż, było mi po prostu zimno, mimo tego że byłem ubrany na cebulkę. W pewnym momencie z herbaty, którą miałem w termosie, wypiłem jeden kubek, a resztą tej gorącej herbaty polałem sobie gumowe buty, żeby ogrzać stopy.

– To jak wyglądały początki przygody z fotografią?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram


– W szkole średniej miałem taki zwykły aparat na kliszę i robiłem nim zdjęcia jakichś krajobrazów, zachodów Słońca itd. Ale kiedy któregoś razu mój kuzyn przyjechał na wakacje z aparatem cyfrowym, mogłem zaszaleć. Nie trzeba było ważyć każdego zdjęcia tak jak z kliszą, gdzie było tylko 30 zdjęć i czekać z wywoływaniem. Wtedy zobaczyłem, że robienie zdjęć sprawia mi przyjemność, że kadrowanie to jest dla mnie coś naturalnego.
Z drugiej strony miałem też taką informację zwrotną: fajne robisz kadry, fajnie ci te zdjęcia wychodzą. Później sam sobie kupiłem taki aparat, ale tak naprawdę to wszystko rozkręciło się między 2 a 3 rokiem w seminarium, gdy jako kleryk kupiłem sobie pierwszą cyfrową lustrzankę, poradnik fotograficzny i statyw. Najpierw były to krajobrazy i makrofotografia.

– Czyli jest Ksiądz samoukiem?

– Uczyłem się na podstawie poradników i doświadczenia. Pamiętam też pierwsze kroki w fotografii makro. Miałem najtańszy zwykły kitowy obiektyw, bo nie stać mnie wtedy było na jakiś lepszy sprzęt. Kupiłem więc szkło powiększające makro, dokręciłem do obiektywu i tak powstawały pierwsze zdjęcia makro. Niektóre zresztą wyszły bardzo udane.

Reklama

– A skąd to zacięcie ornitologiczne?

– Gdy przyjechałem na parafię do Tomaszowa Mazowieckiego, zobaczyłem, że wokół jest bardzo dużo ładnych terenów. Wydaje mi się, że zacięcie ornitologiczne zaczęło się właśnie od spotkania z jednym małym, turkusowym ptaszkiem. Bo wcześniej zajmowały mnie różne rzeczy: i krajobrazy, i ważki, i nawet czasami roślinki jakieś. Ale od zimorodka…

– Nastąpiła specjalizacja?


– Tak, nastąpiła specjalizacja zimorodkowa. Przez pół roku fotografowałem tylko zimorodki. To było zdobywanie wiedzy, szukanie jego rewirów, badanie Pilicy. Trzeba najpierw znaleźć dobry teren i w tym też pomagają wędkarze. Zimorodki i wędkarze mają taką wspólną cechę, że wiedzą, gdzie przebywają ryby, bo jedni i drudzy je łowią. To jest ptak, którego przeciętny spacerowicz nie zauważa, bo on przelatuje szybko nisko nad wodą i znika w gąszczach i krzakach. A wędkarze przynajmniej kątem oka widzą przelatującą turkusową strzałę.
Od zimorodka przeszedłem do ptaków drapieżnych – takie zdjęcia od zawsze mi się podobały. Najbardziej pospolitym drapieżnikiem jest myszołów – oczywiście, mają one swoje rewiry, ale praktycznie w każdej części Polski na skraju lasu i pola rolniczego znajdzie się myszołowa. Jest ładny, ale moim ulubieńcem jest kania ruda. Oprócz tego, że ma kilka rudych piór na skrzydłach, na głowie ma jeszcze piękne szaro-czarne paski jakby do tyłu zaczesane. A wracając do pytania, myślę, że to zainteresowanie dostałem od Boga, bo przyroda jest pierwszą księgą modlitwy i pierwszą księgą, w której odkrywamy Boga. A po drugie – dla mnie ptak szybujący w powietrzu pokazuje wolność wewnętrzną, którą daje Jezus.

– Odpowiedź godna księdza fotografa [śmiech] Jeśli chodzi o fotografię przyrodniczą, to można powiedzieć, że wszystkie te ptaki zostały już kiedyś sfotografowane. Po co to robić jeszcze raz? Wystarczyłoby otworzyć album...


– Myślę, że to jest pragnienie twórczości, ale głębiej, i to już będzie powiązane trochę z chrześcijaństwem, ojcostwa. Jeżeli jakiś garncarz ulepi garnek, to możemy stwierdzić, że jest w pewnym sensie ojcem tego garnka. Ojciec to jest ktoś, kto pozwala nam zaistnieć na tym świecie. Garncarz pozwolił zaistnieć garnkowi, Sienkiewicz pozwolił zaistnieć „Potopowi”, a fotograf pozwolił zaistnieć temu zdjęciu.
W tym sensie to jest ojcostwo, to jest płodność. Każdy artysta jest płodny poprzez dzieła, które tworzy. Dla mnie coś takiego kryje się w fotografii przyrodniczej. Wiem, że myszołów, tak pospolity ptak, został sfotografowany na tysiąc różnych sposobów. Ale kiedy ja się z nim spotkam i go sfotografuję, w takim miejscu, takim ujęciu i takim momencie, gdzie nikt go wcześniej nie fotografował, to jest ta twórczość. I, jak w przypadku każdej twórczości, można doskonalić umiejętności, wyobraźnię, technikę.

– Czy to nie jest też takie podglądanie Boga przy stworzeniu?

– Do pewnego momentu nie zastanawiałem się, dlaczego akurat przyroda mnie tak bardzo pociąga, dlaczego ja to tak mocno przeżywam, te przyrodnicze wyprawy. A w pewnym momencie znalazłem taką książeczkę karmelitów o modlitwie, gdzie na podstawie św. Jana od Krzyża tłumaczyli, że przyroda jest pierwszą księgą modlitwy. Odkrywając piękno przyrody, już się zaczynamy modlić, spotykamy się z pięknem Boga. Uświadomiłem sobie wtedy, że dla mnie robienie zdjęć jest też jakimś przeżyciem duchowym.

– A co mówi o Bogu to piękno zimorodków czy mewy śmieszki?

– Odkrywam – po pierwsze – że Bóg jest piękny, że nasze złe myśli na Jego temat muszą być karykaturą. I niewątpliwie jest dla nas zadaniem odkrywanie piękna Pana Boga. Po drugie – wielka harmonia i w pewnym sensie też wielka złożoność świata. Kiedy widzimy jak działa zło, jakie jest destrukcyjnie, tam jest dysharmonia, tam jest chaos, tam jest po prostu brak ładu, rozbicie, a w pięknie przyrody odkrywam właśnie spójność, ład, harmonię, pokój.

– Zbigniew Herbert napisał w którymś wierszu: „Uwierzyliśmy zbyt łatwo, że piękno nie ocala”.

– Dokładnie! Bardzo często jest tak, że wielu terapeutów jako obowiązkowy punkt powodzenia terapii, podaje spacery, kontakt z przyrodą, z pięknem. A to, co Herbert powiedział, jest też jakimś odblaskiem, a co najmniej nawiązaniem do tego, co napisał Dostojewski: „Piękno zbawi świat”. A jeżeli jesteśmy chrześcijanami, to wiemy, że tym pięknem jest Jezus.

– A da się połączyć tę pasję z obowiązkami duszpasterskimi, których pewnie też jest sporo?

– Mam w tym względzie na koncie i sukcesy, i porażki, ale szukam tego złotego środka. Staram się poświęcać na to wolne chwile i mądrze sobie rozplanować dzień. W ciągu dnia, kiedy jest dużo światła, kiedy jest dobra pogoda, a mam chwilę wolnego, to sobie gdzieś tam wyskoczę, chociażby blisko. A wieczorem nadrabiam obowiązki – to, co mam do zrobienia.

– Czy to jest ważne, żeby pobudzać ludzi do szukania swojej, niekoniecznie fotograficznej, pasji?


– Zdecydowanie trzeba odkrywać swoje pasje, bo inaczej je nazywamy darami i talentami, a Ewangelia wprost zachęca, żeby je rozwijać. Potrzeba je uruchamiać zwłaszcza u ludzi zamkniętych, poranionych i zagubionych. Widać to na przykładzie młodych, którzy szukają pociechy w alkoholu, w narkotykach, w seksualności, pornografii; funkcjonują w sferze przeżyć niższych, czyli takich doznań cielesnych.
A sfera przeżyć wyższych jest, można powiedzieć, uśpiona. I dlatego niesamowitym bodźcem i motywacją do przezwyciężania swoich problemów jest uruchomienie sfery przeżyć wyższych. Jeśli zrezygnuję z przyjemności alkoholu, seksu itd., to będzie pustka. Więc trzeba dostarczyć przyjemność inną, moralnie dobrą. To jest życie duchowe, relacja z Jezusem, wspólnota. Ale też nie każdy od razu to chwyci. Łatwiej jest uruchomić sferę przeżyć wyższych przez pasję, przez coś, co mnie uruchamia, co mi się podoba, co kocham w życiu robić. Myślę też, że pasje są niesamowicie ważne w życiu każdego człowieka, bo pozwalają rozwinąć skrzydła ducha.

2019-03-27 11:10

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Albumy kontra komputery

Postanowiliśmy z żoną wywołać zdjęcia. Nie robiliśmy tego od dwóch lat. Etap pierwszy: skopiować je z obu telefonów do komputera. Już tutaj zobaczyliśmy, jak ogromne są to ilości. Etap drugi: wybrać zdjęcia do wywołania spośród wszystkich, które zgromadziliśmy na twardym dysku przez 2 lata. Była to praca na kilka dni. Przejrzeliśmy ok. 2 tys. zdjęć (!). W ciągu dwóch lat wychodzi niecałe 3 zdjęcia dziennie. Przy dzisiejszych możliwościach technicznych to w gruncie rzeczy całkiem niewiele. Tak czy inaczej po wyborze zdjęć do wywołania potrzebny był jeszcze etap trzeci: odsiew wybranych zdjęć do rozsądnej ilości.

CZYTAJ DALEJ

Bratanek Józefa Ulmy o wujku: miał głęboką wiarę, silny moralny kręgosłup i niezależność myśli

2024-03-24 08:43

[ TEMATY ]

Ulmowie

Zbiory krewnych rodziny Ulmów

Wiktoria i Józef Ulmowie

Wiktoria i Józef Ulmowie

Bratanek błogosławionego Józefa Ulmy, Jerzy Ulma, opisał swojego wujka jako mężczyznę głębokiej wiary, którego cechował mocny kręgosłup moralny i niezależność myśli. O ciotce, Wiktorii Ulmie powiedział, że była kobietą niezwykle energiczną i pełną pasji.

W niedzielę przypada 80. rocznica śmierci Józefa i Wiktorii Ulmów oraz ich dzieci. Zostali oni zamordowani przez Niemców 24 marca 1944 r. za ratowanie Żydów, których Niemcy zabili jako pierwszych.

CZYTAJ DALEJ

Papież w rozważaniach Drogi Krzyżowej: Jezu, spraw, bym Cię pokochał w dzieciach nienarodzonych

2024-03-29 13:37

[ TEMATY ]

Droga Krzyżowa

papież Franciszek

Włodzimierz Rędzioch

„Ojcze, miej miłosierdzie dla nas i świata całego”, „Jezu - zachowaj Kościół i świat w pokoju” - to słowa modlitwy papieża Franciszka z jego rozważań, które będą towarzyszyć Drodze Krzyżowej w rzymskim Koloseum w Wielki Piątek wieczorem. „Żyjemy w bezlitosnych czasach i potrzebujemy współczucia" - podkreślił.

Po raz pierwszy obecny papież jest autorem rozważań, które zostaną odczytane przy 14 stacjach podczas nabożeństwa w Koloseum, rozpoczynającego się o godz. 21.15.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję