Reklama

Media

Medialna niepiśmienność

Niedziela Ogólnopolska 17/2019, str. 38-39

[ TEMATY ]

media

Włodzimierz Rędzioch

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Bez YouTube’a, Facebooka, Wikipedii młode pokolenie nie wyobraża sobie dziś normalnego funkcjonowania. Nie tylko medioznawcy – także np. badacze kultury, psychologowie, lekarze – ostrzegają jednak, że tzw. nowoczesne media nie zawsze przynoszą ludzkości samo dobro. Dzisiejszy Internet to przede wszystkim nieograniczony gąszcz informacji i opinii. Co robić, żeby się w nim nie pogubić?

DR HAB. PIOTR DRZEWIECKI: – Pomocą jest edukacja medialna, w której jednakże mówi się, że nie należy budować murów-zakazów, tylko wyposażać w zbroję. Jeżeli więc użytkownikom nowoczesnych mediów damy pewien pancerz ochronny w postaci odpowiedniej wiedzy, to oni nie dadzą się zwieść. W przeciwnym razie czeka nas nieuchronna katastrofa; świat bezmyślnych i sterowalnych ludzi-robotów. Pocieszamy się, że w przeszłości były już zagrożenia ze strony kolejnych nowych technologii i zawsze jakoś sobie z nimi radziliśmy; np. rewolucja przemysłowa nie zamieniła naszego życia w jedną wielką taśmę fabryczną.

– Czy jednak obecnie nie mamy do czynienia ze zjawiskiem bardziej podstępnym, bo mającym wpływ na każdego człowieka z osobna, i to niemal od kołyski?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Mam nadzieję, że tak jak w przypadku poprzednich rewolucji technologicznych i z tą ludzkość w jakiś sposób sobie poradzi. Przede wszystkim przez odpowiednią edukację medialną...

– ... której bardzo brakuje.

– Niestety, to prawda. A w Polsce mamy w tej dziedzinie duże zaległości. Idea edukacji medialnej ma co najmniej 100 lat. Gdy powstawało kino, mówiono, że oglądanie filmów wymaga odpowiedniego przygotowania, chociażby estetycznego. Później podobne dyskusje toczyły się wokół telewizji.

Reklama

– Czym miała być – bo w istocie jej nie było – edukacja medialna?

– To pojęcie było i jest różnie rozumiane, mamy do czynienia z myleniem pojęć. W Polsce nadal zbyt często za edukację medialną uważa się nowe środki dydaktyczne w szkole – czyli projektor, telewizor i wreszcie pracownie komputerowe – oraz tworzenie specjalnych kanałów naukowych, audycji popularnonaukowych w radiu i telewizji. Tymczasem ta właściwa i obecnie nagląco niezbędna edukacja medialna polega na uczeniu i kształceniu umiejętności korzystania z mediów.

– I nie chodzi tu wcale o umiejętności czysto techniczne?

– Nie. W krajach rozwiniętych już coraz częściej mamy do czynienia z właściwym zrozumieniem istoty edukacji medialnej oraz całej powagi problemu. Została wypracowana – m.in. dzięki Kościołowi katolickiemu i UNESCO – wspólna definicja edukacji medialnej, w której zwraca się uwagę na kompetencje medialne, na tzw. medialną piśmienność.

– Chodzi o to, żeby odbiorcy przekazów medialnych nie byli medialnymi analfabetami?

– O to, abyśmy poznali język nowych mediów, ich alfabet, abyśmy uczyli się ich tak jak pisania i czytania.

– Czytania ze zrozumieniem?

– Tak. Niestety, jak wiemy, współczesne młode pokolenie ma coraz większe kłopoty z czytaniem drukowanego tekstu ze zrozumieniem. Podobnie jest z „czytaniem” tych najnowocześniejszych środków przekazu, które już na pierwszy rzut oka wydają się łatwiejsze w użyciu, bardziej zrozumiałe niż nudna książka. Wydają się kopalnią wiedzy i różnorakich nieograniczonych możliwości. I tak rzeczywiście mogłoby być, gdyby ich użytkownicy wiedzieli, jak ten potencjał wykorzystać z pożytkiem, a nie ze szkodą dla siebie samych.

– Dlaczego więc edukacja medialna nie rozwija się stosownie do potrzeb?

– Powstało już bardzo wiele opracowań, monografii naukowych, które powinny być wdrażane. Jest wiele projektów społecznych, odbyło się wiele konferencji, powstały specjalne organizacje w Europie, także w Polsce. Tak więc problem polega nie na tym, że ludzie nie chcą edukacji medialnej, lecz że sprawa ta utknęła gdzieś głęboko w polityce oświatowej; nie jest dostrzegana przez polityków, którzy budzą się dopiero, gdy dzieje się coś złego. Gdy kilka lat temu uczennica w Gdańsku popełniła samobójstwo, bo była przez telefon komórkowy – który dla uczniów jest dziś ważniejszy niż podręczniki – prześladowana przez rówieśników, to dopiero wtedy gremia polityczne zaczęły grzmieć, że koniecznie trzeba uczyć korzystania z mediów...

– I niewiele z tej „burzy” wynikło...

– Nic. Z moich obserwacji wynika, że do krótkotrwałych „wybuchów” tej problematyki w Polsce dochodziło mniej więcej co dekadę – ok. 2000 r., potem w 2010 r. Przez dziesięciolecia bardzo ciężko rozmawia się na ten temat z Ministerstwem Edukacji Narodowej, niezależnie od ekipy rządzącej. I to mimo usilnych starań wielu zainteresowanych sprawą środowisk pedagogów, medioznawców, teologów, kulturoznawców, mimo zaangażowania fundacji i stowarzyszeń. Także mimo wsparcia ze strony takich instytucji państwowych, jak Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, a okazjonalnie nawet Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Czyżby polscy politycy ciągle uważali, że edukacja medialna kończy się na wyposażeniu szkół w komputery, a uczniów w tablety (żeby nie musieli nosić zbyt wielu książek w plecakach)?

– Twierdzi Pan Doktor, że politycy, od których zależy wdrożenie odpowiednich działań, po prostu nie zauważają problemu lub z jakichś powodów go ignorują?

– Niestety, tak. Faktem jest, że środowiskom informatycznym udało się wywalczyć – co jest trochę dyskusyjne – zajęcia informatyczne od pierwszej klasy szkoły podstawowej.

– Tymczasem szkoły z amerykańskiej Doliny Krzemowej, do których uczęszczają dzieci twórców najnowocześniejszych technologii, szczycą się tym, że w ogóle nie ma w nich komputerów...

– Bo dobrze wiedzą, że nie każdy musi zostać informatykiem, nie każdy ma odpowiednie predyspozycje, a ponadto że przesiadywanie przed komputerem od najmłodszych lat poważnie obciąża zdrowie, ogranicza rozwój umysłowy. Moim zdaniem, w Polsce myślimy o nowoczesnych mediach bardziej technicznie – trudno powiedzieć dlaczego – niż kulturowo, społecznie, humanistycznie. Dlatego właśnie tak humanistycznie ukierunkowany przedmiot edukacji medialnej należałoby wprowadzić do programów szkolnych.

– Zamiast informatyki dla wszystkich, bez ograniczeń wieku?

– Tak! Moim zdaniem, byłby to wyraz właściwej troski o rozwój przyszłych pokoleń. Tymczasem wprowadzono w polskich szkołach – zapewne wyłącznie z powodu wyzwań gospodarczych i fałszywie pojętych ambicji doganiania Europy oraz świata – przysposobienie techniczne do obsługiwania nowych technologii. Zakłada się, że każdy musi mieć tego rodzaju kompetencje.

– Na czym konkretnie powinna dziś polegać dobra edukacja medialna?

– Na uczeniu bezpiecznego poruszania się w świecie nowych technologii medialnych i niesionych przez nie treści; na wyrabianiu postaw krytycznych i umiejętności selekcji przekazów. Użytkownicy mediów powinni mieć znajomość zagrożeń prawnych, podstaw etycznych, sposobów bezpiecznego nawiązywania relacji internetowych, umiejętność pracy z informacją itd., itp. Kilka lat temu stworzyliśmy w Polsce katalog kompetencji medialnych, informacyjnych i cyfrowych. Podczas pracy nad tym katalogiem dostrzegliśmy, z jak bardzo wieloaspektową kwestią mamy do czynienia.

– Bardzo trudną do przełożenia na praktykę działania?

– Trudną, ale udało się stworzyć konkretne scenariusze zajęć dla nauczycieli, także szkolenia dostosowane do ówczesnej podstawy programowej, w której edukacja medialna szczątkowo zaistniała już w formie rozproszonej po różnych przedmiotach. W reformie edukacyjnej sprzed 20 lat stworzono mianowicie tzw. ścieżki międzyprzedmiotowe; nauczyciele różnych przedmiotów mogli tworzyć autorskie programy, także np. program edukacji medialnej i czytelniczej. To był jedyny moment, kiedy edukacja medialna w Polsce miała swoją podstawę programową. Ta reforma została zmieniona w 2008 r. przez rząd Platformy Obywatelskiej. Min. Katarzyna Hall uznała wówczas, że nauczyciele nie realizują ścieżek międzyprzedmiotowych, a zatem należy je rozproszyć po poszczególnych przedmiotach.

– Edukacja medialna wtedy przepadła?

– Tzw. kompetencje medialne znów zostały zlekceważone, uznano, że nie potrzeba ich uczyć. To pokazywało przede wszystkim niekompetencję i niezrozumienie tego wielkiego problemu cywilizacyjnego przez odpowiedzialnych za jego rozwiązanie polityków. Środowiska społeczne i medioznawcze proponowały stworzenie odrębnego przedmiotu, przygotowanie kompetentnych nauczycieli oraz wyodrębnionej podstawy programowej, czyli określenia, czego i w jakim wymiarze godzinowym należy uczyć. Moim zdaniem, edukacja medialna w formie wyodrębnionego przedmiotu – wpisana w ten sposób w polską tradycję nauczania – byłaby najbardziej sensownym rozwiązaniem.

– Czego konkretnie należałoby uczyć w ramach tak wyodrębnionego przedmiotu?

– Określiłem to już w 2010 r. w podręczniku „Media Aktywni”, w którym obok ogólnego zarysu podstawowych kompetencji komunikacyjnych szczegółowo rozpisałem problemy dotyczące poszczególnych mediów, od druku poczynając. Ale można też podejść do zagadnienia według tzw. kompetencji medialnych, czyli kształcić krytycyzm, kreatywność, umiejętność korzystania z informacji itp. Istnieją, oczywiście, obawy, że dla uczniów może to być kolejny nudny przedmiot i nic więcej. Rzeczywiście, szkoła w dzisiejszym kształcie może nie sprostać temu wyzwaniu. Nie ma żadnych trudności z ułożeniem odpowiednich programów – właściwie są już gotowe – nieprzekraczalne bariery pojawiają się dopiero przy próbach ich wdrażania.

– To znaczy, że w dzisiejszej polskiej szkole nie ma ani śladu edukacji medialnej?

– Pojawia się dosłownie w dawkach śladowych. Jako zajęcia pozalekcyjne, kółka zainteresowań, dziennikarskie i filmowe...

– To chyba jednak nie to. W końcu chodzi o to, aby Polacy nie poddawali się biernie przeróżnym zagrożeniom i manipulacjom płynącym z cyberprzestrzeni, aby byli świadomymi konsumentami wszelkich cyberdóbr. Czy naprawdę nie można znaleźć sposobu, by przemóc tę instytucjonalną niemoc w tej sprawie?

– Rzeczywiście, jest tak, że Polacy, a zwłaszcza nasze instytucje, budzą się do działania dopiero wówczas, gdy dzieje się coś złego (np. w przypadku zakończonej śmiercią nastolatek zabawy w modnym Escape Roomie). Osobiście duże – i chyba jedyne – nadzieje wiążę z katolickim systemem nauczania. W Kanadzie, będącej prekursorem edukacji medialnej – która odegrała tam rolę antidotum na zalew amerykańskiej popkultury – jej promotorem jest do dziś szkolnictwo katolickie. Zresztą wszędzie tam, gdzie Kościół katolicki ma coś do powiedzenia, edukacja medialna odgrywa istotną rolę. Oby tak było także w Polsce.

Piotr Drzewiecki
Medioznawca, doktor habilitowany teologii środków społecznego przekazu, specjalista w zakresie edukacji medialnej; profesor Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Autor m.in. programu i pierwszego w Polsce podręcznika edukacji medialnej „Media Aktywni. Dlaczego i jak uczyć edukacji medialnej” (2010).

2019-04-24 08:57

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Pokój – darem prawdy

Drodzy Współpracownicy Prawdy!

CZYTAJ DALEJ

Św. Agnieszko z Montepulciano! Czy Ty rzeczywiście jesteś taka doskonała?

Niedziela Ogólnopolska 16/2006, str. 20

wikipedia.org

Proszę o inny zestaw pytań! OK, żartowałam! Odpowiem na to pytanie, choć przyznaję, że się go nie spodziewałam. Wiesz... Gdyby tak patrzeć na mnie tylko przez pryzmat znaczenia mojego imienia, to z pewnością odpowiedziałabym twierdząco. Wszak imię to wywodzi się z greckiego przymiotnika hagné, który znaczy „czysta”, „nieskalana”, „doskonała”, „święta”.

Obiektywnie patrząc na siebie, muszę powiedzieć, że naprawdę jestem kobietą wrażliwą i odpowiedzialną. Jestem gotowa poświęcić życie ideałom. Mam w sobie spore pokłady odwagi, która daje mi poczucie pewnej niezależności w działaniu. Nie narzucam jednak swojej woli innym. Sądzę, że pomimo tego, iż całe stulecia dzielą mnie od dzisiejszych czasów, to jednak mogę być przykładem do naśladowania.
Żyłam na przełomie XIII i XIV wieku we Włoszech. Pochodzę z rodziny arystokratycznej, gdzie właśnie owa doskonałość we wszystkim była stawiana na pierwszym miejscu. Zostałam oddana na wychowanie do klasztoru Sióstr Dominikanek. Miałam wtedy 9 lat. Nie było mi łatwo pogodzić się z taką decyzją moich rodziców, choć było to rzeczą normalną w tamtych czasach. Później jednak doszłam do wniosku, że było to opatrznościowe posunięcie z ich strony. Postanowiłam bowiem zostać zakonnicą. Przykro mi tylko z tego powodu, że niestety, moi rodzice tego nie pochwalali.
Następnie moje życie potoczyło się bardzo szybko. Założyłam nowy dom zakonny. Inne zakonnice wybrały mnie w wieku 15 lat na swoją przełożoną. Starałam się więc być dla nich mądrą, pobożną i zarazem wyrozumiałą „szefową”. Pan Bóg błogosławił mi różnymi łaskami, poczynając od daru proroctwa, aż do tego, że byłam w stanie żywić się jedynie chlebem i wodą, sypiać na ziemi i zamiast poduszki używać kamienia. Wiele dziewcząt dzięki mnie wstąpiło do zakonu. Po mojej śmierci ikonografia zaczęła przedstawiać mnie najczęściej z lilią w prawej ręce. W lewej z reguły trzymam założony przez siebie klasztor.
Wracając do postawionego mi pytania, myślę, że perfekcjonizm wyniesiony z domu i niejako pogłębiony przez zakonny tryb życia można przemienić w wielki dar dla innych. Oczywiście, jest to możliwe tylko wtedy, gdy współpracujemy w pełni z Bożą łaską i nieustannie pielęgnujemy w sobie zdrowy dystans do samego siebie.
Pięknie pozdrawiam i do zobaczenia w Domu Ojca!
Z wyrazami szacunku -

CZYTAJ DALEJ

Rekolekcje Wspólnoty Trudnych Małżeństw SYCHAR

2024-04-20 15:01

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

ks. Paweł Kłys

Ponad 100 małżonków z całej Polski bierze udział w rekolekcjach prowadzonych przez Wspólnotę Trudnych Małżeństw Sychar, które w ten weekend odbywają się Ośrodku Rekolekcyjno- Konferencyjnym w Porszewicach k. Łodzi.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję