Reklama

Wszystko, co Polskę stanowi

W związku z przypadającą 28 maja br. 38. rocznicą odejścia do wieczności Czcigodnego Sługi Bożego kard. Stefana Wyszyńskiego przypominamy artykuł, który został opublikowany w „Niedzieli” z datą 21 czerwca 1981 r. Był to trzeci numer „Niedzieli” w pierwszym roku wydawania tygodnika po 28-letniej przerwie, spowodowanej zniewoleniem komunistycznym. Pierwszy numer, z datą 7 czerwca 1981 r., ukazał się w czasie, gdy Ojciec Święty Jan Paweł II przebywał w klinice po zamachu na jego życie. Wtedy też zmarł kard. Stefan Wyszyński. Tekst, który przypominamy po 38 latach, to głęboka refleksja z ostatniego pożegnania Prymasa Tysiąclecia. Można tutaj zauważyć wielki kunszt literacki i głębię myśli autora – Tadeusza Szymy, który przez prawie 40 lat współpracował z „Niedzielą”.

Niedziela Ogólnopolska 21/2019, str. 20-23

Grzegorz Szyma

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

Za tą trumną szła cała Polska. Ta trumna szła przez całą Polskę. Z serca Ojczyzny – przez nasze serca. W głąb czasu – poprzez wieki i z głębi wieków – ku przyszłości. Pomieściła w sobie „wszystko, co Polskę stanowi”, całe dziedzictwo nazwane tym imieniem. Skromna, prosta trumna, jakże mała w ludzkim zalewie, pośrodku ogromnego placu, na szerokich ulicach... Unosząc ją na swych ramionach, podejmowaliśmy spuściznę, którą On ocalił i pomnożył. Dźwigaliśmy brzemię „wielkiego zbiorowego obowiązku”, o którym nam zawsze przypominał, który tak jasno i dobitnie określał, przy którym się przez całe życie trudził ponad miarę – za nas wszystkich, za naród cały – a teraz nam samym powierzył. Zwykła trumna jednego z najbardziej zwykłych ludzi, jakich wydał nasz wiek, jacy wyróżnili się w ojczystych dziejach. Czym była dla otaczających ją tłumów, dla milionów – w kraju i na świecie – garnących się do niej w trwożnej żałobie i „w nadziejnej otusze”? Wszystkim bez mała, bo wszyscy na niezliczone sposoby odmieniali we własnych przeżyciach jej symbolikę, czerpiącą z całej naszej historii i kultury. Mnie, tam, na placu Zwycięstwa, górująca nad głowami rodaków, zdała się w pewnym momencie szańcem niepodległości. Niepokonaną redutą każdego z nas – w samotności i we wspólnocie. Niezdobytym szańcem Kościoła, narodu i państwa. Pomieściło się w niej „wszystko, co Polskę stanowi”, lecz przecież nie dlatego, żeśmy mieli skarb ten pochować. Po to jedynie, by go osłonić, byśmy mogli go objąć – wzrokiem, myślą, spracowanymi rękoma – podźwignąć i przekazać innym.

Ten pogrzeb nie był rozstaniem. Pożegnaniem jedynie, które określa nowy rodzaj obecności, będącej dotykalną rzeczywistością, a nie złudzeniem. A zarazem był spotkaniem uobecniającym to wszystko, co łączy nas w jedną wielką rodzinę. Solidarnie, ofiarnie zespoloną wokół wartości cenniejszych niż życie. Ale w imię życia właśnie. Wbrew śmierci.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Był to ostatni królewski pogrzeb w Polsce. Królewski w swym majestacie, dostojeństwie i prostocie. Bo przecież nie w przepychu. Przy całej jego wspaniałości powiedzieć trzeba: skromny pogrzeb. Nie zbudowano okazałego „castrum doloris” – okryty amarantową materią katafalk zdawał się wręcz ascetyczny w wyrazie. Nie naśladowano świetnego ceremoniału historycznego – „ordo funebris regis Poloniae”. Jedynym bogactwem tego pogrzebu były kwiaty. Tysiące wiązanek i bukiecików, niezliczone ilości pojedynczych kwietnych łodyg zasłały trasę przejścia konduktu: Krakowskie Przedmieście, Królewską, plac Zwycięstwa i plac Zamkowy, Świętojańską wreszcie. Jak wtedy, przed dwoma laty. Ale tylko niewiele z nich mogło przetrwać w swym kruchym pięknie do czasu nadejścia trumny, choć ludzie niosący setki wieńców w żałobnym orszaku stąpali ostrożnie. Reprezentowali tu całą Polskę, więc jak ogarnąć tę różnorodność, jak ją określić? Wyliczać robotnicze i ludowe stroje, odpisywać dedykacje z żałobnych szarf? Z innego zresztą punktu obserwacyjnego – z miejsca usytuowania delegacji „TP” i „Znaku”, blisko czoła kwietnego pochodu, można było zidentyfikować zaledwie cząstkę. Z daleka natomiast rzucał się w oczy napis na wysokim białym transparencie: „Takiego Ojca, Pasterza i Prymasa Bóg daje raz na 1000 lat”.

Wszystkie niemal te wspaniałe wieńce złożono w końcu innym zmarłym. Rozniesiono je po ulicach Warszawy, pod tablice upamiętniające miejsca straceń i powstańczych walk. Okryto nimi cokół kolumny Zygmunta... Maleńką cząstkę doniesiono do krypty. Taki był ostatni, iście monarszy gest wielkiego przywódcy ludu – prawdziwie ludowego Prymasa, którego królewskość była przez trzydzieści parę lat ostoją republiki w naszym kraju. Przez długie lata jedyną, a zawsze – najtrwalszą. Nie ma nic paradoksalnego w fakcie, że ostatnio w Polsce był On najpotężniejszym rzecznikiem i obrońcą demokratyzmu. Wszak swoim życiem doprowadził do zupełnej krystalizacji najszlachetniejszy nurt narodowej tradycji, z której się zrodził: demokratycznej, patriotycznej, a zarazem religijnej. Nawet Jego pochodzenie społeczne jest pod tym względem bardzo znamienne. Drobna, zagrodowa szlachta, której ethosu był dziedzicem i wyrazicielem w pokoleniu „późnych wnuków”, stanowiła niegdyś w społeczeństwie polskim element najbardziej wartościowy. Z tej właśnie warstwy rekrutowali się najliczniej szeregowi obrońcy wolności, wiary, obyczaju, „wszystkiego, co Polskę stanowi”. Z jej szeregów wyszedł legion bezimiennych bohaterów wraz z elitą wielkich przywódców narodu. Nieprzypadkowo taki też był rodowód człowieka, nad którego trumną mówimy: Defensor Patriae.

Reklama

Ten pogrzeb był chwalebnym uwieńczeniem wspaniałego, także przez swą owocność, życia. Trudnego, pełnego cierpień i udręki, lecz można zaryzykować – szczęśliwego jak rzadko. Bo nic w tym życiu nie było daremne. Nawet patrząc tylko zwyczajnie po ludzku – a trudno całkiem abstrahować od ziemskiego widzenia – zdumieć się trzeba obfitością tego żniwa. To prawda, że dane Mu było zebrać jedynie garść życiowego plonu, ale jakże obfitą! A czyż komukolwiek jest dane radować się docześnie pełnią owocobrania po najdłuższym choćby życiu? To oczywiste, że odszedł od nas w chwili przełomowej, wyjątkowo trudnej i skomplikowanej. Pełnej nadziei, ale i lęku przed możliwością niewyobrażalnej katastrofy. Wiemy, że nikt nie jest w stanie zastąpić Go całkowicie w tak wyjątkowej roli, jaką odgrywał przez trzydzieści parę lat naszych powojennych dziejów. Lecz przecież czerpiemy z Niego otuchę. Budujemy się wewnętrznie, umacniamy również tym, czym obdarował nas przez swoją śmierć i swój królewski pogrzeb. Przez tę niezrównaną uroczystość, w której uczestniczyła cała Polska. Przez misterium, podczas którego opromienił Ojczyznę blaskiem potęgi i chwały, przydał jej swego majestatu, a każdemu z nas – poczucia godności i siły. Więc mimo bólu po stracie tak dotkliwej, mimo lęku i żałoby nie szliśmy za tą trumną zdruzgotani. W niezwykłym skupieniu i powadze, w ciszy i modlitewnych szeptach, w powiewie czarnych wstążek na drzewcach niezliczonych sztandarów – cechowych, „Solidarności”, harcerskich i Bóg wie jakich jeszcze, które stanęły szpalerem przed żałobną procesją, w bolesnym śpiewie i rozkołataniu dzwonów, ukradkowym ronieniu łez i głośnym szlochu; i jeszcze we wszystkim, czego opisać nie sposób, a co stworzyło nieporównywalną z niczym atmosferę tej wielogodzinnej ceremonii – dokonywało się powoli nasze dziejowe dojrzewanie. Przez lata żyliśmy w cieniu Jego autorytetu. Wielkiego autorytetu, który jest ludziom zawsze potrzebny, choć przecież trwającego po to, byśmy dorośli do samodzielności. Żałobny pochód setek tysięcy przez ulice i place Warszawy – od pokarmelickiego kościoła po papieski Krzyż Zwycięstwa i potem do katedry – był marszem do moralnej i obywatelskiej dojrzałości, której uczył nas zmarły Ksiądz Prymas. Nie byliśmy w tym marszu sami. Czuliśmy Jego obecność i wiedzieliśmy, że mimo śmierci nigdy nas nie opuści. Że nasze sieroctwo nie będzie nigdy dosłowne. Czuliśmy również obecność Tego, który pod ojcowską pieczą Prymasa dał nam najlepszy przykład synowskiego dorastania do samodzielności i który teraz, z rzymskiej kliniki, pokrzepiał nas słowami ojcowskiej miłości, wyciągając ku nam opiekuńcze ramiona.

Skończyła się Msza św. żałobna uświetniona uczestnictwem wielu kardynałów i biskupów, pamiętna także z tego powodu, że osobisty wysłannik naszego Papieża, mons. Casaroli, przemówił do nas po polsku i że kard. Macharski odczytał homilię Ojca Świętego. Zakończył się ożałobiony kirem, pożegnalny pochód. Gdy unoszona na coraz to innych ramionach – w solidarnej sztafecie pokoleń, wszystkich stanów i zawodów – jasnobrązowa trumna niknęła we wnętrzu staromiejskiej katedry, nad wysokimi sterczynami gotyckiej świątyni, nad wieżami kościołów i skromnymi dachami Starówki zapadał powoli pogodny zmierzch. Bez lęku oczekiwaliśmy nadchodzącej nocy. Tysiące ludzi trwało na placu Zwycięstwa, by wysłuchiwać radiowej transmisji z finału uroczystości, którego nie mogli już objąć wzrokiem. Kierując przeto oczy ku ciemniejącemu niebu, iluż z nich myślało wówczas, że oto Bogurodzica osłania matczynym płaszczem swoje miasto i swe ziemskie królestwo, któremu na imię Polska.

„Niedziela” nr 3, Rok XXIV, 21 czerwca 1981 r.

Tadeusz Szyma
Poeta, publicysta, krytyk filmowy, scenarzysta, reżyser, dziennikarz prasowy, wykładowca akademicki. Zmarł w Krakowie 5 kwietnia 2019 r.

* * *

Tadeusz Szyma, osiem wierszy dla kardynała stefana wyszyńskiego

Aresztowanie
25 września 1953, piątek

Reklama

Późnowieczorna pustka na Miodowej –
Już noc zapadła w ruinach Warszawy,
ale sen pierzcha
spod przymkniętych powiek,
gdy nagle łomot wśród zbójeckiej wrzawy.

To po Prymasa w ceratach panowie
przyszli, za klamkę u bramy targając –
Pies Baca tylko broni przed tą zgrają,
jak Piotr, co ucho odciął Malchusowi.

W nieznaną drogę brewiarz i różaniec
za cały bagaż... nic więcej z zakrystii –
Daremny areszt, bo wolnym zostanie
ten, co za pęta ma vinculum Christi.

* * *

Na więziennych drogach

Rywałd, Stoczek Klasztorny,
Prudnik i Komańcza –
stacje więziennej drogi...
od krańca do krańca
zniewolonej Ojczyzny...
Warmia, Śląsk,
Bieszczady –
od przemocy bezsilnej,
od zdrady do zdrady.

Pod tyloma krzyżami nie upadł ni razu,
wciąż modląc się za wrogów,
szukając wyrazu dla nadziei,
co świta nawet wbrew nadziei...
I znalazł ją w tych ślubach,
które z nami dzieli.

* * *

Pusty fotel
26 sierpnia 1956

Milion pielgrzymów na Twoje wezwanie,
Ojcze Narodu, szło na Jasną Górę,
by swej Królowej złożyć ślubowanie,
jak Jan Kazimierz przed laty,
i murem stanąć za uwięzionym...
Na jego przybycie
czekał wciąż pusty fotel
na klasztornym Szczycie.

On spisał dla rodaków tej przysięgi rotę,
co z Maryją prowadzi do samego Boga
i przed śmiertelnym ochroni ich grotem
bezbożnej złudy nowomodnych pogan.

Reklama

Ten fotel jednak pusty nie pozostał,
On mocą swego ducha go wypełnił.
Nieobecny, miał rację –
na historii rojstach
już z odmianą pogody
zbliżał się październik.

* * *

Tamten pogrzeb

Cała Polska szła za tą trumną
bo żegnała Ojca Ojczyzny
Szopenowskie cichło notturno
gdy sięgała ołtarzowej pryzmy

W głuchej ciszy głos z Watykanu
ból rannego w zamachu Papieża
Jakże trudno nam zawierzyć Panu
i jak trudno grozie nie dowierzać

Wolno zmierza kondukt do katedry
Marsz żałobny dysonansem rani
lecz w pamięci rozbrzmiewa jak niegdyś
Zawierzenie Jasnogórskiej Pani

* * *

Z Prymasem po latach

Był taki rozmiar dziejowego zła,
którego żaden naród by nie uniósł,
dlatego trzeba było tak jak ja
powiedzieć głośno:
Dosyć. Non possumus!

I był krąg światła w najczarniejszą noc,
która całunem zła kraj cały kryje...
Z tego Obrazu – otucha i moc,
w nim znak zwycięstwa zawsze
przez Maryję.

* * *

Homagium
22 października 1978, Plac Świętego Piotra w Rzymie

Sunie wąż kardynałów do tronu Papieża,
który na nim od dzisiaj
służbę swą zaczyna –
Idą z hołdem i Prymas Polski
wśród nich zmierza,
jak korny syn do ojca i ojciec do syna.

Reklama

Jest już blisko, podchodzi,
wzruszony przyklęka,
przygarbiony ciężarem
historycznej chwili,
by w opiekuńczych nagle
znalazłszy się rękach,
ku nim z czułą miłością
głowę swą pochylić.

Tak zastygli w pamięci,
w braterskim uścisku,
w obiektywie kamery,
pod dłutem rzeźbiarza –
I będzie po wsze czasy,
pochylony nisko,
Wielki Prymas homagium swe
wiernym powtarzać.

* * *

Koronacje

Matko nasza, poraniona,
z lipowej ikony,
zaciążyły Ci na skroniach
złociste korony.

Wpierw królewskie,
wnet papieskie,
i blasku przydały
ciemnym rysom,
budząc respekt
nawet wśród zuchwałych
bluźnierców...

A teraz
jeszcze nam potrzeba
innym wieńcem koronować
Panią widną z Nieba.

Bo nasz każdy okruch dobra
cenniejszy niż złoto,
niech więc wszystkie z nich –
Twój Obraz łańcuchem oplotą!

* * *

Epitafium

Bo to Prymasa
najjaśniejsza chwała –
dziś też to trzeba rzec
otwartym tekstem –
że gdy Ojczyzna tego
wymagała, nie tylko Ojcem
dla niej był,
lecz – Interrexem.

Wiersze Tadeusza Szymy dedykowane kard. Stefanowi Wyszyńskiemu wkrótce zostaną opublikowane w wydaniu książkowym wraz z archiwalnymi fotografiami.

Książka ukaże się nakładem Stowarzyszenia Wspólnota Gaude Mater w Częstochowie.

2019-05-21 13:10

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Nowe Sanktuarium w Archidiecezji Wrocławskiej

2025-09-08 19:08

ks. Łukasz Romańczuk

Ks. Jarosław Olejnik, kusztoszem sanktuarium w Głębowicach

Ks. Jarosław Olejnik, kusztoszem sanktuarium w Głębowicach

Kościół pw. NMP z Góry Karmel w Głębowicach został podniesiony do rangi sanktuarium. Jako dzień ogłoszenia dekretu wybrano Święto Narodzenia Maryi. Podczas Eucharystii dekret abp. Józefa Kupnego, metropolity wrocławskiego przeczytał ks. Jacek Froniewski, kanclerz Kurii Metropolitalnej Wrocławskiej.

Wsłuchując się w słowa dekretu można było usłyszeć: - Historia parafii w Głębowicach nierozłącznie związana jest z osobą barona Jana Adama de Garniera, który ufundował zarówno kościół, jak i klasztor. Ostatecznie podpisanie aktu fundacyjnego przez Garniera i prowincjała karmelitów o. Bernarda od obrazu Maryi nastąpiło 31 lipca 1676 roku. Karmelici, zgodnie z tradycją swego zakonu, szczególnie gorliwie szerzyli wśród miejscowej ludności kult Matki Bożej Pośredniczki Łask Wszelkich. Pomocna im w tym była słynąca łaskami rzeźba przedstawiająca Matkę Bożą z Dzieciątkiem, trzymającą w ręce szkaplerz. Głębowice słynęły z wielkich odpustów, z okazji dorocznego święta patronki kościoła Matki Bożej Szkaplerznej - 16 lipca i patrona św. Eliasza, proroka - 20 lipca. [...]. W następstwie sekularyzacji klasztor został rozwiązany w 1810 roku. Z czasem usunięto figurkę z kościoła. W 2011 roku wizerunek po zawierusze II wojny światowej odnaleziono na stronie internetowej Sióstr Karmelitanek z Niemiec, ze szczegółową adnotacją skąd pochodzi, dlatego postanowiono wykonać kopię cudownej figury Matki Bożej Szkaplerznej, którą uroczyście poświęcono 19 lipca 2020 roku. Od tego czasu kult maryjny na nowo rozwija się dynamicznie w parafii Głębowice. Miejsce to jest ośrodkiem umacniania wiary i wzrastania w łasce dla licznych wiernych. To szczególne miejsce w naszej archidiecezji jest inspiracją dla wiernych pielgrzymujących we wspólnocie Kościoła do Domu Ojca. Każdego 16 dnia miesiąca odbywa się specjalne nabożeństwo ku czci Matki Bożej Szkaplerznej. Odbudowano także zespół poklasztorny ojców karmelitów “Garnierówka”, służący jako centrum rekolekcyjne. Biorąc pod uwagę wszystkie podane wyżej rację na prośbę księdza proboszcza, działając na mocy kanonu 1230 KPK, niniejszym dekretem, w szczególnym Roku Jubileuszowym ustanawiam Sanktuarium Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel w Głębowicach.
CZYTAJ DALEJ

Stanisław Soyka spoczął na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach

2025-09-08 14:47

[ TEMATY ]

pożegnanie

pogrzeb

Stanisław Soyka

PAP/Radek Pietruszka

Uroczystości pogrzebowe Stanisława Soyki, wybitnego muzyka, kompozytora i poety, odbyły się w poniedziałek w Warszawie. Artystę żegnały tłumy w kościele pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy na Saskiej Kępie. Następnie Stanisław Soyka spoczął na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. Pośmiertnie został odznaczony Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi dla kultury polskiej oraz za działalność artystyczną i twórczą.

Uroczystości pogrzebowe Stanisława Soyki rozpoczęły się w południe Mszą św., podczas której wybitnego muzyka, kompozytora i poetę żegnał jeden z jego przyjaciół, franciszkanin o. Filip Buczyński OFM.
CZYTAJ DALEJ

Bp Muskus: prawdziwa walka o przyszłość naszych dzieci rozgrywa się w rodzinach, nie na mównicach sejmowych i ambonach

To wy, rodzice, jesteście prezydentami, premierami, ministrami oświaty waszych dzieci. To wy decydujecie o kształcie edukacji, jaka ma być świadczona waszym dzieciom - mówił bp Damian Muskus OFM w Zielonkach pod Krakowem. Duchowny przewodniczył uroczystościom odpustowym w kościele Narodzenia NMP.

Podziel się cytatem - Taka konfrontacja wartości rozgrywa się dzisiaj na wielu obszarach, w tym również w najbardziej wrażliwej sferze wzrastania i kształtowania młodych ludzi, formowania ich sumień, towarzyszenia im w poszukiwaniach własnej tożsamości. Zwolennicy i przeciwnicy ograniczenia lekcji szkolnej katechezy, wprowadzenia nowego przedmiotu pod nazwą edukacja zdrowotna spierają się nie o rzeczy błahe, ale o sprawy najwyższej wagi, bo dotyczące dzieci i młodzieży, ich umiejętności poruszania się po zawiłościach świata, ich dojrzałych postaw i świadomego kierowania się wartościami - wyjaśniał.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję