Reklama

Wiara

Gdy mówisz Bogu „tak”…

2019 r. był dla niej rokiem błogosławieństw.
Dzięki Bożej Opatrzności wiele modlitw dziennikarki i autorki książki „Bóg w wielkim mieście” zostało wysłuchanych.

Niedziela Ogólnopolska 51/2019, str. 56-59

[ TEMATY ]

wywiad

świadectwo

Tola Martyna Piotrowska

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Anna Bandura: Jak podsumujesz 2019 r.?

Katarzyna Olubińska-Godlewska: Gdybym miała jednym słowem podsumować ten rok, wybrałabym słowo: wdzięczność. W ostatnich 12 miesiącach wydarzyło się tyle pięknych i dobrych rzeczy! Przede wszystkim wyszłam za mąż i to było jedno z największych przeżyć – nie tylko w tym roku, ale w ogóle w moim życiu. Moment wytęskniony i wymarzony, myślę, że przez każdego, kto czuje powołanie do życia w rodzinie. Spotkałam t e g o mężczyznę i wzięliśmy ślub – nikt nie uciekł sprzed ołtarza (śmiech). W tym roku czułam więc wielką wdzięczność za niego, za moment i miejsce, w którym jestem w życiu, za całe dobro. Wdzięczność za to, że mogę robić to, co motywuje inne kobiety, bo taka – mam nadzieję – będzie moja nowa książka, która ma się ukazać w księgarniach na początku marca.

O czym jest ta książka i do kogo kierujesz swoje słowa?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Książka jest szczególnie dla kobiet, o kobietach. Szczegółów jednak nie chcę zdradzać za wcześnie...

Czy jest to kontynuacja Boga w wielkim mieście?

Książka jest utrzymana w podobnej stylistyce. Tworzyłam ją z tymi samymi artystkami, z którymi pracowałam przy Bogu w wielkim mieście, dlatego nie sposób nie zauważyć pewnych podobieństw. Magda Grabovska wykonała kobiece grafiki, Tola Martyna Piotrowska jest autorką zdjęć – pracuję z nimi od początku blogowania.

Co było inspiracją do napisania tej książki? Czy postać Maryi jako wzoru kobiecości miała tu swój udział?

Napisałam tę książkę ze względu na kobiety, które zaczęły do mnie przychodzić po publikacji Boga w wielkim mieście. W trakcie podróży po Polsce, na spotkaniach autorskich, odbyłam wiele rozmów z czytelniczkami. Dzieliły się ze mną historiami swojego życia. Opowiadały o problemach, z którymi i ja się mierzę, bo też jestem kobietą. Mamy te same dylematy, podejmujemy podobne decyzje. Dlatego w odpowiedzi na ich wątpliwości postanowiłam znaleźć w przestrzeni publicznej kobiety, które żyją pięknie, dobrze, mądrze i z wiarą, ale też mają pewne kłopoty, pytania – także te dotyczące sfery duchowej.
Co do postaci Maryi – Maryja jest w moim życiu obecna. Bardzo czuję Jej opiekę. Bliski jest mi Różaniec. Zwłaszcza w trudnych momentach łapię się go i... pewnej szczególnej modlitwy.

Co to za modlitwa?

Jeśli mogłabym polecić jedną modlitwę – bo w moim życiu przyniosła piękne owoce – to byłaby to nowenna do Matki Bożej Rozwiązującej Węzły. Papież Franciszek też zaprasza do jej odmawiania. Słyszę wiele świadectw o skuteczności tej modlitwy. Nowenna pomaga mi w sytuacjach zapętlenia. Każdy z nas ma taki moment w życiu, w którym doświadcza sytuacji bez wyjścia, i nie wie nawet, jak się modlić. Można się na Boga obrazić. Mówić Mu: „Dlaczego mi to dajesz?!” albo „Dlaczego mi tego nie dajesz?!”. Wtedy Maryja i ta nowenna są ratunkiem. Maryja wyprasza z nami, aby węzeł życiowy został rozwiązany.
Modlę się w intencji ziemskich, przyziemnych spraw. Modlę się też za bliskich, przyjaciół, o szczęśliwe rozwianie ich problemów. Myślę, że jest to bardzo kobiece. Nie koncentrujemy się tylko na nas samych, ale też na naszych kochanych.
Właśnie teraz, u progu nowego roku, szczególnie myślimy o potrzebach i marzeniach, coś planujemy, coś postanawiamy. Początki to szczególne miejsce na łaskę Boga.

No właśnie... Jesteście z mężem Jackiem na początku małżeńskiej drogi. Jak zmieniła się Wasza relacja po sakramentalnym „tak”? Jak objawia się miłość Boga i Jego prowadzenie w Waszym związku?

Pobraliśmy się zaledwie kilka miesięcy temu, ale już mogę powiedzieć, że jest naprawdę inaczej niż wtedy, gdy byliśmy tylko parą. Koleżanki pytają mnie o to i dziwią się, gdy im odpowiadam, że po ślubie dużo się zmienia. Zawarcie sakramentalnego związku małżeńskiego przyniosło pewnego rodzaju pokój. Czujemy większą jedność. Sytuacje, które kiedyś były dla nas dużym problemem i wyzwaniem, dziś nas nie przerastają, umiemy do nich spokojnie podejść. Jesteśmy młodym małżeństwem i, oczywiście, wiem, że w życiu są różne momenty, że trudniejsze doświadczenia też przyjdą. Ale mocno doświadczamy Bożej opieki i troski.

A jak wspominasz okres życia w pojedynkę? Co mogłabyś powiedzieć kobietom, które są dziś same, a czują powołanie do małżeństwa? Jak singielka może się odnaleźć w życiu i w Kościele?

Gdy byłam singielką, nosiłam w sercu tęsknotę za miłością i czasami zwyczajnie było mi przykro samotnie spędzać weekendy, wakacje lub sylwestra, bo wszyscy byli w parach. Ale dziś, z perspektywy czasu, wspominam swoje panieńskie lata bardzo dobrze. To był taki czas dla mnie, który wykorzystałam na realizację wielu marzeń, głównie podróży.
Oglądałam niedawno film pt. Ostatnie wakacje – o kobiecie, która dowiaduje się, że zostały jej trzy tygodnie życia. Dopiero po usłyszeniu tragicznej diagnozy robi rzeczy, których pragnęła, ale z jakiegoś powodu po nie nie sięgała. Postanawia o siebie zadbać, pozwala sobie na szaleństwo, spełnia marzenia. Myślę, że singielki mogą wpaść w podobną pułapkę. Czekać na tego jedynego, żeby dopiero wtedy, gdy się pojawi, zacząć się cieszyć życiem.
Gdy byłam sama, pojechałam z koleżankami na Sycylię na miesięczny kurs tańca, gotowania i poznawania Włoch – oczywiście, dla kobiet. Tańczyłyśmy od rana do wieczora, a co drugi dzień uczyłyśmy się gotować dania włoskiej kuchni, np. lazanie. Ten przepis zawsze robi wrażenie na moich gościach. Sesję zdjęciową na tle sycylijskich krajobrazów też wspominam jako naprawdę fajne doświadczenie. Uśmiecham się, gdy wracam myślami do wypadu z przyjaciółką do Los Angeles. Wypożyczyłyśmy na miejscu czerwonego mustanga i zwiedzałyśmy.
Najważniejszy był jednak dobry czas z Bogiem. Kilkakrotnie wzięłam udział w rekolekcjach – w tym również w rekolekcjach wyjazdowych w ciszy. Zachwycałam się dniami bez telefonu, kiedy mogłam się w pełni poświęcić kontemplowaniu Słowa.
Słyszę od wielu koleżanek, że trudno im kogoś poznać, bo w swoim otoczeniu już wszystkich znają. Mówię: Wyjdź do ludzi. Pogadaj z kimś. Nie ma księcia na białym koniu, który wjedzie do twojego mieszkania i wyciągnie cię z łóżka. Ty musisz zawalczyć o swoje szczęście, być otwarta na relację, zadbać o nią. Księżniczki są w bajkach, w życiu trzeba się trochę nad tą relacją natrudzić. Ja, gdy byłam w podobnej sytuacji, właśnie wychodziłam do ludzi. I niekoniecznie z intencją poznania przyszłego męża – chodziło o spotkanie z drugim człowiekiem, usłyszenie jakichś ciekawych historii, których jako dziennikarka ciągle szukam. Czasem po prostu o to, żeby popatrzeć z kimś w niebo i do późnych godzin słuchać, jak inni widzą świat. Naprawdę dobrze wspominam ten okres.

Zatem – jednak potrzebny był czas, aby spojrzeć na ten etap życia z innej perspektywy i ostatecznie móc go podsumować w dobrych słowach.

Oczywiście, że tak. Bywały chwile, że byłam zrezygnowana, bo chciałam kochać i sądziłam, że żyjąc w pojedynkę, nie mogę tego realizować. Przecież każdy chce kochać. To podstawowa potrzeba człowieka. Nie tylko kobiety, nie tylko osoby wierzącej. Bez miłości po prostu usychamy. Cieszę się, że ją odnalazłam. I że o pobłogosławienie tej miłości poprosiliśmy przed ołtarzem – przed Bogiem. Sakrament małżeństwa naprawdę przyniósł nam nową siłę.

Siła sakramentu jest ogromna. Ostatnio słuchałam świadectwa żony, która modliła się nad przewlekle chorym mężem, i po tym, jak powołała się na sakrament małżeństwa, jej mąż doznał uzdrowienia. Wstał, wypił herbatę i z nią rozmawiał. A wcześniej nie mówił i nie potrafił wykonać najprostszych czynności.

Znam podobne historie. Mąż mojej przyjaciółki choruje od lat. I choć wciąż cierpi, wierzę, że właśnie ta małżeńska modlitwa go niesie, trzyma przy życiu. Znam też sporo małżeństw w kryzysie. Jeśli ktoś prosi mnie o modlitwę albo po prostu dzieli się swoimi trudnościami, dzwonię lub piszę do sióstr w Łagiewnikach, które codziennie w Godzinie Bożego Miłosierdzia modlą się w intencjach osób, które poprosiły o duchowe wsparcie. Ta posługa sióstr pomogła wielu małżeństwom. Niestety, znam też pary, które się rozstały... To jest wielka Boża tajemnica. Modlitwa to nie magiczna różdżka. Myślę, że cały czas źle do tego podchodzimy. Chcemy powiedzieć Panu Bogu, jak ma w naszym życiu działać. Ja też się na tym łapię – nie jestem lepsza. Ale przyjęłam ten sakrament, bo ufam Bogu.

Jak wygląda Twoja modlitwa?

Staram się przed Bogiem niczego nie udawać. Bardzo długo w życiu dorosłym modliłam się gotowymi modlitwami. Myślałam, że odklepanie pacierza coś zmieni. Obecnie staram się mówić do Boga z serca o tym, co teraz przechodzę. Rozmawiam z Nim. Czasem modlitwa płynie, ale częściej nie potrafię znaleźć słów. Nie uprawiam duchowej kulturystyki, tylko modlę się tak, jak umiem danego dnia. Przyjaciółka powiedziała mi ostatnio, że modli się niemocą, ciszą, np. trzymając ikonę i patrząc na nią. Oddaje tę niemoc Bogu. Niekiedy jest czas na to, żeby np. iść w tygodniu do kościoła, innym razem tego czasu brakuje. Są też takie dni w pracy, że sama myśl o modlitwie wydaje się niemożliwa. To codzienna walka o tę modlitwę. Czasem się zastanawiamy, czemu w naszym życiu nic się nie zmienia, a ta podstawowa rzecz, taka jak modlitwa, kuleje. Z niej płynie wielka siła. Moja modlitwa jest po prostu szczera. Wierzę, że Bóg mnie słyszy i widzi i że nie muszę niczego udawać. Ale ciągle jest jej za mało.

W książce Bóg w wielkim mieście opowiadasz o modlitwie, która zmieniła bieg Twojego życia. Piszesz, że w Wielką Środę doznałaś poczucia ogromnej pustki. Tak przejmującej, że nic nie mogło jej wypełnić. Po raz pierwszy od dawna pomodliłaś się do Boga. Poprosiłaś, żeby Ci się objawił, jeśli w ogóle istnieje. Kilkanaście minut później ktoś z dawnych czasów zadzwonił do Ciebie i zaprosił Cię na rekolekcje. Później na tych rekolekcjach zostałaś dotknięta modlitwą o uwolnienie. Opisujesz ten dzień jako przełomowy. Czy dzielisz swoje życie na dwie części – Kasia sprzed nawrócenia i Kasia po nawróceniu?

Reklama

Uważam taki podział za sztuczny. Myślę, że nawracamy się każdego dnia. Oczywiście, przyznaję, że moment, w którym spotkałam Boga i zaczęłam inaczej patrzeć na wiarę, rzeczywiście miał miejsce. Potem było mnóstwo dobrych chwil, ale dalej wyglądało to tak: krok w przód i dwa kroki do tyłu. Inni ludzie też opisują swoje nawrócenie w ten sposób. Wiara nie jest jedną prostą kreską – to raczej wzloty i upadki. Są wątpliwości, ale też momenty piękne. Gdy przychodzą wdzięczność, zaufanie, gdy wraca nadzieja. A później idziemy przez dni pustyni i suszy. U mnie jest tak samo. To życie sprawdza wiarę w nas. Mam nadzieję, że tej wiary nigdy nie stracę.

Wystarczył jeden telefon od koleżanki z zaproszeniem na rekolekcje – zauważam tu ogromne znaki i działanie Pana Boga. Wielu ludzi czeka dziś na takie Boże potrząśnięcie, na znaki, doznania, również fizyczne. W ten sposób zaczął się Twój powrót do Kościoła. Mówisz, że najpierw były fajerwerki. A jak dziś kształtuje się Twoja duchowość?

To ludzkie, że potrzebujemy dotknąć, usłyszeć, że chcemy coś poczuć. Jesteśmy przecież zmysłowi. Ja ciągle łapię się na tym, że poszukuję znaków, chcę dostać od kogoś słowo. Ale dziś inaczej podchodzę do wiary. Mniej szukam fajerwerków, a staram się spotkać Boga w codzienności i zauważyć Jego działanie w prostych rzeczach. Zacytuję tu o. Krzysztofa Pałysa, dominikanina, bo jego nauczanie jest mi bliskie. Ojciec Pałys mówi, że lepiej jest w życiu duchowym, gdy nie ma wielkich doznań, fajerwerków, przeżyć, a są prostota, prawda i pokój w sercu. Tym właśnie jest obecność Boża. Tym pokojem. Chciałabym mieć wiarę prostą, która staje się świadectwem dla innych osób nie dlatego, że opowiadam im o cudach, ale że wiarę i przynależność do Boga pokazuję w działaniu. To jest moje marzenie – aby żyć w ten sposób.

W swoich publikacjach i na facebookowym profilu często przywołujesz postać Maryi. Jaką rolę odgrywała Maryja w Twoim nawróceniu i jaka jest Jej rola dziś? Słyszę głosy, że wielu ludzi w Polsce ma problem z pobożnością maryjną.

Każdy inaczej to przeżywa i każdy ma do tego prawo. Ja nigdy nikogo nie pouczam. Jakie niby miałabym do tego prawo? Bardzo wierzę w Jej bliskość i opiekę, w to, że Ona zawsze prowadzi do Jezusa. Nawet w momentach, gdy byłam daleko od Kościoła, doświadczałam Jej obecności. Ciągle pojawiała się w moim życiu i ciągle się do Niej uciekam. W trudnych momentach to Ona jest Tą, do której się najpierw zwracam. Jeśli pytasz o kolejność, to u mnie była taka. Najpierw była Maryja.
Różni ludzie piszą do mnie, że przesadzam z Maryją czy różańcem, mówią, żebym już przestała. Zawsze tłumaczę, że nie stawiam Maryi ponad Boga. Po prostu do mnie Bóg przyszedł przez Maryję. Tak do mnie zapukał.

Sporo mówisz o wyjątkowym miejscu na mapie świata – Medjugorie. Nigdy tam nie byłam, ale przyjaciółka opowiadała mi, że przede wszystkim czuć tam obecność... Jezusa. Że Maryja w Medjugorie prowadzi właśnie do Niego.

Tak. Maryja we wszystkim wskazuje na Jezusa. Kilkakrotnie wracałam do Medjugorie, i to nie dlatego, że poczułam tam coś niezwykłego czy zobaczyłam wirujące słońce – też nie po to tam pojechałam. Początkowo znalazłam się w Medjugorie trochę przez przypadek, szukając odpowiedzi na różne pytania. Wracałam wiele razy z ludźmi, którzy również potrzebowali znaleźć rozwiązanie pewnych spraw. Niektórzy znaleźli się w moim samochodzie przez przypadek – nawet w tym roku miałam taką sytuację. Zawsze się śmieję z tych Bożych przypadków. Medjugorie to miejsce modlitwy, ciszy, przepełnione pokojem, Kościołem, który jest otwarty. To konfesjonał świata. Przyjeżdżają tam ludzie z całego świata.
Jak mam okazję pojechać, to wieczorna adoracja jest obowiązkowym punktem wizyty. W różnych sanktuariach i innych świętych miejscach jest czasem tak, że w związku z dużą liczbą pielgrzymów trudno się skoncentrować na modlitwie. A w Medjugorie – może dlatego, że jest położone w górach, a może dlatego, że jest na otwartej przestrzeni – łatwiej uspokoić zmysły i usłyszeć Boga. Niezwykłe są też konfesjonały i spowiedź we wszystkich językach. Wielka praca księży, którzy spowiadają długie godziny, nawet na stojąco. Od rana do wieczora. Słyszałam o pewnym kapłanie, który spowiadał ok. 10 godzin. Wyskoczył tylko na chwilę z prośbą, żeby ktoś mu zamówił pizzę i podał wodę. Po chwili wrócił do konfesjonału, a właściwie na krzesło. To imponujące i podnoszące na duchu.
Miałam o nich nie mówić, ale powiem (śmiech). Bo je obserwuję! Cuda! Patrzę na innych ludzi, na siebie, na sceptyków. Coś w tym miejscu łamie... serca. Nawet najbardziej wątpiących. Później pojawia się tęsknota. Za ludzką życzliwością i tym nieskażonym światem. W jakiś sposób jest to tęsknota za Kościołem, który jest schronieniem. Naprawdę, pielgrzymi przyjeżdżają z różnymi ciężarami, a wyjeżdżają z lżejszym sercem. To największy cud tego miejsca. Polecam każdemu, kto tam nie był.

2019-12-19 09:41

Ocena: +2 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Debata nad chorą Europą

Niedziela Ogólnopolska 43/2017, str. 14-15

[ TEMATY ]

wywiad

kongres

rozmowa

Europa Christi

Bożena Sztajner/Niedziela

Ks. inf. Ireneusz Skubiś – ciagle obecny w rzeczywistości Kościoła i Ojczyzny

Ks. inf. Ireneusz Skubiś – ciagle obecny w rzeczywistości Kościoła i Ojczyzny

Lidia Dudkiewicz: – Ruch „Europa Christi” podjął się zadania przygotowania międzynarodowego kongresu na temat chrześcijaństwa w Europie. Dlaczego?

CZYTAJ DALEJ

Pogrzeb bez Mszy św. w czasie Triduum Paschalnego

[ TEMATY ]

duszpasterstwo

pogrzeb

Eliza Bartkiewicz/episkopat.pl

Nie wolno celebrować żadnej Mszy świętej żałobnej w Wielki Czwartek - przypomina liturgista ks. Tomasz Herc. Każdego roku pojawiają się pytania i wątpliwości dotyczące sprawowania obrzędów pogrzebowych w czasie Triduum Paschalnego i oktawie Wielkanocy.

Ks. Tomasz Herc przypomniał, że w Wielki Czwartek pogrzeb odbywa się normalnie ze śpiewem. Nie wolno jednak tego dnia celebrować żadnej Mszy Świętej żałobnej. W kościele sprawuje się liturgię słowa i obrzęd ostatniego pożegnania. Nie udziela się też uczestnikom pogrzebu Komunii świętej.

CZYTAJ DALEJ

Naśladowanie Jezusa

2024-03-28 21:33

[ TEMATY ]

Toruń

Renata Czerwińska

Biskup Wiesław Śmigiel przewodniczył Liturgii Wielkiego Czwartku w toruńskiej katedrze.


CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję