Reklama

Niedziela Wrocławska

Dzień Matki

Kapłaństwo, czyli pytanie o miłość

– Dopóki się uczyli, modliłam się za nich dużo, ale gdy zostali księżmi, muszę się modlić jeszcze więcej, by wytrwali – powtarzała często Helena Buryła, matka trzech synów kapłanów.

Niedziela wrocławska 22/2020, str. II

[ TEMATY ]

kapłaństwo

Dzień Matki

archiwum rodzinne

Helena buryła z synami kapłanami

Helena buryła z synami kapłanami

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Kapłani niedawno świętowali 30- 40- i 41-lecie kapłaństwa. We wrocławskiej katedrze święceń udzielał im przed laty kard. Henryk Gulbinowicz. Ks. Bogdan Buryła, ks. Wacław Buryła i ks. Andrzej Buryła pochodzą z rodziny pełnej miłości i otwartości na Boga i człowieka. Rodzice znali smak wojny, nędzy i cierpienia. Byli ludźmi szlachetnymi i religijnymi. – Tata pracował jako spustowy w hucie, a oprócz tego rozładowywał wagony z węglem, by zapracować na swoją rodzinę. Oprócz tej ciężkiej pracy budował kościół św. Jana w Tychach, plebanię, klasztor i salki katechetyczne. Spełniał się na różnych odcinkach pracy dla Boga – mówi ks. Bogdan.

Byli we wszystkim piękni

Najpierw na świat w 1954 r. przyszli bliźniacy – Wacław i Andrzej. Byli chorowici, więc zostali od razu ochrzczeni. Jak mówi żartobliwie ks. Wacław – Pan Bóg popatrzył jednak wtedy na nas i powiedział: za wcześnie do nieba. I tak brzmi zakończenie wiersza, który później napisałem. 10 lat po bliźniakach urodził się Bogdan.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

By zarobić na rodzinę Tadeusz Buryła wyjechał do pracy w Hucie Łaziska na Górnym Śląsku. Andrzej i Wacław mieli po 3,5 roku, kiedy w ślad za mężem ruszyła i pani Helena z dziećmi. Razem z mężem wpajali synom wiarę i wartości religijne. – Nigdy się nie zdarzyło, żeby rodzice byli przedmiotem zgorszenia dla nas. W niedzielę szli do kościoła, w maju na nabożeństwa. Tato przez 12 lat miał obcięte nogi, jeździł na wózku, ale codziennie był na Eucharystii i odmawiał wszystkie części Różańca. Mnie osobiście bardzo to zawstydzało, bo nie byłem w stanie robić tego tak, jak on – mówi ks. Bogdan.

Asfalt i beton

Gdy chłopcy chodzili do podstawówki, ludzie mówili, że Wacław będzie księdzem. Spokojny, uduchowiony.

– A ja wybrałem technikum drogowe, kierunek: budowa dróg i mostów, bo było najbliżej. Asfalt i beton – nie interesowało mnie to, ale dziś widzę, że to kawałek Bożego planu – mówi ks. Wacław. – Przed maturą miałem dwa marzenia: pedagogika specjalna – bo byłem zakochany w Korczaku – i filologia polska, bo chciałem pisać książki. Myślałem też o dziennikarstwie. No i finał jest taki, że Pan Bóg spełnił wszystkie marzenia. Miałem budować drogi i mosty – buduję, tylko nie z asfaltu, a drogi do nieba; pedagogika specjalna to katechizacja, duszpasterstwo; filologia – marzyłem, żeby jedną książkę wydać, a mam ich 56. Pan Bóg spełnił wszystkie marzenia i dał jeszcze bonus: kapłaństwo.

Reklama

Pierwszy kontakt z kapłaństwem zaczął się w bloku, w którym mieszkali. Do sąsiadki przyjeżdżał brat kleryk, z którym Buryłowie mocno się zaprzyjaźnili. Inni księża też byli częstymi gośćmi w ich domu. Nic dziwnego, że najstarszy Andrzej zdecydował się pójść do seminarium. Powiedział, że jego kapłaństwo będzie w części wyrazem wdzięczności za ocalone po narodzinach życie. Rodzice cieszyli się z tej decyzji, choć bardziej spodziewali się, że to Wacław zostanie księdzem. Nikt nie przypuszczał, że za rok i on przekroczy bramę seminarium.

– Gdy byłem w klasie maturalnej, bardzo mocno przeżyłem dwa sakramenty – spowiedź i Eucharystię. Odczułem je bardzo mocno na własnej skórze. Stałem pod konfesjonałem, czekałem godzinę, półtorej i żaden ksiądz nie przyszedł spowiadać. I człowiek musiał z tym grzechem wrócić do domu. Trudno było się na czymkolwiek skupić. Na drugi dzień poleciałem, żeby się wyspowiadać. I wtedy w konfesjonale poczułem, jak ktoś mi tych kilka ton z ramion zdejmuje. To tak dusiło od środka, a Pan Bóg to wszystko zabrał. I wtedy powiedziałem: Panie Boże, jeżeli potrzebujesz mych rąk i ust, to je weź. Podobnie było z Eucharystią. Mieszkaliśmy w 50-tysięcznej parafii. Patrzyłem, jak ludzie szli do Komunii – wokół ołtarza było kilka rzędów ludzi głodnych Boga. I to był taki moment, że zacząłem się przymierzać do kapłaństwa.

Reklama

Brata święcili, a mnie życzenia składali

Rodzice cieszyli się z powołania pierwszego syna, ale drugie powołanie było już zaskoczeniem. Gdy Wacław przyjechał po Andrzeja do seminarium, miał już plan. – Nie było żadnego przełożonego, lało jak z cebra, ze trzy godziny czekałem i w końcu pojawił się wicerektor ks. Tadeusz Rybak. Po rozmowie dał mi kartkę i długopis – miałem napisać, dlaczego chcę zostać księdzem. A on w tym czasie poszedł do brata z wiadomością o drugim powołaniu z Tych. Brat, zgadując, wymienił wszystkich kolegów i gdy już zupełnie nie wiedział kto, rektor mu oznajmił: to twój brat – opowiada ks. Wacław. – W seminarium nikt nas z Andrzejem nie odróżniał. W czasie święceń brata święcili, a mnie życzenia składali. Z kolei, gdy mnie święcili, to bratu gratulowali – uśmiecha się ks. Wacław.

Rodzicom został jeszcze trzeci syn. Bogdan miał książeczkę mieszkaniową, chodził na randki, grał w karty. Był spontaniczny, otwarty na świat. Była więc perspektywa przedłużenia gałęzi rodowej. Nikt się nie spodziewał, że Pan Bóg i jego powoła.

– Żyłem własnym życiem, chodziłem do 5-letniego technikum. Miałem dziewczynę, uczestniczyłem codziennie w Eucharystii. Po maturze dostałem światło, że trzeba iść w kierunku kapłaństwa. Pojechałem do seminarium, złożyłem papiery, zdałem egzamin. Dopiero kiedy przyszedł list informujący, że zostałem przyjęty, powiedziałem rodzicom – opowiada ks. Bogdan. – Rodzice jako ludzie głęboko wierzący nie chcieli stawać na przekór Panu Bogu. Ale wewnętrznie czuło się, że chcieli, żeby przynajmniej jeden z trzech synów założył rodzinę. Żal im było – tak po ludzku, od serca. Choć nigdy tego nie powiedzieli – mówi.

To nie suma odpustowa w złotym ornacie

– Rodzice nie znali kapłaństwa, tak jak my nie znamy małżeństwa. Myślę, że z biegiem czasu otwierały im się oczy i widzieli, że kapłaństwo to nie suma odpustowa w złotym ornacie. Za kapłaństwem idą różne wyzwania, trudności, krzyże i samotność. To wszystko składa się na kapłaństwo. Na pewno było im żal, bo u mnie wszystko szło w kierunku małżeństwa. Ale byli na tyle mądrymi ludźmi, że powiedzieli: Podjąłeś taką decyzję, nie stajemy Ci na drodze – opowiada ks. Bogdan.

Reklama

Kapłaństwo to z jednej strony posługa duchowa, a z drugiej taka posługa, gdzie jest się przyjacielem, ojcem i bratem drugiego człowieka.

Podziel się cytatem

Czym zatem jest kapłaństwo? – Przede wszystkim służbą. Służbą Bogu i człowiekowi. Ogromnie się cieszę, bo przez te lata kapłaństwa Pan Bóg stawiał mnie w różnych rolach, poczynając od kapelana więziennego, poprzez katechizację, kapelana szpitala, kapelana Straży Pożarnej. Przechodziłem przez wszystkie płaszczyzny pracy kapłańskiej i cieszę się, że mogę pomagać ludziom. Jestem dla ludzi kimś, kim nie mógłbym być, mając rodzinę. Dlatego kapłaństwo jest czymś pięknym. Bo kapłaństwo to z jednej strony posługa duchowa, a z drugiej taka posługa, gdzie jest się przyjacielem, ojcem i bratem drugiego człowieka – mówi ks. Bogdan.

Miłość Jezusa jest stuprocentowa

– Dwa sakramenty, małżeństwo i kapłaństwo, rodzą pytanie o miłość. Spotykamy osobę, w której się zakochujemy, ona staje się ważna – tak jest w małżeństwie. Podobnie jest z młodym człowiekiem idącym w kapłaństwo. Jeśli zabraknie momentu zakochania, to się nie odważy, żeby pójść do seminarium. Bo to jest długa i niełatwa droga. I tak jak miłość małżeńską, także kapłaństwo, trzeba pielęgnować – mówi ks. Wacław.

– W kapłaństwie człowiek wybiera Jezusa, który nigdy nie zdradzi. Człowiek jest zawodny – żona, mąż – mogą oszukać, zdradzić. A kapłaństwo opiera się na stałej miłości, która nigdy nie zawiedzie. Jezus nie daje obietnic jak politycy – dzisiaj taka, jutro inna. Wszystkie obietnice, które daje, realizuje. Miłość z Jezusem jest stuprocentowa – podsumowuje ks. Bogdan.

2020-05-26 18:07

Ocena: +3 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Ojczyzna – kiedy myślę...

Każdy z nas, kiedy po latach wraca do swojej małej Ojczyzny, którą jest miejsce naszego urodzenia i wzrastania, przeżywa szczególne doświadczenie wzruszenia pomieszanego z nostalgią. Miejscem szczególnym dla urzeczywistnienia się nostalgii jest parafialny cmentarz. Przed laty mój proboszcz często proponował mi spacer na miejscowy cmentarz. Zapytany dlaczego tak lubi tam chodzić, odpowiadał niezmiennie: „Tam mam najwięcej znajomych”. Cmentarz, jakby to powiedział Norwid, uwydatnia dobro tych, którzy kiedyś spacerowali po ulicach naszych miast czy drogach wiosek. Takie myśli towarzyszyły mi, kiedy 25 maja odwiedziliśmy zambrowski cmentarz i modliliśmy się na grobie rodziców i siostry abp. Józefa Michalika, zamyślaliśmy się nad grobem jego umiłowanego proboszcza ks. Kulbata.

CZYTAJ DALEJ

Ojciec Pio ze wschodu. Św. Leopold Mandić

[ TEMATY ]

święci

en.wikipedia.org

Leopold Mandić

Leopold Mandić

W jednej epoce żyło dwóch spowiedników, a obaj należeli do tego samego zakonu – byli kapucynami. Klasztory, w których mieszkali, znajdowały się w tym samym kraju. Jeden zakonnik był ostry jak skalpel przecinający wrzody, drugi – łagodny jak balsam wylewany na rany. Ten ostatni odprawiał ciężkie pokuty za swych penitentów i skarżył się, że nie jest tak miłosierny, jak powinien być uczeń Jezusa.

Gdy pierwszy umiał odprawić od konfesjonału i odmówić rozgrzeszenia, a nawet krzyczeć na penitentów, drugi był zdolny tylko do jednego – do okazywania miłosierdzia. Jednym z nich jest Ojciec Pio, drugim – Leopold Mandić. Obaj mieli ten sam charyzmat rozpoznawania dusz, to samo powołanie do wprowadzania ludzi na ścieżkę nawrócenia, ale ich metody były zupełnie inne. Jakby Jezus, w imieniu którego obaj udzielali rozgrzeszenia, był różny. Zbawiciel bez cienia litości traktował faryzeuszów i potrafił biczem uczynionym ze sznurów bić handlarzy rozstawiających stragany w świątyni jerozolimskiej. Jednocześnie bezwarunkowo przebaczył celnikowi Mateuszowi, zapomniał też grzechy Marii Magdalenie, wprowadził do nieba łotra, który razem z Nim konał w męczarniach na krzyżu. Dwie Jezusowe drogi. Bywało, że pierwszą szedł znany nam Francesco Forgione z San Giovanni Rotondo. Drugi – Leopold Mandić z Padwy – nigdy nie postawił na niej swej stopy.

CZYTAJ DALEJ

KUL uruchamia zbiórkę na rzecz Rio Grande do Sul i żyjącej tam Polonii

2024-05-12 15:00

Archiwum KUL

Rektor KUL z rektorem Papieskiego Uniwersytetu Katolickiego w Rio Grande do Sul

Rektor KUL z rektorem Papieskiego Uniwersytetu Katolickiego w Rio Grande do Sul

Senat Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, na wniosek rektora ks. prof. Mirosława Kalinowskiego, zdecydował o uruchomieniu specjalnej zbiórki na rzecz społeczności brazylijskiego stanu Rio Grande do Sul, którą dotknęła jedna z największych w historii kraju powodzi. W regionie jest bardzo duża i niezwykle aktywna społeczność polonijna. Od niedawna działa tam też Centrum Badań nad Kulturą Polską im. Jana Pawła II.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję