Wędrujemy. Nasze sandały pokrył pył, który wznosi się z każdym, najostrożniej nawet stawianym krokiem. Napięte paski dźwigają podeszwy – ciągną je ku stopie, chcąc ochronić. Do butów wpada nieraz kamyk. Uwiera. Zatrzymujemy się razem, by jedna osoba mogła go wydobyć. A czasem, gdy ścieżka błotnista, zastanawiamy się, czy nasze obuwie wytrzyma tę drogę? Czy nie pękną paski. A może szlam ma właściwości lecznicze? Odruchowo szukamy strumyka, aby obmyć stopy.
Idziemy dniem i nocą. Pragniemy usłyszeć śpiew ptaków, a wtórują nam dziecięce głosy. Wciąż wyrażają swe chęci, pragnienia, potrzeby, radości, wątpliwości, lęki. Nie zawsze nucą zgodnie... Podobno dobrze, że dzieci mówią. Świadczy to o dobrych relacjach, o ich zaufaniu do nas... Ale dlaczego jedno przez drugie? Dlaczego bez ustanku? Delikatny szum fal jeziora, chlupot ruczaju, powiew wiatru i szelest liści czy szmer zbóż w kolumnie piechurów jest ledwo dosłyszalny. A szkoda, bo ukoiłby nerwy, ukołysał codzienność.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Maszerujemy wespół, próbując dotrzymać tempa. Lekko nie jest. Podczas gdy młodzież idzie dziarskim krokiem, nadając rytm naszej wycieczce, kilkulatki drogę pokonują „dwukrotnie”, przemierzając pobocza i wracając do nas, objuczonych maluchami, aby pokazać znalezione skarby i trofea. Opowiadają o swoich przygodach – w opinii dorosłych: o niewielkich doznaniach, banalnych zdarzeniach, nad którymi pochylać się czasu szkoda. Zatrzymujemy się na wspólne posiłki i po to, by rozwinąć mapę. Dziwnie tak przyglądać się kompozycji terenu, konfigurując swoje położenie i wyznaczając szlaki. Ten wycinek świata naniesiony na plan jest duży, a my jesteśmy punkcikiem w świecie, który nas otacza. Wcale nie w centrum, wcale nie jedyni, nie najważniejsi, choć tak by się nam zdawało. Zastanawiamy się, co może się teraz dziać po drugiej stronie pobliskiego pagórka? Czy jest tam ktoś? A co byłoby, gdybyśmy to my tam byli?
Podążamy. Wytyczoną ścieżką. Ale i za marzeniami. Próbujemy nadążyć za światem, zdążyć z wypełnianiem licznych powinności turysty. Trzeba liczyć się z tym, że pogoda niepewna, droga nieznana, i że słońce przesuwa się ku zachodowi bez litości. Póki pogoda miła, czerpiemy z życia, zdawałoby się, garściami. Zachwycamy się przyrodą, korzystając z jej zasobów. Zaspokajamy głód wiedzy, odwiedzając pobliskie muzea, zamki, zagrody. Czytamy, rozmawiamy, poznajemy nowych ludzi. Szukamy wrażeń. Cudnie! Biegniemy, gdy zrywa się wiatr, a niebo spowite ołowianą chmurą. Przed siebie, wbrew planom, byle szybciej! Czy z Bogiem za rękę?
Mierzymy się ze skalą zdarzeń i uczuć. A to przecież cała feeria wypadków i barwnych emocji dwunastu osób. Może geograf poradziłby sobie z ukształtowaniem tego terenu, a matematyk obliczył prawdopodobieństwo i wykazał następstwa przygód. Pewnie lekarz znalazłby na nie receptę, a fachowiec wymienił jej zaśniedziałe tryby. Ale my jesteśmy tylko dwojgiem nieporadnych ludzi. Jedyną naszą nadzieją zaproszony na początku trasy Przewodnik. On zna mapę, przewidzi pogodę, jest gotów pomóc w każdym położeniu, kojąc wszelkie emocje. Zestawia nasze zamierzenia i możliwości z miłością odmawiając ich realizacji. Dyktuje nowe wyzwania.
Rodzinne wakacje? Nie, kilkanaście lat małżeńskiego, wielodzietnego życia.