Jako dziecko bardzo dużo chorowałam, znałam doskonale swoją przychodnię zdrowia. Zawsze z dużym zainteresowaniem patrzyłam na gabinet zabiegowy, a w nim na igły i szklane strzykawki. Nie płakałam przy otrzymywanych zastrzykach, żeby nie zrobić przykrości pielęgniarce, że wykonany przez nią zastrzyk mnie boli. Kiedy nadszedł czas wyboru szkoły średniej, wcale nie wybrałam szkoły pielęgniarskiej. Dopiero po roku zmieniłam szkołę na Liceum Medyczne, wewnętrzna siła pchnęła mnie do niego. Dzisiaj wiem, że powołanie do tego zawodu upomniało się o mnie.
Przyjemne początki
W szkole czułam się doskonale. Chociaż wiele koleżanek narzekało na rygor i dużą dyscyplinę, czułam, że dokonałam właściwego wyboru. Najbardziej lubiłam przedmioty zawodowe, zajęcia w salach demonstracyjnych, gdzie uczyłyśmy się na sobie nawzajem mycia chorych, robienia zastrzyków czy zakładania sondy. Z wielką niecierpliwością czekałyśmy na zajęcia na oddziałach szpitalnych, gdzie zdobytą wiedzę i doświadczenie miałyśmy okazję wykorzystać w praktyce.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
W czasach szkolnych uczono nas, że zasady moralne są równie ważne, jak sprawność techniczna wykonywanych zabiegów.
Niezwykłe nauczycielki
Z wielkim sentymentem wspominam wszystkie nauczycielki zawodu, bez których pasji i poświęcenia nie byłabym dzisiaj taką pielęgniarką, jaką jestem. W czasach szkolnych uczono nas, że zasady moralne są równie ważne, jak sprawność techniczna wykonywanych zabiegów. Za wzór dla nas, młodych pielęgniarek, stawiano pionierki polskiego pielęgniarstwa: Zofię Szlenkier, patronkę mojej szkoły, Stefanię Wołynkę, Teresę Kulczyńską, bł. Hannę Chrzanowską. W tamtych czasach nie mówiono jeszcze o jej świętości i heroiczności w wypełnianiu przykazania miłości bliźniego. To właśnie na podstawie ich doświadczenia i wiedzy zamiłowanie do zawodu przekazywały nam nasze nauczycielki pielęgniarstwa. Dzisiaj wiele nazwisk zatarło się w pamięci, jednak dla mnie wielkim autorytetem były m.in.: Barbara Szanciło, Lidia Maczkowska, Halina Belczyk, Marianna Czarnecka, Bogusława Jędrzejczak i Róża Pawlak. Swoją postawą i przekazaną wiedzą nauczyły mnie kochać zawód pielęgniarki i wykonywać go tak, aby dobro chorego znajdowało się zawsze na pierwszym miejscu.
Dobro chorego
Chory musiał czuć, że nie jest przedmiotem w moich rękach, przy którym nawet z największą wprawą wykonuję czynności, ale że jest osobą, która jest w centrum mojego zainteresowania. Cieszę się razem z nim, kiedy stan jego zdrowia się poprawia, potrafię go pocieszyć, kiedy czuje się gorzej. Jednocześnie uświadamiano nam, że rodzina, oddając chorego do szpitala, przekazuje nam kogoś najbliższego, najdroższego i najważniejszego dla nich i tak właśnie mamy myśleć o tych ludziach. To nie jest tylko jakaś pani czy pan, ale to najukochańsza mama, tato, najlepsza babcia czy dziadek. Wychowano nas na pracowników służby zdrowia, bo miałyśmy służyć ludziom. Dla nas służyć oznaczało z miłością, uśmiechem i dobrocią pochylać się nad chorymi ludźmi. Dzisiaj na służbę zdrowia mówimy „ochrona zdrowia”, jednak niezależnie od nazwy nadal z takim samym oddaniem i zaangażowaniem mamy pomagać wszystkim chorym i potrzebującym niezależnie od koloru skóry, światopoglądu czy wyznawanej religii.