Przeprowadzona niedawno sonda pokazała, że dziewięcioro na dziesięcioro dzieci w wieku szkolnym określiło swego ojca jako nieobecnego w ich życiu. W większości przypadków chodziło nie o nieobecność fizyczną, wynikającą nieraz z trudnych i skomplikowanych losów rodziców (rozwód, separacja), ale przede wszystkim o tę nieobecność, którą najtrudniej jest dzieciom zrozumieć – emocjonalną i mentalną. Jej synonimem jest obojętność. Ojcowie nieobecni to ci, którzy nie znajdują czasu dla swoich dzieci, są wciąż zajęci „swoimi ważnymi sprawami”. To ci, których myśli zaprzątnięte są do tego stopnia pracą zawodową, problemami i troskami dnia codziennego, że nie potrafią poświęcić uwagi swoim pociechom. Wreszcie to ci, którzy z rzadka (jeśli w ogóle) wkraczają w świat zainteresowań, przeżyć i marzeń swoich dzieci. Bez wątpienia, w jakimś stopniu, każdy z nas, ojców, mierzy się z ryzykiem bycia nieobecnym. Dziś dwie proste wskazówki, które mogą raz na zawsze rozwiązać ten problem.
Dostępność. Czas to miłość. Nie można budować relacji, jeśli nie poświęca się swego czasu. Dlatego tak ważne jest to, byśmy potrafili odkładać nasze gazety, laptopy, dodatkowe projekty w pracy i plany, gdy któreś z naszych dzieci przychodzi, by o coś zapytać lub czymś się podzielić.
Jeśli ta sztuka się nam powiedzie, jestem pewny, że w późniejszym okresie nasze dzieci nie będą miały oporu, by przychodzić do nas ze swoimi problemami. Nie tak dawno jeden z ojców podzielił się ze mną smutną, choć bardzo prawdziwą refleksją: „Michał, żałuję, że nie mogę cofnąć czasu – powiedział z goryczą. – Kiedy dzieci były małe, zawsze miałem mnóstwo pracy i nie znajdowałem chwili, by z nimi porozmawiać lub odpowiadać na tysiące pytań, które zadawały. Teraz, kiedy dorastają, to ja przychodzę do nich, żeby się dowiedzieć, czym żyją i co ich zajmuje najbardziej, a one wzruszają tylko ramionami i mówią mi, że nie mają czasu gadać”. Niezależnie od tego, jak realizowałeś dotychczas swoje ojcostwo, podejmij decyzję i zobowiąż się przed samym sobą, że będziesz dostępny, a twoje dzieci będą miały zawsze pierwszeństwo przed twoją pracą.
Czas dedykowany. Któż z nas nie marzy o tym, by po latach mieć wciąż bliską, szczerą i przyjacielską relację ze swoimi dorastającymi lub już dorosłymi dziećmi! Jest to jedno z moich najgłębszych pragnień i jestem przekonany, że podziela je wielu innych ojców. Mam świadomość, że potrzeba mojej obecności i konkretnego zaangażowania jako taty przez wiele lat, by ono się urzeczywistniło.
Każde dziecko ma swój unikalny świat przeżyć, myśli i uczuć, do którego jesteś, jako tata, zaproszony. Sądzę, że to doprawdy fascynujące móc poznać swoje dziecko i dzielić z nim to, co dla niego najważniejsze!
Co więcej, ten rodzaj obecności rodzi bardzo silną i bliską więź między ojcem i synem lub córką. Kluczowe wydają się tutaj planowanie i regularne poświęcanie każdemu dziecku z osobna, indywidualnie, czasu. Wiem, że nie jest to łatwe, szczególnie gdy Bóg obdarzył cię większą liczbą dzieci. Pozwala jednak w sposób naturalny zaobserwować ich potrzeby, poznać ich troski. Nie musi to być nic wielkiego. Wystarczą wspólny spacer, zabawa, włączenie się w realizację jakiejś pasji... Ostatnio np. z córką przez pół godziny rysowaliśmy, co ona uwielbia robić, a przy okazji prowadziliśmy mniej lub bardziej poważną wymianę myśli. W ciągu tego czasu dowiedziałem się jednak, jakie plany na przyszłość ma moje dziesięcioletnie dziecko. Zapytana wprost córka zapewne też by odpowiedziała, ale fakt, że to ona chciała o tym ze mną rozmawiać, pokazał mi, jak bardzo głębokie rozmyślania na temat swojego powołania prowadzi. Taki dedykowany jednemu dziecku wspólny czas planuję raz w tygodniu. Mam czwórkę dzieci, co w praktyce oznacza, że co drugi dzień potrzebuję wykroić około godziny. Jest to zadanie wymagające, przyznaję, wartość tego czasu zawsze jednak wynagradza poniesiony trud.
Zaplanuj. W najbliższym tygodniu spędź z każdym z dzieci indywidualnie czas – w miarę możliwości – w sposób, który ono samo zaproponuje.
Pomóż w rozwoju naszego portalu