Zenon westchnął głęboko i rozpiął koszulę na piersiach. Ciężko dyszał... No, jeszcze raz się udało. Przekradł się przez zieloną granicę z województwa mazowieckiego do podlaskiego. Nikt go nie wykrył, nie zwęszyły go psy i nie wytropiły wszędobylskie drony wyposażone w kamery na podczerwień.
Zenon wielokrotnie przekraczał zakazane zony – miał w tym praktykę i był jednym z ostatnich kurierów, którzy utrzymywali łączność między coraz mniej licznymi i bardzo rozproszonymi grupami dysydentów. Teraz wylądował w chacie Trofima i swobodnie oddychał. Tu czuł się bezpiecznie. Trofim był starym i doświadczonym konspiratorem. U niego nie mogły go wytropić ani specjalnie szkolone psy, ani drony, ani też prowadzony nieustannie dozór elektroniczny przestrzeni.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– U nas ludzie już całkiem sposłuszniały – mruknął Trofim, opróżniając ostygłą już fajkę.
– Może nie jest tak źle... Jeszcze chyba myślące jakieś pozostały? – Zenon bardziej chyba chciał przekonać samego siebie niż polemizować z Trofimem.
– Zeno, tu już nawet drzewa głosujo za siekierą. – Trofim splunął pod nogi.
– Jak to? – Zenon wbił w niego wyczekujące spojrzenie.
– A głosujo, głosujo...
– A z jakiej to przyczyny, Trofimie?
Reklama
– Bo siekiera ma drewniany trzonek i to wystarczy, aby je przekonać. – Trofim wyszczerzył pożółkłe od tytoniu zęby. – Odkąd wprowadzili dodatki do pensji podstawowej za wskazywanie niezaszczepionych, to ludziska całkiem oderwały się od roboty i urządzają całe nagonki po lasach, aby wytropić buntowników. – Trofim zapatrzył się w zasnute pajęczynami okno.
– Myślisz, że długo tak jeszcze wytrzymamy? – głos Zenona był przepełniony smutkiem.
– Nie wiem, to ty jesteś bardziej światowy, bywasz podobno nawet w Warszawie.
– Tam robi się najbardziej niebezpiecznie. Większość ludzi powpisywała sobie do paszportów sanitarnych zaświadczenia o szczepieniach i pracach społecznych na rzecz wspólnoty. To takie specjalne hologramy, które można odczytywać na odległość. Nie da się tego podrobić ani sfałszować. Gdy na ulicach pojawiają się patrole z czytnikami, muszę się chować do bram i baczyć, by nikt mnie nie wydał. Jest za to nagroda w wysokości dwóch pensji podstawowych. – Zenon uśmiechnął się do swoich myśli. – No, ale są jeszcze odważni, nawet w stolycy – dodał.
– A jak tam z pieniędzmi? Bo u nas to jeszcze da się czasem cielaka lub wieprzka za prawdziwe pieniądze kupić. Prawdziwe pieniądze krążą między zaufanymi. Płacimy nimi za bimber, kiełbasę ze swojskiego uboju, chleb, jarzyny. Co prawda inspekcje co jakiś czas wpadają na wsie i sprawdzają, czy zakontraktowane świnie i krowy zgadzają się ze stanem, ale jeszcze mamy swoje sposoby. Chodź, pokażę ci, jak ukrywamy krowy. – Trofim ujął Zenona pod ramię i wyszli w kierunku lasu.
Po przejściu kilkuset metrów Trofim gwizdnął na palcach i jak spod ziemi wyrósł przed nimi umorusany podrostek.
– Gieniek, odsuń zasłony. – Trofim machnął w kierunku chłopaka.
Reklama
Ten pociągnął za ukryty w zaroślach sznurek i naraz krzaki się rozchyliły, a przed nimi rozwarło się wejście do obszernej ziemianki.
– Dobrze izolowana. – Trofim pstryknął palcami w aluminiową folię, która wyścielała dach i ściany ziemianki.
– Nie wykryją? – Zenon mimo woli gwizdnął z podziwu.
– Nie ma szans. Tylko jak agenty wyśledzą, to wpadniemy.
Wewnątrz trzy krowy i dwa wieprzki ocierały się o siebie. Pachniało świeżym gnojem i słomą.
– No, jakoś tu jeszcze żyjemy – mruknął Trofim, trącając krowę w zad.
Zenon mimowolnie spojrzał na stary zegarek z cyferblatem. Na datowniku był 1 sierpnia 2026 r. Musiał się zbierać, za 2 dni miał być na tajnej konferencji w Zakopanem.