W dniach 3-9 lipca klerycy Wyższego Seminarium Duchownego Diecezji Toruńskiej wybrali się na rowerową pielgrzymkę do Matki Bożej Ostrobramskiej. Przejechali łącznie 635 kilometrów.
Gotowi do drogi
Pomysł na rowerową pielgrzymkę do Wilna zrodził się spontanicznie. Zaproponował ją jeszcze w marcu nasz wicerektor, ks. Michał Oleksowicz.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Bardzo się tym ucieszyłem, ponieważ zawsze chciałem odwiedzić sanktuarium maryjne w Ostrej Bramie, a do tego intencja naszej pielgrzymki była bardzo ważna. Postanowiliśmy, że będziemy się modlić o nowe i święte powołania kapłańskie, zakonne i misyjne oraz w intencji pokoju na świecie.
Już po kilku godzinach mieliśmy uformowaną grupę. Wspólnie z Wojtkiem, Szymonem, Wojtkiem i księdzem wicerektorem zaczęliśmy przygotowania do wyjazdu. Chociaż część z nas miała już na swoim koncie dłuższe wyjazdy rowerowe, to tylko Wojtek należał do grupy zawodowych kolarzy.
Razem z aniołami
Reklama
Jesteśmy przekonani, że bez determinacji i wytrwałości nie dotarlibyśmy do Matki Bożej Ostrobramskiej. Ksiądz wicerektor tak komentował nasz wysiłek i samodyscyplinę: – Pan Jezus w Ewangelii Łukaszowej jest ukazany jako Boski wędrowiec, jako ktoś zdeterminowany, żeby iść i dotrzeć do Jerozolimy. Dlaczego Jezus się spieszy? Odpowiedź jest prosta: bo czas płynie. Podobnie i my spieszyliśmy się, bo wiedzieliśmy, jaki jest cel, bo dzień się już kończył, bo ktoś czekał na nas na noclegu, bo mięśnie po iluś godzinach wysiłku potrzebowały czasu odpoczynku.
Rzeczywiście czasami nasze pielgrzymowanie było trudne, ponieważ wiatr nie zawsze wiał nam w plecy; słońce nie zawsze świeciło tak jak byśmy chcieli; a także deszcz nam utrudniał pielgrzymowanie. Chociaż były pewne trudności, to podczas tej pielgrzymki zwracaliśmy uwagę na ludzi aniołów, których Bóg stawiał na naszej drodze, aby nasze pielgrzymowanie było lekkie. Pojawiali się na naszej drodze i dzielili się z nami tym, czego akurat w danym momencie bardzo potrzebowaliśmy. Tę listę można by długo rozwijać.
Szkoła życia
Podczas pielgrzymowania musieliśmy się zmierzyć z kilkoma wyzwaniami. Po pierwsze z prostotą życia. Wszystko, co było nam potrzebne do życia, mieliśmy w sakwach na rowerach. Każdy dzień wyglądał podobnie i sprowadzał się do prostych czynności. Trzeba było wstać, zjeść śniadanie, spakować sakwy, przejechać do wyznaczonego miejsca, zjeść, umyć się, pomodlić się i dobrze wyspać. Każdy z nas doświadczał również pewnego oczyszczenia. Dzięki pielgrzymce mogliśmy zrezygnować z ogromnej liczby bodźców, którymi jesteśmy bombardowani w życiu codziennym. Choć tempo jazdy mieliśmy dobre, to pielgrzymka pozwoliła nam zwolnić. Mieliśmy czas na to, żeby po prostu być.
Podczas przygotowań wiele osób prosiło mnie o modlitwę. Wtedy zacząłem się zastanawiać, co jest prawdziwym sensem pielgrzymowania. Czy nie jest tak, że często traktujemy pielgrzymki jako przepustki do pewnej łaski, o którą w danym momencie prosimy? W jednej z naszych rozmów ksiądz wicerektor tak odpowiedział na to pytanie: – Uzasadnieniem potrzeby pielgrzymowania nie są efekty, skutki, czy też tzw. wyproszone łaski. Pielgrzymujemy, bo droga pielgrzymowania staje się laboratorium naszego życia i naszej relacji z Bogiem.