Reklama

Wiadomości

Nasze wyspy wolności

Nie ma w naszym kraju partyzantki w klasycznym tego słowa znaczeniu, choć jest silna opozycja – mówi Aleś Zarembiuk.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Mateusz Wyrwich: Gdy słuchamy o walce Białorusinów z reżimem Alaksandra Łukaszenki, dowiadujemy się dziś często o istnieniu w Pańskim kraju partyzantki. Słyszymy to od dziennikarzy, politologów, ekspertów wojskowych. Wspominają o niej również liderka Waszej opozycji Swiatłana Cichanouska oraz były ambasador w Polsce Pawieł Łatuszka. Ale są też głosy przeciwne, mówiące o tym, że nie ma u Was partyzantki w klasycznym tego słowa znaczeniu. Jakie jest Pańskie zdanie na ten temat?

Aleś Zarembiuk: Myślę, że partyzantki w takim szeroko pojętym, słownikowym tego słowa znaczeniu, jako zorganizowanej grupy walczącej z bronią w ręku, na Białorusi nie ma. Owszem, jest rozbudowane podziemie niepodległościowe, dość silne na Białorusi, ale podkreślam: partyzantki w klasycznym znaczeniu tego słowa nie ma. Pani Cichanouska podziękowała opozycji, ale myślę, że nie partyzantce.

Reklama

Wasza organizacja BYPOL, składająca się m.in. z wojskowych i policjantów, którzy odeszli od Łukaszenki, utrzymuje jednak, że mają partyzantkę. W lutym jedna z białoruskich grup opozycyjnych poinformowała, że zasługą BYPOL jest podłożenie ładunków wybuchowych pod rosyjski samolot wczesnego ostrzegania A-50, który stał na białoruskim lotnisku w Maczuliszczach.

Rzeczywiście słyszy się, że dokonała tego białoruska partyzantka, czyli żołnierze BYPOL, zrzeszającego białoruskich policjantów, przedstawicieli prokuratury i służb siłowych, którzy przeszli na stronę opozycji. Nie są to wysoko postawieni urzędnicy czy ministrowie, ale funkcjonariusze o średnim statusie w armii. Chociaż bywają i podpułkownicy. Z drugiej strony słyszę, że to siły specjalne Ukrainy uszkodziły samolot. Moim zdaniem, zorganizowali to jednak Ukraińcy, bo na Białorusi w tej chwili Łukaszenka zastosował tak totalny terror i wprowadził atmosferę tak wielkiego strachu, że nie sądzę, by ktoś z naszych zdecydował się na taką akcję. Rozmawiałem niedawno z niezależnymi dziennikarzami, którzy obserwują procesy wytaczane m.in. Alesiowi Bialackiemu, Andrzejowi Poczobutowi. Podczas tych procesów ludzie, którzy mają odwagę przyjść do sądu i wesprzeć oskarżonych, nie mają przy sobie telefonów komórkowych. Obawiają się bowiem, że służby podczas rewizji znajdą w ich komórkach jakąś zabronioną aplikację i wsadzą ich do więzienia. To pokazuje, jak bardzo ludzie świadomi sytuacji, przekazujący informacje na Zachód, są zastraszeni. Także rodziny więźniów politycznych, które uczestniczą w widzeniach z więźniami czy w śledztwach, nie chcą nic mówić. Nie przekazują nic nawet znajomym, bo się boją wytoczenia im procesu.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Może dlatego tak niewiele wiemy o białoruskiej partyzantce, bo jej członkowie przy tak wielkim terrorze są silnie zakonspirowani. Tymczasem w lutym białoruski sąd skazał trzech młodych mężczyzn na ponad 20 lat więzienia o zaostrzonym rygorze za uszkodzenie infrastruktury kolejowej. Może to zatem owi partyzanci?

Oczywiście, może tak być, ale wydaje mi się to mało prawdopodobne. Była to raczej indywidualna inicjatywa naszych obywateli, którzy zauważyli, że wróg jedzie przez nasze terytorium, by zabijać Ukraińców. A Ukraińcy nie są nam obcy, mamy na Ukrainie rodziny, naszych braci, są małżeństwa białorusko-ukraińskie.

Reklama

Twierdzi Pan, że nie ma partyzantów, tymczasem w akcie oskarżenia przeciwko ludziom, którzy spowodowali uszkodzenie infrastruktury kolejowej – przez co rosyjskie wojska nie mogły transportować broni do swoich baz na Ukrainie – użyto sformułowania: „partyzantka”.

Oni zostali oskarżeni o akcję terrorystyczną. Słowem – o dywersję na kolei. Podłożyli ładunki wybuchowe pod szyny, a także uszkodzili semafory, zwrotnice i sygnalizację świetlną. Mam ogromny szacunek dla tych ludzi, są dla mnie bohaterami. I być może to byli partyzanci. Ale partyzantki jako takiej, jej zorganizowanych oddziałów, na Białorusi jeszcze nie ma. Partyzantka to przecież sieć ludzi w każdym regionie, od Grodna po Mohylew. Niektórzy, jak ludzie z BYPOL, twierdzą, że mają taką sieć. Z moich informacji wynika jednak, że nie ma takich oddziałów, które są gotowe działać z bronią w ręku. Dziś na Białorusi panuje ogromny strach z powodu codziennych represji. Rozmawiamy w marcu, a w lutym nasza Organizacja Praw Człowieka „Wiasna” policzyła, że codziennie Łukaszenka aresztuje dziewięć osób. Za różnorakie publikacje. Ale też za opublikowane w 2020 r. zdjęcia z protestów, które miały u nas miejsce. Ludzie aresztowani byli i wciąż są także za pozytywne komentarze o tym wydarzeniu, za zdjęcia z zakazaną białoruską flagą – biało-czerwono-białą. Wiemy, że władza zamierza sprawdzić nagrania z protestów w 2020 r. i skazać wszystkich, którzy wzięli w nich udział.

Powiedział Pan, że na Białorusi jest rozbudowane podziemie. Na czym polega jego działalność?

Dotyczy ona głównie różnorodnych inicjatyw lokalnych w dziedzinie edukacji, kultury, integracji. Białorusini chcą w ten sposób przeżyć ten smutny czas, bo nie zamierzają wyjeżdżać ze swojego kraju. Wprawdzie wydają niewiele podziemnych gazet, ale zostawiają je na klatkach schodowych, na podwórkach. Ta forma informacji skierowana jest do osób starszych, które nie umieją się posługiwać internetem albo go nie mają. Młodsi najwięcej niezależnych wiadomości czerpią z internetu – mimo że u nas nie można posiadać dostępu do niezależnych stron internetowych, pasm takich, jak choćby Biełsat, Radio Racja, Telegram czy YouTube, bo za to grozi długoletnie więzienie. Ale ludzie je instalują. Przeczytają, co trzeba, i odinstalowują. Bo kiedy na ulicy podejdą do nich milicjant czy tajniak, poproszą o pokazanie telefonu, to trzeba mu go pokazać, a on od razu sprawdza, czy nie ma tam zakazanych stron. Jeśli są, to posiadacz telefonu od razu jest aresztowany. Jeśli nie podasz funkcjonariuszom kodu do odblokowania telefonu, to mogą cię poważnie poturbować, a nawet zabić. Ludzie codziennie żyją pod taką presją, w takim terrorze.

Można więc powiedzieć, że cała Białoruś jest więzieniem, jak Rosja...

Można tak powiedzieć, ale mamy pewne wyspy wolności. „Mieszkają” tam ludzie, którzy mają niezależne, niepodległościowe poglądy i nie zmienili ich mimo represji. Zbierają się w niewielkich grupach po domach. Organizują też wystawy malarskie i plastyczne, koncerty, spotkania edukacyjne, prowadzą wykłady historyczne, na które przychodzi po kilka czy kilkanaście osób. I ważne jest, by trzymać się razem, aby nie zwariować.

Aleś Zarembiuk prezes Fundacji „Białoruski Dom”

2023-04-18 12:27

Oceń: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Abp Tadeusz Kondrusiewicz: Nie zostałem wpuszczony na terytorium Białorusi

[ TEMATY ]

Białoruś

pl.wikipedia.org

Zdjęcie archiwalne

Zdjęcie archiwalne

"Dzisiaj wracając do Mińska na przejściu granicznym w Kuźnicy Białostockiej nie zostałem wpuszczony na teren kraju. Nie podano żadnej argumentacji dlaczego mimo, że jestem obywatelem Białorusi" - powiedział w rozmowie z KAI abp Tadeusz Kondrusiewicz, metropolita mińsko-mohylewski i przewodniczący Konferencji Biskupów Katolickich na Białorusi.

Dodał, że poinformował o tym pracowników kurii biskupiej w Mińsku, która ma interweniować w jego sprawie.
CZYTAJ DALEJ

Kard. Parolin o rosyjskich dronach nad Polską: jesteśmy na krawędzi przepaści

2025-09-11 20:10

[ TEMATY ]

kard. Pietro Parolin

naruszenie polskiej przestrzeni

rosyjskie drony

krawędź przepaści

Vatican Media

Kard. Pietro Parolin

Kard. Pietro Parolin

Sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej rozmawiał z dziennikarzami przy okazji odbywającego się w Watykanie kongresu Papieskiej Akademii Teologicznej. Odniósł się zarówno do sytuacji w Gazie, jak też do wydarzeń w Polsce i na Ukrainie.

Kard. Parolin wyraził ubolewanie, że Izrael „nie zatrzymuje się, pomimo tak licznych apeli, kierowanych także ze strony Kościoła katolickiego, ze strony kard. Pizzaballi”. To komentarz do najnowszego nagrania, opublikowanego w mediach społecznościowych przez proboszcza katolickiej parafii Świętej Rodziny w Gazie, ks. Gabriele Romanellego. Na nagraniu słychać potężny wybuch w pobliżu kościoła.
CZYTAJ DALEJ

Co Jezus i Maryja przekazali s. Łucji w Pontevedra? Mało znane objawienie

2025-09-13 08:01

[ TEMATY ]

pierwsze soboty miesiąca

objawienia fatimskie

Polski.fr

Figurka Dzieciątka Jezusa w miejscu objawienia z 15 lutego 1926 r

Figurka Dzieciątka Jezusa w miejscu objawienia z 15 lutego 1926 r

Choć w tym roku mija dokładnie 100 lat od objawienia Dzieciątka Jezus i Matki Bożej s. Łucji dos Santos, to jednak nie jest ono powszechnie znane. A była tam mowa o nabożeństwie, które jest szczególnym narzędziem do wyproszenia pokoju na świecie, tak bardzo potrzebnego zwłaszcza współcześnie. Przypominamy najważniejsze fakty z okazji 108. rocznicy piątego objawienia Maryi dzieciom fatimskim 13 września 1917 r.

Do objawienia w Pontevedra doszło 10 grudnia 1925 r. Wizjonerka fatimska Łucja dos Santos, wtedy już jedyna żyjąca z trojga dzieci, które widziały Maryję w 1917 r., była postulantką w Zgromadzeniu Sióstr Świętej Doroty (tzw. Doroteuszki). Klasztor znajdował się w hiszpańskiej miejscowości Pontevedra.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję