W Galilei nad jeziorem
Pan nauczał tłumy spore.
A gdy wieczór już zapadał,
Wtedy łodzią się przeprawiał,
Aby też i z drugiej strony
Uczyć o królestwie swoim.
Pływał razem z Dwunastoma,
A że Go bolała głowa
I troszeczkę chciał odpocząć,
Postanowił w łodzi spocząć.
- Czemu macie smutne minki?
Pośpię teraz z pół godzinki,
Gdy już widać będzie brzeg,
To obudźcie szybko Mnie.
I spokojnie poszedł spać.
Nagle, jak zaczęło wiać.
Wicher zerwał się straszliwy,
Także fale jak te grzywy
Zalewały ich łódź małą,
Aż w niej wody przybywało.
- Panie! Ratuj, bo giniemy!
Chyba wszyscy potoniemy!
Ciebie nic to nie obchodzi?
Przecież wodę mamy w łodzi!
Nie umiemy nawet pływać,
Nie ma skąd pomocy wzywać!
Zbudź się, Rabbi, czas byś wstał,
Bo jezioro wpadło w szał!
I tak jeden przez drugiego,
Z trwogą wołali do Niego.
- Już nie krzyczcie! Wszystko słyszę!
Zaraz wody te uciszę.
I powiedział do jeziora:
- Ucisz się, gdyż przyszła pora,
Byś spokojną miało toń.
A ty wichrze, siłę swą
Zamień na leciutki wietrzyk,
Tak, by spokój był nareszcie.
I nastała raptem cisza.
Wtedy każdy z nich usłyszał:
- Gdzie modlitwa? Gdzie jest wiara?
Wystarczyła jedna fala,
A strach wielki was obleciał!
Była burza, nie zaprzeczam,
Ale miejcie dość odwagi!
Bądźcie silni, a nie słabi!
Jednak oni przestraszeni,
Cudem tym oszołomieni,
Rozmawiali cicho w łodzi:
- Jeszcze nikt się nie narodził,
Kto by ludzką miał posturę
I ujarzmiał tak naturę!
Chcesz mieć szóstkę z geografii?
To zaglądnij dziś do mapy
I odpowiedz mi z pokorą,
Co to było za jezioro?
Pomóż w rozwoju naszego portalu