Reklama

Historia

Bardzo tęsknił za Polską

Jakim człowiekiem na co dzień był gen. Władysław Anders? Jakimi wartościami się kierował? O tym opowiada Niedzieli jego córka – ambasador RP we Włoszech Anna Maria Anders.

Niedziela Ogólnopolska 20/2024, str. 13-15

[ TEMATY ]

gen. Władysław Anders

Grzegorz Gałązka

Anna Maria Anders polityk, dyplomata, działaczka polonijna

Anna Maria Anders
polityk, dyplomata, działaczka
polonijna

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Krzysztof Tadej: Kiedy myśli Pani o swoim ojcu, gen. Władysławie Andersie...

Anna Maria Anders: Przypomina mi się dzieciństwo i tyle szczęśliwych chwil. Widzę, jak trzyma mnie za rękę i idziemy do szkoły, do parku, do cyrku. Często powtarzał, że jestem jego pierwszą i ostatnią miłością.

Mówił tak przy Pani mamie?

Oczywiście. Wielokrotnie. Nie tylko zresztą przy niej. Jak przychodzili goście, to często to powtarzał.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

W domu wprowadził wojskowy rygor i dyscyplinę?

Ależ skąd! Wręcz przeciwnie, zawsze mnie rozpieszczał i pozwalał na wszystko. Spełniał wszystkie moje życzenia. Gdy chciałam lody albo cukierki, to je kupował. Byłam rozpuszczona. Totalnie (śmiech). Aż strach pomyśleć, co by ze mnie wyrosło, gdyby nie mama. To ona trzymała wszystko w ryzach i wprowadzała dyscyplinę. Rządziła w domu. Tata nieraz śmiał się, że mama w domu nie jest pułkownikiem czy generałem, który wydaje rozkazy, ale jest marszałkiem! Tata pozwalał na wszystko, z jednym wyjątkiem.

Jakim?

Kładł ogromny nacisk na edukację. Musiałam być pierwsza w klasie. Zawsze miałam być najlepsza. Kiedyś, na koniec roku, okazało się, że jestem trzecia. Dla ojca to był koniec świata!

Trochę przerażające te wymagania. I stresująca dla Pani sytuacja...

I to jak! Później pilnie się uczyłam, bo nie chciałam go zawieść. Edukacja była jego oczkiem w głowie. W 1953 r. założył w Wielkiej Brytanii Macierz Szkolną. Celem tej organizacji była nauka języka polskiego, a także polskiej historii i kultury dla dzieci i młodzieży.

Muszę przyznać, że kochałam i podziwiałam ojca. Był taki uśmiechnięty, serdeczny. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek był zdenerwowany czy smutny. Może chciał mnie ochronić przed swoim wewnętrznym smutkiem, którym było rozczarowanie, że Polska po wojnie nie była wolna? Ale to beztroskie dzieciństwo nie trwało zbyt długo.

Reklama

To znaczy?

Gdy miałam 10 lat, pojechaliśmy do pensjonatu w Penrhos w północnej Walii. Była piękna pogoda, dużo słońca. Tata położył się na plaży, opalał się. Mama mówiła, żeby nie przebywał długo na słońcu, żeby włożył kapelusz, ale nie zrobił tego i zasnął. Gdy wracaliśmy do samochodu, to już czuł się bardzo źle. Okazało się, że ma udar słoneczny. Trafił do szpitala. I to był przełomowy moment, od którego nasze domowe życie się zmieniło. Pojawiały się kolejne problemy zdrowotne ojca. Jeszcze od czasu do czasu chodziliśmy np. na uroczystości, jakieś bale, ale nie było już tak radośnie i przyjemnie. Większość czasu spędzaliśmy w domu.

W 1964 r. tata został zaproszony do Stanów Zjednoczonych. W Nowym Jorku miał odebrać Medal Lafayette. To bardzo ważne odznaczenie, przyznawane za walkę i przeciwstawianie się komunizmowi. Tam, przed uroczystością, stracił przytomność. Lekarze, którzy znajdowali się na miejscu, uratowali go w ostatniej chwili. Okazało się, że tata miał poważną wadę serca. Później ciężko oddychał, zachorował na zapalenie oskrzeli. Wiele nocy czuwałyśmy razem z mamą, nasłuchując, czy stan zdrowia ojca się nie pogarsza. Wsłuchiwałyśmy się w każdy oddech.

Nieraz ludzie mówili za plecami: „Jakie ona ma cudowne życie!”. A rzeczywistość była inna. To był strach i ciągła obawa o zdrowie najbliższych. Wiele nocy nie przespałam. Czuwałam przy tacie, potem przy mężu i synku Robercie. Wszyscy bliscy mieli poważne problemy zdrowotne. Ileż to razy brałam syna na ręce i w nocy jechaliśmy z mężem do szpitala... To nie było łatwe życie.

Czy Pani tata był osobą religijną?

O tak! I to bardzo. Gdy był dzieckiem, został ochrzczony w Kościele ewangelicko-augsburskim, był luteraninem, ale później przeszedł na katolicyzm. Miał wielki szacunek do Matki Bożej. W książce pt. Bez ostatniego rozdziału wspominał, że gdy był więziony w czasie II wojny światowej w Związku Radzieckim, to znaleziono przy nim medalik z Matką Bożą. I ten medalik Rosjanie rzucili na ziemię i zdeptali. Tata napisał: „Do dzisiaj nie mogę się z tego otrząsnąć. Później w więzieniu często śnił mi się ten medalik. Ciągle widziałem twarzyczkę Matki Częstochowskiej, najczęściej podobną do św. Teresy. Czułem Jej ciągłą opiekę nad sobą. Im więcej słyszałem koło siebie śmiechu bezbożników, tym głębiej utrwalała się wiara w Boga”.

Reklama

Kiedyś dostała Pani od ojca wyjątkowy prezent...

Tata dał mi kiedyś medalion z wizerunkiem św. Teresy, który miał w Związku Radzieckim. Nie znam dokładnie historii tego medalionu, ale był dla ojca niezwykle ważny. O religijności ojca świadczy np. to, z jakim ogromnym wzruszeniem przeżył Mszę św. w czasie, gdy formowała się Armia Polska w ZSRR. Na tej pierwszej Mszy św. wszyscy płakali. Pamiętam też, że uczestniczyłam z tatą w wielu Mszach św. w Wielkiej Brytanii. Odbywały się uroczystości, a później w różnych kościołach odprawiane były Msze św.: jeśli zdrowie na to pozwalało, to tata w nich uczestniczył.

Myślę, że wiara w ogromnym stopniu wpływała na to, iż zachowywał spokój i optymizm w codziennym życiu. A przecież po wojnie polscy żołnierze na emigracji mieli poczucie ogromnego zawodu i goryczy. W końcu walczyli o wolną Polskę. Tata w swoich przemówieniach podkreślał, że wojna została wygrana, ale pokój przegrany. Mama kiedyś wspominała, jak bardzo przeżył Jałtę. Uważał, że Roosevelt i Churchill, gdy rozmawiali ze Stalinem na temat granic, sprzedali Polskę. A przecież nie tak miało być. Zapewnienia były inne.

Ojciec bardzo tęsknił za Polską. Miał nadzieję, że kiedyś do niej wróci. Nie mógł tego zrobić, bo zostałby aresztowany. W czasach PRL albo w ogóle nie mówiono o jego dokonaniach i o 2. Korpusie, albo ich wyszydzano.

Reklama

Trzy słowa: Bóg – Honor – Ojczyzna nie były dla taty pustym hasłem. To było jego życie. On żył tymi wartościami na co dzień. Był wierzący i był wielkim patriotą.

Wspomniała Pani, że gen. Anders był optymistą. Czy poza sprawami dotyczącymi wojska i polityki miał jakieś inne zainteresowania? Jakieś hobby?

O tak! Na przykład był zapalonym kibicem piłki nożnej!

Naprawdę? Jakiej drużynie kibicował?

Nie wiem! Byłam dziewczynką, potem nastolatką i piłka nożna zupełnie mnie nie interesowała. Ale widziałam wielokrotnie, że tata z przejęciem oglądał w telewizji spotkania piłkarskie. A gdy odwiedzał swoich dawnych żołnierzy w różnych miejscowościach i był tam jakiś mecz, to oglądał go na stadionie. Bardzo interesował się sportem. W młodości był przecież sławnym jeźdźcem, kawalerzystą. Uczestniczył w międzynarodowych konkursach jeździeckich, np. w 1932 r. w Pucharze Narodów w Nicei. Polityka i sport to były jego główne zainteresowania.

W czasie II wojny światowej gen. Anders był aresztowany przez NKWD. Rosjanie więzili go przez prawie 2 lata. Czy opowiadał o najtrudniejszych chwilach, które przeżył w czasie II wojny światowej?

Nie, nigdy. Może pojedyncze zdania. Przy mnie opowiadał o przedwojennej Polsce, o wspaniałych ludziach, o balach, przyjęciach. Żył takimi wspomnieniami. Uciekał od strasznych wojennych przeżyć. Inni żołnierze też często nie chcą o tym rozmawiać. Mają jakąś wewnętrzną blokadę. Wiele razy się o tym przekonałam. Nie chcieli opowiadać o tym ani mój tata, ani mąż, który był amerykańskim oficerem i walczył w Wietnamie. A tam też przecież musiał widzieć straszne rzeczy.

Reklama

A czego dotyczyły te pojedyncze zdania? Czy gen. Anders mówił np. o tym, jak był więziony w Moskwie na Łubiance?

Kiedyś spytałam, czym różni się więzienie niemieckie od rosyjskiego. Odpowiedział: „W rosyjskim więzieniu umrzesz z głodu, w niemieckim będą cię torturowali do śmierci”. Po wojnie powiedział też: „Cień Rosji spadł na świat”. To było wtedy, gdy Polacy nie zostali zaproszeni na paradę zwycięstwa w Londynie. Polscy żołnierze walczyli o wolność Polski, Europy, świata, oddawali za tę wolność życie i zostaliśmy tak okrutnie potraktowani. Stało się tak dlatego, że świat bał się Rosji. Dzisiaj okazuje się, że słowa taty nadal są aktualne.

Wspominał o bitwie pod Monte Cassino?

Nieraz mówił o kampanii włoskiej. Podczas różnych spotkań był pytany o bitwę o Monte Cassino. Była to przecież niezwykle ważna bitwa. Dzięki niej przełamano linię Gustawa, czyli niemieckie umocnienia obronne, co otworzyło drogę na Rzym. Kiedyś tata opowiadał, że decyzja o jednym z ostatecznych ataków była dla niego bardzo trudna. Z jednej strony wiedział, że zginie wielu Polaków, a z drugiej – zdawał sobie sprawę z tego, jak ważne dla losów wojny byłoby to zwycięstwo. Wiedział, jak istotne będzie też pokazanie, że Polacy walczą i zwyciężają. Wtedy przecież propaganda rosyjska nieustannie kłamała, że Armia Andersa opuściła Związek Radziecki, bo nie chciała się bić z Niemcami. Ta bitwa była też wielką walką o Polskę. Żołnierze chcieli wrócić do kraju, „z ziemi włoskiej do Polski”. Pamiętajmy też, że nikt nie miał pewności, jak zakończy się polski atak. Na podjęcie decyzji tata miał 10 minut. Pamiętał też, jak przez tygodnie inne armie, np. amerykańska, francuska, nowozelandzka, hinduska, nie dawały sobie rady. Ale w końcu zdecydował się na atak, który zakończył się zwycięstwem. Paradoksalnie po zakończeniu wojny okazało się, że wspaniali polscy żołnierze, mimo że pokonywali Niemców w różnych miejscach Europy, nie uzyskali wolności dla Polski. Wolnymi krajami natomiast stały się Włochy, Belgia czy Holandia.

Reklama

Czy po wojnie gen. Anders często spotykał się ze swoimi żołnierzami? Czy były to raczej sporadyczne spotkania?

Muszę przyznać, że to było coś niebywałego. Życzyłabym każdemu dowódcy, żeby jego żołnierze po latach tak go uwielbiali. Zresztą tak jest nie tylko z żołnierzami. Dokądkolwiek pojadę we Włoszech czy w Polsce, ciągle ojciec jest pamiętany i podziwiany.

Stosunek żołnierzy do mojego ojca to było coś naprawdę wyjątkowego. Oni byli z nim tak zżyci, jakby byli najbliższą rodziną. Tak ich traktuję, choć teraz nie pozostało ich wielu. Na każdym kroku, od dzieciństwa, słyszałam od tych żołnierzy, jak wiele dobra uczynił ojciec. Wyprowadził przecież ze Związku Radzieckiego ponad 120 tys. Polek i Polaków! Tych, którzy byli więzieni, zesłani na Syberię, Kołymę, pracowali w łagrach. Do Armii Polskiej przyjeżdżali z najdalszych zakątków w łachmanach, schorowani, głodni, cierpiący. W czasie pierwszej defilady wielu z nich nie miało nawet butów. Ojciec walczył o to, żeby jak najwięcej Polaków zostało zwolnionych. Walczył o kobiety, o dzieci. Po prostu ratował im życie. Dzisiaj świat nie pamięta, że wśród nich było 6 tys. Żydów. Zostali uratowani przez ojca; 3 tys. spośród nich zostało w Palestynie i później tworzyli oni Izrael. Jednym z takich żołnierzy Armii Andersa był Menachem Begin, późniejszy premier Izraela i laureat Pokojowej Nagrody Nobla.

W maju przypada 80. rocznica bitwy o Monte Cassino...

To niezwykle ważne, żeby przypominać o tej bitwie, która stała się symbolem dla całego świata, a dla Polski szczególnym symbolem zwycięstwa, poświęcenia i patriotyzmu. Dzisiaj można by się zastanawiać, czy młodzi Polacy tak chętnie walczyliby o własny kraj, czy poszliby za swoim dowódcą. Ojciec był bardzo zdecydowany i koncentrował się na Polsce. Dzisiaj odnoszę wrażenie, że w kraju często trwają jakieś drugorzędne dyskusje o błahych sprawach. Martwi mnie np. umniejszanie znaczenia i roli Kościoła w sferze nie tylko religijnej, ale i państwowej. A przecież Kościół katolicki zawsze był ważny dla kraju. Postawa kard. Stefana Wyszyńskiego, którego tak bardzo cenił mój ojciec, umacniała patriotyzm i miłość do ojczyzny. A ta miłość jest zawsze fundamentem dla każdego państwa.

Reklama

Pamiętam, jak 5 lat temu obchodziliśmy 75. rocznicę bitwy. Na Polskim Cmentarzu Wojennym pod Monte Cassino byli prezydenci Polski i Włoch. Siedziałam w pierwszym rzędzie. W pewnym momencie odwróciłam się i zobaczyłam za sobą kilka tysięcy ludzi z całego świata. Przyjechali tam, żeby oddać cześć i pokazać swój szacunek dla Polski, polskich żołnierzy, dla mojego ojca. To była jedna z najbardziej wzruszających chwil mojego życia.

Anna Maria Anders - polityk, dyplomata, działaczka polonijna

2024-05-14 13:38

Ocena: +2 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Polski Mojżesz

Niedziela Ogólnopolska 32/2022, str. 36-37

[ TEMATY ]

gen. Władysław Anders

Narodowe Archiwum Cyfrowe

Generał Anders podczas rozmowy z żołnierzami 5. Kresowej Dywizji Piechoty – fotografia z okresu II wojny światowej

Generał Anders podczas rozmowy z żołnierzami 5. Kresowej Dywizji Piechoty –
fotografia z okresu II wojny światowej

„Myśmy mieli swoją polską Księgę Wyjścia i swojego Mojżesza” – mawiał bohaterski kapelan spod Monte Cassino o. Adam Studziński, dominikanin. Słowa te odnosił do urodzonego 130 lat temu gen. Władysława Andersa, który z łagrów sowieckiego piekła wyprowadził armię niewolników i uczynił ich armią zwycięzców.

Władysław Anders przyszedł na świat 11 sierpnia 1892 r. w Błoniu k. Kutna. Od dzieciństwa marzył o karierze wojskowej, co zaowocowało służbą w elitarnym Pułku Dragonów w Kownie, a później w 7. Dywizji Strzelców. Służba w carskiej armii nauczyła go nie tylko wojennego rzemiosła, lecz przede wszystkim nieufności do Rosjan. Po latach okazało się to lekcją zbawienną nie tylko dla niego.

CZYTAJ DALEJ

Jasna Góra: 25. Ogólnopolska Pielgrzymka Podwórkowych Kółek Różańcowych Dzieci

2024-06-16 18:20

[ TEMATY ]

Jasna Góra

Jasna Góra

Od św. Jana Pawła II uczą się wytrwałości w modlitwie różańcowej zawierzając swoje życie Matce Bożej. Są w niego zapatrzeni, bo to On zachęcał do modlitwy różańcowej mówiąc, że to jest skarb, który trzeba odkryć. Na Jasnej Górze odbyła się 25. Ogólnopolska Pielgrzymka Podwórkowych Kółek Różańcowych Dzieci Radia Maryja. Jubileuszowa pielgrzymka przebiegała pod hasłem „Jestem w Kościele”.

- To dziękczynienie Panu Bogu, za dar Kościoła, a w tym Kościele, także za wspólnotę Podwórkowych Kółek Różańcowych Dzieci, która każdego dnia odpowiadając na zaproszenie Matki Najświętszej, bierze do swoich dłoni różaniec i odmawia go z dziecięcą wiarą i ufnością - powiedział o. Piotr Dettlaff, opiekun różańcowych wspólnot

CZYTAJ DALEJ

Ulicami Warszawy przeszedł XIX Marsz dla Życia i Rodziny

2024-06-16 16:40

[ TEMATY ]

marsz dla życia i rodziny

Artur Stelmasiak

"Mąż i żona - rodzina zjednoczona", "Czas na rodzinę", "Zjednoczeni dla życia, rodziny i ojczyzny" - takie hasła nieśli uczestnicy XIX Marszu dla Życia i Rodziny, który przeszedł w niedzielę popołudniu z Placu Trzech Krzyży przez ulicę Wiejską do Belwederu. Jego uczestnicy manifestowali obronę życia od poczęcia do naturalnej śmierci oraz przywiązanie do rodziny oraz małżeństwa kobiety i mężczyzny, domagali się też m.in. odrzucenia ustaw proaborcyjnych i przywrócenia krzyży w warszawskich urzędach.

Organizatorzy marszu - Centrum Życia i Rodziny - podkreśla, że obrona wartości: życia, rodziny, wolności i suwerenności jest możliwa tylko we wspólnym i zjednoczonym działaniu wszystkich, którym te wartości są drogie, tak w wymiarze lokalnym, jak i ogólnopolskim. Dlatego tego dnia, podobnie jak tydzień temu, marsze dla życia i rodziny przeszły w wielu polskich miastach, a od kwietnia do października przejdą one łącznie w ponad 50 polskich miastach.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję