Właśnie dobiega końca, zapisując się na stronach historii jako najbardziej spektakularny, bowiem muzyka zabrzmiała zarówno w Warszawie, jak i w przysłowiowej mozartowskiej jaskini lwa – Wiedniu. Tegoroczna edycja festiwalu została zainaugurowana w Filharmonii Narodowej 13 maja, następnie w ramach 33. już edycji mozartowskie frazy rozbrzmiewały w Teatrze WOK i licznych lokalizacjach Warszawy, w tym chociażby w bazylice Świętego Krzyża (muzyka sakralna z Mszą c-moll i Requiem na czele) czy w Zamku Królewskim. Liczne adresowane do młodych melomanów propozycje trafiły również na Scenę Basen Artystyczny, czyli do miejsca, którym warszawscy kameraliści władają od niespełna dekady. Jeśli ktoś szuka dowodów na artystyczną ekspansję i nieustający rozwój tej renomowanej instytucji, to należy odnotować fakt, że tym razem trzy koncerty Festiwalu Mozartowskiego odbyły się w Wiedniu. I to gdzie! W słynnej Złotej Sali Wiener Musikverein (na zdjęciu), domu Mozarta (Mozarthaus) oraz Hofburgkapelle, czyli kaplicy w pałacu Habsburgów, władców Austrii. Przed melomanami jeszcze tradycyjna Gala Finałowa Mozart Night, tym razem skupiona na ikonicznej konfrontacji Salieri – Mozart. Zanim jednak zabrzmią finałowe dźwięki festiwalu w Teatrze Polskim, dwukrotnie posłuchamy Wesela Figara, które w interpretacji WOK zachwyciło nie tylko polską publiczność, ale również melomanów w Japonii i Europie Zachodniej.
Można śmiało powiedzieć, że za sprawą muzyki Mozarta warszawscy kameraliści stali się wizytówką naszej kultury i muzyki. I fakt ten nie dziwi, bowiem zamiłowanie do muzyki salzburskiego mistrza przejawiał sam Fryderyk Chopin, odwołując się wprost do jego fraz (jak choćby w słynnych wariacjach na fortepian z orkiestrą La ci darem la mano opartych na duecie z Don Giovanniego). A skoro o Don Giovannim mowa – opery, oczywiście, nie zabrakło w czasie tegorocznego festiwalu – to chyba nigdy dotąd jej przesłanie nie wydawało się tak aktualne jak teraz. Od 29 października 1787 r., dnia praskiej prapremiery, trwa w zasadzie jeden kluczowy spór: czy to jedna z najwybitniejszych oper w historii gatunku, czy też najwybitniejsze dzieło operowe wszech czasów w ogóle (!).
To jedno z trzech Mozartowskich dzieł opartych na libretcie Lorenza da Ponte dotyka drażliwych tematów na styku obyczajowości i – jak to określił James Conlon w Don Giovanni, The Unknowable, a classical Antihero – polityki seksualno-społecznej. To czyni sam wydźwięk dzieła nieśmiertelnym, można powiedzieć – idealnie wpisującym się w cały nurt dzisiejszej aktywności spod szyldu ruchu #MeToo. W wystawianej od kilku lat w WOK nowej inscenizacji (reż. Michał Znaniecki, scenografia Rafał Olbiński, Luigi Scoglio) szefowa tej opery – Alicja Węgorzewska-Whiskerd pokazała ponadczasowość i uniwersalność tego arcydzieła. Sam Mozart w historii Don Juana pokazał na scenie śmierć i przemoc, które w owym czasie nie były tematem – nazwijmy go – modnym. Kompozytor odważył się również na rzecz dotąd nie do pomyślenia: na przedstawienie w teatrze rygorystycznego stosowania prawa religijnego. O ile w dotychczasowych operach Mozarta zło niemal zawsze zostało wybaczone, wygrywała skrucha, o tyle tutaj nieuchronność kary zawisła nad głównym bohaterem od pierwszych taktów. Grozę wiecznej kary w piekle ujął w tak przejmujący sposób, że jego skojarzenie śmierci właśnie z tonacją d-moll panowało aż do XX wieku. Końcowa scena budzi podziw: ani wierzący, ani niewierzący nie mogą pozostać obojętni na jej przerażenie i przesłanie nieuniknionej kary. Don Giovanni – taki, jakim dali go światu Mozart i Da Ponte – to opowieść o ukaranym złu oraz o nieskończonej złożoności, bogactwie i niejednoznaczności ludzkiej duszy. Mozart nie wyposaża Don Giovanniego w jakikolwiek opis – arię. Pozbawia tę postać credo, chyba że za credo uznać hedonizm opisany w krótkich nie tyle ariach, ile raczej jednowymiarowych migawkach z winem, oszustwem, uwodzeniem i przemocą na pierwszym planie. Mozart wyrwał go ze świata burleski, osadzając w dramacie na miarę romantyzmu. A to kolejny asumpt ku temu, aby wpisać operę w poczet arcydzieł, a jego samego – do ekskluzywnego grona geniuszy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu