W Nowym Sączu, przy ul. Szwedzkiej działa Dom Brata Alberta, a w nim – schronisko, Wspólnota Emaus i ogrzewalnia dla osób bezdomnych. W ogrzewalni bezdomni mają możliwość odpocząć w cieple, napić się kawy lub herbaty czy przygotować sobie posiłek. Schronisko pomaga stanąć na nogi. Wspólnota Emaus oferuje również możliwość zmiany ubrań i wzięcia prysznica oraz proste zabiegi medyczne.
Przyjaciele i bohaterowie
– Trochę czasu minęło, zanim dojrzała w nas idea, wynikająca z ewidentnej potrzeby, żeby obok schroniska powstała placówka, która niesie natychmiastową pomoc – mówi Robert Opoka, dyrektor stowarzyszenia. Ta pomoc jest szczególnie ważna w okresie zimowym, kiedy osoby żyjące na ulicy zagrożone są mrozami.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
W ogrzewalni bezdomni przebywają krótkoterminowo, ale – jak dodaje p. Robert – to pierwszy krok w kierunku tych osób. – Mamy podział na cztery kategorie placówek pomocowych: ogrzewalnia, noclegownia, schronisko oraz schronisko z usługami opiekuńczymi. To odzwierciedlenie kroków, które osoby bezdomne podejmują, żeby stanąć na nogi: od pomocy doraźnej do pewnej samodzielności – tłumaczy szef placówki.
Reklama
Dla osób bezdomnych przeznaczone jest dziewięć miejsc siedzących, ponieważ przepisy nie pozwalają, aby w tego typu miejscu mogły nocować. Ogrzewalnia czynna jest całą dobę 7 dni w tygodniu. Przy przyjmowaniu i opiece nad potrzebującymi konieczna jest pomoc wolontariuszy i pracowników. Opiekunami osób przebywających w instytucji są ludzie, którzy kiedyś również znaleźli się w kryzysowej sytuacji i żyli na ulicy. Dziś są mieszkańcami Wspólnoty Emaus, w której pracują i pomagają innym.
– Robię, co mogę, żeby nasi goście dobrze się czuli. To ważne, że jest takie miejsce, w którym można poprosić o pomoc i wsparcie – mówi jedna z opiekunek. Danuta, a właściwie Danusia – bo tak wszyscy się do niej zwracają – była jedną z osób, które pracowały nad startem i przygotowaniem ogrzewalni. W rozmowie z Niedzielą przyznaje, że jest po całonocnej zmianie jako opiekunka w ogrzewalni i nie spała jeszcze ani godziny. Przez skromność nie jest również wylewna, gdy mowa o jej zaangażowaniu w pomoc osobom bezdomnym, jednak po pełnym troski spojrzeniu w kierunku potrzebujących widać od razu, że daje z siebie wszystko. Potwierdzają to słowa przebywających w ogrzewalni.
Reklama
– Tu jest jak w niebie! Powiem więcej, nawet w domu u dziadków nie miałem tak jak tutaj – zachwala placówkę Sławek, który osobą bezdomną jest od 25 lat. Jego rodzice byli rozwiedzeni, a wychowywali go dziadkowie, u których pracował w gospodarstwie. Przez to zaniedbał szkołę. Po śmierci dziadków zamieszkał z ojcem, który miał wtedy nową partnerkę. Zaczęły się kłótnie, regularne interwencje policji, a wszystkiemu towarzyszył alkohol. – Moim największym problemem jest alkohol. Wiem o tym i nie ukrywam tego. Wyrządził mi największe zło, ale jestem świadomy, że to też moja wina. W ogrzewalni i schronisku jestem od ponad 2 tygodni. Tyle samo czasu jestem trzeźwy. Pierwsze dni były katorgą, ale teraz w ogóle mnie nie ciągnie do picia. Niestety, czasem brakuje tego rozumu i wystarczy, że spotkam nieodpowiednie osoby na ulicy. A ja nie umiem odmawiać – wyznaje Sławek. Mężczyzna ma na swoim koncie wzloty i upadki. Gdy przebywał w schronisku Emaus, ochoczo się udzielał, pracował w kuchni, starał się zapanować nad swoim życiem. W ostatnim czasie znów powinęła mu się noga – do ogrzewalni przyszedł w stanie niemalże agonalnym. – Sławek to taki nasz nieoszlifowany diament. Wiem, że często ludzie komentują sytuację tych osób, mówiąc, że to ich wina, że sobie zasłużyli. Dlatego jeśli przed podjęciem działań wspierających osoby bezdomne zadajemy sobie pytanie: „czy oni na to nie zasłużyli?”, to zamiast pytać zareagujmy, nawet pośrednio, wzywając policję, która takiej osobie pomoże – przekonuje Robert Opoka. I dodaje: – Znamy adresy i miejsca, w których przebywają bezdomni. Ci, którzy teraz jeżdżą do nich z pomocą, sami kiedyś tam żyli. Ktoś nazwie nas bohaterami? Nie mam nic przeciwko. Ale ci, którzy wyszli z tego kryzysu, również nimi są.
Jedyny sędzia
Opiekunowie niejednokrotnie muszą się zmagać z zadaniami, które na pierwszy rzut oka wydają się nieprzyjemne. Wśród nich jest m.in. pomoc przy prysznicu, zmianie ubrania czy zabezpieczeniu niegroźnych ran. – Wcześniej pracowałam w DPS. Zawsze czułam potrzebę pomocy innym i taka praca mnie satysfakcjonuje. Czasem jest ciężko, ale naprawdę warto – wyznaje Wiktoria, która w ogrzewalni pracuje krótko, zaledwie parę dni.
– Jesteśmy wręcz zaprzyjaźnieni. Szanujemy się, pomagamy sobie. Zdarzają się konflikty, bo przychodzą różne osoby, ale generalnie jest cudownie! Jak może być inaczej, gdy mamy takie fajne panie opiekunki? – zauważa Stanisław. Mimo ciężkiej sytuacji mężczyzna się nie poddaje. Podejmuje prace, oszczędza pieniądze. Choroba i niesprzyjające okoliczności życia rodzinnego zmusiły go do życia na ulicy. Stanisław znajduje jednak umocnienie w wierze: – Modlę się szczególnie do św. Stanisława Papczyńskiego. Wtedy czuję, że faktycznie ktoś mnie słucha – mówi. I dodaje: – Ludzie mają nieraz założone sprawy w sądzie. Chcą wygrać za wszelką cenę i boją się wyroku. Dlaczego? Bo albo coś mają na sumieniu, albo wiedzą, że człowiek może się pomylić w swoim osądzie. Bóg jednak nigdy się nie myli! – przekonuje. Nigdy też nie narzeka na swoją sytuację i nie czuje się zawiedziony przez Boga i innych. Swoją bezdomność komentuje krótko: stało się.
Szansa
Ulica Szwedzka 18 – taki jest adres ogrzewalni w Nowym Sączu – to nie tylko miejsce tymczasowe dla potrzebujących. Jest tu też schronisko, w którym osoby bezdomne zyskują stabilność życiową, pracę i przede wszystkim perspektywy. Jest także tzw. Scena Emaus, na której odbywają się koncerty, prelekcje, wydarzenia kulturalne. – Nie lubię określenia „osoby w kryzysie bezdomności”. To są osoby bezdomne, po prostu. I one są tego świadome. Owszem, to ludzie w kryzysie, ale z poczuciem własnej wartości. Osoby, którym zawaliły się świat i spojrzenie na własne „ja”. Najważniejsze jest danie szansy. Nawet kilku lub kilkunastu. Przez ponad 30 lat naszej działalności jasno kierujemy w ich stronę słowa: wierzymy w was – podsumowuje Robert Opoka.