Tego dnia w Rzymie panował nastrój Wielkiego Postu. Poranna prymicyjna Msza święta zaprzyjaźnionego kapłana, odprawiona w zamkniętej jeszcze dla wiernych Bazylice św. Piotra, była pierwszym punktem pielgrzymki. Później oczekiwanie na audiencję generalną i wieczorna liturgia popielcowa z Ojcem Świętym. Plan wypełniony wystarczająco, by mówić o duchowym spełnieniu. Ale Bóg pisze scenariusze inne niż nasze.
Chodź, kogoś ci przedstawię
We wspomnieniu ks. Gniewomira o Rzymie przewija się coś więcej niż sentyment. To miejsce, z którym łączy go osobista duchowa droga. – Od kilku lat starałem się wracać do grobu św. Piotra. Tam odprawiłem swoją pierwszą Mszę świętą po święceniach. Wtedy też poznałem pewnego księdza… nie wiedziałem jeszcze, kim naprawdę jest – wspominał.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Zwyczajna rozmowa w Wiecznym Mieście zaowocowała relacją – serdeczną, przyjacielską – z jednym z najbliższych współpracowników Ojca Świętego. – Z czasem zaproponował, żeby przez niego przekazać kilka słów również do Papieża… potem otrzymałem odpowiedź. Osobistą, prostą, niespodziewaną. W trudnym momencie mojego życia – po śmierci mamy – przyszło od papieża słowo, które zostało odczytane na pogrzebie. To był list Ojca do syna.
Reklama
Środa Popielcowa 2023 r. była nie tylko pokłosiem tamtego listu. Była niespodziewanym apogeum tej relacji. Po porannej Mszy świętej i modlitwie ks. Gniewomir ustawił się w kolejce do Auli Pawła VI. – Po wejściu miałem razem z innymi uczestnikami usiąść i czekać na tę wyjątkową chwilę. Ale coś mnie tknęło, żeby na chwilę podejść do biura jednego z księży, którego dobrze znałem – dawnego współpracownika Benedykta XVI. Jakby było mało niespodzianek, w drodze powrotnej natknął się na starego znajomego – tego samego kapłana z początku historii. – Złapał mnie za ramię i powiedział: „Chodź, chcę ci kogoś przedstawić”. Myślałem, że będzie to ktoś z watykańskich biur...
Nie tym razem
– Weszliśmy do małego pokoju przy auli. A tam – papież Franciszek. Przygotowywał się do audiencji. A ja – nie w sutannie, tylko w garniturze! Byłem zaskoczony, zawstydzony, zszokowany. Powiedziałem szeptem do tego księdza, że tak się nie wchodzi do Ojca Świętego – opisywał. Franciszek dostrzegł konsternację. Uśmiechnął się i przywołał gestem. – Przyjął mnie nie jak urzędnik, ale jak ojciec. Rozmawialiśmy chwilkę. Mówił o modlitwie i o tym, że najważniejsza jest obecność przy owcach, że bliskość to język Boga – opowiadał kapłan. Najpiękniejsza katecheza.
Ksiądz Gniewomir miał przy sobie dwie piuski – zawinięte w biały papier. – Chciałem stanąć przy barierce i jak inni pielgrzymi – wymienić je na piuskę Papieża. Ale wtedy, w tym pokoiku, Franciszek zauważył zawiniątko i zapytał z uśmiechem: „To dla mnie? Czy może kanapka na audiencję?”.
Reklama
Założył jedną, potem drugą, obie pobłogosławił. Poprosiłem, aby je podpisał – ale długopis odmówił posłuszeństwa. – Pomyślałem – koniec. Długo przygotowywałem się do tej chwili. A tu taka złośliwość rzeczy martwych! Ale sekretarz papieski przejął sprawę i zabrał piuski. Odbiór miał nastąpić nazajutrz. I rzeczywiście – dzień później, po Mszy św. przy grobie św. Jana Pawła II, kapłan odebrał pakuneczek. – Tyle, że było w nim nie dwie, ale trzy piuski. O trzeciej nie opowiem – to tajemnica – uśmiecha się.
Historia o zaufaniu
Dziś w naszej diecezji za jego sprawą są trzy nakrycia głowy Franciszka. Jedno w wałbrzyskim hospicjum otrzymane w trakcie audiencji w 2019 r. A te obie, z pamiętnej Środy Popielcowej, znajdują się w parafiach diecezji świdnickiej – jedna w parafii ks. Gniewomira, umieszczona pod portretem Papieża przewiązanym czarną wstążką. Druga – u zaprzyjaźnionego kapłana.
– Nie są relikwiami – jeszcze. Ale są znakami, że Kościół to wspólnota relacji, że Papież jest blisko, że Bóg działa nie tylko przez sakramenty, ale i przez uśmiech, słowo, dotyk, bliskość, obecność – pokreślił z przekonaniem.
Dziś, gdy temat Papieża bywa źródłem emocji, ks. Gniewomir nie kryje swojego przywiązania. – Niektórzy się śmieją, że nic złego o Papieżu przy mnie nie powiesz. I dobrze. To Benedykt XVI nauczył mnie, że Piotra trzeba zawsze szanować i kochać – niezależnie od tego, jaki jest. Bo na nim zbudowany jest Kościół, którego bramy piekła nie przemogą. Dlatego nie drżę o wynik konklawe. Bóg da nam takiego papieża, jakiego potrzebujemy.
Czy w tej historii chodzi tylko o wymianę piusek? Nie. – To historia o zaufaniu. O tym, że Bóg nas zaskakuje. Że jest blisko – przez ludzi, przez zdarzenia, przez to, co niby przypadkowe. I może właśnie dlatego słowa, które Franciszek powtarzał na koniec każdego spotkania, tak mocno zapadają w serce: „Proszę, módl się za mnie.” Bo to buduje relacje, obecność, a dziś tak ich brakuje.