Odszedł Józef Jarmuła, legenda Włókniarza Częstochowa. Zmarł nagle 12 czerwca.
Był postacią niezwykle charyzmatyczną, pionierem swoich czasów. Sam o sobie mówił, że urodził się dla żużla za wcześnie. Nikt ze współczesnych zawodników nie jeździł tak jak on – na końcu siodełka, na wirażach dosłownie po bandzie, a na wyjściu z łuków – z charakterystycznie wyciągniętymi nogami, które nie miały kontaktu z motocyklem... Jarmuła był ulubieńcem publiczności, ale zmorą dla sędziów. Ich zdaniem jeździł niebezpiecznie, dlatego niejednokrotnie był wykluczany, np. za podnoszenie koła.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Kilkanaście lat temu w rozmowie ze Śląską Telewizją Miejską w bardzo plastyczny sposób tłumaczył, jak to kazał sobie bronować tor pod bandą na szerokość 1-1,5 m. – Wiedziałem, że jak tam wejdę, to wciśnie mnie w motor jak w beczce śmierci i „okroję” wszystkich – wyjaśniał z pasją. Bez ogródek przyznawał, że był „szajbusem”.
W swojej karierze reprezentował barwy Śląska Świętochłowice oraz Włókniarza Częstochowa. Razem z Biało-Zielonymi wywalczył 5 medali Drużynowych Mistrzostw Polski, w tym złoto w 1974 r.
Jeszcze w lutym pan Józef był gościem jednego z podcastów z serii LWYgadane, realizowanej przez Włókniarz Częstochowa, a także spotkał się z kibicami w hotelu Arche w Częstochowie z okazji promocji jego książki Urodziłem się dla żużla.
Reklama
Żużlowiec nie wstydził się wiary. Powtarzał, że wierzy w Bożą Opatrzność.
Józef Jarmuła miał wiele ciekawych pomysłów. Jednym z nich był plan złożenia go po śmierci we wspólnym grobie wraz z kolegami z toru – Markiem Cieślakiem i Andrzejem Jurczyńskim na częstochowskim cmentarzu św. Rocha, ponieważ chciał być pochowany blisko Jasnej Góry. Wyobrażał sobie, że na pomniku uwieczniona będzie jego podobizna z motocyklem, na której będzie trzymał krzyż.
Jego ciało zostało jednak złożone na cmentarzu w Raciborzu. 15 września obchodziłby 84. rocznicę urodzin.