Reklama

Dawać czy nie dawać

Niedziela warszawska 24/2001

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

ELŻBIETA RUMAN: - Dawać czy nie dawać pieniędzy na ulicach, skrzyżowaniach, kiedy zaczepiani jesteśmy przez matki z dziećmi na plecach, osoby kalekie, bezdomne...

KS. KAN. KRZYSZTOF UKLEJA: - Tak naprawdę chrześcijanin nie jest zwolniony z postawy miłosierdzia. Potrzebą człowieka jest nieść pomoc, wspierać drugiego człowieka, zwłaszcza dziecko czy osobę, która czuje się pokrzywdzona. Ale wydaje mi się, że program pomagać dobrze, jest programem na dziś bardzo aktualnym, z uwagi na to, że coraz częściej jesteśmy napastowani przez tabuny ludzi - zjeżdżających do Warszawy z całej Polski - którzy zaczynają uprawiać "zawód" żebraka. Na ulicy widzimy nędznie wyglądającego człowieka, często matkę z dzieckiem, ale nie widzimy - a należałoby zobaczyć - tych, którzy za tym stoją. Często są to zorganizowane grupy - użyję tu brzydkiego słowa: mafie - które zdobywają w ten sposób pieniądze. Myślę, że trzeba być bardzo ostrożnym, dawać jałmużnę, ale w sposób mądry, roztropny. Prawdziwa bieda i nieszczęście unikają wystawiania się na widok publiczny. A żebractwo jako zawód nie może być popierane - nie jest to tajemnicą, że zawodowi żebracy często bardzo dobrze sobie żyją! Wiedzieć też trzeba, że pieniądze zdobyte na ulicy, pod kościołem, często są źle wykorzystane, niezgodnie z duchem ofiarodawcy - na alkohol, na narkotyk.

- Dając drobne datki - dla świętego spokoju - przyczyniamy się do rozwoju żebractwa...

- Oczywiście, jednocześnie utrwalamy pewne złe postawy, postawy pasożytnicze, roszczeniowe. Wspomagamy ludzi, którzy chcą żyć kosztem innych, korzystać z owoców naszej pracy. Bardzo często żebracy nie mają zamiaru nic zmienić w swoim życiu, nie szukają pracy, nie zgłaszają się do organizacji mogących im pomóc. A przecież powołanych do życia zostało wiele organizacji zajmujących się pomocą ludziom różnorako pokrzywdzonym przez los.

Nie dawać, ale nie na tym koniec - naszą powinnością jest włączenie się w inny rodzaj pomocy, nie możemy po prostu zamknąć oczu i przejść dalej. Biedni i chorzy zawsze będą i nigdy nie możemy czuć się zwolnieni z obowiązku pomagania słabszym.

- Dawanie pieniędzy wydaje się być najprostszym sposobem na pozbycie się wyrzutów sumienia, które pojawiają się, gdy mijamy kolejnego zaniedbanego, kalekiego człowieka czy klęczącą na ziemi młodą kobietę z niemowlęciem na ręku.

- Nie jesteśmy w stanie rozwiązać wszystkich problemów społecznych. Patrząc z doświadczenia kilku lat pracy w Caritas mogę powiedzieć, że liczba potrzebujących wcale nie maleje i wiem, że żadna organizacja nie ogarnie tego morza nędzy. Pomagamy w miarę swoich możliwości, dajemy zresztą nie to, co jest nasze, ale to, co dostaliśmy od Pana Boga. Nasze dawanie polegać musi na dzieleniu się sobą, dzieleniu się tym, czym jesteśmy - czasami ważniejsze jest dobre słowo czy uśmiech, niż miska zupy. Dawać, to nie znaczy tylko dać pieniądze - to rzeczywiście czasami jest najprostsze. Popełniamy błąd myśląc, że dług z Panem Bogiem został "wyrównany", kiedy wcisnęliśmy w rękę żebrakowi 10 zł. Osoby, które przychodzą po pomoc potrzebują zainteresowania, życzliwości, chcą być dobrze przez nas potraktowane. Patrząc na żebraka musimy przypominać sobie, że jest on osobą, dzieckiem Bożym, że za niego Chrystus umarł na krzyżu i dopiero wtedy na prawdę możemy mu pomóc.

Kiedy przychodzi do mnie człowiek potrzebujący, staram się z nim porozmawiać, pomóc wzbudzić jakąś refleksję. Nie mogę poprzestać na daniu mu pożywienia na dziś, ale chcę mu uświadomić, że ma przed sobą przyszłość, że musi próbować znaleźć wyjście ze swojej biedy. Staram się za wszelką cenę niwelować postawę roszczeniową - "ja jestem biedny, bezdomny, ty musisz mi pomóc, bo ja nie mam pracy" - przekonując: " pana życie jest wielką wartością, musi pan starać się przezwyciężyć czasem lęk czy nieporadność, czasami chorobę, a bywa, że po prostu zwykłe lenistwo".

Wiele osób przychodzących do nas do jadłodajni czy noclegowni na tym poziomie czuje się dobrze; zero odpowiedzialności, zero obowiązków, jedzenie i dach nad głową na dzisiaj, a co dalej to nie ważne. Musimy być bardzo ostrożni, aby nie redukować biednych do roli przedmiotu, który odczyścimy, naprawimy i odstawimy na bok. Formy niesienia pomocy nie mogą być ratownictwem - dajemy mu coś, żeby przetrwał do jutra. Musimy próbować wskazywać jakieś formy aktywności, jakąś perspektywę, np. kiedy przychodzi człowiek, który stracił pracę, trzeba go przekonać, że może pracować gdzie indziej, robić coś innego, że musi się przekwalifikować, pójść na jakieś kursy, których przecież jest nie mało. Musimy dawać nadzieję, przekonywać, że warto starać się na nowo, że życie jest tego warte.

- Wracając do naszego podstawowego pytania - dawać czy nie dawać wyciągającemu do nas rękę?

- Większość żebraków to naciągacze, a my przecież nie chcemy być naciągani! Ja zaproponuję takie wyjście - można rozejrzeć się wokoło, znaleźć jakąś osobę czy rodzinę, która potrzebuje pomocy i skupić się na niej. Rozeznać jej potrzeby i wtedy nasza pomoc nie będzie trafiała w próżnię. Poczuć się odpowiedzialnym za ludzi biednych w wymiarze jednostkowym, konkretnym.

- Czyli pomoc sąsiedzka?

- Oczywiście, ilu ludzi umiera samotnie w wielkich blokach, mimo że zainteresowanie sąsiadów często mogłoby uratować im życie. Ile starszych osób przechodząc dyskretnie zagląda do koszów na śmieci, kiedy życzliwa sąsiadka podarowując np. niepotrzebny już płaszcz, lub leki, uratowałaby biedniutki budżet domowy. Zanikłe relacje sąsiedzkie sprawiają, że za ścianami naszych mieszkań zdarzają się dramaty, o których dowiadujemy się dopiero z gazet. Poczujmy się odpowiedzialni za tych, których mamy najbliżej, w naszym domu czy na naszej ulicy i otoczmy ich opieką tak w sensie materialnym jak i duchowym. Towarzyszmy im na miarę potrzeb, w sposób dyskretny, cichy, ale skuteczny.

I wtedy możemy czuć się bardzo spokojni, kiedy mijamy osoby wyciągające do nas ręce na wielkich skrzyżowaniach, przed kościołami. Możemy wtedy powiedzieć: "Ja już jestem zaangażowany w dzieło niesienia pomocy, ja już pomagam".

Z drugiej strony, jeśli bierzemy udział w różnych programach kościelnych, np: "Wigilijne Dzieło Pomocy Dzieciom", czy pomoc dzieciom ofiarom wojny w Afryce, lub ostatnio pomoc dla Irkucka - również uczestniczymy w niesieniu pomocy. Zwykle nasz budżet domowy odczuwa udział w takich akcjach, a przecież nie możemy zaniedbać własnej rodziny. Nie zatracić wrażliwości, ale też zachować równowagę.

- Jednak nie możemy zamknąć oczu podjeżdżając do świateł na skrzyżowaniu, a nagie kikuty - przywożonych często z wielu sąsiednich krajów - kalek, głęboko zapadają nam w serca. Czy nie powinniśmy być jakoś chronieni przed taką natarczywością?

- Państwo ma zawsze pewne środki, narzędzia, aby zapewnić nam bezpieczeństwo na ulicach - choć trudną jest sprawą prosić straż miejską o usunięcie z ulicy matki z maleńkim dzieckiem. Jednak to my powinniśmy odpowiednie organy informować o sytuacjach budzących niepokój. Nie jest dobre dla niemowlęcia spędzanie dni na chodniku czy dla kaleki chodzenie między samochodami zatrzymującymi się pod światłami. Państwo ma wtedy ułatwioną sytuację, kiedy my właściwie reagujemy - nie wspieramy żebractwa naszymi pieniędzmi, domagając się jednocześnie od odpowiednich organizacji, by zajęły się tymi, którzy są bezradni. Powinniśmy więcej o tym mówić - a państwo powinno egzekwować prawo. Dlaczego usuwa się z głównych ulic handlarzy nie zauważając jednocześnie kalek i małych dzieci żebrzących na najruchliwszych jezdniach?

- A babcie czy rumuńskie dzieci żebrzące pod kościołami?

- Czy nam wypada domagać się ich usunięcia? A jeśli dochodzi do takich sytuacji, że ludzie ci wchodzą do kościoła w trakcie Mszy św., ciągnąc za rękawy modlących się, lub chodząc za księdzem zbierającym ofiarę? Oni lepiej znają rozkład Mszy św. niż parafianie.

Albo kiedy w trakcie ślubu pod kościołem ustawiają się żebracy, zdecydowani nie pozwolić opuścić terenu, jeśli nie dostaną " okupu"? To jest szantaż, przemoc - czy to jest dozwolone prawem? Rodzina państwa młodych dla świętego spokoju daje im - wcale nie takie drobne - pieniądze, nie chcąc zakłócenia podniosłych uroczystości. A oni mając harmonogram "pracy" na cały tydzień, z powodzeniem uprawiają swój "zawód".

- Są miasta w Polsce, gdzie skutecznie przeprowadzono program nie dawania pieniędzy na ulicach, skutecznie likwidując żebractwo. Czy w Warszawie, do której z całej Polski przyjeżdżają żebracy nie należałoby przeprowadzić podobnej akcji?

- Rozmawiałem z przedstawicielami Caritas wrocławskiej - tam m.in. była taka akcja - którzy mówili, że był to kontrowersyjny pomysł, ale spełnił swoją rolę. Opiekę nad biednymi czy chorymi przejęły placówki do tego powołane, a mieszkańcy przestali być napastowani na ulicach. W Warszawie taka akcja byłaby ogromne potrzebna, tym bardziej, że stołeczna opieka społeczna nie podoła problemom bezrobotnych i bezdomnych z całego kraju, a miasta, które "pozbyły się" uciążliwych mieszkańców nie chcą słyszeć o współfinansowaniu naszych przepełnionych ośrodków. Program taki trzeba byłoby podjąć wspólnie z władzami stolicy, organizacjami społecznymi jak Caritas czy PCK i mieszkańcami naszego miasta.

Prawdziwa bieda nie wystawia się na widok publiczny, nie wyciąga ręki "po prośbie". Emeryci z nędzną rentą czy renciści, którzy całe życie pracowali, a teraz nie stać ich na lekarstwa walczące z chorobą zawodową, to są biedni mający swoją godność. Czasami przymierają głodem, ale nikomu się nie poskarżą. Dopiero w ostateczności, ze łzami w oczach przyjdą do Caritas...

To nie człowiek jest panem swojego życia, i musimy pamiętać, że i my możemy kiedyś potrzebować pomocy, stracić pracę, zachorować. Zachowujmy wrażliwość na potrzeby innych, ale mądrze ją ukierunkowujmy. Biedni są dla nas bogactwem, skarbem przypominającym słowa Pana Jezusa z Góry Błogosławieństw. I zawsze oni będą wśród nas.

Mówiąc, że nie chcemy pomagać na ulicach mówimy, że chcemy pomagać lepiej, godniej, skuteczniej.

- Czyli pomagać, ale tak, by ta pomoc nie utrwalała sytuacji patologicznych, lecz na prawdę trafiała tam, gdzie jest potrzebna.

- Wystrzegajmy się niesienia pomocy na ulicach, w zamian za to włączmy się w działania organizacji pewnych, sprawdzonych, wiarygodnych, albo znajdźmy sobie osoby, którym moglibyśmy towarzyszyć w pokonywaniu ich biedy.

- Dziękuję za rozmowę.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2001-12-31 00:00

Ocena: +2 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Abp Tadeusz Wojda podczas Apelu Jasnogórskiego - byśmy z pomocą Maryi pragnęli odnawiać naszą wiarę

2024-05-03 08:16

[ TEMATY ]

Jasna Góra

Apel Jasnogórski

abp Tadeusz Wojda

Jasna Góra/Facebook

- Maryjo Królowo Polski! Jest naszą niepojętą radością, że dzisiaj, w przededniu Twojego święta, możemy się znowu zgromadzić przed Twoim obliczem w tym naszym narodowym sanktuarium, które od wieków jest mocno bijącym sercem wierzącej Polski - mówił na Jasnej Górze abp Tadeusz Wojda. Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski poprowadził modlitwę Apelu Jasnogórskiego w wigilię uroczystości Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski.

- Przychodzimy, aby u Ciebie szukać ukojenia dla naszych serc, umocnienia dla naszych słabnących sił, miłości do kochania innych mimo doznanych trudności, odwagi do dawania żywego świadectwa naszej wiary - mówił abp Wojda.

CZYTAJ DALEJ

Maryja uczy nas waleczności i odwagi

2024-04-15 13:27

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Karol Porwich/Niedziela

Rozważania do Ewangelii J 19, 25-27.

Piątek, 3 maja. Uroczystość Najświętszej Maryi Panny, Królowej Polski

CZYTAJ DALEJ

Niech miłość do Maryi będzie sprawdzianem polskiego ducha

2024-05-03 23:18

Karol Porwich / Niedziela

- Maryja Królowa Polski, to tytuł, którym określił Bogarodzicę 1 kwietnia 1656 r. król Jan Kazimierz podczas ślubów lwowskich, by dramatyczne wówczas losy Ojczyzny i Kościoła powierzyć jej macierzyńskiej opiece, przypomniał na rozpoczęcie wieczornej Mszy św. w intencji archidiecezji częstochowskiej o. Samuel Pacholski, przeor Jasnej Góry. Wieczorna Eucharystia pod przewodnictwem abp Wacława Depo, metropolity częstochowskiego oraz Apel Jasnogórski z udziałem Wojska Polskiego zwieńczyły uroczystości trzeciomajowe na Jasnej Górze. Towarzyszyła im szczególna modlitwa o pokój oraz w intencji Ojczyzny.

Witając wszystkich zebranych o. Samuel Pacholski, przypomniał, że „Matka Syna Bożego może być i bardzo chce być także Matką i Królową tych, którzy świadomym aktem wiary wybierają ją na przewodniczkę swojego życia”. Przywołując postać bł. Prymasa Stefana Wyszyńskiego, który tak dobrze rozumiał, że to właśnie Maryja jest Tą, „która zawsze przynosi człowiekowi wolność, wolność do miłowania, do przebaczania, uwolnienie od grzechu i każdego nieuporządkowania moralnego”, zachęcał wszystkich, by te słowa stały się również naszym programem, który będzie pomagał „nam wierzyć, że zawsze można i warto iść ścieżką, która wiedzie przez serce Królowej”.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję