Reklama

Świat

Syberia: Kościół w sercu tajgi

Aby przejechać z jednego krańca diecezji na drugi, potrzeba często kilku dni. Aby dostać się do sąsiedniej parafii – dobrego auta, które pokona niekiedy kilkaset kilometrów błotnistej lub oblodzonej drogi. Aby doczekać się "swojego" proboszcza – wielu lat modlitw o to, by na Syberię przybył jeszcze jeden kapłan, który zechce towarzyszyć lokalnej wspólnocie wiernych. Katolicka diecezja św. Józefa w Irkucku, o powierzchni ponad 10 tys.km. kw., to największa diecezja świata. Jak w soczewce, skupia ona wyzwania współczesnego Kościoła w Rosji, podejmowane przez niespełna 40-stu kapłanów i kilkadziesiąt sióstr zakonnych pracujących na tym terenie.

[ TEMATY ]

Kościół

Syberia

photo_mts/pl.fotolia.com

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

CICHE CZYNIENIE DOBRA

"Nam nie wolno pracować, nie wolno mówić głośno o Panu Bogu w szkołach, ani nawet w naszej świetlicy. Misja na Syberii polega na cichym czynieniu dobra. Wtedy dzieci i młodzież podchodzą i pytają: dlaczego to robisz? A my w odpowiedzi pokazujemy im Pana Boga" - mówi s. Samuela, albertynka, współprowadząca świetlicę dla dzieci w oddalonym o 90 km od Irkucka Usolu Syberyjskim. Wystarczy kilka rozmów z pracującymi w diecezji irkuckiej siostrami zakonnymi, by zrozumieć, że opieka nad dziećmi z ubogich i patologicznych środowisk, to ich główne zajęcie i często jedyna droga do nawiązania kontaktu z rozpadającymi się rodzinami. Odwrotnie, niż na Zachodzie, tutaj często to dzieci jako pierwsze przychodzą do sióstr, prosząc najpierw o chleb, następnie o opiekę nad bliskimi, aż wreszcie: o Pana Boga. To doświadczenie m.in. sióstr albertynek, których misja w Rosji trwa już 15 lat.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

"Dramat dzieci w Rosji polega na tym, że nie znają swoich ojców, nie wiedzą, czym jest pełna rodzina" - opowiada s. Samuela, która w świetlicy ma pod opieką ok. 25 dzieci w wieku od 8 miesięcy do 6 lat. Jak mówi, w Usolu nie brak rodzin, w których jest nawet 8 dzieci, choć często każde z nich ma innego ojca, a matki, zniewolonej nałogiem alkoholowym, nie ma w domu. "Te dzieci mają ogromny smutek w oczach. I niesamowitą rzeczą jest móc wywołać u nich uśmiech, a do tego często potrzeba bardzo niewiele: przytulić, pochwalić". I zadbać o podstawowe potrzeby, jak choćby posiłek, bo kanapki przygotowane przez siostry, to dla wielu dzieci jedyne pożywienie w ciągu dnia. Jak podkreślają misjonarki, aby skutecznie pomóc dzieciom, należy najpierw poznać realia ich codziennego życia, często bardzo surowe.

"Kiedy przyjechałam, chciałam te dzieci nauczyć mycia zębów. Pamiętam, jak Ania, wspaniała mała dziewczynka przyszła do mnie i powiedziała, że ona nie może codziennie myć zębów. Nie rozumiałam dlaczego, dopóki nie odwiedziłam ich bloku, w którym na jednym piętrze jest ok. 20 mieszkań, brakuje ciepłej wody, jest jedna łazienka i jedna toaleta." - mówi s. Samuela. Pytana o liczbę osób, żyjących w takich warunkach s. Samuela potrząsa głową. Nie sposób policzyć, ale potrzebujących jest bardzo, bardzo wielu.

Reklama

Podczas uroczystości poświęcenia kościoła w Usolu Syberyjskim, do s. Samueli garnie się gromadka zadbanych, roześmianych dzieci, niepodobnych do podopiecznych o których opowiada.

"To są dzieci naszych wychowanków, którym pomagały siostry, które były tu przede mną" – wyjaśnia albertynka, zapewniając, że dzięki pomocy sióstr wychowankowie całkowicie zmienili swoje życie, wyrwali się z patologicznego środowiska, założyli szczęśliwe rodziny i dziś sami pomagają potrzebującym.

Działalność podobną do świetlicy sióstr albertynek, prowadzi większość zakonów obecnych w tej części Rosji. Z okazji konsekracji usolskiego kościoła, do Irkucka przyjeżdżają m.in. dominikanki, pracujące w Błagowieszczeńsku, przy granicy z Chinami i w Ułan-Ude na Bajkałem a także siostry służebniczki, opiekujące się dziećmi m.in. w Czicie i w Angarsku. Zgodnie mówią, że dramatyczny los współczesnych rodzin na Syberii, to nie tylko efekt ubóstwa materialnego, ale też wieloletnich prób oderwania społeczeństwa od wiary w Boga.

"Tutaj przez wiele lat cerkwie były zamknięte, mówiło się, że Boga nie ma. Aby dziś to odwrócić – potrzeba całego pokolenia" – mówi s. Jola, dominikanka, dla której przyjazd z Błagowieszczeńska do Irkucka, to kilkudniowa wyprawa koleją transsyberyjską.

"W ten sposób zniszczono podstawową komórkę społeczną: rozbito rodzinę, zabrano ludziom nadzieję i podstawowe odniesienie do Boga" – dodaje s. Samuela.

O działalności sióstr wiele osób mówi, że to właśnie przywracanie nadziei. Misjonarki prowadzą je, pokonując także wiele codziennych trudności, takich, jak tymczasowe prawo pobytu w Rosji, wymagające ponownego składania dokumentów i regularnych wyjazdów do Polski, a także zakaz podejmowania pracy zarobkowej. "Tak naprawdę, to pracujemy tu bez wynagrodzenia. Dzięki ofiarom, które wpływają, udaje nam się nakarmić potrzebujących tutaj, przy przedszkolu, które prowadzimy. A jak trzeba pieniędzy na leczenie, to zgromadzenie z Polski nam pomaga" – mówią siostry służebniczki z Angarska.

Reklama

Pytane o to, jakiego wsparcia potrzebują w codziennej działalności, siostry mówią zgodnie, że oprócz modlitwy i wsparcia materialnego, potrzeba po prostu rąk do pracy, a wolontariusze, którzy chcieliby im pomóc, zawsze są mile widziani.

RĘCE PANA BOGA

Dla tych mieszkańców Rosji, którzy poznali Pana Boga i Kościół, wyzwaniem, a nawet marzeniem jest poznanie Kościoła powszechnego. Ostatnio udało się to m.in. 130-osobChoć wyjazd przekraczał ich możliwości finansowe, pomocne okazało się dofinansowanie z projektu "Bilet dla Brata" stworzonego przez polską młodzież. Jak się okazało, wyjazd był duchową inwestycją nie tylko w młodzież, ale też w całą wspólnotę lokalnego Kościoła, do której młodzi pielgrzymi powrócili pełni nowego zapału. Spontaniczne opowieści o tym wyjeździe, w których wzruszenie przeplata się z entuzjazmem, świadczą o wciąż żywych wspomnieniach spotkania w Polsce.

- ŚDM było dla mnie jednym z najważniejszych wydarzeń w życiu. Nie znam zbyt wielu ludzi, którzy są katolikami, ale staram się, żeby jak najwięcej osób mogło dowiedzieć się w co wierzymy i co jest prawdą. Przyprowadziłem do Kościoła kilkoro przyjaciół – opowiada płynną polszczyzną siedemnastoletni Andrzej, ministrant w irkuckiej katedrze, spotkany po niedzielnej Mszy św. Jest Rosjaninem, ale uczy się polskiego od jednego z tutejszych księży, bo – jak mówi – język polski, to dla niego język Kościoła. Tym bardziej, że po ŚDM spędzonych w Ełku i w Krakowie utrzymuje kontakt z wieloma osobami z Polski. - W Ełku mieszkaliśmy u starszej pani, która nas bardzo dobrze przyjęła, dbała o nas i rozmawiała z nami tak po prostu: o wierze, kulturze, o życiu... o wszystkim. Te zwykłe rozmowy były dla mnie bardzo ważne!

Reklama

"Niektórzy z nich widzą księdza raz na miesiąc, kościoła nie mają wcale, bo liturgia jest sprawowana w domach. W niektórych kościołach w Polsce, oni naprawdę klękali i płakali – dziewczyny i chłopaki. Dla nich to było niesamowite, że są kościoły mające setki lat. Tutaj takich nie mają" - wspomina ks. Włodzimierz Siek SVD, wikariusz generalny diecezji irkuckiej i proboszcz katedry, który towarzyszył młodzieży podczas ełckich Dni w Diecezjach i spotkania w Krakowie.

Ks. Siek wspomina też niezwykłą atmosferę towarzyszącą spotkaniom młodzieży z poszczególnych krajów byłego bloku sowieckiego, zwłaszcza spotkaniu młodzieży rosyjskiej i ukraińskiej. "Nasze obawy okazały się niepotrzebne. To jest droga pojednania: te dzieciaki klękały obok siebie, oni modlili się razem, ściskali, obejmowali, a potem robili wspólnie zdjęcia, z flagami: rosyjską obok ukraińskiej".

Uliana, dziewiętnastoletnia studentka architektury z Irkucka, udział w ŚDM nazywa "małym cudem", bo jej niewierzący rodzice w ostatniej chwili niespodziewanie zezwolili na ten pierwszy zagraniczny wyjazd w jej życiu. "Byłam pewna, że się nie zgodzą i bardzo bałam się rozmowy z mamą, ale kiedy ona pozwoliła mi jechać, wiedziałam, że to działanie Ducha Świętego. Tym bardziej, że tuż przed wyjazdem mama powiedziała, że w ogóle nie pamięta, że zgodziła się na mój udział w ŚDM".

Z samego spotkania w Krakowie, Uliana wspomina wstrząsające dla niej świadectwo młodej Syryjki, która podczas czuwania na Campus Misericordiae opowiadała o swoich rówieśnikach, umierających za wiarę. "Za każdym razem, kiedy pojawia się wątpliwość, czy pójść dziś do kościoła, czy nie, przypominam sobie, jak wielu ludzi nie ma tego, co my mamy, a czego nie doceniamy" – mówi. Najmocniej przeżyła sobotnią adorację. "Wtedy w czasie modlitwy przyszło mi do głowy, że Pan Bóg nie ma rąk, by czynić miłosierdzie na ziemi, że to my, powinniśmy być jego oczami i zauważać tych, którzy potrzebują miłosierdzia. Gdyby wszyscy chrześcijanie to zrozumieli, żylibyśmy chyba w Raju" – dodaje ze śmiechem.

Reklama

BÓG, KTÓRY NIE ZAWSZE MA IMIĘ

Dla irkuckiej młodzieży wzorem osoby, która w praktyce realizuje powołanie do tego, by na Syberii być "rękami Pana Boga" jest Barbara Zięba, pochodząca z Puław świecka misjonarka, którą także można spotkać w tutejszej katedrze. Od 16 lat Barbara pomaga osobom uzależnionym na terenie diecezji irkuckiej. Pomoc alkoholikom i narkomanom oraz ich rodzinom, organizacja szkoleń i kursów dla lekarzy i konsultantów, pomoc w organizacji ośrodków i systemu pomocy osobom uzależnionym – to działalność, której owoce już teraz są widoczne. Jednym z nich jest telefon zaufania działający przy irkuckiej katedrze od ponad 14 lat. Pytana o skalę problemu alkoholowego i narkotykowego, Barbara mówi, że to zjawisko powszechne, choć uzależnionych nikt na Syberii nie liczy.

"Słyszałam kiedyś, że co 10 osoba w obwodzie irkuckim jest zarażona wirusem HIV. To poniekąd pokazuje skalę zjawiska narkomanii" - mówi i dodaje, że uzależnieni i współuzależnieni, to osoby, którym terapia pomaga wyzwolić ukryte w nich wielkie pokłady dobra.

"Szczególnie ci, którzy weszli na drogę zmiany, czyli np. są w AA i pracują nad sobą, okazują się wspaniałymi ludźmi. Oni ogromnie poświęcają się służbie innym, oddają potrzebującym ogrom swojego czasu. Wszyscy moi wolontariusze, czy na telefonie zaufania, czy w innych działaniach, to są ludzie z tego środowiska. W tych ludziach znajduję najwięcej gotowości do wolontariatu, ponadto oni, pomagając innym, pomagają także sobie".

Reklama

Barbara podkreśla misyjny charakter swojej pracy, polegający także na tym, że osoby proszące o pomoc, są często niewierzące, a podejmowana przez nich terapia bywa początkiem ich drogi do Boga. "Oni mają ogromne doświadczenie tej Siły Wyższej, którą nazywają Bogiem, lub nie. Mówią jak ludzie wierzący, doświadczają działania Boga i są w stanie poprzeć to przykładami konkretnych wydarzeń ze swojego życia. To jest Bóg, tylko na razie nie dla każdego z nich On ma imię" - relacjonuje misjonarka, dodając, że świadectwa osób uzależnionych często porażają swoją głębią i prostotą. "Daj Boże, żeby to się rozwijało w życie eklezjalne, żeby doszli do sakramentów" – mówi.

Pytana o to, jak można pomóc, misjonarka mówi, że od lat ważne jest wsparcie w organizowaniu przyjazdu do Rosji specjalistów z Polski. "Zajmując się tym tematem jako osoba świecka mam możliwość dojścia do wielu środowisk, także ministerialnych, uniwersyteckich itp. Otwartość na prowadzenie szkoleń i spotkań jest duża, ale muszę mieć odpowiednie środki na zaproszenie specjalistów z Polski" – tłumaczy.

Z POLSKI, TO ZNACZY: DOBRY

Nie tylko współcześnie Polacy kojarzeni są z niesieniem pomocy mieszkańcom Syberii. Na hasło "jestem z Polski", otwiera się dziś wiele serc i domów. Syberyjscy gospodarze wiedzą ze wspomnień, że już w czasach zesłań, wielu trafiających tu Polaków pomagało mieszkańcom, roztaczając nad nimi opiekę medyczną, ucząc uprawy roli, dzieląc się wykształceniem zdobytym w Polsce, a także sprawując posługę sakramentalną.

Bogatą historią relacji polsko-rosyjskich fascynuje się m.in. ks. Wojciech Piekarski, proboszcz parafii w Sludiance nad Bajkałem. Wprawdzie jest jedynym proboszczem katolickim nad Bajkałem, jednak wraz z parafianami spotyka się na modlitwie w zaadaptowanym na kaplicę domu, bo w miejscu dawnego kościoła w Sludiance stoją dziś budynki policji.

Reklama

"Może się to wydawać niewiarygodne, ale tutaj bardzo nas, Polaków, cenią i lubią. Na Syberię był wysyłany kwiat narodu polskiego: ludzie, którzy nie myśleli tylko o sobie, ale nawet w tak trudnych warunkach troszczyli się o innych" – przekonuje ks. Wojciech.

Jako przykład Polaka, który miał wielki wkład w rozwój Syberii, kapłan podaje Benedykta Dybowskiego i Jana Czerskiego, polskich naukowców i zesłańców, którzy zajmowali się m.in. badaniem Bajkału. "Tutaj mamy góry Dybowskiego, a tutaj Szczyt Czerskiego, w masywie Chamar Daban. Miejsc nazwanych ich imieniem jest tu zresztą znacznie więcej" – pokazuje na mapie kapłan, który na co dzień mieszka na terenach, na które zostali zesłani Polacy po upadku Powstania Styczniowego.

Tak, jak dawniej zesłańcy i dobrowolni emigranci, tak dziś polscy misjonarze i misjonarki cieszą się wdzięcznością mieszkańców Syberii i innych części Rosji. Spośród misjonarzy z całego świata, najwięcej jest właśnie Polaków – na terenie całego kraju pracuje dziś ok. 1000 polskich księży i sióstr zakonnych. To jednak wciąż za mało.

O tym, że na Syberii brakuje kapłanów dla wiernych różnych obrządków, świadczy choćby scena, rozgrywająca się przy drodze wiodącej z Irkucka do Sludianki. Na przydrożnym cmentarzu rozpoczyna się uroczystość pogrzebowa. Furgonetką przywieziono przystrojoną trumnę z ciałem starszej pani, wokół odśnieżonego grobu zgromadziła się garstka osób z – tradycyjnymi dla tej okolicy – sztucznymi wieńcami w żywych barwach. Brakuje jedynie duchownego, ale pomimo jego nieobecności, zebrani sami rozpoczynają krótką ceremonię.

- Takie pogrzeby, to częsty widok – mówi ks. Wojciech – Często kapłan nie jest w stanie dojechać.

2016-11-30 11:09

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Przewodniczący KEP: w przypadku doktryny Kościół nie może się różnić

[ TEMATY ]

Kościół

abp Stanisław Gądecki

KEP

Włodzimierz Rędzioch

W przypadku doktryny Kościół nie może się różnić, nie może być różnych punktów widzenia w różnych częściach świata, na różnych kontynentach. Doktryna katolicka musi być taka sama dla wszystkich – powiedział przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki podczas briefingu z obrad synodalnych, który odbył się w watykańskim Biurze Prasowym 26 października br.

Przewodniczący Episkopatu przyznał, że „synodalność, którą zastosowaliśmy już dwa lata temu pokazała, że istnieje już metoda, za pomocą której można postępować w synodalności, ale która również może być zastosowana w kwestiach wojen, konfliktów światowych, tego wszystkiego, czego rzadko można uniknąć w sposób pokojowy”.

CZYTAJ DALEJ

Święty ostatniej godziny

Niedziela przemyska 15/2013, str. 8

[ TEMATY ]

święty

pl.wikipedia.org

Nawiedzając pewnego dnia przemyski kościół Ojców Franciszkanów byłem świadkiem niecodziennej sytuacji: przy jednym z bocznych ołtarzy, wśród rozłożonych książek, klęczy młoda dziewczyna. Spogląda w górę ołtarza, jednocześnie pilnie coś notując w swoim kajeciku. Pomyślałem, że to pewnie studentka jednej z artystycznych uczelni odbywa swoją praktykę w tutejszym kościele. Wszak franciszkański kościół, dzisiaj mocno już wiekowy i „nadgryziony” zębem czasu, to doskonałe miejsce dla kontemplowania piękna sztuki sakralnej; wymarzone miejsce dla przyszłych artystów, ale także i miłośników sztuki sakralnej. Kiedy podszedłem bliżej ołtarza zobaczyłem, że dziewczyna wpatruje się w jeden obraz górnej kondygnacji ołtarzowej, na którym przedstawiono rzymskiego żołnierza trzymającego w górze krucyfiks. Dziewczyna jednak, choć później dowiedziałem się, że istotnie była studentką (choć nie artystycznej uczelni) wbrew moim przypuszczeniom nie malowała tego obrazu, ona modliła się do świętego, który widniał na nim. Jednocześnie w przerwach modlitewnej kontemplacji zawzięcie wertowała kolejne stronice opasłego podręcznika. Zdziwiony nieco sytuacją spojrzałem w górę: to św. Ekspedyt - poinformowała mnie moja rozmówczyni; niewielki obraz przedstawia świętego, raczej rzadko spotykanego świętego, a dam głowę, że wśród większości młodych (i chyba nie tylko) ludzi zupełnie nieznanego... Popularność zdobywa w ostatnich stu latach wśród włoskich studentów, ale - jak widać - i w Polsce. Znany jest szczególnie w Ameryce Łacińskiej a i ponoć aktorzy wzywają jego pomocy, kiedy odczuwają tremę...

CZYTAJ DALEJ

Ks. Halík na zgromadzeniu COMECE: Putin realizuje strategię Hitlera

2024-04-19 17:11

[ TEMATY ]

Putin

COMECE

Ks. Halík

wikipedia/autor nieznany na licencji Creative Commons

Ks. Tomas Halík

Ks. Tomas Halík

Prezydent Rosji Władimir Putin realizuje strategię Hitlera, a zachodnie iluzje, że dotrzyma umów, pójdzie na kompromisy i może być uważany za partnera w negocjacjach dyplomatycznych, są równie niebezpieczne jak naiwność Zachodu u progu II wojny światowej - powiedział na kończącym się dziś w Łomży wiosennym zgromadzeniu plenarnym Komisji Episkopatów Wspólnoty Europejskiej (COMECE) ks. prof. Tomáš Halík. Wskazał, że „miłość nieprzyjaciół w przypadku agresora - jak czytamy w encyklice «Fratelli tutti» - oznacza uniemożliwienie mu czynienia zła, czyli wytrącenie mu broni z ręki, powstrzymanie go. Obawiam się, że jest to jedyna realistyczna droga do pokoju na Ukrainie”, stwierdził przewodniczący Czeskiej Akademii Chrześcijańskiej.

W swoim wystąpieniu ks. Halík zauważył, że na europejskim kontynentalnym zgromadzeniu synodalnym w Pradze w lutym 2023 roku stało się oczywiste, że Kościoły w niektórych krajach postkomunistycznych nie przyjęły jeszcze wystarczająco Vaticanum II. Wyjaśnił, że gdy odbywał się Sobór Watykański II, katolicy w tych krajach z powodu ideologicznej cenzury nie mieli lub mieli minimalny dostęp do literatury teologicznej, która uformowała intelektualne zaplecze soboru. A bez znajomości tego intelektualnego kontekstu niemożliwe było zrozumienie właściwego znaczenia soboru. Dlatego posoborowa odnowa Kościoła w tych krajach była przeważnie bardzo powierzchowna, ograniczając się praktycznie do liturgii, podczas gdy dalszych zmian wymagała mentalność.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję