Reklama

13 lat po przeszczepie serca

Powtórnie narodzony

Budzisz się i nie możesz uchylić powieki. Zza zasłony ciszy dochodzą nawoływania pielęgniarek, że jest okey, udało się! Ach tak, przecież prof. Religa wszczepił ci nowe serce, czy to było wczoraj, czy wieki temu? Choć nadal nie możesz drgnąć, czujesz, ustał nieznośny łomot twojego serca. Dawnego, chorego serca. Więc chyba się udało...? Z tą myślą zapadasz w uzdrawiający sen.

Niedziela kielecka 49/2004

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Nie dać się chorobie

Roman Baczewski, zdrowy, silny mężczyzna - 1,85 m wzrostu, 100 kg wagi, zaprawiony w chodzeniu po górach - przeziębił się. Była zima 1991 r. Wyglądało to na grypę, z dreszczami, stanem podgorączkowym i nietypowym kaszlem. Wkrótce pojawiło się niezwyczajne zmęczenie, nierówne bicie serca. Pierwsze wizyty u lekarzy nie wskazywały na nic groźnego, dopiero diagnoza dr Marianny Janion ze Szpitala Wojewódzkiego w Kielcach okazała się trafna i złowieszcza: kardiomopatia rozstrzeniowa. Nazwa choroby nic mu wtedy nie mówiła. Dzisiaj wyjaśnia: „Choroba ta powoduje zniszczenie mięśnia sercowego, następuje jego przerost i zwłóknienie. Mięsień sercowy przestaje spełniać swoją rolę, nie rozprowadza w sposób należyty krwi po całym organizmie. Proces ten przebiega zazwyczaj gwałtownie i człowiek szybko staje się »wrakiem«”.
Choć nie dopuszczał do siebie myśli, że w wieku 42 lat może zostać kaleką, a nawet umrzeć, dalsze leczenie i pobyt w Instytucie Kardiologii w Aninie, gwałtowne pogarszanie się zdrowia - załamywały. Nogi wiotczały, duszność, osłabienie. Przy tym wszystkim poranna toaleta trwała godzinę. Wiedział, że jedynym ratunkiem jest przeszczep serca.
Roman Baczewski: „Co teraz będzie ze mną i moją rodziną? Mam chorą, niepracującą żonę i córkę, uczącą się dopiero w liceum. Jakie dla niej perspektywy rozwoju? Jak będziemy mogli godnie żyć za ewentualną rentę? Jeśli uda mi się przeżyć, muszę zapomnieć o ukochanych górach, po których co roku wędrowaliśmy całą naszą trójką. Takie i inne myśli kotłowały mi się w głowie przez cały czas. Byłem bliski załamania (...).
Przeszczep - był to dla mnie szok! Resztkami sił chodziłem otumaniony po szpitalu w Aninie. Była późna noc, gdy znalazłem się w kaplicy na terenie Instytutu. Coś mnie tam wiodło. Oprzytomniałem przed obrazem Matki Bożej Częstochowskiej. Dookoła była ciemność, tylko kaganek oświetlał obraz. Wpatruję się weń i nie dowierzam własnym oczom - Matka Boska uśmiecha się do mnie! Wybałuszam oczy i widzę to samo - uśmiecha się do mnie Czarna Madonna. Padam na kolana z płaczem i krzykiem, modlę się, proszę o łaskę, o opiekę. Nie wiem, jak długo to trwało. Gdy oprzytomniałem, wszystko wróciło do normy. Od ołtarza wróciłem dziwnie uspokojony. Zacząłem wierzyć, że doczekam operacji, przeżyję ją i późniejsze życie ułoży się szczęśliwie”.

Reklama

Przeszczep prosty i nieprosty

Oczekiwanie na przeszczep trwało pół roku. Problematykę przeszczepów determinuje cały dział wiedzy medycznej, etyki, określone stanowisko Kościoła, wyrażone m.in. papieskim nauczaniem (pisaliśmy na temat w 43/2004 numerze Niedzieli Kieleckiej). Wyjaśnijmy jedynie, że dla pomyślnego przeprowadzenia przeszczepu wymagana jest zgodność kilku parametrów, w tym przede wszystkim: wagi, grupy krwi...
Czy potrafimy sobie wyobrazić nastrój człowieka, wiezionego karetką na sygnale do kliniki w Zabrzu (serce poza organizmem dawcy i biorcy może żyć do 4 godzin), błyskawiczne przygotowania do zabiegu, przerwane... wycofaniem się rodziny dawcy? Ale druga strona problemu to rozpacz najbliższych tegoż potencjalnego dawcy - osoby przeważnie młodej, która nagle, często w wypadku motocyklowym, straciła życie.
Baczewskiemu udało się za czwartym razem. Wie tylko tyle, że mężczyzna miał 26 lat i pochodził z Warszawy.
Roman Baczewski: „Mam kolegę, który żyje dzięki temu, że matka ofiary wypadku zdecydowała oddać serce swojego syna innemu człowiekowi. Matka dawcy serca poznała później kolegę i do dzisiaj żyją jak w najbliższej rodzinie (...).
Operował mnie sam mistrz prof. Zbigniew Religa. To przede wszystkim ktoś niepowtarzalny dla chorych, a dopiero później wspaniały lekarz. Sam kontakt z profesorem daje wiarę, że operacja się uda. Jest człowiekiem bezpośrednim, traktuje wszystkich pacjentów na równi. Sam opowiadał, że jego fachowość to zaledwie 30-40 procent szansy, reszta jest w rękach Boga. Miałem ogromne szczęście, że to właśnie on mnie operował (...)”.
Baczewski pamięta, że na salę operacyjną tamtego pamiętnego 10 lipca 1992 r. zawieziono go o 23.30, a przywieziono do sterylnej izolatki o 5.30. Dzisiaj ze znawstwem opowiada o operacji - od momentu rozszczepienia żeber, żeby zapewnić chirurgowi swobodny manewr - po zszycie na przysłowiową „okrętkę”; swobodnie cytuje prof. Religę (który m.in. twierdzi, że przeszczep to jeden z najprostszych zabiegów na sercu). Zaraz po operacji przychodzi trudny i niebezpieczny okres dla pacjenta, z ryzykiem odrzutu przeszczepu w ciągu pierwszych 24 godzin, 7 dni, 14 dni. Jemu się udało. Statystyki mówią, że czterech szczęściarzy na dziesięciu jest w stanie żyć z nowym sercem.
Roman Baczewski: „Podczas Wszystkich Świętych zapalam świeczkę na grobie nieznanej osoby i modlę się w czasie codziennej modlitwy za jej duszę. Chociaż w ten sposób chcę spłacić dług wdzięczności wobec nieznanego dawcy”.

Powrót do życia

W ośrodku rehabilitacyjnym w Reptach Śląskich, pod okiem specjalistów, uczył się żyć z nowym sercem. Aż wreszcie sam, o własnych siłach, odbył długi spacer. Całe 6 kilometrów.
Córka usamodzielniła się, skończyła studia. Państwo Baczewscy chcą i umieją żyć godnie, pomimo że doświadczają wielu ograniczeń, a same leki kosztują 400-500 zł miesięcznie. Roman Baczewski podkreśla swą wdzięczność dla poczynań b. ministra pracy, nieżyjącego Jacka Kuronia, który w 1993 r. utworzył Fundację Niepełnosprawnych, stworzył prawne warunki umożliwiające podjęcie pracy osobom niepełnosprawnym.
Kielecka Fabryka Pomp „Białogon” utworzyła dla Baczewskiego stanowisko pracy, zgodnie z jego możliwościami. Dzięki temu nie musi wyciągać ręki po jałmużnę do opieki społecznej. Dzisiaj pan Roman obawia się, że wicepremier Jerzy Hausner odbierze niepełnosprawnym te możliwości. Jego zdaniem to „bezduszność, maniactwo, skandal”. Pamięta, jak trudny był dla niego ponad roczny czas bezczynności.
Codziennie gimnastykuje się, rowerek to nieodłączny towarzysz życia. Dba o kondycję i odpowiednią dietę, unika przemęczenia i przeziębień, umiarkowany ruch, aż do lekkiego zmęczenia - wskazany. I wrócił do ukochanych wędrówek po górach. Żartuje, że dawniej zdobywał szczyty, teraz szuka obejść. Ale dzięki chorobie odkrył Góry Świętokrzyskie. Czasami analizuje swój przypadek i w nieszczęściu odkrywa całe to - jednak - szczęście, które mu się przydarzyło: od 13 lat nowe życie, z dystansem do wielu spraw, z doznawaniem wciąż na nowo jego uroków.
Może ten przypadek pomoże komuś nie dać się chorobie, uwierzyć, że wszystko jest możliwe, pomoże zawalczyć o nowe serce?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

Elżbieta Rafalska: Umiejętnie potrafiliśmy skorzystać ze środków unijnych przez 20 lat obecności w UE

2024-04-29 07:49

[ TEMATY ]

Łukasz Brodzik

Elżbieta Rafalska

YouTube

Rozmowa z europoseł Elżbietą Rafalską

Rozmowa z europoseł Elżbietą Rafalską

Umiejętnie potrafiliśmy skorzystać ze środków unijnych przez 20 lat obecności w Unii Europejskiej, a swoboda przepływu osób i usług była najcenniejszą wartością tego okresu - podkreśla Elżbieta Rafalska w rozmowie z portalem niedziela.pl.

Europoseł Prawa i Sprawiedliwości dodaje jednak, że wstępując do Unii Europejskiej byliśmy przekonani o gwarancji zachowania swojej odrębności, co dziś nie jest już takie oczywiste.

CZYTAJ DALEJ

Nieprzechodni puchar

2024-04-29 23:36

Kacper Jeż/ LSO DT

    W Brzesku odbyły się XVII Mistrzostwa Liturgicznej Służby Ołtarza Diecezji Tarnowskiej w Piłce Nożnej Halowej.

    W rozgrywkach wzięło udział 46 drużyn z całej diecezji. Łącznie na trzech brzeskich halach zagrało ponad 300 ministrantów i lektorów.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję