Nazywamy Mszę św. Ofiarą Nowego Testamentu. Mówimy o naszym udziale w tej Ofierze. Niekiedy też posługujemy się skrótowym wyrażeniem: „dać na ofiarę”, mając przy tym na uwadze złożenie pieniężnego
datku na tacę w kościele. W codziennym języku mówimy czasem o ofierze jako o czynie, który wymaga poświęcenia i trudu. Ale też niejednokrotnie używamy tego wyrazu w ujemnym sensie, nazywając kogoś z naszych
bliźnich ofiarą, albo ofiarą losu. Mamy na myśli kogoś okropnie niezaradnego, komu się nic nie udaje i nie wiedzie, bo już taki jest - „skazany” na porażkę i lekceważenie ze strony ludzi
przedsiębiorczych, ludzi sukcesu.
Można więc mieć poważną wątpliwość, czy współczesny człowiek rozumie religijny, nadprzyrodzony sens ofiary koniecznej w życiu, a zwłaszcza sens Ofiary Chrystusa i naszego w niej udziału.
Musimy zatem sięgnąć do Bożego Objawienia, do początków ludzkiej historii. Dramatem, który tę historię od początku zakłóca, jest grzech człowieka. Grzech, będący wyrazem odrzucenia Bożej przyjaźni,
buntem przeciwko woli Bożej, podeptania Bożego prawa, nakazu czy zakazu. Taki charakter miał grzech pierwszych rodziców. Człowiek za podszeptem szatana zaczął myśleć, że Bóg powodowany zazdrością, nie
chce człowieka dopuścić do swojej wiedzy, ale pragnie trzymać człowieka w zależności i poddaństwie. Szatan mówi do człowieka: Gdy spożyjecie owoc z drzewa poznania dobra i zła, otworzą się wam oczy i
tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło (Rdz 3, 5). Znać dobro i zło oznacza tutaj samodzielnie, bez liczenia się z Bogiem, decydować o tym, co dobre i złe. Otóż człowiek zapragnął zdobyć taką wiedzę
i taką władzę, gdyż sądził, że Bóg mu tej wiedzy i tej władzy zazdrości.
Jakie były tego następstwa dla pierwszej pary ludzkiej i dla całej ludzkości, która od tej pierwszej pary pochodzi? Pisze o tym św. Paweł: Przez nieposłuszeństwo jednego człowieka wszyscy stali się
grzesznikami... Przestępstwo jednego człowieka sprowadziło na wszystkich ludzi śmierć i wyrok potępienia. Wszyscy wskutek grzechu tego jednego człowieka rodzą się w stanie nieprzyjaźni z Bogiem. Wszyscy
dziedziczą wyrok, jaki ściągnął na siebie pierwszy człowiek grzechem swego nieposłuszeństwa i odrzuceniem Bożej przyjaźni (por. Rz 5, 12-19). Coś z tej postawy jest w każdym grzechu. Człowiek, stworzony
przez Boga na Jego obraz i podobieństwo, mówi swojemu Stwórcy: Nie! Nie będę Ci służyć.
Pan Bóg nie pozostawił jednak człowieka w tym ciemnym zaułku, w jaki sam człowiek się wpędził. Posłał na świat swojego Syna, który stał się człowiekiem podobnym do każdego z nas we wszystkim, z wyjątkiem
grzechu (por. J 3, 16; Hbr 4, 15). Stał się człowiekiem, w którym ludzkość otrzymała nowy ideał człowieka doskonale zaprzyjaźnionego z Bogiem. Ideał człowieka, dla którego Bóg jest zawsze Bogiem.
Owszem - Syn Boży przyszedł, aby tę straszną sytuację człowieka skłóconego z Bogiem naprawić. Przyszedł i wziął na siebie całą tę ludzką nędzę - łącznie ze śmiercią - aby człowieka z
tej nędzy wyzwolić.
W czasach przed Chrystusem, w Starym Przymierzu, ludzie szukali drogi do Boga przez składanie Mu materialnych ofiar ze zwierząt i płodów ziemi. Ludzie pragnęli w ten sposób wyrazić swą zależność od
Boga, przebłagać Go za popełnione grzechy, niejako złożyć swe grzechy na zwierzęta, aby się od grzechu uwolnić.
Pomóż w rozwoju naszego portalu