Ile razem dróg przebytych?
Ile ścieżek przedeptanych?
Ile deszczów, ile śniegów
Wiszących nad latarniami?
(Pieśni, K. I. Gałczyński)
Takie pytania mogą sobie stawiać Józefa i Antoni Egeman, którzy 4 lutego 1940 r. ślubowali sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz to, że się nie opuszczą aż do śmierci. Pytani o to, co ich przed laty połączyło, mówią, że miłość od pierwszego wejrzenia. A o tym, że była i jest ona prawdziwa, świadczą wspólnie przeżyte lata i pokonywane w tym czasie problemy.
Pani Józefa ma 83 lata, pan Antoni 88. Pobrali się jako młodzi ludzie. W tym roku obchodzą 65-lecie zawarcia związku małżeńskiego. Świętowanie tej rocznicy jak co roku, rozpoczęli Eucharystią.
Wojna
Reklama
Jest 1940 rok. Spotykają się na wojennym weselu, bez muzyki i tańca. Znają się krótko, ale każde z nich wie, że „tylko on” i „tylko ona”. Trwa wojna i każdy przeżyty dzień był cudem. Czekanie i odkładanie decyzji o wspólnym życiu to ryzyko. Stają na ślubnym kobiercu, a następnie mieszkają z rodzicami panny młodej, posiadającymi niewielkie gospodarstwo rolne w Porębie-Kuźnicy.
W 1943 r. państwo Egemanowie mają już dwoje dzieci. Ten rok jest jednak szczególnie trudny dla młodej rodziny. Pani Józefa, pochwycona w łapance, trafia najpierw do więzienia w Łodzi, a później do niemieckiego obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Każdego dnia kobieta kieruje do Ojca Miłosiernego słowa: „Boże mój, w Twoim ręku są moje losy”. Pan Antoni usilnie stara się czegoś dowiedzieć o losie ukochanej kobiety, jednak bezskutecznie. Niedługo po tym wydarzeniu sam zostaje wywieziony na przymusowe roboty do Rzeszy, gdzie wykonuje katorżniczą pracę do końca wojny.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Powroty
Mijają dwa lata. Przychodzi upragniony koniec wojny. Pan Antoni wraca do domu i zastaje dzieci z teściową, która ma niezachwianą nadzieję i często powtarza: „Ona na pewno wróci, ona musi wrócić, Matka Boża z Jasnej Góry ją przyprowadzi”. Wróciła, chociaż trwało to kilka miesięcy. Pani Józefie udaje się zbiec z transportu więźniów jadących z Oświęcimia do obozu w Ravensbrück. Dzieci nie poznają pani Józefy. Syn powtarza, że jego mama miała długie włosy a ta pani ma takie bardzo krótkie. Córka przytula się do mamy, nie pamieta jak ona wyglądała przed pobytem w obozie, cieszy się, że nareszcie ją odzyskała.
Praca
Reklama
„Tata pochodzi z rodziny o tradycjach murarskich - wspomina jedna z córek. Wybudował w swoim życiu kilkadziesiąt budynków, m.in. był jednym z budowniczych kościóła pw. Świetych Apostołów Piotra i Pawła w Częstochowie oraz gmachu Wyższego Seminarium Duchownego w Częstochowie. Jest bardzo pracowity i dokładny. Kiedy inni wątpili w powodzenie jakiejś budowy, dodawał im odwagi. Zachęcił do budowy własnego domu wiele rodzin, które dzisiaj są mu za to wdzięczne. Nauczył nas wytrwałości w pracy i w dążeniu do celu. Tata wiele wymaga od siebie i od innych. Mama nadal jest strażniczką domowego ogniska. Łagodna, ciepła, wycisza wszystkie burze i niepokoje. Dba o męża i dzieci. Pamiętam, jak zawsze potrafiła wyczarować z niczego prezenty pod choinkę: robiła dla dzieci sweterki, czapki, szaliki. Razem z prezentami dawała najbliższym swoje nieprzespane noce i miłość widoczną w każdej najmniejszej nawet rzeczy”.
Modlitwa
„Bardzo ważnym elementem naszego życia była i jest modlitwa - mówi córka. - Przez te wszystkie trudne lata gromadziliśmy się wieczorem w naszym domu, aby dziękować Bogu za otrzymane łaski. To, że rodzice wrócili po wojnie zawdzięczamy codziennej modlitwie i pobożności naszej babci Franciszki, która klękała z 4 wnucząt i kierowała prośby do Jasnogórskiej Pani. To za wstawiennictwem Matki Bożej Częstochowskiej dużo spraw i problemów udało nam się rozwiązać. Myślę, że szczególną moc miała ta modlitwa, kiedy do pacierza klękaliśmy jako dzieci, błagając o ocalenie życia taty. Modlitwa i zawierzenie Maryi Częstochowskiej odkąd pamiętam były obecne w domu naszych rodziców i dziadków. Mama od prawie 25 lat jest we Franciszkańskim Zakonie Świeckich”.
Teraźniejszość
Dzisiaj Jubilaci z uśmiechem patrzą na stare fotografie. Trudno im uwierzyć, że minęło już 65 lat. Wychowali 6 dzieci, mają 13 wnucząt i 10 prawnucząt. Przez wszystkich są kochani i szanowani. „Uroczystości rodzinne rozpoczynamy zawsze Mszą św. mówi córka. Może dlatego Pan nam błogosławi. Przykład dawali i nadal dają nam Rodzice. Codziennie dużo modlą się, a w niedzielę i świeta nie zapominają o Eucharystii. Żyjemy w rodzinie trzypokoleniowej, nasze dzieci uczą się od Dziadków tego, co w życiu najważniejsze: wzajemnego szacunku i miłości, która nigdy się nie kończy”.