Reklama

Świat

Izrael/Strefa Gazy: „Droga do pokoju” (reportaż)

Rozwiązanie leży we wzajemnym dialogu i zaufaniu. Trzeba usiąść do rozmów i wysłuchać drugiej strony. To jedyny cywilizowany sposób na porozumienie. A przemoc prowadzi tylko do coraz większej rozpaczy – mówi KAI Tsameret Zamir, izraelska osadniczka z wioski w pobliżu Strefy Gazy, twórczyni projektu „Path to Peace” (Droga do pokoju), próbującego jednać społeczność izraelską i palestyńską tam, gdzie o pojednaniu słychać rzadziej niż o eksplozjach i bombardowaniach. W Netiw ha-Asara gościła grupa dziennikarzy mediów katolickich w Polski.

[ TEMATY ]

Izrael

Creative Commons Attribution-ShareAlike 3.0 Unported (CC BY-SA 3.0)

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Z kibucu do moszawu

Moszaw (hebr. wioska, osada) Netiw ha-Asara leży przy Strefie Gazy w północno-zachodniej części pustyni Negew, w otoczeniu kibuców Zikim, Karmijja, Jad Mordechaj i Erez. Osada została założona w 1982 r. przez grupę 70 żydowskich rodzin, które ewakuowano z likwidowanej osady Netiw ha-Asara na półwyspie Synaj. Była to jedna z konsekwencji zawarcia przez Izrael i Egipt Porozumienia Camp David (1978) po tzw. wojnie Jom Kippur (1973).

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Netiw ha-Asara to osada licząca niespełna 900 mieszkańców, położona najbliżej muru między Strefą Gazy a terytorium Izraela. Jedynie 5 kilometrów dzieli ją od Beit Lahiya i Beit Hanun, najbliższych osad palestyńskich. Wzdłuż liczącej 60 kilometrów granicy Izrael buduje betonowe ogrodzenie, naszpikowane czujnikami i chronione zarówno przez uzbrojone oddziały, jak i drony oraz patrole lotnicze. Mury są tak naprawdę dwa. Pierwszy wzdłuż całej granicy, a drugi wzniesiony w najwyższych punktach pobliskich osad izraelskich tak, aby chronić konkretne domy.

Moszaw tworzy 250 rodzin, z czego 70 zajmuje się rolnictwem, a reszta dojeżdża do pracy w pobliskich miastach. Izraelski rząd zachęca do osadnictwa na tych terenach wieloma ulgami podatkowymi i dofinansowaniem.

Na przełomie października i listopada 2018 r. moszaw Netiw ha-Asara wraca do życia kilka dni po tym, jak na okolicę po raz kolejny spadły pociski wystrzelone ze Strefy Gazy w kierunku Izraela. Lotnictwo izraelskie odpowiedziało nalotami m.in. na główną kwaterę Hamasu. Wcześniej siły izraelskie zastrzeliły pięciu i raniły co najmniej 50 Palestyńczyków podczas cotygodniowych protestów w Strefie Gazy.

Tsameret Zamir, matka czworga dzieci, przyjechała do moszawu wraz z mężem w 1998 r. Wychowała się w jednym z pobliskich kibuców, czyli typowych dla Izraela spółdzielczych gospodarstw rolnych, w których ziemia i środki produkcji oraz dochód są własnością całej wspólnoty.

Reklama

„To jest mój dom”

Jak określa to miejsce, w którym palące przez 360 dni w roku słońce i częsty brak wody to najmniejszy z problemów? „To jest mój dom. Kocham go. Jedyne czego chcę, to sprawić, by życie moich dzieci tutaj było szczęśliwe. W chwili naszego przyjazdu było to miejsce piękne i spokojne. Nigdy nie sądziłam, że moje życie od tego momentu tak bardzo ulegnie zmianie” – wspomina izraelska osadniczka.

Dwa lata po przyjeździe zaczęły się ataki rakietowe. Pociski spadały na budynki mieszkaniowe i między nimi. - Dowiedzieliśmy się też, że Hamas buduje podziemne tunele [przez które uzbrojeni Palestyńczycy przedostają się ze Strefy Gazy na teren Izraela – KAI]. Kto wie, być może kiedyś odkryję taki tunel w moim ogrodzie i zobaczę wychodzącego z niego terrorystę. To jest traumatyczne doświadczenie. Przez ostatnie siedem miesięcy doświadczaliśmy także protestów ludzi, którzy próbowali przedostać się przez mur dzielący nas od Strefy Gazy. To wszystko dzieje się bardzo blisko mojego domu. Znam tu każdy kawałek ziemi i każde drzewo, które teraz są czarne od spalenizny. To bardzo smutne – mówi Tsameret.

Mieszkańcy moszawu żyją w nieustannym napięciu. W każdym domu znajduje się system alarmowy i schron, do którego muszą trafić wszyscy znajdujący się w pobliżu w ciągu pięciu sekund od chwili, gdy zacznie wyć syrena. W telefonach komórkowych zainstalowano aplikację z systemem wczesnego ostrzegania. Dzieci uczęszczają do szkoły wyłącznie w żółtym, z daleka widocznym autobusie. Dachy domostw, szkoły i przedszkola zostały specjalnie wzmocnione, aby uchronić je przed atakiem pocisków. Mimo tego, osada stara się zapomnieć czasem o konflikcie. Między domami można dostrzec plac zabaw, boisko do gry w piłkę nożną i odkryty basen. Przy dwóch rondach rosną rozłożyste palmy, zza których gdzieniegdzie nie widać betonowego muru.

Tsameret podkreśla, że w obliczu ataków mieszkańcy moszawu czują solidarność ze strony reszty izraelskiego społeczeństwa, rządu i wojska, któremu bezgranicznie ufają i dziękują za opiekę. – Ludzie zapraszają nas do swoich domów, choć przecież nas nie znają. Czujemy, że im na nas zależy. Domy patrolują oddziały złożone z żołnierzy, którzy się tu wychowali – twierdzi.

Reklama

Enklawa bez perspektyw?

Ale sytuacja na terenach izraelskich to tylko jedna strona medalu. W Strefie Gazy, terytorium nieuznawanym przez żadne państwo na świecie, w stłoczonych warunkach żyje prawie 2 mln ludzi pozbawionych jakichkolwiek perspektyw rozwoju. Brakuje pracy i opieki zdrowia. W ustabilizowaniu życia nie pomaga ani nieprzejednana postawa Izraela, ani faktyczne oddanie władzy nad tymi terenami przez rząd Autonomii Palestyńskiej terrorystom z Hamasu.

Inspirowane przez Hamas protesty mają zwrócić uwagę na los setek tysięcy mieszkańców Strefy Gazy, których rodziny uciekły lub zostały wysiedlone ze swoich domów na terenach zajętych przez Izrael podczas tzw. pierwszej wojny izraelsko-arabskiej, która wybuchła w 1948 roku po proklamacji niepodległości państwa żydowskiego.

Poprzez wzniecanie protestów Hamas stale buduje poparcie dla siebie wśród mieszkańców Strefy Gazy. Według Izraelczyków, Hamasowi bardziej zależy na sianiu zniszczenia na przygranicznych osiedlach żydowskich niż na poprawie losu Palestyńczyków. - Po ostatnich atakach trwa awaria w dostawie prądu. Terroryści wolą niszczyć stacje rozrządowe po naszej stronie niż dostarczać energię swoim mieszkańcom - twierdzi Tsameret. Ale wiadomo, że kilka lat temu również Izrael wstrzymywał dostawy paliwa i prądu do Strefy Gazy. Uzależnienie enklawy od pomocy humanitarnej czyni zrozumiałym to, że w społeczności palestyńskiej narasta frustracja, będąca zarzewiem nieustannego konfliktu. Zdaniem izraelskich władz, tego właśnie chce Hamas.

Reklama

Tego, w jakim stanie jest sytuacja gospodarcza w całej Autonomii Palestyńskiej, mogą doświadczyć także chrześcijanie. Trasę od Jerozolimy do Jeziora Galilejskiego wyznacza bowiem droga ekspresową nr 90, przecinająca Izrael z północy na południe, od kurortu Ejlat nad Morzem Czerwonym, wzdłuż Równiny Jordanu, aż do granicy z Libanem. W znacznej mierze droga 90 przemierza Zachodni Brzeg Jordanu, czyli historyczne obszary Judei i Samarii. Tereny te przypominają "nieziemską krainę", zdominowaną przez pustynię, skalne garby i wiecznie piekące słońce. Co kilka kilometrów wzdłuż drogi widać tereny użyźnione przez izraelskie władze pod uprawę bananowca i palmy daktylowej - jedyny znak ludzkiej aktywności. W oddali gdzieniegdzie majaczą białe kwadraciki osiedli.

Zdaniem Tsameret Zamir, Hamas wykorzystuje Palestyńczyków w Strefie Gazy do stawiania oporu wobec sił izraelskich. – Oni wykorzystują tych niewinnych ludzi, zdesperowanych i ubogich, bez pracy i pieniędzy. Płacą im kilka szekli i wysyłają pod mur. Ukrywają między nimi snajperów lub wystrzeliwują pociski. Smutne, że to mówię, bo uważam, że większość mieszkańców Strefy Gazy to dobrzy ludzie. Moglibyśmy być wspaniałymi sąsiadami, żyć i pracować obok siebie. Sądzę, że większość ludzi po tamtej stronie myśli tak samo jak ja i chce dla swoich rodzin szczęśliwego życia - uważa kobieta.

- Moim zdaniem, ludzie tam bardzo cierpią. Różnica jest taka, że nas wspiera rząd, dając schronienie i pieniądze, a im nikt nie pomaga. Nie robi tego Hamas, któremu zależy tylko na tym, by pokazać światu, że „okrutni” izraelscy żołnierze zabijają niewinnych młodych Palestyńczyków w pobliżu muru – dodaje izraelska osadniczka.

Ta sytuacja trwa już 18 lat, gdy wybuchła palestyńska intifada, a Hamas i Islamski Dżihad rozpoczęły rakietowy ostrzał przygranicznych terenów należących do Izraela. – Żyjemy w ciągłym strachu. Gdy pociski spadają na nasze domy, a ściany trzęsą się od eksplozji, wtedy naprawdę się boimy. Nigdy nie wiesz, co się stanie. Może dzień przebiegnie spokojnie, a może za parę minut stanie się coś przeciwnego – opowiada Tsameret Zamir.

Reklama

Droga do pokoju

Czy istnieje jakaś nadzieja na pokój? – Zawsze staram się ją w sobie mieć. I zawsze powtarzam, że rozwiązanie leży we wzajemnym dialogu i zaufaniu. Trzeba usiąść do rozmów, wysłuchać drugiej strony, dowiedzieć się, kto czego potrzebuje. To jest jedyny cywilizowany sposób na porozumienie. Nie jest nim przemoc, bo ona prowadzi tylko do coraz większej rozpaczy – tłumaczy.

Kilka lat temu Tsameret wraz z jedną z córek stworzyły inicjatywę nazwaną Path to Peace (Droga do pokoju). Rozpoczęły produkcję niewielkich kamyków z gliny, ozdabianych następnie kolorowymi wzorami i słowami takimi jak „pokój” czy „nadzieja”. Do moszawu zaczęły przyjeżdżać grupy młodzieży z całego świata, którym rodzina opowiada o codziennym życiu na granicy ze Strefą Gazy.

Dwa lata temu Tsameret wpadła na pomysł, aby szary przygraniczny mur przyozdobić kolorowymi rysunkami, słowem „pokój” w języku angielskim, hebrajskim i arabskim oraz właśnie kamykami, a przez to symbolicznie pokazać, że w izraelsko-palestyńskim konflikcie jest nadzieja na pokój. – Mały kamyczek z własnymi życzeniami wpisanym na odwrocie może przytwierdzić do muru każdy, kto tu przyjedzie. Na całym świecie jesteśmy do siebie podobni. Chcemy żyć w pokoju – dodaje twórczyni projektu „Path to Peace”.

2018-11-05 16:48

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Izrael: odkryto pierścień Piłata

[ TEMATY ]

odkrycia

Izrael

pl.wikipedia.org

Ecce Homo, Antonio Ciseri, Poncjusz Piłat przedstawiający ubiczowanego Jezusa z Nazaretu mieszkańcom Jerozolimy

Ecce Homo, Antonio Ciseri, Poncjusz Piłat przedstawiający ubiczowanego Jezusa z Nazaretu mieszkańcom Jerozolimy

Żydowscy uczeni odkryli pierścień Piłata. Znaleziono go już 50 lat temu w pobliżu Betlejem, ale dopiero teraz przy użyciu specjalnej technologii udało się odczytać wyryte na nim imię.

Zdaniem prof. Dany’ego Schwartza z Uniwersytetu Hebrajskiego jest wysoce prawdopodobne, że pierścień ten należał do piątego prefekta Judei, którego znamy z Ewangelii. Piłat to imię rzadko występujące w tym regionie. Praktycznie rzecz biorąc nie znamy tam żadnego innego Piłata z I w.

CZYTAJ DALEJ

Legenda św. Jerzego

Niedziela Ogólnopolska 16/2004

[ TEMATY ]

święty

św. Jerzy

I, Pplecke/pl.wikipedia.org

Święty Jerzy walczący ze smokiem. Rzeźba zdobiąca Dwór Bractwa św. Jerzego w Gdańsku

Święty Jerzy walczący ze smokiem. Rzeźba zdobiąca Dwór Bractwa św. Jerzego w Gdańsku

Św. Jerzy - choć historyczność jego istnienia była niedawnymi czasy kwestionowana - jest ważną postacią w historii wiary, w historii w ogóle, a przede wszystkim w legendzie.

Św. Jerzy, oficer rzymski, umęczony był za cesarza Dioklecjana w 303 r. Zwany św. Jerzym z Liddy, pochodził z Kapadocji. Umęczony został na kole w palestyńskiej Diospolis. Wiele informacji o nim podaje Martyrologium Romanum. Jest jednym z czternastu świętych wspomożycieli. W Polsce imię to znane było w średniowieczu. Św. Jerzy został patronem diecezji wileńskiej i pińskiej. Był także patronem Litwy, a przede wszystkim Anglii, gdzie jego kult szczególnie odcisnął się na historii. Św. Jerzy należy do bardzo popularnych świętych w prawosławiu, jest wyobrażany na bardzo wielu ikonach.

CZYTAJ DALEJ

Japonia: ok. 420 tys. rodzimych katolików i ponad pół miliona wiernych-imigrantów

2024-04-23 18:29

[ TEMATY ]

Japonia

Katolik

Karol Porwich/Niedziela

Trwająca obecnie wizyta "ad limina Apostolorum" biskupów japońskich w Watykanie stała się dla misyjnej agencji prasowej Fides okazją do przedstawienia dzisiejszego stanu Kościoła katolickiego w Kraju Kwitnącej Wiśni i krótkiego przypomnienia jego historii. Na koniec 2023 mieszkało tam, według danych oficjalnych, 419414 wiernych, co stanowiło ok. 0,34 proc. ludności kraju wynoszącej ok. 125 mln. Do liczby tej trzeba jeszcze dodać niespełna pół miliona katolików-imigrantów, pochodzących z innych państw azjatyckich, z Ameryki Łacińskiej a nawet z Europy.

Posługę duszpasterską wśród miejscowych wiernych pełni 459 kapłanów diecezjalnych i 761 zakonnych, wspieranych przez 135 braci i 4282 siostry zakonne, a do kapłaństwa przygotowuje się 35 seminarzystów. Kościół w Japonii dzieli się trzy prowincje (metropolie), w których skład wchodzi tyleż archidiecezji i 15 diecezji. Mimo swej niewielkiej liczebności prowadzi on 828 instytucji oświatowo-wychowawczych różnego szczebla (szkoły podstawowe, średnie i wyższe i inne placówki) oraz 653 instytucje dobroczynne. Liczba katolików niestety maleje, gdyż jeszcze 10 lat temu, w 2014, było ich tam ponad 20 tys. więcej (439725). Lekki wzrost odnotowały jedynie diecezje: Saitama, Naha i Nagoja.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję