Zawsze, gdy świat dowiaduje się, że ktoś został beatyfikowany albo kanonizowany, zaczyna interesować się tą osobą. Bywa też tak, że po czyjejś śmierci od razu rozlegają się głosy: święty, zasłużył na niebo. Nawet świat, który odrzuca Boga, potrafi się zatrzymać i powiedzieć: tak, rzeczywiście, to był dobry człowiek. Ale co nim powodowało, że pomimo tylu różnych niepowodzeń nie ukrył się w łupinie rozczarowań i niezadowolenia? Jaka siła sprawiła, że szedł do końca? Nie, nie z wysoko podniesioną głową, ale często na kolanach, często pochylony nisko, z ciężarem czyjegoś smutku, z poranionym sercem.
Patrzymy dziś na dwoje Świętych: Jadwigę Śląską, i młodszego od niej o osiemset lat Sługę Bożego Jana Pawła II. Jej życie znamy tylko z przekazów. Chwilom jego ziemskiego posługiwania mogliśmy przyglądać się z bliska. Nawet umieraniu, mozolnemu wchodzeniu na próg Domu Ojca przyglądaliśmy się, stojąc o krok. Ona, żona i matka, która sześciokrotnie pochylała się nad grobem własnych dzieci. On, który doświadczył chwili odchodzenia matki, brata, wreszcie ojca - wszystkich zbyt wcześnie. Jadwiga - zakochana w Chrystusie i Jego Kościele. Jan Paweł II - Chrystusowy zastępca na ziemi, usłużny Jego Kościołowi aż do zgody na odarcie się z prywatności i intymności. Tych dwoje - innych, oddzielonych wiekami doświadczeń Kościoła i świata. Czy rzeczywiście łączy ich tylko dzień 16 października?
Wiele razy, najpierw jako biskup, potem kardynał a wreszcie jako papież, Jan Paweł II odwiedzał trzebnicką bazylikę, w której znajduje się grób Świętej. Klęczał przy sarkofagu, chylił głowę przed Obecnością, która pozwala ludziom podzielonym doświadczeniem ośmiuset lat być nagle blisko.
Św. Jadwiga Śląska została patronką dnia wyboru Karola Wojtyły na papieża. Papieża, który dość szybko stał się jakby wspólną „własnością” całego świata. Z całą pewnością przez okres całego pontyfikatu obchodzono dzień wyboru jako wielkie święto. Czy jednak gdziekolwiek na świecie łączono z tym dniem tyle wspomnień, co w Trzebnicy?
Pomóż w rozwoju naszego portalu