To angielskie wyrażenie robi ostatnimi czasy wielką furorę. Po części dlatego, że wpasowuje się jak ulał w nasze zapotrzebowania. Wypatrujemy wirtualnej rzeczywistości, bo mamy zaprogramowaną tęsknotę za rajem. Tym intensywniej wyglądamy, im częściej życie w „realu” piecze jak diabli. Lecz z drugiej strony dążenie do „virtualu” jest pewną formą rejterady, ucieczki. Wynika ona z usprawiedliwiającej niemocy, ale i z niechlubnego tchórzostwa. Bo nie chcemy działać, bo straciliśmy zapał, bo nie ma w nas chęci do walki.
Zdarza się też, że w „virtualu” znajdujemy się bez własnej woli. Ktoś nas do niego wprowadza, albo nawet wpędza. Będąc już tam, żyjemy w błogim przekonaniu, że to najprawdziwsza rzeczywistość. Już na pierwszy rzut oka widać, że taka sytuacja jest niesłychanie groźna, bo prowadzi do życia w wyrafinowanym kłamstwie. Kłamstwo jest zaś klatką o niewidocznych kratach. Nie można ich zobaczyć, dotknąć ani poczuć krępującego charakteru. A one, jak się okazuje, skutecznie oddzielają od true reality.
pr
Pomóż w rozwoju naszego portalu