Reklama

Ksiądz co ze świętymi dobrze się zna (1)

Dzień chyli się ku zachodowi. Ostatnie promyki słońca prześlizgują się przez bujną zieloność nadbużańskich lasów i pól, dając sygnał ludziom pracującym w polu - by wracali do domów, bocianom - by wracały do gniazd. W samym sercu Dubienki intrygujący gwar i muzyka, przeplatane wybuchami zaraźliwego śmiechu. Dyskoteka pod „gołym niebem”. Czyste szaleństwo. Wirują zarumienione, rozpromienione radością twarze. Wózki inwalidzkie są dzisiaj wyjątkowo lekkie i zwrotne, jak gdyby jakiś szalony konstruktor przypiął im skrzydła: Panowie proszą panie... Panie proszą panów... Tutaj obowiązuje równouprawnienie, spontaniczność i nieskomplikowana radość życia

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Do rozmowy przygotowałem się starannie. Nie sądziłem, że sprzęt nagrywający odmówi mi posłuszeństwa. Po ponownym nagraniu rozmowy widziałem zmęczenie na twarzy ks. rektora Zdzisława Ciżmińskiego.

- Skąd Ksiądz pochodzi?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Urodziłem się 1 lipca 1944 r. w Kolonii Babin w rodzinie rolniczej. Było nas 9. Dom rodzinny znajdował się wśród pól, pomiędzy dwoma lasami. Tatuś był długie lata gajowym. Dom nasz znajdował się w sadzie otoczonym leszczyną, dlatego jesienią zawsze mieliśmy dużo laskowych orzechów. Mamusia dbała, żeby zawsze były kwiaty przed domem. No i ten zapach pól, traw, kwitnących lip, które też przy domu były licznie nasadzone.

- Jaka atmosfera panowała w domu?

- Religijna i patriotyczna. Codzienna modlitwa i coniedzielna Msza św. Rodzice chodzili na Sumę, my na poranną Mszę św. Nigdy nie spożywaliśmy posiłku przed modlitwą. W naszym domu często byłem uczestnikiem rozmów tatusia z sąsiadami na tematy wiążące się z losami Ojczyzny.

Reklama

- Był Ksiądz w rodzinie rodzynkiem...

-Tatuś był znanym humorystą. Mówił, że chciałby mieć więcej synów, ale jakoś mu się to nie udaje. Przyznam, że specjalnie nie odczuwałem braku brata. Siostry starsze wykonywały typowo męskie zajęcia, jak np. jazda koniem.

- Był czas na zabawę?

- Czasu na zabawę dużo nie mieliśmy, dlatego, że starsze rodzeństwo opiekowało się młodszym. Poza tym sporo było zajęć domowych. Mamusia często chorowała, więc dużo takich prac, które normalnie wykonuje matka w domu to my wykonywaliśmy.

-Czy w młodości miał Ksiądz... „miłość”?

- Gdy kończyłem szkołę podstawową chciałem pójść do szkoły średniej w Lublinie, prowadzonej przez diecezję lubelską. Poszedłem do swego księdza proboszcza i o tym zamiarze mu powiedziałem. On najpierw uświadomił mi, że to będzie kosztowna szkoła. Stwierdził, że rodzice będą musieli sprzedać w ciągu roku jedną krowę, a za rok drugą, żeby mnie kształcić, a przecież jeszcze tyle rodzeństwa było. Jeszcze jedną mi podsunął myśl, mówi: Idź do szkoły średniej koedukacyjnej, gdzie są w klasie i chłopcy i dziewczęta. Jak ci się jakaś Zosia spodoba, to przyjdź i dasz na zapowiedzi. Będzie wesele. Jeszcze na tobie zarobię. A jak ci się nie spodoba, to też przyjdź, wtedy będziemy o kapłaństwie mówili. I rzeczywiście, w szkole średniej chodziłem na zabawy szkolne, tańczyłem z wieloma koleżankami. Owszem, wiele mi się podobało z charakteru, urody i inteligencji, ale nie było takiej jednej jedynej. Po maturze poszedłem do księdza proboszcza i powiedziałem, że żadna Zosia mi się nie spodobała, więc mogę poważnie o kapłaństwie myśleć.

- A kto był wtedy dla Księdza autorytetem?

- Nasz ks. kanonik Franciszek Dziużyński proboszcz parafii Babin. Mówię „nasz”, bo ośmioro z nas ochrzcił. Był w parafii ok. 30 lat i umarł prawie na moich rękach, gdy byłem diakonem. Imponował mi swoją autentyczną męską pobożnością, gorliwością kapłańską. Poza tym był też bardzo pogodny, wesoły, żartobliwy. Piękne mówił kazania poparte przykładami z historii Polski i Kościoła. A w szkole podstawowej takim wielkim autorytetem była pani Maria Daniec. Wielka patriotka. Człowiek żywej wiary, o czym świadczy fakt, że co niedzielę jechała siedem kilomerów do kościoła wraz ze swoją starszą ciocią, emerytowaną nauczycielką i zabierała często po drodze także innych nauczycie. Był to dla nas dobry przykład człowieka wierzącego.

- W szkole średniej wolał Ksiądz matematykę niż przedmioty humanistyczne?

- Tak. Lubiłem matematykę, fizykę i chemię. Nawet profesor z matematyki powiedział mi, że będę kiedyś nauczycielem matematyki, Mówił, że rośnie mu następca. Poza tym byłem również drużynowym, tańczyłem w zespole, prowadziłem koła dokształcające. Obchodziłem pierwsze piątki miesiąca, uczestniczyłem we Mszach św. i często przystępowałem do Komunii św.

- A potem seminarium.

- Nie byłem od początku przekonany, że zostanę księdzem. Miałem takie pragnienie i modliłem się o to, ale nie byłem nastawiony, że muszę być kapłanem.

- Co rodzice na to, że ich jedyny syn wybrał taką drogę życia?

- Tatuś na początku nie był zbyt rad, że idę do seminarium. Liczył, że zostanę jego następcą, że przejmę gospodarkę. Zawsze podkreślał, że jeśli czuję, że ta droga nie jest dla mnie, mogę wrócić do domu. „Tu ci chleba nie zabraknie”-mawiał. Postawa rodziców dawała mi pełną swobodę decyzji. Powoli dojrzewałem do zrozumienia, czym jest kapłaństwo, czym jest powołanie i powoli coraz więcej było znaków na „tak”.
Święcenia kapłańskie przyjąłem w katedrze lubelskiej 16 czerwca 1968 r. Natomiast prymicje miałem po tygodniu w swojej rodzinnej parafii. Ojciec życzył mi: „Synu nie życzę ci bogatych parafii, awansów, tylko życzę ci błogosławieństwa Bożego, opieki Matki Bożej i żebyś na drodze swojego życia kapłańskiego spotkał ludzi życzliwych. Ucałował mnie wtedy bardzo serdecznie.

2007-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Bp Andrzej Przybylski: co jest warunkiem wszczepienia nas w Kościół?

2024-04-26 13:12

[ TEMATY ]

rozważania

bp Andrzej Przybylski

Karol Porwich/Niedziela

Każda niedziela, każda niedzielna Eucharystia niesie ze sobą przygotowany przez Kościół do rozważań fragment Pisma Świętego – odpowiednio dobrane czytania ze Starego i Nowego Testamentu. Teksty czytań na kolejne niedziele w rozmowie z Aleksandrą Mieczyńską rozważa bp Andrzej Przybylski.

28 Kwietnia 2024 r., piąta niedziela wielkanocna, rok B

CZYTAJ DALEJ

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

Upamiętnienie Melchiora Teschnera

2024-04-28 20:58

[ TEMATY ]

koncert

Zielona Góra

Wschowa

Przyczyna Górna

Teschner

Krystyna Pruchniewska

koncert Cantus

koncert Cantus

Koncert odbył się w świątyni, w której przez ponad 20 lat pełnił posługę jako pastor Melchior Teschner, urodzony we Wschowie kompozytor i kaznodzieja.

Koncert poprzedziła wspólna modlitwa ekumeniczna. Wydarzenie zostało zorganizowane przez Muzeum Ziemi Wschowskiej we współpracy z Parafią Rzymskokatolicką pw. św. Jadwigi Królowej. W kościele pw. św. Jerzego w Przyczynie Górnej należącym do parafii pw. św. Jadwigi Królowej we Wschowie można było wysłuchać utworów skomponowanych przez Melchiora Teschnera.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję