Reklama

Kapłan i przyjaciel

Droga do nieba wiedzie przez ziemię, a najważniejsze - to kochać drugiego człowieka - pokazał ks. Jerzy Popiełuszko, gdy pracował duszpastersko na pierwszych parafiach

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Był 4 października 1975 r. Młody warszawski ksiądz, Jerzy Popiełuszko, zostaje skierowany do parafii pw. Matki Bożej Królowej Polski w Aninie. Przeżywa szok, kiedy się okazuje, że ma zamieszkać... w kinie. Bo właśnie w kinie „Wrzos” mieściła się anińska plebania. Był to zresztą dawny budynek kościelny, przejęty przez państwo i zamieniony na kino.
W Aninie nie było też kościoła. Ks. Jerzy obawiał się, że może być to przeszkoda, by rozwinąć duszpasterstwo. Ale się tym nie zamartwiał. Jakoś instynktownie wyczuwał, że skoro tutaj rzucił go Bóg, to z pewnością po coś.

Tajemnica ks. Jerzego

Reklama

- Proszę księdza, pomocy, prędko! - ks. Jerzy usłyszał w słuchawce telefonicznej głos zdenerwowanej kobiety. Był środek nocy. Mijała druga. - Co się stało? - zapytał. - Moja córka się dusi. Trzeba zawieźć ją do szpitala, a ja nie mam czym... Ks. Popiełuszko na piżamę wciągnął spodnie, narzucił na siebie kurtkę i wziął kluczyki do samochodu. Po kilku minutach był już w domu swej parafianki. Wziął na ręce ośmioletnie dziecko i zaniósł do samochodu. Mocno docisnął gaz. Błyskawicznie byli się w szpitalu. - Nie wiem, czy spotkałam w życiu tak uczynnego i dobrego człowieka - mówi dzisiaj wzruszona matka dziewczynki. Jest przekonana, że żyje ona właśnie dzięki ks. Jerzemu.
Innym razem Popiełuszko dowiedział się, że w jakiejś rodzinie dziecko choruje na stwardnienie rozsiane. Leczone było wprawdzie w szpitalu, ale lekarstwa nie przynosiły poprawy. - Ratunkiem mogłaby być tylko żywica, którą można okładać kolana - powiedział do księdza zrozpaczony ojciec. - I to wystarczy? - Podobno tak, ale my tej żywicy nie mamy.
Ks. Jerzy zebrał kilku ministrantów i pojechał z nimi w kieleckie lasy, by zebrać trochę żywicy. Zawiózł ją później chorej dziewczynce. A rodzice zaczęli z niej robić dziecku okłady. Wyzdrowiało. Żyje dziś i ma już swoje dzieci.
Parafianie z Anina z tygodnia na tydzień wyraźnie widzieli, że młody wikariusz nie robił nic nadzwyczajnego: uczył katechezy, spowiadał, odprawiał Msze św. Dostrzegał jednak w tym wszystkim człowieka. I to była tajemnica jego charyzmy.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Dieta i ludzkie sprawy

Reklama

- Uczył nietypowo, starał się zainteresować religią - mówią parafianie, którzy posyłali wtedy dzieci na katechezę do ks. Jerzego.
Chciał, by lekcje nie zanudziły nikogo. Sięgał po różne metody. Odtwarzał np. z taśmy magnetofonowej różne nagrania, przynosił na lekcje rzutnik i wyświetlał slajdy. Bardzo starał się, by mieć dobry kontakt z młodzieżą, by zjednać jej serca i podprowadzić do wiary. Dlatego też założył kółko ministranckie. Z czasem ogarnął je chyba największą troską. Zaczął poświęcać tym chłopcom długie godziny. Grał z nimi w piłkę, mimo że sportu nie lubił, zabierał ich na wycieczki, zapraszał do siebie na pogawędki, organizował ogniska. Otwarty, pełen humoru, umiał nawiązać z nimi kontakt. Tak zresztą jak z dorosłymi. Zgodnie ze swoją kapłańską dewizą („Posyła mnie Bóg, abym głosił Ewangelię i leczył rany zbolałych serc”), nie ograniczał posługi duszpasterskiej jedynie do Mszy św., salki katechetycznej czy konfesjonału. Nie chciał być zamknięty na ludzi. Bronił się przed „skleszeniem”, czyli zamknięciem na plebanii, bez odrobiny miłości do ludzi. Wiedział, że droga do nieba wiedzie przez ziemię. I że prozaiczne, ludzkie sprawy też są ważne. Dlatego przywiązywał wagę do towarzyskich spotkań. Dbał o to, by podtrzymywać kontakty, by pielęgnować zawarte przyjaźnie.
Pewnego razu zajrzał do jednej z rodzin. Od progu wyczuł smakowity zapach obiadu. - Skusi się ksiądz na bigos? - zapytał pan domu, Józef Oryga. - Jestem na diecie - odparł. - To najpierw weźmie ksiądz raphacholin, a potem zje parę łyżek - odpowiedział gospodarz. - To lepiej najpierw bigos, a potem raphacholin! - odparł ks. Jerzy. Po obiedzie skwitował rozbrajająco, z ufnością: - Na pewno mi nie zaszkodzi, przecież to wy gotowaliście.
A potem zaprosił pana Józefa na krótką wycieczkę rowerową.

Msza na imieniny

Reklama

Z rodziną Orygów ks. Popiełuszko zaprzyjaźnił się właściwie przypadkowo. Kiedyś przysiadł się do nich po Mszy św. i zapytał, jak podobało im się jego kazanie. A potem zaprosił ich do siebie na kawę. Tak czynił wielokrotnie, również w stosunku do innych rodzin, dzięki czemu szybko zjednywał sobie ludzi. Łatwo zawiązywał przyjaźnie. A ludzie szybko zaczęli traktować go jak kogoś bardzo bliskiego. Do tego stopnia, że w Wigilię ks. Popiełuszko miał poważny kłopot, bo nie wiedział, od kogo ma przyjąć zaproszenie na wieczerzę. Znalazł jednak rozwiązanie, które miało wszystkich zadowolić. Od rana aż do Pasterki chodził po domach i dzielił się z ludźmi opłatkiem. Niektórzy upierali się, by został dłużej, siadał więc wtedy na chwilę przy stole, próbował jakiejś potrawy i potem szedł dalej. Nie chciał sprawić nikomu przykrości, przyjmował wszystkie zaproszenia.
- Pracował ciężko, od rana do nocy. Życie było twarde. Nie miał czasu, by rozczulać się nad sobą. I całe szczęście, bo zapomniałby wtedy o Panu Bogu, a skupiłby się na sobie - mówił ks. Wiesław Kalisiak, ówczesny (nieżyjący już dzisiaj) proboszcz parafii w Aninie.
Że się nad sobą nie rozczulał, potwierdzają parafianie, którzy obserwowali, że wraz z upływem czasu ze zdrowiem ks. Jerzego jest coraz gorzej. - Zobacz, Jurek ma szyję owiniętą szalikiem, a mimo to siedzi w konfesjonale i spowiada - zakomunikował Józef Oryga swej żonie, gdy stali kiedyś na niedzielnej Mszy św. - Nic mi nie będzie - tłumaczył ks. Jerzy, gdy prosili go, by się położył i przez kilka dni został w domu. - Często widywaliśmy go kaszlącego przy ołtarzu - mówi Wanda Oryga.
Odprawienie Mszy św. sprawiało mu wyraźną trudność. Ale się starał. W rozmowach z ludźmi zawsze podkreślał, że przede wszystkim jest dla nich kapłanem. I że ma im służyć, troszczyć się o ich wiarę. Nie czynił tego w sposób nachalny, nie nawracał na siłę, ale delikatnie podprowadzał do tego, co najważniejsze. - Stałem kiedyś w kościele na Mszy. Jerzy zbierał na tacę. Gdy przechodził koło mnie, powiedział szeptem: „Poczekaj, zaraz tu wrócę”. I po chwili poprosił mnie do konfesjonału - opowiada Józef Oryga. - To była niezwykła spowiedź, nigdy podobnej nie przeżyłem - podkreśla.
Ks. Jerzy miał też zwyczaj odprawiania Mszy w intencji ludzi, z którymi się zaprzyjaźnił. - Przyszedł kiedyś na moje imieniny i wręczył mi obrazek. Na odwrocie napisał datę i godzinę Mszy św., jaką odprawił w mojej intencji - wspomina Wanda Oryga.
Podobnie czynił przy innych okazjach: rocznicy ślubu, urodzin czy na święta. Chętnie wręczał kartki lub książki z własnoręczną dedykacją. „Zapewniam o stałej pamięci w modlitwie” - napisał w jednej z książek. W innej zaś:

„Z najlepszymi życzeniami i modlitwą”.

Dzięki niemu ludzie zbliżali się do Kościoła. Wielu wspomina, że nigdy przedtem nie przyszło im do głowy, by zamawiać za kogoś Msze św. z okazji imienin albo urodzin.

Bez „księdzowania”

Słynął z tego, że był w stosunku do ludzi szalenie bezpośredni. Szybko przechodził na „ty”. - Może byśmy tak przestali księdzować? Mówcie mi: Jurek - powiedział kiedyś do Józefa Orygi. A jego dzieci prosił, by nazywały go „wujkiem”. Kiedyś zabrał rodzinę Orygów na wycieczkę do lasu. - Dzieci poprosiły mnie, bym je przewiózł autem. Poprosiłem więc ks. Jerzego o samochód, choć ponad dziesięć lat nie siedziałem za kierownicą - mówi pan Józef. - Nie ma sprawy - odpowiedział z uśmiechem ksiądz. Zaraz za zakrętem jednak zdarzyła się mała stłuczka. Na szczęście nikomu nic się nie stało, ale przód samochodu był porządnie rozbity. - To nic wielkiego, szkodę da się naprawić - oznajmił ks. Popiełuszko, gdy ujrzał swoje auto. I dalej grał z dziećmi w piłkę, jak gdyby zupełnie nic się nie stało. Taki właśnie był.
Podobnie zareagował, gdy ministranci niechcący podpalili mu pokój. Kiedyś, w okresie Bożego Narodzenia, pod nieobecność ks. Jerzego zaczęli palić zimne ognie. A że choinka była już sucha, łatwiej się spaliła. Przy okazji spłonął też telewizor, firanki, omal nie puścili z dymem całej plebanii. - Zdenerwowałem się wtedy, a Jerzyk potrafił przejść nad tym do porządku dziennego. Z dystansem, z humorem, tłumaczył, że ci chłopcy na pewno nie mieli złych zamiarów - opowiadał proboszcz ks. Wiesław Kalisiak.
Ks. Jerzy Popiełuszko wkrótce po święceniach pokazał zatem priorytety swego kapłaństwa. Analiza jego postawy jest ważna, by zrozumieć, co doprowadziło go do działań, jakie podejmował później. I co pomogło mu osiągnąć świętość.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Papieżem nie musi zostać kardynał; może zostać wybrany jeden z biskupów, a nawet ksiądz

2025-04-21 12:10

[ TEMATY ]

konklawe

papież Franciszek

śmierć Franciszka

Agata Kowalska

Papież ma być wybrany większością dwóch trzecich głosów kardynałów elektorów. Na następcę św. Piotra może zostać wybrany biskup spoza grona kardynalskiego, a nawet ksiądz - powiedział PAP dominikanin o. Stanisław Tasiemski, publicysta, tłumacz tekstów papieskich, wiceprezes KAI.

W poniedziałek, 21 kwietnia zmarł papież Franciszek - ogłosił kardynał Kevin Farrell w komunikacie podanym przez watykańskie biuro prasowe. Papież miał 88 lat.
CZYTAJ DALEJ

W Radomiu odbyły się uroczystości pogrzebowe bpa Piotra Turzyńskiego

2025-04-22 15:44

[ TEMATY ]

pogrzeb

Radom

bp Turzyński

EpiskopatNews/flickr.com

Tłumy wiernych, ponad 30 biskupów i arcybiskupów, 300 księży, wzięło udział w uroczystościach pogrzebowych biskupa Piotra Turzyńskiego - biskupa pomocniczego diecezji radomskiej, delegata KEP ds. Duszpasterstwa Emigracji Polskiej i ds. Duszpasterstwa Nauczycieli. Mszy świętej w katedrze Opieki NMP w Radomiu przewodniczył 22 kwietnia abp Wacław Depo, metropolita częstochowski. W koncelebrze uczestniczyli: Prymas Polski abp Wojciech Polak i abp Adrian Galbas, bp Marek Marczak i bp Marek Solarczyk.

Bp Piotr Turzyński zmarł w poniedziałek, 14 kwietnia, w 61. roku życia po długiej chorobie nowotworowej. W lutym obchodził 10. rocznicę święceń biskupich. W kapłaństwie przeżył 37 lat. Został pochowany w Grobowcu Biskupów Radomskich na cmentarzu przy ul. Limanowskiego w Radomiu.
CZYTAJ DALEJ

Watykan/ Trumna z ciałem papieża będzie wystawiona w bazylice od środy do piątku

2025-04-22 16:08

[ TEMATY ]

Dom św. Marty

Bazylika św. Piotra

śmierć Franciszka

trumna z ciałem papieża

PAP

Trumna z ciałem papieża Franciszka

Trumna z ciałem papieża Franciszka

Trumna z ciałem papieża Franciszka będzie wystawiona w bazylice Świętego Piotra od środy do piątku - poinformował we wtorek Watykan. Rano w środę trumna zostanie przeniesiona w procesji z kaplicy Domu Świętej Marty do bazyliki.

Jak podało watykańskie biuro prasowe, po rozpoczynającej się w środę o godzinie 9.00 ceremonii przeniesienia trumny do bazyliki Świętego Piotra, świątynia będzie otwarta dla wiernych tego dnia od 11.00 do północy.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję