Reklama

Wielki Post

O języku kazań i homilii

W „Niedzieli wrocławskiej” podejmujemy w czasie Wielkiego Postu refleksję nad różnymi kwestiami wiary i Kościoła. Chcemy je jednak przedstawiać z punktu widzenia nie hierarchów, a osób świeckich. O komentarz do każdego z tematów poprosiliśmy także abp. Mariana Gołębiewskiego oraz przypadkowe osoby, spotkane we Wrocławiu. W tym numerze chcemy nieco miejsca poświęcić kwestii kazań - ich przygotowania i języka.

Niedziela wrocławska 13/2011

[ TEMATY ]

kazanie

homilia

ARKADIUSZ FILIPOWSKI

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Poproszony o zabranie głosu na temat kaznodziejstwa polskiego, nie mogę nie zacząć od melancholijnej refleksji, opartej na doświadczeniach z bardzo wielu kościołów różnych stron kraju, że w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat ulega ono w moim odczuciu pewnej deprecjacji. Proces ten zaczął się od likwidacji ambony jako miejsca głoszenia kazań. Włączone od tego momentu do ciągu tekstów odołtarzowych, zgubiły one swą komunikacyjną odrębność i wyrazistość (jak ważnym dla podniosłości i odbioru przekazu słownego miejscem jest ambona, mogłem się przekonać niedawno temu na uroczystości jubileuszowej wrocławskiego biskupa Kościoła ewangelicko-augsburskiego Ryszarda Bogusza; bardzo pozytywnie odbieram też dlatego kazania z ambony zdarzające się w katedrze wrocławskiej).
Drugą przyczyną obniżenia rangi tej części liturgii jest według mnie zalecana przez Kościół zamiana tradycyjnego kazania tematycznego na homilię. Ta ostatnia - mniej lub bardziej świadomie („jakoś nawiązać do dopiero co odczytanego tekstu ewangelicznego, trochę go rozwijając, mogę przecież z marszu”) - zwalnia księży z wysiłku długiego i precyzyjnego przygotowywania słowa na niedzielę.
Zdobycie zbioru komentarzy do czytań na poszczególne dni kalendarza liturgicznego też nie jest dzisiaj jakimkolwiek problemem (Internet również służy w tej materii pomocą!). W efekcie tak zwane gotowce, co gorsza - nie wygłaszane z pamięci, ale odczytywane - tak jak teksty z ewangeliarza czy mszału, stały się prawdziwą plagą polskiego kaznodziejstwa.
Oczywiście, nie tęsknię do jakże częstych wykrzyczanych kazań łzawo-patetyczno-moralizatorsko-patriotycznych z minionych lat, bo czasy takiego kodu estetycznego przeminęły, ale nie ukrywam, że brak mi dawnych retorycznych mistrzów mówiących z ogniem i pasją, z pamięci, odtwarzających z niej precyzyjnie zbudowaną linię konstrukcyjną swoich wypowiedzi. A i z dykcją - jakże istotną dla odbioru przekazywanych treści - było kiedyś lepiej na ambonie.
Pytany często o poziom sprawozdawstwa sportowego, niezmiennie odpowiadam, że jego ogólny, językowy poziom jest obecnie bardzo wyrównany i wyższy niż kiedyś, ale - z drugiej strony - nie ma wśród tej grupy zawodowej indywidualności dorównujących dawnym mistrzom mikrofonu, zwłaszcza radiowym (bo to medium takich mistrzów generowało). Zachowując odpowiednie proporcje, wyznam, że ciśnie mi się na usta podobna ocena współczesnego kaznodziejstwa polskiego: ono jest też wyrównane, językowo o niebo sprawniejsze niż lat temu kilkadziesiąt, a przecież także mi w nim brakuje owego oratorskiego smaczku, indywidualnego piętna, siły ekspresji, wewnętrznego ognia, pasji, czasem - nawet prowokacji (tak, tak!).
Kluczem do takiego komunikacyjnego szczęścia, jak to określają teoretycy, jest jakiś pomysł językowy: zabawa słowem, gra słowem, gra metaforą, gra cząstkami morfologicznymi, powrót do znaczenia etymologicznego, celny religijny aforyzm, jakieś motto. „Od czegoś takiego zacznij, tym operuj, do tego nawracaj, a to zawsze zaintryguje słuchaczy i doprowadzi cię do równie trafnej i ważnej puenty kaznodziejskiej” - doradzam klerykom z różnych stron naszego kraju, gdy tylko zostanę zaproszony do któregoś z seminariów. Tak robili ci najwięksi w dziejach polskiego Kościoła.
Wszystkie te pomysły kompozycyjno-stylistyczne można z powodzeniem zastosować w homilii - tak jak nie ma ani jednego zdania Ewangelii, do którego nie można by nawiązać, zbliżając się do tradycyjnego kazania tematycznego. O to jednak chodzi, by współczesne homilie nie sprowadzały się - proszę darować ostre sformułowania - do usypiających, oczywistych formuł typu „Bóg jest niezawodnym Ojcem”, „Chrystus zawsze o tobie pamięta” czy „Maryja jest najlepszą Matką” i do moralizowania od lat skupionego wyłącznie na problemie aborcji i środków antykoncepcyjnych oraz na narzekaniu na zgubne wpływy Zachodu i Ameryki (z liberalizmem na czele), ale by były prawdziwym wspólnym zmaganiem się - kaznodziei i słuchaczy - z problemami współczesnego człowieka.
Kiedy przed paroma laty zwróciłem uwagę zwariowanemu kierowcy, że swoim zachowaniem na szosie grzeszy przeciwko piątemu przykazaniu, usłyszałem ripostę oskarżającą mnie o…bluźnierstwo (dopowiem z przekąsem, że w wywiadzie prasowym jeden z biskupów chwalił się przed laty, jak to on lubi szybką jazdę i przekraczanie dozwolonej prędkości). Proszę bardzo: to jest jeden z problemów katolickiej Polski, ujawniający całą swoją statystyczną grozę - doprawioną alkoholem - szczególnie w dniach okalających katolickie święto Wszystkich Świętych.
A stosunek do drugiego człowieka - pracodawcy do pracowników, przełożonych do podwładnych? A język, jakim zwracamy się do innych ludzi? Przecież idzie przez Polskę fala komunikacyjnej nienawiści, wzajemnych oskarżeń, oszczerstw, słów dosłownie zabijających. A problem przemocy w rodzinach, w szkołach? A tolerowanie zła?
Zamiast grzmieć na grzeszną zachodnią Europę zagrażającą polskim wartościom, pokażmy światu, że z naszego chrześcijaństwa coś wynika - nieśmiało kiedyś proponował nam wybitny austriacki teolog ks. prof. Paul Zulehner. Coś wynika przede wszystkim w codziennych relacjach międzyludzkich - dopowiadam. Wszak człowiek stał zawsze w centrum chrześcijaństwa i to człowiek jest drogą Kościoła - nauczał Jan Paweł II. Oto w moich odczuciach problem numer jeden polskiego kaznodziejstwa i - szerzej - programu duszpasterskiego.

Reklama

Prof. Jan Miodek
językoznawca, członek Rady Języka Polskiego i Komitetu Językoznawstwa Polskiej Akademii Nauk, dyrektor Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

* * *

Abp Marian Gołębiewski, metropolita wrocławski
Czy homilie są zrozumiałe? Trudno na to pytanie odpowiedzieć jednym zdaniem. Należałoby przeprowadzić ankiety, sondaże i wtedy dopiero mielibyśmy merytoryczną odpowiedź na ten temat. Jednak w sferze postulatów nie ma wątpliwości: homilie powinny być zrozumiałe. Ostatnia adhortacja posynodalna Benedykta XVI, „Verbum Domini” wypowiada się na ten temat dość wyraźnie i poświęca temu problemowi sporą część tekstu. Papież wyraził życzenie, aby homilie nie był roztrząsaniem egzegetycznym, aby nie były zbyt erudycyjne, tylko żeby wyjaśniały sens Słowa Bożego i odnosiły Je do życia ludzkiego; żeby były w swoim wykładzie proste. Duchowni powinni uciekać przed osobistymi, czy bardzo naukowymi dywagacjami. Jeśli udałoby się nam to zrealizować, to homilie z pewnością byłyby zrozumiałe. Oddziaływanie głoszonego słowa jest też uzależnione od innych czynników: od dyspozycji słuchacza, od przygotowania przez kaznodzieję, a także od asystencji Ducha Świętego, który daje odpowiednie natchnienia, aby daną prawdę przyjąć, a potem według niej żyć.

Reklama

* * *

Karol, absolwent teologii
Niestety, muszę powiedzieć, że kazania oceniam negatywnie. Zwykle staram się uważnie słuchać homilii, jednak po kilku nieskładnych, improwizowanych zdaniach, jak każdy w takiej sytuacji, po prostu się „wyłączam”. Uważam, że wielu księży nie przygotowuje się do kazań w wystarczający sposób. Dotyczy to w szczególności starszego pokolenia księży. Kazanie nie musi być krótkie, ale musi być logiczną całością. Dygresje nie mogą przysłaniać myśli przewodniej, a tak często się dzieje. Spotkałem jednak w swoim życiu także wielu takich księży, których kazania robiły wrażenie. Słuchacze są dziś naprawdę wymagający - może warto pomyśleć o obowiązkowych kursach dla duchownych?

Natalia, studentka
W mojej rodzinnej parafii był kiedyś taki ksiądz, który większość swoich kazań rozpoczynał opowieścią z dzieciństwa, lub z „dawnych czasów”. Pamiętam, że młodzi ludzie z przymrużeniem traktowali te kazania, tytułując je jako wypowiedzi z cyklu „kiedy byłem małym chłopcem...”. Faktycznie, trafiały one do części osób, głównie starszego pokolenia. Ale do młodych nie przemawiały. We Wrocławiu często chodzę na msze do duszpasterstwa akademickiego. To tutaj zobaczyłam, że kazania nie muszą być długie i nudne, ale ciekawe, czasem zabawne i na długo pozostające w sercach. Uczestniczyłam nawet w mszach, podczas których ksiądz głosił kazanie, używając różnych tematycznych gadżetów!

Danuta, fizjoterapeutka
Wysłuchałam już w życiu wielu kazań. Miałam chyba szczęście, bo trafiałam raczej na dobrych mówców. Niektóre z kazań pamiętam do dziś, tak dobrze były powiedziane. Najmocniej tkwią chyba w pamięci te wypowiedziane podczas stanu wojennego: pełne patriotyzmu, miłości do Boga i pragnienia wolności. Niezwykłe były też homilie Papieża Polaka, po których wielokrotnie cały tłum bił brawo. Chciałabym, żeby moje dzieci miały kiedyś okazję wysłuchać takich porywających homilii. Osobiście nie lubię oklasków w kościele, ale bardzo lubię słuchać kazań, które mówione są językiem prostym, ale nie prostackim.

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Zadziwić się Zmartwychwstaniem

Niedziela Ogólnopolska 13/2016, str. 32-33

[ TEMATY ]

homilia

zmartwychwstanie

sognolucido/pl.fotolia.com

Ponoć najkrótsze kazanie w Niedzielę Wielkanocną brzmiało: „Jezus Chrystus żył, umarł i zmartwychwstał, ale wy i tak w to nie wierzycie. Amen”. Sądzę, że kaznodzieja nie chciał w tym przypadku osądzać wiernych ani tym bardziej ich obrażać. Chodziło mu natomiast o wytrącenie słuchaczy z pobożnego przyzwyczajenia do wieści, że Chrystus zmartwychwstał. Tak! Tym, co zabija w nas radość wielkanocnego poranka, jest przyzwyczajenie. Tymczasem „Chrystus zmartwychwstał” to nie jedynie liturgiczna formułka, ale Dobra Nowina dotycząca każdego z nas. Czyż to nie wspaniałe, że perspektywą naszego życia nie jest ok. 80 lat, ale wieczność z Bogiem? Bóg nas nie tylko usprawiedliwia, ale też chce nas zbawić, tj. przebóstwić, abyśmy mogli żyć wiecznie w uwielbionym ciele. To powołanie, którym obdarzył nas Bóg, a o którym Jezus zaświadczył swoim zmartwychwstaniem, powinno być dla nas źródłem nieustannego radosnego zadziwienia. Tak jak to się przydarzyło pewnemu internaucie, który na forum internetowych rekolekcji napisał: „Kiedy wędrowałem przez centrum Wrocławia, zobaczyłem namalowany przez kogoś na murze ogromnymi czerwonymi literami napis: «Jezus żyje!». Stanąłem jak wryty. Chyba po raz pierwszy dotarła wtedy do mnie wiadomość, że Jezus naprawdę jest żywy i że mogę Go spotkać w każdej chwili”. Właśnie! Chodzi o to, by wyjść z przyzwyczajenia i „stanąć jak wryty” wobec tej centralnej prawdy chrześcijaństwa, którą jest zmartwychwstanie Chrystusa. „Jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest wasza wiara” (1 Kor 15, 17) – podkreśla Paweł Apostoł. Czytania z okresu wielkanocnego, w tym dzisiejsza Ewangelia, pokazują nam, jak na różne sposoby uczniowie Jezusa dochodzili do zrozumienia tego, co się wydarzyło, a mianowicie, że On rzeczywiście powstał z martwych. To był proces: widzą pusty grób, spotykają Zmartwychwstałego, ale nie wiedzą jeszcze, co to wszystko naprawdę ma znaczyć i co w tej sytuacji mieliby robić. Ewangelie wielkanocne nie tchną jakimś entuzjazmem. Wciąż jest więcej znaków zapytania niż mocnej wiary. Co w takim razie się wydarzyło, co pozwoliło Piotrowi z odwagą głosić „sprawę Jezusa z Nazaretu”, którego „Bóg ustanowił sędzią żywych i umarłych” – jak słyszeliśmy w I czytaniu? Wydarzyło się Zesłanie Ducha Świętego. To obiecany i posłany przez Zmartwychwstałego Duch przemienia garstkę wystraszonych uczniów w apostołów. Do nas też posłany jest Duch, aby uczynić z nas świadków „sprawy Jezusa”, który żył, umarł i zmartwychwstał dla naszego zbawienia.

CZYTAJ DALEJ

Dni Krzyżowe 2024 - kiedy wypadają?

2024-04-25 13:08

[ TEMATY ]

Dni Krzyżowe

Karol Porwich/Niedziela

Z Wniebowstąpieniem Pańskim łączą się tzw. Dni Krzyżowe obchodzone w poniedziałek, wtorek i środę przed tą uroczystością. Są to dni błagalnej modlitwy o urodzaj i zachowanie od klęsk żywiołowych.

Czym są Dni Krzyżowe?

CZYTAJ DALEJ

Bp Krzysztof Włodarczyk: szatan atakuje dziś fundamenty – kapłaństwo i małżeństwo

2024-04-28 18:43

[ TEMATY ]

Bp Krzysztof Włodarczyk

Marcin Jarzembowski

Bp Krzysztof Włodarczyk

Bp Krzysztof Włodarczyk

- Szatan atakuje dziś fundamenty - kapłaństwo i małżeństwo. Bo wie, że jeżeli uda mu się zachwiać fundamentami społeczeństwa, to zachwieje całym narodem. My róbmy swoje i nie dajmy się ogłupić - mówił bp Krzysztof Włodarczyk.

Ordynariusz zainaugurował obchody roku jubileuszowego 100-lecia bydgoskiej parafii Matki Boskiej Nieustającej Pomocy na Szwederowie. - Została ona erygowana 1 maja 1924 r. przez kard. Edmunda Dalbora. Niektórzy powiedzą, był to piękny czas. Nie było telefonów komórkowych, telewizji, Internetu, żyło się spokojniej, romantycznie, piękna idylla. Czy na pewno? Nie do końca - mówił bp Włodarczyk, zachęcając, by wejść w głąb historii i zobaczyć, czym żyli przodkowie.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję