Reklama

Parafia "Gargamela" i "Klakiera", czyli historia o żywym Kościele

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Do Nowego Sącza trafiliśmy kilka lat temu, wcześniej mieszkaliśmy w różnych rejonach Polski. Nasza trójka dzieci zawsze miała problemy z zachowaniem podczas Mszy św. - po kilkunastu minutach traciły zdolność percepcji. Podobnie było nawet na Mszach św. przeznaczonych dla dzieci, ale prowadzonych w tradycyjny, podniosły sposób. W każdym mieście udawało nam się znaleźć tę jedną Mszę św. prowadzoną wspólnie z dziećmi. Zwykle we Mszy św. aktywnie uczestniczyła niewielka grupa dzieci, prowadzona przez młodzież, siostrę zakonną lub jednego z rodziców. W Nowym Sączu poszukiwania odpowiedniego dla dzieci nabożeństwa zaprowadziły nas do kościoła tzw. kolejowego. Jest to parafia pw. Najświętszego Serca Jezusowego, prowadzona przez Księży Jezuitów. Gdy pierwszy raz wybraliśmy się na jedną z dwu Mszy św. niedzielnych przeznaczonych dla małych dzieci, przywitał nas szczelnie wypełniony ludźmi niewielki kościół. W prezbiterium i przed ołtarzem stały tylko małe dzieci. Przy wejściu stał ksiądz w średnim wieku i witał dzieci przybiciem dłoni, tzw. piątką. Każde dziecko było prowadzone jak najbliżej ołtarza. Dzieci znały te miłe im postacie i ufnie szły do księży "Gargamela" i "Klakiera" - takie przezwiska mają księża. Pseudonimy te tak bardzo przylgnęły do kapłanów, że sporo wiernych nie mówi o nich inaczej. Rok później zobaczyłem, jak obaj prowadzący te Msze św. księża pół godziny przeznaczają na przemeblowanie kościoła dla potrzeb dzieci. Znoszą wraz z małymi ochotnikami ławki, żeby posadzić milusińskich jak najbliżej prezbiterium, ustawiają mikrofony i światła.
Jest tam szczególnie ciasno także z powodu występujących na zmianę ośmiu zespołów dziecięcych. Liczą one od kilkudziesięciu do stu czterdziestu osób. Po roku pasywnego uczestnictwa moja siedmioletnia córka wyraziła chęć śpiewania w jednym z zespołów. Ponieważ chodziła do szkoły muzycznej, więc pomyślałem, że może ją przyjmą. Poszliśmy na próbę, gdzie nieco tylko starsze dziewczyny prowadzące zespół bez pytania postawiły ją w pierwszym rzędzie, dały śpiewnik do ręki i musiała śpiewać. W zespole tym, jak i w siedmiu pozostałych prowadzonych w tej parafii, mogło śpiewać każde chętne dziecko. Żadnych przesłuchań i wymogów formalnych. Efektem jest nadzwyczajna spontaniczność i naturalne zachowanie dzieci. Żadnej konkurencji i wzajemnej niechęci, często wynoszonej przez dzieci ze szkół.
Próba była prowadzona w przykościelnej kaplicy, a dzieci zajmowały całą jej szerokość w pięciu rzędach. Najmłodsze nie miały dwóch lat. Spytałem obecnego na próbie księdza "Gargamela", czy tak duża liczebność zespołu nie stanowi trudności. Odpowiedź była prosta: " Po co mają rozrabiać na Mszy św., lepiej niech śpiewają". Aranżacja utworów też sprzyjała zaangażowaniu dzieci. Piosenkom towarzyszył ruch, niekiedy energiczniejsze dzieci nie podporządkowywały się regułom zespołu, lecz nie powodowało to żadnych uwag.
Po dwóch próbach zespół "Gargamelki" (bo taką nosił nazwę) występował już na Mszy św. Występ był piękny. Spontaniczność w dużej grupie dzieci dała efekt doskonałej pracy zespołowej. Obserwując odbywający się w miejscowym Domu Kultury koncert grup dziecięcych z różnych kościołów, dało się odczuć i zobaczyć niesamowitą radość, czerpaną przez wszystkie osiem zespołów z tej parafii. Dzieci bawiły się, a księża, organizując występy, służyli im pomocą, nie narzucając swoich wymogów i oczekiwań. Za to po występie obu księży spotkał potężny aplauz ze strony zarówno dzieci, jak i ich rodziców.
No właśnie - rodzice. Forma zajęć oraz zorganizowanie prób w sobotę sprzyja zaangażowaniu rodziców i dziadków, którzy przeżywają chwile radości, widząc występy swoich pociech, a także pomagają w organizowaniu zabaw. Pomagają w wyposażeniu zespołów, w transporcie i wyżywieniu w razie potrzeby. Widząc efekty ich pracy, pomyślałem, że rozpowszechnienie takiego modelu uczestnictwa rodzin w życiu Kościoła przyda się większości parafii.
Na początek udałem się do domu parafialnego, aby uzyskać zgodę księży na nagłośnienie ich dokonań. Nie było łatwo. Są bardzo skromni. Gdy przedstawiłem swój pomysł, usłyszałem: "Ależ my nic takiego nie robimy, mamy obaj mało godzin religii i ten wolny czas pozwala nam na zajęcie się dziećmi w innej, pozalekcyjnej formie" . Och, gdyby wszyscy tak dobrze wiedzieli, co począć z wolnym czasem! Udało mi się w końcu ustalić, że napiszę taki artykuł, który będzie obiektywnie opisywał rzeczywistość, bez upiększania. Uczestniczyłem więc w występach poszczególnych zespołów. Nazwy zespołów nawiązują do znanych bajek, głównie tej o smerfach.
Księża urządzają dla dzieci także zabawy taneczne, np.: " smerfowe andrzejki". Oprócz zespołów muzycznych przy parafii działa także teatrzyk dziecięcy. Bardzo duży wkład twórczy mają ciocie poszczególnych zespołów i wujek w przypadku grupy "Jaskiniowców". Są to osoby opiekujące się profesjonalnie poszczególnymi zespołami. W tej szczególnej zabawie z dziećmi biorą udział także pozostali księża.
Kazania dla dzieci są zawsze krótkie i treściwe. Przykłady - zrozumiałe dla dziecięcych rozkojarzonych umysłów. Nawet jeśli przychodzi list do odczytania, to "Gargamel" potrafi go przedstawić dzieciom w kilku zdaniach. Żarty "Klakiera" z "Gargamela" i odwrotnie są na porządku dziennym, a ich efektem jest zaciekawienie dzieci tym, co mówi ksiądz. Częste są podczas Mszy św. dialogi między kapłanami a dziećmi i udane próby wciągnięcia ich w rytuał Liturgii.
Wydaje mi się jednak, że podstawą swobody i beztroskiego tworzenia sztuki dziecięcej jest wolność myśli jej Założyciela. Potężną rolę odgrywa tu postać księdza proboszcza tej parafii - o. Kazimierza Ptaszkowskiego. Dając swoim podwładnym możliwość wolnej twórczości, jest źródłem jej rozwoju w grupach dziecięcych. Księża tej parafii nie tylko żyją wśród społeczeństwa świeckiego, ale także przekazują radość życia w zgodzie z Bogiem.
W świecie ogarniętym materialistycznymi żądzami zakon ludzi pokazujących, że można być ponad to, jest oazą, do której garną się dzieci, a za nimi ich rodziny. Wydaje się to być receptą na obojętność wobec życia Kościoła, coraz częściej występującą wśród młodego pokolenia.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2001-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

R. Czarnecki: Najbardziej ideologiczna kadencja europarlamentu od czasu wstąpienia Polski do UE

2024-04-24 09:01

[ TEMATY ]

polityka

Unia Europejska

parlament europejski

Łukasz Brodzik

Ryszard Czarnecki

Artur Stelmasiak

Ryszard Henryk Czarnecki

Ryszard Henryk Czarnecki

Zbliżają się wybory do europarlamentu. Nie ulega wątpliwości, że ostatnia kadencja była nadzwyczajna ze względu nie tylko na pandemię i wojnę na Ukrainie, ale także wielość spraw ideologicznych forsowanych przez Komisję Europejską.

Czym zajmowali się europosłowie przez ostatnie 5 lat? Czy nastąpią zmiany po wyborach? Czy prawicowe ugrupowania powiększą swój stan posiadania? I czy przyszły parlament wycofa się z tak krytykowanego Zielonego Ładu, czy paktu migracyjnego? O tym z Ryszardem Czarneckim, europosłem Prawa i Sprawiedliwości rozmawia Łukasz Brodzik.

CZYTAJ DALEJ

Ghana: nie ma kościoła, w którym nie byłoby obrazu Bożego Miłosierdzia

2024-04-24 13:21

[ TEMATY ]

Ghana

Boże Miłosierdzie

Karol Porwich/Niedziela

Jan Paweł II odbył pielgrzymkę do Ghany, jako pierwszą na Czarny Ląd, do tej pory ludzie wspominają tę wizytę - mówi w rozmowie z Radiem Watykańskim - Vatican News abp Henryk Jagodziński. Hierarcha został 16 kwietnia mianowany przez Papieża Franciszka nuncjuszem apostolskim w Republice Południowej Afryki i Lesotho. Dotychczas był papieskim przedstawicielem w Ghanie.

Arcybiskup Jagodziński opowiedział Radiu Watykańskiemu - Vatican News o niezwykłej wierze Ghańczyków. „Sesja parlamentu zaczyna się modlitwą, w parlamencie organizowany jest też wieczór kolęd, na który przychodzą też muzułmanie. Tutaj to się nazywa wieczorem siedmiu czytań i siedmiu pieśni bożonarodzeniowych" - relacjonuje. Hierarcha zaznacza, że mieszkańców tego kraju cechuje wielka radość wiary. „Ghańczycy we wszystkim, co robią, są religijni, to jest coś naturalnego, Bóg jest obecny w ich życiu we wszystkich jego aspektach. Ghana jest oczywiście państwem świeckim, ale to jest coś naturalnego i myślę, że moglibyśmy się od nich uczyć takiego entuzjazmu w przyjęciu Ewangelii, ale także tolerancji, ponieważ obecność Boga jest dopuszczalna i pożądana przez wszystkich" - wskazał.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję