Więcej jawności mniej korupcji
Kampania przedwyborcza przyniosła w tej chwili jedno bardzo korzystne dla społeczeństwa rozwiązanie - wreszcie skończyło się zatajanie stanu majątkowego posłów i senatorów. Autor Gazety Wyborczej ( nr z 10 sierpnia) o inicjałach DOM pisze w tekście Wszystko jawne: " Oświadczenia majątkowe posłów i senatorów mają być jawne - zdecydowali senatorowie. Wszystko wskazuje na to, że Sejm tę senacką poprawkę poprze". Jeszcze kilka tygodni temu mało kto oczekiwał, że uda się przeforsować takie rozwiązanie. Ujawnianiu dochodów szczególnie mocno sprzeciwiali się posłowie i senatorowie z UW i SLD. Nie brakowało jednak i "zdumiewających" oporów ze strony niektórych parlamentarzystów AWS. Na przykład senator Krzysztof Piesiewicz głosił (wg tekstu Dominiki Wielowieyskiej: Odsłoń się, polityku, Gazeta Wyborcza z 9 sierpnia): " Ja nie będę mojego stosunku do ustaw kształtował poprzez to, co mówi się na ulicy albo w maglu (...). Nie jest istotne, co zarobił mój ojciec, moja żona, co zarobiłem ja, zanim zostałem senatorem". Szokujący jest fakt, że senator Piesiewicz, bardzo skądinąd skłonny do moralizowania, jakoś nie może "zrozumieć", jak ważne jest w przypadku senatora czy posła to, jak się doszło do majątku jeszcze przed pełnieniem publicznej funkcji. Czy niczego nie nauczył go casus Gawronika?
Zero tolerancji
Reklama
W Polsce doszliśmy w ostatnim dziesięcioleciu do potwornych wręcz absurdów w sferze łagodnych kar za najbardziej zwyrodniałe przestępstwa, typu pedofilia. A może nadszedł wreszcie czas, by czegoś nauczyć się od czołowych krajów Zachodu, które najwyraźniej odchodzą od liberalnego "luzu" wobec przestępców i coraz silniej zaostrzają karalność. Vide choćby przykład słynnego burmistrza Nowego Jorku Giulianiego z jego zasadą - "zero tolerancji". Najnowszym jaskrawym przykładem tego, że w Stanach Zjednoczonych ewidentnie przestano patyczkować się z przestępcami, były postanowienia sądu amerykańskiego wobec organizatorów wielkiej sieci internetowej pornografii. Według Gazety Wyborczej z 9 sierpnia, właściciel teksańskiej firmy, zarabiającej 1,4 mln dolarów miesięcznie na abonentach pedofilskich stron internetowych, został skazany 6 sierpnia na dożywocie, a jego żona na 44 lata więzienia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Zachód się uczy
Reklama
Wiemy, jak groźne byłoby dla Polski połknięcie przez putinowską Rosję Ukrainy, po tym jak bez reszty podporządkowano już Moskwie Białoruś Łukaszenki. W ostatnich paru latach mnożyły się przykłady dowodzące, że Rosja systematycznie i skutecznie uzależnia gospodarczo Ukrainę, co ma przyśpieszyć jej ponowne przyłączenie do rosyjskiego imperium. Wreszcie zaczęły się jednak również mnożyć dowody na to, że Zachód zrozumiał, jak niebezpieczne dla jego interesów może być takie "pełzające" opanowanie Ukrainy przez Moskwę. Jak pisze Grzegorz Górny w tekście: Na rozstajach. Ukraina szuka drogi (Nowe Państwo z 10 sierpnia): "W ciągu ostatnich kilku tygodni Kijów odwiedziło wielu zachodnich polityków, między innymi sekretarz obrony USA Donald Rumsfeld, premier stojącej na czele UE Szwecji Goran Person, sekretarz generalny NATO George Robertson czy doradczyni prezydenta USA do spraw bezpieczeństwa Condolezza Rice. Zdaniem byłego ukraińskiego ministra spraw zagranicznych, Borysa Tarasiuka, Zachód rozpoczął nową ofensywę dyplomatyczną, której celem jest niedopuszczenie do ´białorutenizacji´ (czy też ´łukaszenizacji´ Ukrainy) (...). Zachód zdał sobie sprawę, że ostatnie wydarzenia pchają Ukrainę (jak Białoruś) w objęcia Rosji. Dlatego też zmienił kurs wobec Kijowa (...). Duże wrażenie w Kijowie zrobiło zwłaszcza przemówienie prezydenta USA George´a Busha w Warszawie, w którym wezwał on kraje Europy, by tak samo zabiegały o integrację Ukrainy ze strukturami europejskimi, jak robi to Polska".
Nie przeproszą za niewolnictwo
Reklama
Anna Rogozińska-Wickers pisze w korespondencji z Nowego Jorku,
pt. Amerykanie nie chcą potępić syjonizmu (Rzeczpospolita z 10 sierpnia)
m.in.: "Protesty Waszyngtonu wywołuje również żądanie, aby państwa
kolonialne, które w przeszłości korzystały z pracy niewolników, wypłaciły
z tego tytułu odszkodowania. Ponadto USA chce, by z dokumentu usunięto
apel wzywający do przeproszenia za niewolnictwo. Obawiają się one,
że może stanowić to podstawę do ewentualnych roszczeń".
Warto przyjrzeć się na przykładzie tej sprawy, jak ostrożna
i przewidująca jest dyplomacja amerykańska. Nie chcą przepraszać
za jakże odległą historię niewolnictwa Murzynów (a mieliby, rzeczywiście,
za co przepraszać), bo nie chcą dać pretekstów do roszczeń finansowych.
Co powiedzieć w tej sytuacji o postawie prezydenta RP Kwaśniewskiego,
który gotów był, pomimo ostrzeżeń, 10 lipca br. wystąpić z oficjalnymi
przeprosinami wobec Żydów za mord w Jedwabnem, choć wiadomo, że to,
co się działo w Jedwabnem, odbywało się wyłącznie z inicjatywy niemieckich
okupantów, jedynych odpowiedzialnych za mord w Jedwabnem w sytuacji,
gdy zniszczono struktury polskiej państwowości.
Do sprawy tak szkodliwego dla Polski zachowania Kwaśniewskiego
w Jedwabnem nawiązał Remigiusz Włast Matuszak w Tygodniku Solidarność
z 10 sierpnia. W tekście zatytułowanym Bajka o złotej rybce red.
Matuszak pisze m.in.: "Straty moralne państwa polskiego w skali światowej,
wywołane przez sprawę Jedwabnego, są niewyobrażalne. No bo skoro
nawet prezydent Rzeczypospolitej uwija się w jarmułce na głowie na
jedwabieńskich polach i przeprasza, to znaczy, że Polacy są jednak
winni. A skoro "´zrobili´ to w jednym miasteczku, to czy nie zrobili
tego z pozostałymi 3 milionami polskich Żydów? (...) Oczywiście,
teraz po przeprosinach powinno nastąpić przyznawanie (...) odszkodowań,
rent itd.".
Jak oczernia się Polaków
Teresa Kuczyńska pisze w tekście: Czy mam się zastrzelić? (
Tygodnik Solidarność z 3 sierpnia) o tym, jak konsekwentnie działa
się na rzecz zdeformowania świadomości historycznej Polaków: "Zdarzenia
czasu wojny zdominowały całkowicie - w wyniku nagłośnienia w mediach
- dwie sprawy: zagłady Żydów i wysiedlenia Niemców z obszarów przyznanych
Polsce po wojnie przez zwycięskie mocarstwa w Jałcie. Przyćmiona
została utrata przez Polskę większych terenów na Wschodzie niż zyskano
i przesiedlenie stamtąd ludności polskiej. Nagłośnienie przez Niemców
i kręgi publicystów w Polsce, szczególnie im sprzyjających, wysiedleń
niemieckich, przesłoniło w świadomości Polaków na przykład fakt,
że inicjatorami wysiedleń ludności na terenie Polski byli Niemcy.
To oni już na początku wojny z samej Wielkopolski (...) wysiedlili
kilkaset tysięcy Polaków, i to w nieporównanie okrutniejszych warunkach,
niż stało się to udziałem Niemców wysiedlanych po wojnie z Polski (...). W Wielkiej Encyklopedii PWN, wydanej w tym roku, spalenie Żydów
w Jedwabnem przy współudziale Polaków awansowało do ´najdrastyczniejszego
przejawu wrogości do Żydów z lat wojny´. Już nie Auschwitz, Treblinka,
lecz Jedwabne. Ostrze oskarżeń kieruje się przeciw Polakom, uwalniając,
zapewne celowo, Niemców od winy.
W tej sytuacji nie ma już miejsca na pamięć o Powstaniu
Warszawskim, o zagładzie 120 tys. mieszkańców Warszawy i powstańców
AK-owskich, wywózce kilkudziesięciu tysięcy warszawiaków do Auschwitz-Birkenau,
Dachau, Bergen-Belsen (...) Umschlagplatz polskiej ludności Warszawy,
ów Zieleniak na Ochocie, z którego Niemcy transportowali ją do obozów
koncentracyjnych, nie istnieje w świadomości historycznej warszawiaków,
zabudowany całkowicie halami targowymi. Pozostaje tylko pamięć o
Umschlagplatzu żydowskim.
Nie dziwmy się więc, że ta pamięć przesuwa Polaków coraz
silniej z ofiar na oprawców. Na to przenicowanie historii drugiej
wojny światowej Niemcy spoglądają z aprobatą i coraz mniej gotowi
są pamiętać o swojej w niej roli. Coraz rzadziej postrzegają siebie
jako oprawców, a coraz butniej jako ofiary. Temat krzywd ze strony
polskiej buzuje w niemieckiej publicystyce. Gerhard Bartodziej, historyk
i działacz mniejszości niemieckiej na Śląsku, jako reprezentant m.in.
niemieckiej Fundacji im. Adenauera i Fundacji im. Friedricha Eberta
kpi publicznie z martyrologii wojennej Polaków, doznanej jakoby od
Niemców i obarcza winą za wywołanie wojny i śmierć milionów Polaków
ich samych. Publikowane są na Śląsku pochwały rządów hitlerowskich (...)".
Adam Krzemiński, podpora publicystyki w Polityce, kieruje
w jej ostatnim numerze list otwarty do Andrzeja Wajdy z gorącym apelem,
by nakręcił film na miarę Listy Schindlera Spielberga o zbrodni w
Jedwabnem "wykonanej przez sąsiadów na sąsiadach".
Niemcy skorzystali na Jedwabnem
Hanna Karaś poświęca tym samym problemom ważny tekst: "Teatr
absurdu" w Jedwabnem. Uroczystości 10 lipca w oczach niemieckich
reporterów (Głos z 28 lipca). Karaś skupia się zwłaszcza na pełnym
pomówień i insynuacji wobec Polaków tekście tygodnika Der Spiegel.
Komentując antypolskie ataki Spiegla, Karaś pisze, że tekst tego
tygodnika "po raz kolejny utrwali obraz Polaków jako ludzi prymitywnych
i głupich. Pewnie w sam raz takich, by mogli innych mordować".
Zachowanie niemieckiej prasy w sprawie Jedwabnego wywołało
również odrębny komentarz Agnieszki Sabor Niemcy, Polacy - i Jedwabne
w Tygodniku Powszechnym z 12 sierpnia. Sabor pisze m.in., iż: "(...)
dochodzą z Niemiec niedobre sygnały. Przykładem niemieckich reakcji
na ostatnie wydarzenia w Polsce był opublikowany niedawno w Der Spiegel (
mającym sześć milionów czytelników opiniotwórczym tygodniku) reportaż
z uroczystości w Jedwabnem - histeryczny, niesprawiedliwy, nietaktowny,
utrzymany w tonie o wiele ostrzejszym niż większość relacji izraelskich
i amerykańskich. A nie jest to sygnał jedyny. Podobne, pojawiające
się ostatnio w Niemczech głosy budzą zrozumiały opór wśród Polaków,
utrudniając jakąkolwiek rozmowę. Sprawiają, że niemieccy czytelnicy
takich tekstów na międzynarodowym seminarium w Krakowie przerywają
wykładowcy, mówiąc, że jego opowieść o kilkuset latach żydowskiej
historii na ziemiach polskich to manipulacja, która ma służyć ´ukryciu
prawdy´ o Jedwabnem i nie tylko (...), spotkany przypadkowo w dawnym
obozie w Birkenau niemiecki turysta-pielgrzym powiedział mi kilka
dni temu: ´A więc po Jedwabnem okazało się, że my, Niemcy, i wy,
Polacy, jedziemy na tym samym wózku´".