O jakże jesteś związane miejsce mojego mijania z miejscem
narodzin...
Zamysł Boga spoczywa w twarzach przechodniów,
a głębia jego podąża za tokiem powszednich dni
(...) Ty wschodzisz nad nią powoli i zamysł Twój
nadal zrównywasz z powierzchnią każdego dnia
oraz z cieniem przechodniów w ulicach
popołudniową porą... w ulicach naszego miasta
pod zmierzch...
Ty, Boże!
Ty Jeden możesz ciała nasze odebrać ziemi z powrotem!
(Karol Wojtyła, "Bojaźń, która leży u początku")
PAPIESKIE ŚLADY
Reklama
Serca nasze, jak wierzę, pałają jeszcze bogactwem słów wypowiedzianych
minionej niedzieli i w dni obecności Jana Pawła II na naszej ziemi.
Podobni uczniom uciekającym do Emaus, zalęknieni hekatombą wydarzeń
tych w skali makro, jak i naszych mikrokosmosów życia, zdawaliśmy
się nie wierzyć w to, że możliwe jest człowieczeństwo. Wystarczyło
jednak trochę czasu, kilka dni, aby i w nas dokonał się cud podobny
do tamtego. Przez okres oczekiwania, a potem w miarę słów, którymi
napełniały się nasze serca, zaczęliśmy "pałać" nadzieją i nową mocą.
Teraz wzorem tamtych uczniów winniśmy wrócić do Jerozolimy codzienności
i zanieść tym, którzy nie słuchali lub słuchali jedynie sentymentalnie,
prawdę usłyszanego orędzia. Więcej, winniśmy tę prawdę opowiadać
naszym życiem, w którym musi się ujawnić znamię tego spotkania.
A był to przyjazd szczególny. Z miejsca mijania znaczonego
szumem leniwego Tybru przyjechał do miasta swojej młodości. Proroczo
przewidywał młody wówczas Poeta, że te dwa miejsca mają wielkie znaczenie.
Jak klamrą spinają jego życie i oddają je w ręce Bożego Miłosierdzia.
Znaczony wiekiem i zmaganiem ze słabością jesieni życia, poczuł się
znów młody, odkrywając w Krakowie, Łagiewnikach, Kalwarii zamysł
Boga. Z wysokości ołtarza na Błoniach spojrzał raz jeszcze na "cienie
przechodniów w ulicach". Swoje doświadczenie solidarności z tymi
miejscami i ludźmi, którzy na ziemi jego młodości zmagają się z trudną
rzeczywistością znaczoną troską o dzień następny, zabrał do miejsca
przemijania.
Pozostawił jednak nam wszystkim dar, który należy z lękiem
przyjąć, kontemplować i wprowadzać w życie dar nowych Błogosławionych.
Niejako w sposób uroczysty ukazał nam, że to On jeden może "ciała
nasze odebrać ziemi z powrotem" i ukazać światu jako wzorzec do naśladowania.
Te wydobyte z ziemi aktem beatyfikacji ciała wielu z nas nosić będzie
przy sobie lub adorować w domach w postaci relikwii. Trzeba im użyczyć
swojego ciała, które jeszcze dotyka ziemi, aby ponowił się dramat
zmagania ze słabością i grzechem dla zdobycia lauru świętości. Nowi
Błogosławieni mają nam wiele do powiedzenia. Trzeba się wsłuchać
w ich życie i próbować w oparciu o ich wstawiennictwo naśladować
ich czyny. Jest kilka tropów, na których mogą nam towarzyszyć:
Pomóż w rozwoju naszego portalu
NIE ULEGAĆ NAMOWOM ŚWIATA
Wszyscy wyniesieni na ołtarze w czasie ostatniej pielgrzymki
żyli w czasach wielkiej niewoli zaborów. Wiadomo było, że zaborcy
wszelkimi siłami dążyli do zniszczenia zdrowego rdzenia narodowej
substancji. Wystarczy przytoczyć jeden fragment z Pamiętników bł.
abp. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego: "Rosyjski generał gubernator
Bibikow tak przemawiał do wychowanków warszawskich gimnazjów, wśród
których była większość Polaków: "Nie sądźcie wszakże, by rząd wymagał
od was wyrzeczenia się wszelkich uciech i używań młodości. Przecie
nie na anachoretów, lecz ludzi praktycznych wychować was pragniemy (
...). Bądźcie pewni, że ani wesołe pohulanki, ani uczęszczanie na
zabawy i widowiska, ani gra w karty, ani romansowe intrygi nie zachwieją
zaufania rządu ku wam (...).Na wszystkie wybryki młodocianego szału
władze będą wyrozumiałe, byle przywiązanie do tronu i wierności rządowej
idei nie nadwyrężone pozostały. Ale biada wam, jeśli nastawiwszy
ucha zgubnym podszeptom przewrotnych buntowników zechcecie roić o
wskrzeszeniu upadłej bezrządem Rzeczypospolitej i bawić się w spiski
i powstania"". Tekst przemówienia był rozpowszechniany po wszystkich
gimnazjach i ośrodkach gromadzących młodzież.
Jakże podobne, niemal dokładnie powielone hasła propaguje
się dzisiaj. Życie Błogosławionych ujawnia, w jaki sposób uniknęli
pokusy wprowadzenia w życie zachęt zaborcy.
Matka bł. Arcybiskupa szybko owdowiała, ale pozostawszy
z gromadką sześciorga małych dzieci, dbała mocno o ich patriotyczne
wychowanie. Pamiętniki ujawniają, jak troszczyła się o cnotliwe i
uczciwe życie małych jeszcze dzieci.
Bł. s. Sancja mimo oddalenia od kraju rodzinnego pozostała
wierna tej jedynej miłości, jaką jest Ojczyzna to miejsce, w którym
w akcie narodzenia spoczął na jej duszy "zamysł Boga", a zamysł ten
był czytelny, jak czytelny jest i dzisiaj zdobyć świętość. Dlatego
wśród rozkoszy i pokus świata powtarzała niezmiennie: "Muszę być
świętą". A w dniu święceń kapłańskich swojego brata wyznała po raz
pierwszy: "Choćbym nie wiem, jakie przeszkody pokonać musiała, muszę
zostać zakonnicą... świętą zakonnicą".
Bł. ks. Jan Balicki, którego beatyfikacja napełnia mnie
szczególną radością i rodzi wielkie uczucia wdzięczności wobec Ojca
Świętego, dostrzegł ten błysk troski o zdrowe sumienie, "przyłapawszy"
podczas dziecięcej zabawy matkę, która modliła się na kolanach w
komórce. Jeszcze nie wiedział o co, ale w dniu prymicji zapytał ją
o to, a matka mu odpowiedziała : " Modliłam się, żebyś został księdzem,
świętym księdzem". Już jako uczeń gimnazjum uczył się miłości ojczyzny
i zdolności odczytywania zamysłu Bożego, uczestnicząc na placu bernardyńskiego
kościoła w patriotycznych spotkaniach z okazji wielkich rocznic narodowych
i w ciszy tegoż kościoła na modlitwie i przy kratkach konfesjonału
modlił się o łaskę mocy do przeciwstawienia się prądom świata, któremu
zależało na zmiękczeniu zdrowego sumienia młodzieży.
Bł. o. Jan Beyzym, przez tyle lat oddalony od swojej Ojczyzny,
także dawał wyraz tej miłości w listach pisanych do matki. Wzruszające
to teksty, przypominają los literackiego bohatera Sienkiewiczowskiego
Latarnika.
Nie ma dziś gubernatorów, nie straszy się kazamatami i wywózkami.
Pozostał jednak zamysł i głos powielany o wiele obficiej przez media.
Porzucamy patriotyczne rocznice, lekceważymy i zgadzamy się na deptanie
podstawowych norm międzyludzkich relacji. Jest tylko jedno, co wolno
robić i co ubiera się w szaty postępu. Za wszelką cenę za cenę
zniszczenia rolnictwa, zgody na śmierć starców i planowe zabijanie
nienarodzonych wejść do tego "raju", jakim jest Unia Europejska.
Gubernatorzy, którymi są dziś bossowie mediów, mówią: możecie używać
świata, tonąć w alkoholizmie, ginąć w oparach narkotyków, zabijać
smak miłości amokiem rozpusty. My wiemy, żeście młodzi, i patrzymy
na to łaskawym okiem. Biada wam jednak, młodzi i starzy, świeccy
i duchowni, jeśli zaczniecie krytycznie mówić o tej arkadii szczęścia,
którą proponujemy wam my, demiurgowie współczesności. Ostatnio mieliśmy
ewidentny tego przykład: Jeden z pracowników Unii ośmielił się ujawnić
krętactwa i nieuczciwość obietnic. Na drugi dzień już nie pracował.
Błogosławieni mówią: nie ma czasów łatwych. Zawsze trwa
zmaganie zła z dobrem. Nam udało się, bośmy zachowali miłość rodzinnych
domów i uwierzyli zasadom zawartym w Dekalogu. Zdają się apelować
najpierw do rodziców: Nie ulegajcie tchórzliwemu lękowi. Dawajcie
dzieciom zdrowy chleb prawdy. To nic, że niektóre okruszyny zostaną
zmarnowane. Pozostanie smak, za którym kiedyś wasze dzieci zatęsknią,
jak dziś tęsknią za matczynym razowym chlebem ci, którzy zamieszkali
w miastach i muszą spożywać niby to rarytasy, które, niestety, tylko
udają chleb. Nie karmią, ale tłumią jedynie głód.
Bł. ks. Jan Balicki pragnie nas zaprowadzić do zakamarków
naszych świątyń i razem z nami chce modlić się do Boga, by każdy
z nas potrafił być dobrym człowiekiem, świętym człowiekiem. Zaprasza
dzieci i młodzież do włączenia się w misterium Eucharystii przez
posługę ministranta i lektora, zaprasza dorosłych do przeżywania
tajemnicy Bożego Miłosierdzia w sakramencie pokuty. Wszyscy wreszcie
chcą, abyśmy razem z rodzinami klękali do wspólnej rodzinnej modlitwy.
Niewielkie to wymagania. Realne i dzisiaj. Pozostaje tylko jeden
ważny problem nie dać się pokonać tchórzostwu i lenistwu.
PRZECIW OSZCZERSTWOM
Wszyscy nowi Błogosławieni doświadczyli cierpienia spowodowanego
fałszywymi oskarżeniami. Ks. Balicki i abp Feliński musieli w pewnym
momencie opuścić miejsce swojego pobytu. Wszystko to spowodowała
ludzka złość ujawniona aktami oszczerstwa i fałszu. Nie mniej wycierpiał
z tego powodu o. Beyzym. Przebaczyli swoim wrogom. Ale uczą, że każde
oszczerstwo jest grzechem ciężkim i przyjdzie z niego zdać sprawę
przed Bogiem. To wielki grzech, ponieważ narusza prawo miłości
podstawowe prawo przyniesione przez Chrystusa.
Matka bł. abp. Zygmunta Felińskiego w czasach jego dzieciństwa
tępiła surowo wszelkie przejawy donosicielstwa. Kiedy któreś z dzieci
informowało ją o wykroczeniach drugiego, podczas wieczornego rachunku
sumienia sadzała je naprzeciw siebie i uczciwie domagała się wyjaśnień.
Bardzo szybko jak pisze syn w Pamiętnikach "oduczyliśmy się tej
wstrętnej mody donosicielstwa".
Jakże dziś byłoby to potrzebne! Prasa uczy sama, jak można
zniszczyć człowieka, nie opierając się na podstawowych normach uczciwości.
Przed kilku miesiącami zszargano dobre imię bp. Edwarda Białogłowskiego.
Policyjne dochodzenie udowodniło niewinność i bezpodstawność zarzutu,
ale czy ktoś wystąpił do sądu o przywrócenie dobrego imienia, czy
ukarano prasowych sprawców ohydnego oszczerstwa, zdążającego do uśmiercenia
dobrego imienia uczciwego biskupa?
Poczucie bezkarności doprowadzi do kolejnych akcji oszczerstw
pod adresem słabych i biednych, bo nie stać ich na kosztownych adwokatów.
Przyjmujemy dar nowych Błogosławionych z wdzięcznością.
Widzimy raz jeszcze, że świętość jest możliwa i to w najtrudniejszych
sytuacjach i warunkach. Św. Barnaba w jednym z listów poucza nas:
"Ponieważ dni są złe, a przeciwnik działa, trzeba nam czuwać
nad sobą i pilnie strzec woli Bożej. Otóż WIARĘ naszą wspierają BOJAŹŃ
I WYTRWAŁOŚĆ, sprzymierzeńcami są CIERPLIWOŚĆ I OPANOWANIE. Jeśli
te cechy pozostaną nietknięte przed Panem, wtedy z radością dołączają
się do nich: mądrość, rozumienie, poznanie i wiedza".